Pomimo słabej wiary naszej…

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Siostra Aldona Deczewska, Franciszkanka Misjonarka Maryi, z którą miałem przyjemność często spotykać się, kiedy posługiwała w Lublinie. Dzięki życzliwości Siostry Aldony, mogłem przyjeżdżać z Młodzieżą na rekolekcje do lubelskiego domu Sióstr. Życzę nieustannego zapału apostolskiego, z którego Droga Jubilatka już jest znana, a także Bożego błogosławieństwa w codziennej posłudze. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, pozwólcie mi na taką małą refleksję, która wczoraj zrodziła mi się w trakcie modlitwy i nawet utrudniła mi modlitwę, bo się zwyczajnie nie mogłem skupić. Ale pojawiły się we mnie pewne pytania i wątpliwości, którymi chcę się z Wami podzielić. Skoro zewsząd słyszymy – także od Pasterzy Kościoła – że wiarę trzeba łączyć z rozumem, co jest prawdą, przeto ja stawiam pewne pytania w ramach prostej i logicznej refleksji rozumu.

Otóż, wczoraj, w wystąpieniu sejmowym Premiera, padło stwierdzenie, że ten stan epidemii może potrwać nawet dwa lata, więc trzeba „przemodelować nasze życie gospodarcze i społeczne”, bo trzeba jakoś żyć i funkcjonować. Taki postulat słyszałem już jakiś czas temu – także ze strony kogoś z Rządu – że po Świętach, jeśli sytuacja się nie zmieni, trzeba będzie pomyśleć o odizolowaniu Osób najbardziej zagrożonych, natomiast kolejne sfery gospodarki trzeba będzie „odmrażać”, bo Państwo tak dłużej nie pociągnie. Trudno się z tym nie zgodzić. Czyli co? Wtedy się okaże, że jednak możemy wyjść z domu i pójść do pracy? A może nawet na uczelnie i do szkół? Jak to będzie?

A może tak właśnie trzeba było zrobić od początku, poczynając od kościołów: zachować te pierwsze dyspensy, jakie były udzielane w pierwszą niedzielę czasu zagrożenia, obejmujące osoby starsze, chore i te, które odczuwają duży lęk przed zarażeniem, a pozostałym pozwolić przeżywać Mszę Świętą, przy zachowaniu odległości i zwykłych środków ostrożności. To i tak zmniejszyłoby liczbę uczestników.

Moje obserwacje bowiem z ostatnich niedziel przekonują mnie, że ludzie, którym bardzo zależy na Mszy Świętej, są w stanie wszystkie rygory zachować i wszystkie zalecenia spełnić, oby tylko w niej uczestniczyć. Dlatego jeżeli nie „zmieścili się” w kościele, bo było już pięć Osób, to stali na dworze, pomimo dość chłodnego wiatru, aby tylko przeżyć Mszę Świętą i przyjąć Komunię Świętą.

A czy nie można było zaufać bardziej doświadczeniu Księży Proboszczów, którzy znają styl bycia i pewne przyzwyczajenia swoich Parafian, znają też możliwości swoich kościołów (w tym także, ich rozmiary) i tak wszystko mogliby zorganizować, żeby ludzie bezpiecznie jednak przeżywali Msze Święte? Nawet, jeżeli część z nich pozostałaby na zewnątrz, co i tak się nieraz zdarza, przy większej ilości wiernych.

Na pewno, ludzie wykazaliby się dojrzałością i zachowaliby konieczne odległości i inne środki ostrożności. Cały czas bowiem powraca pytanie o porównanie pięciu osób w wielkiej świątyni do dwudziestu pięciu w małym stosunkowo autobusie… A tej sfery ducha naprawdę nie można pozostawić na później – wszak już teraz coraz więcej głosów ostrzega przed falą depresji (niektórzy mówią nawet o fali samobójstw), kiedy Pan pozwoli nam się wyleczyć z wirusa i trzeba będzie się zmierzyć z rzeczywistością po nim. Może więc warto więcej uwagi i troski poświęcić już teraz – przy ratowaniu zdrowia i życia – ratowaniu ducha i psychiki ludzi?… Czy psychologowie i psychiatrzy będą w stanie pomóc wszystkim potrzebującym?…

A przy tej okazji, czy naprawdę nie można dojrzałym ludziom pozwolić na spacer na świeżym powietrzu, jeżeli zachowają wszelkie środki ostrożności? Czy wyjście do lasu lub na ryby, to naprawdę taki problem? Przypominam, że cały czas mam na myśli sytuację, w której niedługo mielibyśmy jednak – jak to się określa – „nauczyć się żyć” z wirusem i w miarę normalnie funkcjonować. Jak to ma więc w praktyce wyglądać? I od kiedy?

