Bogu mojemu dziękuję za Was…

B

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Monika Nowicka, moja Siostra cioteczna, dla której modlę się o łaskę cierpliwości i pogody ducha w znoszeniu krzyża choroby, a jeśli to nie sprzeciwiałoby się woli Bożej – o łaskę powrotu do pełnego zdrowia.

Imieniny przeżywa dziś także Monika Szostakiewicz, zaangażowana w swoim czasie w działalność jednej ze Wspólnot młodzieżowych.

Urodziny natomiast przeżywa Sebastian Kucharski, za moich czasów – Lektor w Celestynowie.

Życzę Wszystkim świętującym łaski Bożej i wszelkich dobrych natchnień. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, bardzo serdecznie pozdrawiam Was – razem z moją Ekipą – z Mikaszówki, gdzie zatrzymaliśmy się u gościnnego Księdza Proboszcza Andrzeja Borkowskiego. Do dyspozycji turystów oddał On budynek plebanii, w której nie mieszka – po tym, jak przeprowadził się do wyremontowanego budynku starej plebanii. Dlatego jest tutaj sporo miejsca na nocleg. Życzliwość zaś i gościnność Gospodarza także ma ogromne znaczenie. Wyrażam Mu za to raz jeszcze ogromną wdzięczność.

Bardzo też cieszę się, że wczoraj dotarła do nas – na ten ostatni dzień – Pani Doktor Joanna Borowicz. Znamy Ją z bloga jako J.B., wypowiadającą się w komentarzach. Pani Joanna była z nami wczoraj na Mszy Świętej i dzisiaj pozostanie z nami do końca, włączając się we wspólne modlitwy i spotkania w grupie. Wielkie dzięki za tę chęć bycia z nami – choćby nawet przez tak krótki czas. A przecież trzeba było odbyć długą drogę, aby tu do nas dotrzeć…

Moi Drodzy, nie wiem, czy dzisiaj wyruszymy na ostatni etap kajakowania. Nie jest on długi – zasadniczą część szlaku przepłynęliśmy wczoraj i przedwczoraj, na ostatni dzień natomiast zostawiliśmy końcówkę. Mamy tu jednak deszcz i duże zachmurzenie. Podejmiemy decyzję po Mszy Świętej i śniadaniu. Być może, zostaniemy na cały dzień w tym pięknym miejscu i tutaj sobie wspólnie zorganizujemy czas.

A jest to miejsce naprawdę szczególne. W miejscowym kościele bowiem, w roku 1954, sprawował Mszę Świętą Ksiądz Karol Wojtyła, przepływając tędy ze swymi Studentami. Upamiętnia to tablica, umieszczona na specjalnym obelisku. Idziemy więc – a właściwie: płyniemy – Jego szlakami, Jego śladami!

Dlatego także przez Jego wstawiennictwo powierzamy Bogu Was wszystkich i Wasze sprawy. Ja dzisiaj włączę je w intencję swojej Mszy Świętej, sprawowanej właśnie w Mikaszówce

Życzymy Wszystkim pięknego i owocującego dobrem dnia! Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty! Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 21 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Moniki,

27 sierpnia 2020.,

do czytań: 1 Kor 1,1–9; Mt 24,42–51

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni wespół ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana. Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa.

Bogu mojemu dziękuję wciąż za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie brakuje wam żadnego daru łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.

Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby na czas rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności. Zaprawdę, powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.

Lecz jeśli taki zły sługa powie sobie w duszy: «Mój pan się ociąga», i zacznie bić swoje współsługi, i będzie jadł i pił z pijakami, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna. Każe go ćwiartować i z obłudnikami wyznaczy mu miejsce. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

Jak zapewne wiemy, wszystkie Listy Apostoła Pawła – zresztą, także i pozostałych Apostołów – nie powstały tylko po to, by powstać, albo po to, by ktoś kiedyś mógł je włączyć do Ksiąg Pisma Świętego. Zapewne, Apostołowie, którzy z wielkim uszanowaniem i pobożnością czytali Księgi Starego Testamentu – Pisma Mojżesza i Proroków – nigdy by nie pomyśleli, że kilkanaście wieków później ich Pisma, ich Listy, będą dalszą częścią tej wielkiej Księgi, którą dziś opatrujemy tytułem: „Pismo Święte”.

