Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj uczelnia, przy której posługuję, a więc Uniwersytet Przyrodniczo – Humanistyczny w Siedlcach, otwiera nowy kompleks kształceniowy: Centrum Symulacji Medycznej. Mam asystować Biskupowi Kazimierzowi przy jego pobłogosławieniu. Taka powinność Duszpasterza Akademickiego. Dobrze, że Uczelnia się rozwija!
Wiele znaków na niebie i na ziemi – i tuż obok – wskazuje, że jutro będzie słówko z Syberii. Chyba, że nie będzie. To wtedy będziemy się martwić.
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim wezwaniem – przesłaniem – zwraca się tylko do mnie? Duchu Święty, oświeć nasze umysły i serca!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 24 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Męczenników:
Korneliusza, Papieża i Cypriana, Biskupa,
16 września 2021.,
do czytań: 1 Tm 4,12–16; Łk 7,36–50
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:
Najmilszy: Niechaj nikt nie lekceważy twego młodego wieku; lecz wzorem bądź dla wiernych w mowie, w obejściu, w miłości, w wierze, w czystości. Do czasu, aż przyjdę, przykładaj się do czytania, zachęcania, nauki. Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu, który został ci dany za sprawą proroctwa i przez włożenie rąk kolegium prezbiterów. W tych rzeczach się ćwicz, cały im się oddaj, aby twój postęp widoczny był dla wszystkich. Uważaj na siebie i na naukę, trwaj w nich. To bowiem czyniąc i siebie samego zbawisz, i tych, którzy cię słuchają.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jeden z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego nogi łzami i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem.
Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”.
Na to Jezus rzekł do niego: „Szymonie, muszę ci coś powiedzieć”.
On rzekł: „Powiedz, Nauczycielu”.
„Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?”
Szymon odpowiedział: „Sądzę, że ten, któremu więcej darował”.
On mu rzekł: „Słusznie osądziłeś”. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: „”Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”.
Do niej zaś rzekł: „Twoje grzechy są odpuszczone”.
Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: „Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?”
On zaś rzekł do kobiety: „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”.
Zwracając się do młodego Biskupa, a jednocześnie swego duchowego umiłowanego Syna, Tymoteusza, Apostoł Paweł daje wskazania bardzo jasne, a jednocześnie bardzo mocne i konkretne. Już na początku stwierdza: Niechaj nikt nie lekceważy twego młodego wieku.
Może to trochę zaskakujące stwierdzenie, bo w sumie do kogo jest ono skierowane? Do Tymoteusza? To od niego zależy, czy ktoś będzie szanował jego młody wiek, czy nie? Jak się okazuje, również od niego to zależy. W całości bowiem zdanie to brzmi: Niechaj nikt nie lekceważy twego młodego wieku; lecz wzorem bądź dla wiernych w mowie, w obejściu, w miłości, w wierze, w czystości.
To właśnie taką solidną postawą Tymoteusz ma budować wśród wiernych swój autorytet. To ciekawe, bo nawet dzisiaj jeszcze wielu wysoko postawionym – zarówno w hierarchii świeckiej, jak i kościelnej – wydaje się, że samo zajmowanie fotela dyrektorskiego czy biskupiego z góry niejako powoduje posiadanie osobistego autorytetu. A tymczasem, to nie tak. Nigdy tak nie było i dziś tak nie jest.
Owszem, kiedyś może w większym stopniu samo posiadanie urzędu skłaniało ludzi do okazywania respektu (niekoniecznie zawsze szczerego, ale to już inna kwestia), jednak dzisiaj, kiedy ludzie są bardzo przeczuleni na punkcie swoich praw i nieraz nawet do przesady akcentują swoje własne zdanie na każdy temat – na ich szacunek naprawdę trzeba sobie zapracować. Szczególnie u ludzi młodych, którzy są coraz bardziej krytyczni i wymagający. Także u młodszego pokolenia księży, na których często nie robi już wielkiego wrażenia biskupia piuska, ale uważnie przyglądają się postawie tego, kto ją nosi. I albo zyskuje ich szacunek, ma swój autorytet, albo nie!
Tymczasem, Apostoł Paweł, jakby nie czekając na to, jakie są i jakie będą czasy, na ile będą się zmieniać odczucia i nastawienia ludzi, domaga się od Tymoteusza od samego początku pełnienia posługi – pełnienia jej na najwyższym możliwym poziomie! Jego wskazania bardzo mocno podnoszą poprzeczkę i wyznaczają wysoki styl osoby i służby biskupa w Kościele Chrystusowym.
