Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ojciec Święty Franciszek. Módlmy się o wszelkie Boże błogosławieństwo dla jego apostolskiej posługi. Niech cały Kościół dzisiaj – i nie tylko dzisiaj – modli się za Piotra naszych czasów!
Imieniny przeżywa dziś także:
►Ksiądz Franciszek Juchimiuk, mój Profesor teologii moralnej w Seminarium;
►Ojciec Franciszek Chrószcz, posługujący w Kodniu, także jako Egzorcysta.
Urodziny natomiast obchodzą:
►Andrzej Adamski, mój Kolega od wielu lat;
►Paweł Deres, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;
►Anna Maksymiuk – jak wyżej;
►Magdalena Fabisiak, życzliwa mi Osoba z Lublina, Żona Moderatora naszego bloga, świętująca wczoraj, wraz Mężem i całą Rodziną, przyjęcie Chrztu Świętego przez swoją Córkę, Julię Zofię.
Niech Święty Franciszek, Patron dnia dzisiejszego, wyprasza wszystkim dzisiaj świętującym wielkie pragnienie bliskości i jedności z Bogiem, o czym więcej w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!
Jak w każdy poniedziałek, słówko przygotował Janek. Bardzo Mu za to dziękuję!
I już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co tak bardzo konkretnie i jasno mówi do mnie Pan? Z czym dzisiaj do mnie się zwraca? Duchu Święty, rozjaśnij umysły i serca!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek 27 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Franciszka z Asyżu,
4 października 2021.,
do czytań: Jon 1,1–2,11; Łk 10,25–37
POCZĄTEK KSIĘGI PROROKA JONASZA:
Pan skierował do Jonasza, syna Amittaja, te słowa: „Wstań, idź do wielkiego miasta Niniwy i upomnij ją, albowiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze”. A Jonasz wstał, aby uciec przed Panem do Tarszisz. Zszedł do Jafy, znalazł okręt płynący do Tarszisz, uiścił należną opłatę i wsiadł na niego, by się nim udać do Tarszisz, daleko od Pana.
Ale Pan zesłał na morze gwałtowny wiatr i powstała wielka burza na morzu, tak że okrętowi groziło rozbicie. Przerazili się więc żeglarze i każdy wołał do swego bóstwa; rzucili w morze ładunek, który był na okręcie, by uczynić go lżejszym. Jonasz zaś zszedł w głąb wnętrza okrętu, położył się i twardo zasnął.
Przystąpił więc do niego dowódca żeglarzy i rzekł mu: „Dlaczego ty śpisz? Wstań, wołaj do Boga twego, może wspomni Bóg na nas i nie zginiemy”.
Mówili też żeglarze jeden do drugiego: „Chodźcie, rzućmy losy, a dowiemy się, z czyjej winy spadło na nas to nieszczęście”. I rzucili losy, a los padł na Jonasza.
Rzekli więc do niego: „Powiedzże nam, z jakiego powodu ta klęska przyszła na nas? Jaki jest twój zawód? Skąd pochodzisz? Jaki jest twój kraj? Z którego jesteś narodu?”
A on im odpowiedział: „Jestem Hebrajczykiem i czczę Boga nieba, Pana, który stworzył morze i ląd”.
Wtedy wielki strach zdjął mężów i rzekli do niego: „Dlaczego to uczyniłeś?”
Albowiem wiedzieli mężowie, że on ucieka przed Panem, bo im to powiedział. I zapytali go: „Co powinniśmy ci uczynić, aby morze przestało się burzyć dokoła nas?” Fale bowiem w dalszym ciągu się podnosiły.
Odpowiedział im: „Weźcie mnie i rzućcie w morze, a przestaną się burzyć wody przeciw wam, ponieważ wiem, że z mojego powodu tak wielka burza powstała przeciw wam”. Ludzie ci starali się, wiosłując, zawrócić ku lądowi, ale nie mogli, bo morze coraz silniej burzyło się przeciw nim.