Oni pisali swoje przesłania do chrześcijan – swoich uczniów i wychowanków – w kontekście spraw i problemów, jakie pojawiały się w poszczególnych wspólnotach. A trzeba przyznać, że niekiedy były to naprawdę bardzo poważne problemy – może nawet dla nas zaskakujące, jeśli się weźmie pod uwagę ogólny entuzjazm, rozpalający wówczas członków młodego Kościoła.

Niestety, człowiek jest człowiekiem – z jednej strony: człowiekiem, z drugiej jednak: tylko człowiekiem – i zwykle te ludzie wady gdzieś tam go kiedyś „dogonią”… Tak było również wtedy, dlatego Apostołowie na bieżąco reagowali na nie, upominając za zło i pokazując drogi dobra.

Jednakże w tym wszystkim bardzo cennym jest i godnym naśladowania, że nigdy – czytajmy uważnie ich Pisma, a przekonamy się, że naprawdę nigdy – nie popadali w jakiś totalny pesymizm i skrajne krytykanctwo, które by im kazało tylko upominać swych uczniów, krytykować, czy wręcz besztać. Oczywiście, o jakimś besztaniu w Listach apostolskich mowy być nie może, ale – jak wiemy – pojawiały się tam nieraz słowa bardzo surowe i gorzkie.

Nie brakło jednak i takich, jak te, które słyszymy dzisiaj, a w których Paweł dziękuje za wiernych Koryntu: za ich wiarę, ale też za dobro, którego Pan dokonuje w ich życiu. Tak o tym pisze: Bogu mojemu dziękuję wciąż za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie brakuje wam żadnego daru łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. Po czym zapewnia, że Pan sam będzie ich nadal umacniał. Zobaczmy, jakie to optymistyczne i radosne przesłanie!

A czyż Jezus w Ewangelii nie naucza podobnie? Ukazując dwa sposoby oczekiwania ludzi na Jego przyjście, najpierw pokazuje daje przykład pozytywny – w obrazie sługi, który czuwa i w każdej chwili jest gotowy na przyjście swego pana. Potem dopiero pojawia się przykład negatywny, stanowiący przestrogę.

Moi Drodzy, to bardzo ważna lekcja dla nas – szczególnie w obliczu tego wszystkiego, co dzisiaj przeżywa świat i Kościół. Szczególnie Kościół wydaje się być dzisiaj w totalnej defensywie, spychany na margines życia społecznego, wielu ludziom już niepotrzebny – podobnie, jak sam Bóg wielu ludziom jest niepotrzebny. Dlatego żyją tak, jakby Boga nie było i jakby Kościół nie istniał i niczego nie nauczał. Łatwo w obliczu tego popaść w pesymizm i zniechęcenie, łatwo poddać się powszechnie panującym opiniom.

Tymczasem, nawet pobieżna obserwacja rzeczywistości Kościoła pokazuje, że dzieje się w nim naprawdę dużo dobra i że Pan o nim nie zapomniał! Pan o nas nie zapomniał! Nie opuścił nas, którzy Mu nadal ufamy i nadal na Niego liczymy. I dlatego dobrze, byśmy starali się – może niekiedy wbrew wszystkim i wszystkiemu – widzieć dobro wokół siebie i dobrych ludzi także. I tak szczerze ucieszyć się tym dobrem – i Bogu za nie podziękować! Szczerze ucieszyć się – tak, jak Paweł – tymi ludźmi, którzy są wokół nas: może niekiedy rzeczywiście trudnymi i wymagającymi większej troski i miłości, ale jednak będącymi darem Boga dla nas. Zwykle zauważamy to i doceniamy ich wtedy, kiedy kogoś z nich zabraknie…

Dlatego, zanim się zacznie biadolić i narzekać – najpierw warto dostrzec dobro i podziękować Bogu, starając się je pomnażać, rozwijać, kontynuować. Pewnie wtedy mniej będzie chęci, czasu i sił na biadolenie i narzekanie. A może w ogóle przejdzie na to ochota…

Przykładem takiej właśnie niezłomnej nadziei i wiary w dobro jest postawa Patronki dnia dzisiejszego, Świętej Moniki.