Z pewnością, jest to cenne wskazanie dla dzisiejszych biskupów, kapłanów, diakonów, osób konsekrowanych oraz tych wszystkich, którzy w Kościele są nauczycielami i przewodnikami. Ale także dla wszystkich chrześcijan, by i oni ciągle podnosili poziom chrześcijańskiego życia i postawy, która dla innych będzie dobrym przykładem.
Przecież my wszyscy, uczniowie Jezusa i Jego wyznawcy, jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem, za swoje zbawienie. Przeto mamy się ciągle starać o ów wysoki styl życia, o wysoki styl relacji z innymi ludźmi. Chodzi tu nie tylko o sposób praktykowania wiary, ale też o zwykłą ludzką kulturę, o gościnność, o otwartość, o poszanowanie drugiego człowieka, jego indywidualności, jego odrębnego zdania…
Wydaje się, że tego wszystkiego zabrakło Szymonowi – ewangelicznemu gospodarzowi, który zaprosił Jezusa na obiad. Może wydawać się nam to dziwne i niezgodne z kanonami towarzyskiej etykiety, ale Jezus dzisiaj czyni mu z tego powodu niejakie wyrzuty, podkreślając jednocześnie znaczenie gestu kobiety, okazującej żal za swoje grzechy. Zwraca się do niego w słowach: Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje.
Już z tej wypowiedzi wnioskujemy, że Jezus na pewno nie chciał urazić Szymona, ale chciał i jego, i nas wszystkich, czegoś bardzo ważnego nauczyć. Czego?
A właśnie tego, o czym sobie mówimy, czyli pewnego piękna i wysokiego stylu w relacjach człowieka z Bogiem i w relacjach człowieka z drugim człowiekiem. Nie mamy wątpliwości, że pomimo grzesznego życia, jakie do tej pory prowadziła owa kobieta, w tym momencie pokazała się naprawdę z jak najlepszej strony. Pokazała niezwykły sposób uszanowania Jezusa, w którym nie wiemy, czy widziała Syna Bożego, ale na pewno widziała Nauczyciela i Mistrza, którego słowu uwierzyła.
I w którym na pewno dostrzegła kogoś, kto ma bardzo bliską, osobistą łączność z Niebem. Wszak to do Niego właśnie skierowała się ze swoim żalem za grzechy i od Niego uzyskała ich odpuszczenie. Sposób zaś, w jaki ten swój żal wyraziła, naprawdę porusza serce. I potwierdza autentyczność jej wewnętrznego nastawienia. Na pewno, pokazuje ją z jak najlepszej strony.
Wysoki styl chrześcijańskiej postawy charakteryzował także Patronów dnia dzisiejszego: Papieża Korneliusza i Biskupa Cypriana. Co o nich wiemy?
Pierwszy z nich, Korneliusz, jako kapłan rzymski był bliskim współpracownikiem Świętego Papieża Fabiana. Po męczeńskiej śmierci tegoż, poniesionej w czasie prześladowania, rozpętanego przez cesarz Decjusza, Stolica Rzymska była przez dłuższy czas nie obsadzona. W tym okresie Kościołem zarządzali wspólnie duchowni, których rzecznikiem był niejaki kapłan Nowacjan. I oto gdy prześladowania ustały, wybór większości padł na Korneliusza, a nie – jak się spodziewał Nowacjan – na niego.
Mniejszość gminy ogłosiła w tym czasie papieżem Nowacjana, który – by zyskać dla siebie zwolenników – zaczął rozsyłać do biskupów swoje „pasterskie” listy. W obliczu tego Papież Korneliusz zwołał do Rzymu synod, na którym Nowacjan został wyłączony ze wspólnoty Kościoła, a jego nauczanie – potępione. Schizma przez niego spowodowana została zażegnana, a jedność Kościoła – ocalona i na jakiś czas powrócił spokój.
Jednak w tym czasie, w roku 252, w Rzymie wybuchła epidemia. Dla przebłagania pogańskich bóstw urządzano publiczne procesje i modły, składano ofiary. Chrześcijanie – co oczywiste – nie mogli w nich uczestniczyć. Rozjuszony tłum rzucał się więc na ich miejsca spotkań i modlitwy – i zaczął je burzyć. Zabijano chrześcijan, uważając, że to oni są sprawcami zarazy, wywołującymi gniew bogów. W takiej właśnie sytuacji, w 253 roku, poniósł śmierć męczeńską Korneliusz.
Według innej wersji, Korneliusz został skazany przez cesarza Trebonaniusa Gallusa na wygnanie do Civitavecchia i tam, źle traktowany – zmarł. Znaleziony w Katakumbach Świętego Kaliksta zapis potwierdza, że już w początkach chrześcijaństwa Korneliusz odbierał cześć jako Męczennik.