Wołali więc do Pana i mówili: „O Panie, prosimy, nie dozwól nam zginąć ze względu na życie tego człowieka i nie obciążaj nas krwią niewinną, albowiem Ty jesteś Panem, jak Ci się podoba, tak czynisz”. I wzięli Jonasza, i wrzucili go w morze, a ono przestało się srożyć. Ogarnęła wtedy tych ludzi bojaźń względem Pana. Złożyli Panu ofiarę i uczynili śluby.
A Pan zesłał wielką rybę, aby połknęła Jonasza. I był Jonasz we wnętrznościach ryby trzy dni i trzy noce. Pan nakazał rybie i wyrzuciła Jonasza na ląd.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”
Jezus mu odpowiedział: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?”
On rzekł: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”.
Jezus rzekł do niego: „Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył”.
Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim?”
Jezus nawiązując do tego rzekł: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.
Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał».
Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?”
On odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”.
Jezus mu rzekł: „Idź i ty czyń podobnie”.
A OTO SŁÓWKO JANKA:
W dzisiejszym słowie Bożym, które sam Bóg do nas kieruje, możemy usłyszeć o Jonaszu. I gdy tak czytałem słowa z Księgi Jonasza, nie wiedziałem, o czym mam dziś napisać. Modliłem się więc o natchnienie do Ducha Świętego i myślę, że można Jonasza porównać do zatwardziałego grzesznika. Pan kazał mu wstać i iść do Niniwy, by ostrzec jej mieszkańców, że ich grzechy zaczęły gniewać Boga. Lecz Jonasz nie posłuchał się i zaczął uciekać przed Panem. I tak samo jest w żuciu wielu ludzi: Bóg nam daje konkretne zadanie na tej ziemi i oczekuje, że je wykonamy. Lecz wielu tego nie czyni.
Gdy tak czytałem o tym, jak to Jonasz próbował uciec jak najdalej od Pana, to również pomyślałem o tym, ileż młodzieży po bierzmowaniu odchodzi od Kościoła i wypisuje się z religii! Oni uciekają od Boga! Oddalają się od Niego! I potem – tak zapewne myślą – są wolni, mogą sobie życie układać wyłącznie po swojemu, gdyż są przekonani, że spokojnie sobie poradzą bez Boga. Niestety, są w błędzie.
Okazuje się bowiem, że wielu potem wpada w nałóg, rozsypują się małżeństwa, następują samobójstwa… I wtedy widzą, jak wielka burza rozpętała się w ich życiu. Nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Grzech, w którym trwają, pcha ich coraz bardziej do kolejnych, jeszcze większych grzechów. Burza przybiera na sile. Staje się coraz bardziej groźne i niebezpieczna!
Lecz w tym wszystkim jest zawsze szansa na szczęśliwe zakończenie! A będzie ono takie, jeżeli człowiek zrozumie, przez co ta burza została wywołana – tak, jak to zrozumieli ludzie na okręcie. Oni wyrzucili Jonasza, który sam przyznał, że jest przyczyną całego zawirowania. Podobnie i ludzie, którzy doświadczają dzisiaj burzy w swoim życiu – jeżeli bez wahania wyrzucą to, przez co owa burza została wywołana, wówczas powróci spokój i człowiek powróci do Boga jak ten syn marnotrawny. A Bóg będzie się cieszył, że chociaż jedna zabłąkana owca powróciła do Niego!
Dlatego, moi Drodzy, pamiętajmy, że po każdej burzy wychodzi słońce, lecz to od nas samych zależy, ja szybko się to stanie. Jeżeli oddamy się Bogu, to możemy być pewni, że to słońce wyjdzie w niedługim czasie! Bóg sam nas wyprowadzi z burzy i ciemności. Tylko zaufajmy Mu i uwierzmy, że wszystko, co On sam czyni w naszym życiu, jest dla nas najlepsze.
Nawet, jeśli wydawałoby się nam, że to nie ma sensu, albo stawialibyśmy pytania, dlaczego właśnie tak, a nie inaczej. Wierzmy, że dla Boga to wszystko ma sens i my to z czasem albo pojmiemy, że to było dobre, albo tego do końca nie pojmiemy, ale przekonamy się, że ostatecznie wszystko na dobre wyszło.
