Prawda i miłość

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym moja Siostrzenica, Weronika Niedźwiedzka, ma rocznicę Chrztu Świętego. Modlę się dla Niej o silną wiarę!

Urodziny natomiast przeżywa Jakub Zieliński – Lektor w Parafii w Miastkowie Kościelnym. Modlę się o wszelkie dary Boże dla Niego.

Sercem i modlitwą ogarniam dziś także Duszpasterstwo Niewidomych, które spotyka się na Mszy Świętej o godzinie 14:00. W ostatnią środę spotkaliśmy się w Garwolinie, z tamtejszą Wspólnotą, a dziś – spotkanie w Duszpasterstwie Akademickim, w Kaplicy Domu Księży Emerytów, w Siedlcach. Bardzo dziękuję Pani Ani Gębce, niezmordowanej Szefowej siedleckiego Koła Polskiego Związku Niewidomych, za stałe i świetne koordynowanie działań tej Wspólnoty. I za dbałość o to, by spotkania na Mszach Świętych w miarę systematycznie się odbywały.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem właśnie do mnie – właśnie dzisiaj – się zwraca? Duchu Święty, podpowiedz…

Na głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

30 Niedziela zwykła, C,

23 października 2022.,

do czytań: Syr 35,12–14.16–18; 2 Tm 4,6–9.16–18; Łk 18,9–14

CZYTANIE Z KSIĘGI SYRACYDESA:

Pan jest Sędzią,

który nie ma względu na osoby.

Nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu,

owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego.

Nie lekceważy błagania sieroty

i wdowy, kiedy się skarży.

Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty,

a błaganie jego dosięgnie obłoków.

Modlitwa biednego przeniknie obłoki

i nie ustanie, aż dojdzie do celu.

Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy

i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok.

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:

Najdroższy: Krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego.

Pospiesz się, by przybyć do mnie szybko. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mnie wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone. Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie Ewangelii i żeby wszystkie narody je posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa.

Wyrwie mnie Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mnie, przyjmując do swego królestwa niebieskiego; Jemu chwała na wieki wieków. Amen.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik.

Faryzeusz stanął i tak się w duszy modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam». Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika».

Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.

Każde zdanie dzisiejszego pierwszego czytania niesie przesłanie bardzo optymistyczne. Już pierwsze z nich, wprowadzające w treść tego czytania, ustawia całą sprawę w bardzo jasnym świetle: Pan jest Sędzią, który nie ma względu na osoby. Zdanie samo w sobie bardzo jasne i oczywiste, w kolejnych wersetach znajduje swoje potwierdzenie i jeszcze wyraźniejsze naświetlenie.

Słyszymy bowiem, że nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu, owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego. Nie lekceważy błagania sieroty i wdowy, kiedy się skarży. Zatem, Bóg nie ma względu na to, że ktoś jest bogaty, że ma mocną pozycję w społeczeństwie, wysokie notowania i szerokie znajomości, dlatego też Boże wejrzenie zwraca się szczególnie w kierunku tych, którzy tego wszystkiego nie mają.

A kiedy przywołamy jeszcze i te zdania, iż kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków. Modlitwa biednego przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie do celu. Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok – to już mamy obraz całości. Bóg rzeczywiście nie ma względu na osoby, ale w świetle tych powyższych zdań możemy powiedzieć, że nie ma względu na czyjeś wysokie usytuowanie i znaczącą pozycję, ale jednak ma wzgląd – i to bardzo wyraźny – na biednych, pokrzywdzonych, sieroty, wdowy; także na sprawiedliwych i na tych, którzy służą Bogu.

Można zatem powiedzieć – jeśli ktoś by się bardzo uparł – że to Boże spojrzenie jest jednak jednostronne: Bóg wyraźnie dystansuje się od pewnej grupy ludzi, czyli tych bogatych, ważnych i po ludzku wielkich, natomiast ma wyraźny wzgląd – jednak! – na tych biednych.

Tylko co w takim razie myśleć o sytuacji, w której ktoś jest biedny, bo cały swój majątek przepił i dalej pije? A co powiedzieć o pokrzywdzonym, który na negatywne nastawienie ludzi do siebie uczciwie zapracował swoją arogancją, pychą, nieliczeniem się z nikim i z niczym – a kiedy się to wszystko obróciło przeciwko niemu, to nagle taki biedny?! A co powiedzieć o tych, którzy służą Bogu, ale na pokaz, czy dla zaspokojenia własnych, próżnych ambicji, albo zachcianek? Po ich stronie też się Bóg opowiada?

A z drugiej strony: czy na pewno zdystansuje się od człowieka, który dorobił się może nawet naprawdę dużej fortuny, ale dokonał tego uczciwą, ciężką, pełną poświęcenia pracą, a teraz także pracę zapewnia innym? Czy wobec takiego człowieka Bóg będzie zachowywał dystans, jak wobec tych, których w Piśmie Świętym określa się mianem bogaczy?