Urodziła się około 332 roku w Tagaście, w północnej Afryce, w głęboko chrześcijańskiej rodzinie rzymskiej. Jako młodą dziewczynę wydano ją za pogańskiego urzędnika, członka miejscowej rady miejskiej. Małżeństwo to jednak nie było dobrane. Mąż miał charakter niezrównoważony i popędliwy. Monika jednak swoją dobrocią, łagodnością i troską umiała pozyskać jego serce, a nawet doprowadziła go do przyjęcia Chrztu.

Gdy urodził się ich syn Augustyn, Monika miała dwadzieścia dwa lata. Po nim miała jeszcze syna i córkę. W 371 roku zmarł mąż Moniki, gdy miała ona trzydzieści dziewięć lat. I wtedy to zaczął się dla niej – trwający szesnaście lat – czas niepokoju i cierpień. A ich przyczyną był Augustyn. Zaczął on bowiem naśladować ojca i żyć bardzo swobodnie. Poznał jakąś dziewczynę i miał z nią dziecko – pomimo, że żyli bez ślubu. Nadto uwikłał się w błędy manicheizmu.

Zbolała matka nie opuszczała syna, ale szła za nim wszędzie, modlitwą i płaczem błagając Boga o jego nawrócenie. Kiedy Augustyn udał się do Kartaginy dla objęcia w tym mieście katedry wymowy, matka poszła za nim. Kiedy potajemnie udał się do Rzymu, a potem do Mediolanu, by się zetknąć z najwybitniejszymi mówcami swojej epoki, Monika też była przy nim.

I oto w 387 roku, Augustyn – pod wpływem kazań Świętego Ambrożego, głoszonych w Mediolanie – przyjął Chrzest i rozpoczął zupełnie nowe życie. Szczęśliwa matka spełniła misję swojego życia. Mogła już odejść po nagrodę do Pana. Kiedy wybierała się do rodzinnej Tagasty, zachorowała na febrę i po kilku dniach zmarła w Ostii, w 387 roku. Dokładnej daty śmierci nie znamy.

Natomiast w swoich „Wyznaniach” Augustyn, jej syn, późniejszy Święty, opowiadając o odejściu swej Matki z tego świata, wyraził jej swoją bezgraniczną wdzięczność, w takich – między innymi – słowach:

Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego świata, dzień, który Ty znałeś, my zaś nie znaliśmy, zdarzyło się – jak sądzę – dzięki niezbadanym Twym wyrokom, że znajdowaliśmy się razem, wsparci o okno wychodzące na ogród domu, w którym zamieszkaliśmy. Było to blisko Ostii, gdzie z dala od zgiełku, po trudach długiej drogi, nabieraliśmy sił do podróży morskiej.

Rozmawialiśmy ze sobą z ogromną serdecznością i zapominając o tym, co przeszłe, i kierując się ku przyszłości, zastanawialiśmy się w świetle Prawdy, którą Ty jesteś, na czym polega życie Świętych – to życie, którego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło. Chłonęliśmy sercem niebiańskie strumienie wypływające z Twojego źródła, ze źródła życia, które jest w Tobie.

Mówiłem o tych sprawach, chociaż nie w ten sposób i nie tymi dokładnie słowami, ale, o Panie, Ty wiesz, że w owym dniu, gdy tak rozmawialiśmy, a w miarę wypowiadanych słów świat wraz ze wszystkimi przyjemnościami tracił dla nas znaczenie, powiedziała: «Mój synu, co do mnie, to żadna rzecz nie cieszy mnie na tym świecie. Co tu jeszcze czynię i po co jestem, nie wiem. Niczego już nie spodziewam się na tym świecie. To jedno zatrzymywało mnie dotąd, że chciałam, zanim umrę, widzieć cię chrześcijaninem katolikiem. Bóg szczodrzej mnie obdarował, bo zobaczyłam, że wzgardziwszy powabami świata, stałeś się Jego sługą. Na cóż więc jestem jeszcze tutaj?»

Nie przypominam sobie dokładnie, co jej odpowiedziałem. Tymczasem po pięciu dniach, albo może trochę więcej, leżała w gorączce. Kiedy chorowała, zdarzyło się któregoś dnia, że straciła przytomność i nie rozpoznawała obecnych. Przybiegliśmy, ale szybko odzyskała świadomość, popatrzyła na stojącego obok brata i mnie i powiedziała do nas, jakby zapytując: «Gdzie byłam?»