A przy okazji, jak długo może trwać stan nadzwyczajny – oczywiście, nie ogłoszony formalnie, ale faktycznie takim on jest… Czy chociażby doświadczenie Francji sprzed kilku miesięcy nie pokazuje, że trwający zbyt długo stan nadzwyczajny – przestaje być nadzwyczajny i ludzie w sposób naturalny zaczynają go obchodzić?… Zwłaszcza my, Polacy, z naszym temperamentem i „zaradnością”, tak do tego nie podejdziemy?…

Może więc już teraz warto przyjrzeć się, gdzie skala zachorować jest największa, a gdzie jest w miarę bezpiecznie i pozwolić ludziom na trochę więcej dojrzałości?… Czy bowiem rygorystyczne zamknięcie trzydziestu ośmiu milionów ludzi w mieszkaniach – to jest to najlepsze rozwiązanie?

W dodatku, media nakręcają atmosferę strachu, odmieniając przez wszystkie przypadki słowa: „pandemia”, „koronawirus”, a jakby z trudnością przebijają się informacje pozytywne i niosące nadzieję, że spada liczba zgonów i liczba hospitalizacji we Włoszech i w Hiszpanii, a i u nas, ostatniej doby, mniej było zakażeń, niż w Niedzielę Palmową. Naturalnie, to wszystko może tylko chwilowe, a może jednak?… Słoneczna pogoda też niesie nadzieję.

Czemu o tym tak mało mowy w mediach? Bo nastąpi rozprężenie dyscypliny społecznej? I społeczeństwo okaże się niedojrzałe, skoro teraz chwalone jest jako właśnie dojrzałe i odpowiedzialne?

Powiedzmy sobie jasno, że dojrzałe i odpowiedzialne to nie takie społeczeństwo, które rygorystycznie i bezdyskusyjnie wykonuje polecenia władzy i siedzi w domach, ale takie, które dojrzale myśli i postępuje roztropnie, pomne oczywiście na mądre wskazania władz. Czy my takim społeczeństwem jeszcze nie jesteśmy?… To jak mamy „odmrażać” to nasze życie gospodarcze i społeczne po Świętach?…

Tak, swoją drogą, to jestem przekonany, że całe to zagrożenie nie będzie trwało dwa lata, może nawet szybko się zakończy. Dobry Bóg bowiem, który nas bardzo kocha, nie ma chyba innego wyjścia, jak tylko zmiłować się nad nami, bo dobrze widzi, że jak to wszystko za długo potrwa, to my sobie w końcu oczy powydrapujemy! A On na pewno nie tego chce, tylko tego, żebyśmy się nawrócili do Niego i bardziej Mu zaufali.

Moi Drodzy, proszę, abyście przeczytawszy te moje refleksje, nie potępiali ich od razu w tak zwany „czambuł”, tylko doprecyzowali słabsze punkty, jakie dostrzeżecie, proponując własne przemyślenia. Po prostu, rozmawiajmy o tym, pomagajmy sobie nawzajem w odnalezieniu się w tej sytuacji, która dla nas wszystkich jest wyzwaniem. Nawet, jeżeli się ze sobą nie zgodzimy, to zachowajmy wzajemny szacunek!

Nade wszystko jednak – totalnie ufajmy Bogu! Módlmy się jeszcze więcej, jeszcze gorliwiej! Jak najwięcej módlmy się wspólnie! Niech nasze bycie razem w domach będzie tworzeniem mocnej i trwałej wspólnoty – pomiędzy sobą i z naszym Panem Jezusem Chrystusem, oraz z Jego Matką!

Nieustająco módlmy się o przeżycie Świąt Paschalnych w radości – niech będą one wielkim triumfem Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego!

A wierzę, że wielkim duchowym wsparciem i mocnym promykiem nadziei będzie dla nas jutrzejsze słówko z Syberii!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wielki Wtorek,

7 kwietnia 2020.,

do czytań: Iz 49,1–6; J 13,21–33.36–38

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

Posłuchajcie mnie, wyspy; ludy najdalsze, uważajcie: Pan mnie powołał już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie.