Módlmy się więc, moi Drodzy, do Jezusa, abyśmy zawsze trwali w bliskości i jedności z Nim. Byśmy nawet na chwilę nie myśleli o odejściu od Niego. Módlmy się także za wszystkich, którzy aktualnie przeżywają burze w swoim życiu, aby zrozumieli, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest właśnie Jezus!
W Ewangelii dzisiejszej możemy usłyszeć rozmowę człowieka uczonego w prawie z Jezusem. W trakcie tej rozmowy, Jezus mówi uczonemu – i nam wszystkim – kto jest naszym bliźnim. Czyni to za pomocą przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Bardzo lubię tę przypowieść, ponieważ pokazuje nam, jak my wszyscy – a już szczególnie my, katolicy – powinniśmy traktować bliźniego.
Wiele razy zapewne znajdujemy się w sytuacji, w której ktoś prosi nas o pomoc. Chociażby po jakiejś kolizji czy wypadku. Widzimy, że ktoś naprawdę potrzebuje pomocy, ale wielu z nas wtedy myśli sobie, że to zadanie dla innych – niech inni się tym zajmą, niech inni zareagują. Ja nie mam czasu, nie mam natchnienia, nie umiem mu pomóc… I uciekamy od problemu.
Jednak pomyślmy, moi Drodzy, że tymi potrzebującymi możemy być my sami. Co będziemy czuli widząc, że tylu ludzi przechodzi i szybko się oddala – w czasie, kiedy my naprawdę rozpaczliwie wręcz tej pomocy potrzebujemy?… Co będziemy wtedy czuli?…
Dlatego nawet za cenę spóźnienia się do pracy, czy na Mszę Świętą – warto się zatrzymać i pomóc. Bo gdybyśmy przyszli na Mszę Świętą i nawet bardzo pobożnie w niej uczestniczyli, ale po drodze zostawili bez pomocy kogoś, kto tej pomocy naprawdę potrzebował, to wówczas zapewne Jezus jasno by nam powiedział, że to On sam oczekiwał nas w tym potrzebującym człowieku! I jeżeli temu człowiekowi nie okazaliśmy pomocy, to nie okazaliśmy jej Jemu samemu!
Dlatego Jezus zachęca nas, abyśmy dali się poprowadzić temu dobremu odruchowi serca i zawsze pospieszyli z pomocą potrzebującemu człowiekowi. A na pewno przybliżymy się w ten sposób do Królestwa Bożego! Tylko chciejmy to czynić, a okaże się, że nie tylko udzieliliśmy jakiejś konkretnej pomocy, ale też – tak po prostu – spowodowaliśmy uśmiech na twarzy drugiego człowieka.
Będzie to piękną zapłatą dla nas: właśnie ta radość bliźniego, której doświadczył dzięki naszej pomocy. A przecież wiemy, że jeszcze większą – największą! – nagrodę za pomoc bliźnim Jezus przygotował nam w Niebie!
Stokrotnie przepraszam, ale lubię precyzję w wypowiedzi. Córka (pp. Fabisiaków) „przyjęła chrzest”, czy córce „chrztu udzielono”??? Zakładam, że nie jest owa młoda dama w wieku, gdy ma się świadomość podejmowanej tak ważkiej decyzji…
Pozdrawiam…
Jedno i drugie. Jej udzielono – osobiście to uczyniłem – i Ona przyjęła. Jak naucza Kościół: w wierze Rodziców.
Proszę wybaczyć nieco nieporadną analogię, ale jeżeli Państwo Fabisiakowie karmią swoją Córeczkę, to możemy powiedzieć, że przyjmuje Ona pokarm? Chyba tak. A trudno raczej przypuszczać, że czyni to świadomie, albo ktoś pyta Ją w tej kwestii o zdanie.
Też pozdrawiam!
xJ