Z kolei drugi spośród dzisiejszych Patronów, Cyprian, urodził się około 210 roku w rodzinie pogańskiej, najprawdopodobniej w Kartaginie. Jego ojciec był senatorem i należał do najznakomitszych obywateli miasta. Początkowo życie Cypriana było podobne do tego, jakie wiodła ówczesna młodzież z arystokracji rzymskiej. Sam twierdził, że „oddany był złym nałogom”, z których nawrócił go dopiero kapłan Cecyliusz. Miało to miejsce w 246 roku. Wtedy to bowiem przyjął Chrzest.
Rozpoczął wówczas w odosobnieniu pokutę za swe grzechy. Przykładnym, prawdziwie chrześcijańskim życiem, uzyskał takie poważanie, że w 247 roku został wyświęcony na kapłana, przy jednomyślnym poparciu wiernych w Kartaginie. Kiedy w roku 248 umarł Donatus, biskup tego miasta, Cyprian – mimo ucieczki i prób stawiania oporu – został odszukany i konsekrowany na biskupa. Sprzeciw wyraziło jednak pięciu kapłanów, którzy – skąd my to znamy? – zazdrościli Cyprianowi tak szybkiego awansu. Odtąd stali się jego śmiertelnymi wrogami.
Jako biskup, zabrał się Cyprian z całym zapałem do naprawy obyczajów, do zwalczania błędów, do opieki nad powierzonymi sobie duszami, wreszcie także do nawracania większości pogańskiej. Te wszystkie jednak zabiegi przerwało jedno z najkrwawszych prześladowań, jakie rozpoczął cesarz Decjusz. Nowy władca obrał sobie za cel wzmocnienie państwa w oparciu o pogan. Sobie nakazywał oddawać cześć boską. Ponieważ chrześcijanie kultu Bożego oddawać mu nie chcieli i nie mogli, w odwecie nakazał ich tępić jako wrogów cesarstwa. Nakazał ponadto torturami zmuszać opornych do wyrzeczenia się wiary.
Szczególną nienawiść obrócił przeciwko Pasterzom młodego Kościoła. Podjudzony przezeń rozjuszony tłum zaczął się domagać w amfiteatrze, aby Biskupa Cypriana oddać na pożarcie lwom. Cyprian, idąc za radą Ewangelii i znanymi mu przykładami roztropnych i świątobliwych pasterzy, ukrył się na czas prześladowania. Było to na początku 250 roku.
Ze swego ukrycia, przez kilka lat rządził Kościołem kartagińskim, zarówno za pośrednictwem licznych listów pasterskich, jak i emisariuszy, których starannie wybierał spośród biskupów i kapłanów. Po śmierci Decjusza powrócił do Kartaginy. Jednak tu spotkał się z nowym problemem: wielu chrześcijan, wystraszonych torturami, wyparło się wiary. Teraz chcieli powrócić do wspólnoty z Kościołem.
Rygoryści byli zdania, że nie wolno ich przyjmować. Inni znowu z biskupów afrykańskich przyjmowali ich na łono Kościoła zbyt łatwo. Na synodzie, zwołanym do Kartaginy, Cyprian przeprowadził zasadę, że owych „upadłych” należy przyjmować, ale pod warunkami, które gwarantowałyby, że nie powtórzą już tego występku. Podobne stanowisko zajął w Rzymie Papież Korneliusz. Cyprian nie tylko poparł Papieża, ale nawet napisał osobny traktat: „O jedności Kościoła”. W tej samej sprawie napisał drugi traktat: „O upadłych”.
Cały też czas ofiarnie pracował dla dobra Kościoła: zwoływał synody dla przywrócenia karności i jedności w Kościele, organizował nowe gminy. Zyskał sobie w całej Afryce tak wielką powagę, że zwracano się do niego ze wszystkich stron po radę.
Jednak w roku 256 wybuchło kolejne prześladowanie, tym razem wywołane przez cesarza Waleriana, który pod karą śmierci zakazał zebrań liturgicznych. Wyłamujących się z tego zakazu karano konfiskatą majątku, banicją i śmiercią. Wtedy też, w roku 257, został aresztowany Cyprian i zesłany do miasteczka Kombis. Przebywał tam prawie rok. Korzystając ze względnej wolności, w ukryciu nadal rządził swoją diecezją – przez listy i swoich wysłanników.