Potem spoglądając na nas zasmuconych, powiedziała: «Tutaj pochowacie swoją matkę». W milczeniu powstrzymywałem łzy. Mój brat powiedział parę słów, wyrażając pragnienie, aby nie umarła na obczyźnie, ale wśród swoich. Usłyszawszy to, zaniepokoiła się, i karcąc wzrokiem za takie myśli powiedziała, patrząc na mnie: «Posłuchaj, co mówi». A potem do nas obydwóch: «Ciało złóżcie gdziekolwiek – tym się nie kłopoczcie! O jedno tylko proszę, abyście wszędzie, gdzie będziecie, pamiętali o mnie przy ołtarzu Pańskim». Wymówiwszy z trudem te słowa, zamilkła. Choroba zaś postępowała wzmagając cierpienia.” Tyle z księgi „Wyznań” Świętego Augustyna.

Wpatrzeni w przykład postawy Świętej Moniki i jej niezłomną wiarę w dobro, oraz zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zapytajmy samych siebie, czy i na ile dostrzegamy dobro wokół siebie – i Bogu za nie dziękujemy?… I czy je chętnie promujemy?…

8 komentarzy

  • Codziennie nowe informacje, nowe doniesienia nowe …fakty?…na temat biskupów, kardynałów, itp. Można z miejsca wszystko wrzucać do kosza . Można jak zrobiła to ekipa pana Mazowieckiego, narysować grubą kreskę-jakie są jej skutki…to widać aż boli czasami. Można też dociekać jaka jest prawda. Dlaczego tak często , mówimy o prawdzie ale gdy trzeba nam w prawdzie stanąć to już okrywamy się grubym , solidnym kocem. Kościół zbudowany na Piotrze. Chwiejny człowiek w swoich poglądach a jednak….ciekawa jestem argumentacji, dlaczego taki człowiek, co w niekonsekwencji, co w słabości siłą i fundamentem. Nie lubię świętego Piotra ale przecież to nie zmienia faktu ,że Jezus jego wybrał na fundament…dlaczego tak chwiejnego człowieka ?….może też dlatego by szukać….a nie brać co wydaje się być na półmisku.

    • Ekipa p.Mazowieckiego narysowała grubą kreskę? Wydaje mi się,że za gruba to ona nie była .Widać to szczególnie w latach 90 tych i tzw prywatyzacji.

          • A co tu jest do wyjaśniania. Czy ktoś słyszał w i imię ewangelii, jakiś ksiądz , biskup, czy kardynał, przyznał się do niegodziwości wobec ludzi, wobec Boga wobec Kościoła ? Ja nie słyszałam tylko czytam co jakiś czas i mam dylemat . Kardynał, nie wie co to żal za grzechy a mnie uczy …coś tu jest postawione na głowie-to ,że on ma syndrom wyparcia-rozumiem ale inni, episkopat ? Nic . Wybaczamy i prosimy o wybaczenie bez przyznania się do wyrządzonych krzywd ?

          • Z całym szacunkiem, Kloszardzie, ale wydaje mi się, że Kościół dawno nie był tak mocno „na celowniku”, jak jest obecnie. Duchowni oskarżani są o swoje i nieswoje winy. Efektem tego, mamy obecnie coraz częściej do czynienia z narastającą agresją wobec nich – także fizyczną.
            Zgadzam się, że niektórzy duchowni nie dali i nadal nie dają zbyt budującego przykładu swoją postawą. Zgadzam się z tym, że niejeden ma duży problem z przyznaniem się do ewidentnych błędów, jakie popełnia. Z bólem przyznaję, że zarówno biskupi, jak i księża mocno przestraszyli się ostatniej sytuacji, dlatego – w sposób dla mnie zupełnie niezrozumiały, a wręcz oburzający – bezwiednie podpisali się pod wytycznymi rządowymi, zakazującymi wiernym wchodzenia do kościoła i innymi, absurdalnymi ograniczeniami. To wszystko prawda.
            Ale nie można nie widzieć wspaniałej i ofiarnej postawy wielu naprawdę uczciwych i zaangażowanych, a do tego szczerze pobożnych księży. Dlatego ja też proszę o uczciwe spojrzenie na całą sprawę!
            Wielkie dzięki za wszystkie opinie.
            xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.