I rzekł mi: „Tyś sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię”. Ja zaś mówiłem: „Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego”. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą.

A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela. A mówił: „To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus w czasie wieczerzy z uczniami swoimi doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi”. Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewni, o kim mówi.

Jeden z uczniów Jego, ten, którego Jezus miłował, spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: „Kto to jest? O kim mówi?” Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: „Panie, kto to jest?”

Jezus odpowiedział: „To ten, dla którego umaczam kawałek chleba i podam mu”. Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po spożyciu kawałka chleba wszedł w niego szatan.

Jezus zaś rzekł do niego: „Co chcesz czynić, czyń prędzej”. Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział. Ponieważ Judasz miał pieczę nad trzosem, niektórzy sądzili, że Jezus powiedział do niego: „Zakup, czego nam potrzeba na święta”, albo żeby dał coś ubogim. On zaś po spożyciu kawałka chleba zaraz wyszedł. A była noc.

Po jego wyjściu rzekł Jezus: „Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim chwałą otoczony, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy.

Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale jak to Żydom powiedziałem, tak i wam teraz mówię, dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie”.

Rzekł do Niego Szymon Piotr: „Panie, dokąd idziesz?”

Odpowiedział mu Jezus: „Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz”.

Powiedział Mu Piotr: „Panie, dlaczego teraz nie mogę pójść za Tobą? Życie moje oddam za Ciebie”.

Odpowiedział Jezus: „Życie swoje oddasz za Mnie? Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Kogut nie zapieje, aż ty trzy razy się Mnie wyprzesz”.

Tak z czysto ludzkiej perspektywy patrząc – jaki to musiał być trudny moment dla Jezusa: zapowiedź zdrady ze strony najbliższych… I to podwójnej zdrady – tej, którą już zaplanował Judasz, ale i tej, której Piotr co prawda nie zaplanował i otwarcie się zarzekał, że do niej nie dopuści, jednak Jezus dobrze wiedział, jak będzie…

To prawda, że nie można porównywać czynu Judasza do czynu Piotra, bo ten pierwszy z wyrachowaniem i premedytacją wszystko zaplanował, biorąc nawet pieniądze za swoją niegodziwą decyzję, Piotr natomiast tak po ludzku się przestraszył, ale czy to czyni całą sprawę łatwiejszą, prostszą, mniej bolesną?…

Oto Jezus, wiedząc, co ma na Niego przyjść, wie także, jak zachowają się Jego najbliżsi: jeden Go zdradzi, drugi się Go zaprze, a reszta ucieknie… Tylko najmłodszy, Jan, będzie przy Nim do końca… Jak to musiało wtedy boleć…

A jednak, Jezus nie zrezygnował z dzieła odkupienia, nie obraził się na swoich Apostołów, nie robił im wymówek, że oto tyle ich nauczał, trzy lata ich prowadził i kształtował, a teraz – nie będzie mógł na nich liczyć, bo w najbardziej decydującym momencie zostanie sam… Nie mówił tego, nie czynił im żadnych wyrzutów.

A przecież pierwszy akt tego dramatu miał się dokonać już wkrótce, bo w czasie Jego samotnej modlitwy w Getsemani: uczniowie, wyraźnie i wprost poproszeni o to, by czuwali – wszyscy posnęli… To był pierwszy znak, jak bardzo są słabi, jak słabe są ciała, chociaż duch może faktycznie «ochoczy» – jak to stwierdził w którymś momencie Jezus. Ciała okazały się słabe, a niedługo miało się okazać, że i ducha zabrakło, skoro zabrało odwagi, by przy swoim Mistrzu zostać – w tym najbardziej decydującym momencie

Pomimo tego jednak – i to nas bardzo pociesza, moi Drodzy – Jezus niczego nie zmienił w swoich planach. Nie przestał swoich uczniów kochać, nie przestał też kochać tych, którzy mieli już niedługo wrzeszczeć: Na krzyż z Nim! Dokonał dzieła zbawienia, pomimo zdrady i odrzucenia ze strony ludzi. To nas bardzo, ale to bardzo pociesza, moi Drodzy!