Jednak w lipcu 258 roku postawiono go przed sędzią, którym był ówczesny namiestnik cesarski, czyli prokonsul – Galeriusz Maksymus. Ten skazał Biskupa na śmierć – przez ścięcie głowy. Wyrok wykonano w obecności zebranego ludu, w dniu 14 września 258 roku. W tym samym czasie w Rzymie odbywało się przeniesienie relikwii Świętego Korneliusza. Ze względu na łączącą ich przyjaźń i wzajemne wspieranie się w obliczu prześladowań, obu Męczennikom przypisano wspólne wspomnienie liturgiczne.
A jednym ze znaków łączącej ich duchowej więzi jest – między innymi – dialog, jaki prowadzili ze sobą w listach. Oto co w jednym z takich listów, Święty Cyprian pisał do Korneliusza, swego brata w biskupstwie:
„Dowiedzieliśmy się, umiłowany bracie, o tak chwalebnym świadectwie Waszej wiary i męstwa. Chlubę Waszego wyznania przeżywaliśmy z ogromną radością, iż siebie samych uważamy za współuczestników i współtowarzyszy Waszych zasług i sławy. Skoro bowiem jeden jest nasz Kościół, jeden wspólny duch, jedna niepodzielna harmonia serc, to jakiż kapłan, głosząc chwałę innego kapłana, nie będzie się nią radował jako swoją własną?
Nie sposób wypowiedzieć całej naszej radości i szczęścia, skoro tylko otrzymaliśmy dobre wieści o Waszej odwadze. Stałeś się dla braci przewodnikiem w wyznawaniu wiary, ale też wyznanie braci umocniło wyznanie przewodnika. W ten sposób poprzedzając innych na drodze do chwały, uczyniłeś wielu uczestnikami tej chwały; zawsze gotowy złożyć wyznanie jako pierwszy i za wszystkich, nakłoniłeś cały lud do dania świadectwa.
Toteż nie wiem, co najpierw powinienem sławić w Was: czy Twoją niezachwianą i pełną gotowości wiarę, czy nierozerwalną miłość braci. Męstwo biskupa kroczącego na czele ujawniło się w całej pełni; równocześnie pokazała się jedność braci podążających jego śladami. Cały rzymski Kościół złożył przez Was wyznanie, ponieważ okazaliście jedność w słowach i myślach.
W ten sposób, Bracie umiłowany, zabłysła w Waszej wspólnocie ta wiara, którą sławił święty Apostoł. Już wtedy oglądał w duchu chwałę męstwa i niewzruszoną stałość, i stwierdzając w proroczych słowach Wasze zasługi przez wysławianie ojców, wzywał synów do wiary. Swą jednomyślnością i męstwem daliście braciom wspaniały przykład zgody i wytrwałości.
Zachęcamy Was, jak umiemy, Bracie umiłowany, przez miłość, która nas jednoczy; ponieważ Boża opatrzność poucza, a Bóg w swym miłosierdziu zbawiennymi wskazaniami przypomina, że zbliża się już dla nas dzień walki i ostatecznych zmagań, nie ustawajmy w postach, czuwaniach, modlitwach wraz z całym ludem. To właśnie jest nasz oręż niebieski, który pozwala nam mężnie trwać i wytrwać. To właśnie są nasze mury obronne i duchowe strzały, które nas chronią.
Pamiętajmy jedni o drugich; miejmy jedno serce i jednego ducha; módlmy się za siebie nawzajem nieustannie, a wzajemną miłością ulżyjmy sobie w uciskach i utrapieniach.” Tyle z listu Świętego Cypriana.
Wczytując się w jego treść, wpatrując się w świetlany przykład świętości obu dzisiejszych Patronów, ale też wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się, na ile codziennie – i w jaki sposób – dbamy o podnoszenie swojego osobistego stylu bycia i stylu swoich relacji z Bogiem i z drugim człowiekiem? Na ile zależy nam na wysokiej kulturze osobistej? Na ile szanujemy swoje własne słowo i go dotrzymujemy? Na ile szanujemy drugiego człowieka – tego konkretnego, z którym tu i teraz żyjemy?…
Tych pytań można by postawić jeszcze dużo więcej. Wszystkie one jednak mają nam pomóc określić, jak wysoki poziom udało się nam już osiągnąć, do jakiego dążymy – albo wcale nie dążymy? Na ile jesteśmy ludźmi z klasą, a na ile zakompleksionymi „ludkami”, taplającymi się w swoim błotku, zamkniętymi w swojej ciasnej skorupce…
Oby nam się chciało zawsze mierzyć jak najwyżej!
Czy mam dostateczną wiarę, aby mnie ocaliła?
Chociaż taką, jak ziarnko gorczycy…
xJ