Bo ufamy głęboko – i o to się bardzo żarliwie modlimy – że i dzisiaj zmiłuje się nad nami, chociaż próżno z naszej strony może oczekiwać zbyt wielkiego świadectwa wiary! Nasza wiara jest bardzo słaba, jesteśmy zalęknieni, nie potrafimy zaufać Panu w całej pełni. A nawet – w jakimś stopniu. Obawiamy się o nasze życie i zdrowie.

Z jednej strony – to dobrze, bo to jest konkretny wymiar realizacji przykazania miłości bliźniego i piątego Przykazania Dekalogu. Czy jednak nasze zaufanie do Jezusa nie powinno być większe? Czy nie powinniśmy – przy zachowaniu zwykłych ludzkich środków ostrożności – jeszcze bardziej uwierzyć w moc Bożą?…

Tymczasem my jesteśmy tacy zalęknieni… Na każdym kroku obawiamy się niewidzialnego wroga… I już nie tylko nie podajemy sobie ręki na powitanie – nawet w gronie najbliższych – ale można odnieść wrażenie, że niektórzy boją się na drugich spojrzeć! Oczywiście, to pewne przerysowanie, ale nie da się nie zauważyć paniki i przerażenia, w jakiej żyje część z nas.

I właśnie w takich okolicznościach pociesza nas to, że Jezus wtedy, w Wieczerniku, świadom zachowania swoich najbliższych, jednak umiłował ich do końca. Wierzymy, że i nad nami – pomimo naszej słabej wiary – okaże swoje zmiłowanie. O to się modlimy tak żarliwie, jak tylko potrafimy, jak pozwala nam nasza słaba wiara – i nasza wola, na szczęście dobra.

Modlimy się o to – i w tej intencji podejmujemy dzieła pokutne – by miłosierdzie Boże okazało się po raz kolejny większe od naszej słabości i naszych lęków!

A sami, do serc swoich, bierzemy pouczenie z pierwszego czytania, z Proroctwa Izajasza – słowa, skierowane do Sługi Jahwe: To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi!

Moi Drodzy, to zbyt mało, gdybyśmy mieli modlić się w ciszy swojej «izdebki» o podźwignięcie świata z obecnego nieszczęścia. Potrzeba, byśmy byli światłością dla ludzi – byśmy odważnie świadczyli o swojej wierze w Bożą moc! A w ten sposób – byśmy wspierali na duchu tych, którzy są może jeszcze słabsi od nas i jeszcze ciężej przeżywają swój lęk…

To zbyt mało zatem, jeżeli zamkniemy się w sobie i tylko o siebie będziemy się troszczyć przed obliczem Pana! Pamiętajmy o innych – pamiętajmy o sobie nawzajem!

7 komentarzy

  • Jak dojrzałym społeczeństwem jesteśmy to widać w Parlamencie😉.
    Co do spacerów, zgoda ale niestety nie wszyscy są dojrzali. W pewnym momencie w lesie było więcej ludzi niż w centrum miast. Można zakazywać, tłumaczyć a i tak są mądrzejsi bo przecież prawo nic nie znaczy. To rzeczywiście „zaradność”.
    Myślę, że jakichkolwiek metod rząd by nie użył to i tak będzie źle i będą psy na nich wieszać. Temperament to my mieliśmy podczas okupacji ale teraz wroga nie widać 😉. Jak powiększymy liczbę do 50 to zaraz ktoś powie, dlaczego nie 100? I tak dalej.
    Jest to sytuacja nowa dla nas i w sumie duża nauka. Pytanie, czy wyciągniemy jakieś wnioski? Czy ja się zmienię choć trochę na lepsze ?
    Oby tak było. Tego bym sobie życzył.

  • Trafne uwagi. Mam podobne przemyślenia :). Zagrożenie się zakończy, a rozwiązania „zamordyzmu”, których nie można byłoby wprowadzić tak łatwo zwykłym trybem, w tej czy innej formie pozostaną. I to wszystko przy poklasku tłumu, bo to dla „jego dobra”…

    • Właśnie ta bierność naszego Społeczeństwa, wyrażająca się w „łykaniu” – bez słowa dyskusji – kolejnych absurdalnych zarządzeń, jak owych nieszczęsnych pięć osób w kościele, bardzo mnie martwi. Bo pokazuje, jak bardzo jesteśmy zastraszeni i jak mało w nas wiary…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.