Wygląda zatem na to, że coś „sypie się” w tej – jak by się mogło wydawać – dość spójnej teorii i już trudno powiedzieć, czy Bóg naprawdę nie ma względu na osoby, czy jednak niektóre kategorie osób mogą na te Boże względy liczyć?… A jeżeli tak, to jakie?

Mocne światło na całą sprawę rzuca dzisiejsza Ewangelia, a w niej opisana modlitwa faryzeusza i celnika. Prawdę powiedziawszy, to ani jeden, ani drugi – od ludzkiej strony patrząc – nie zasługiwał na żadne względy u Boga. U ludzi zresztą też.

Celnik – to ten, który pobierał podatki dla rzymskiego okupanta, przez co już był znienawidzony przez swoich, a jeśli jeszcze dodać to, że zazwyczaj przy tym oszukiwał i naciągał, żeby i jemu coś „z pańskiego stołu skapnęło”, to tym bardziej był „pod kreską”.

Faryzeusz – oficjalnie – to sługa Boży i znawca tematyki religijnej, „specjalista” od spraw Bożych. Powinien się więc cieszyć powszechnym szacunkiem i być dla innych autorytetem. Przynajmniej – oficjalnie. I – być może – dla jakiejś części narodu był, ale sposób traktowania zwykłych ludzi, a przede wszystkim: instrumentalne traktowanie samego Boga, z pewnością nie skarbiło mu powszechnej sympatii. Jedynie strach przed Bożymi karami, w jakim to chętnie utrzymywali ludzi owi duchowni kombinatorzy, powodował, że odnoszono się do nich z urzędowym uszanowaniem. Ale zapewne u wielu osób budzili wewnętrzne opory, o ile nie jakieś totalne obrzydzenie.

I oto tacy dwaj – celnik i faryzeusz – stanęli przed Panem, w Jego świątyni, aby się modlić. Na dobrą sprawę, to obaj powinni być odprawieni z kwitkiem – właśnie dlatego, że jeden to faryzeusz, a drugi to celnik. Jednak wyraźnie zauważamy pozytywne nastawienie Jezusa do jednego z nich – do celnika. Tak, do tego zdziercy i oszusta, wysługującego się okupantom. Jezus wyraźnie odnosi się do niego z sympatią, a ostatecznie także stwierdza, że odszedł on do domu usprawiedliwiony, a nie faryzeusz. Czemu tak?

Dlaczego jednak ten niesprawiedliwy człowiek zyskał wzgląd w oczach Pana? Nie był on ani biednym, ani kimś pokrzywdzonym, bo to raczej on krzywdził; nie był w sytuacji sieroty, ani wdowy… A jednak – Jezus mówi dziś o nim z życzliwością… Dlaczego?

My dobrze wiemy, dlaczego… Bo on w swoim sercu dokonał czegoś wielkiego i bardzo ważnego: dokonał wyraźnego zwrotu w stronę Boga. A jak? A tak, że szczerze żałował za to, co do tej pory robił. Schował się gdzieś w cieniu, na końcu – dzisiaj powiedzielibyśmy: pod chórem, albo w ogóle w przedsionku – i szczerze, bardzo szczerze żałował za swoje grzechy.

Tak, za te wszystkie swoje grzechy, które powodowały, że był tak nielubiany przez ludzi, a i w oczach Bożych zaliczał się do tych, którzy musieli coś ze swoim życiem zrobić. I on właśnie zrobił. Niby nic takiego – tylko bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”. Niby niewiele – a jak bardzo wiele! Bo w ten sposób ten, który w oczach ludzkich i w pierwszym odbiorze zaliczałby się do grona owych ważniaków, którzy – by tak to ująć – nie wzbudzają sympatii Boga, okazał się właśnie tym biednym i małym, nad którymi Bóg szczególnie się lituje.

Bo oto sam celnik uznał swoją małość, sam się do tego grona zaliczył. Uznał swoją duchową nędzę i z nią właśnie przyszedł do Boga. A wtedy przestało się liczyć jego dotychczasowe życie, skoro zapragnął z nim definitywnie zerwać. Zyskał w ten sposób względy u Boga – a to znaczy, że zyskał bardzo wiele.

A dla nas jest to cenne wskazanie, że w oczach Bożych nie ma znaczenia to, co my, ludzie, widzimy naszymi oczami. My patrzymy na to, co widoczne dla naszych oczu, Bóg natomiast patrzy na to, co widoczne dla Jego oczu, a to konkretnie oznacza, że widzi o wiele więcej i o wiele głębiej.

I dlatego Bóg inaczej ocenia człowieka, niż my go oceniamy: na pewno, prawdziwie i dogłębnie, podczas gdy my, ludzie, bazując tylko na tym, co widzimy na zewnątrz – i ewentualnie na tym, co sobie domyślimy lub dopowiemy – często oceniamy naprawdę pobieżnie, a przez to niejednokrotnie krzywdząco… Często bowiem ci, którzy w naszych oczach uchodzą za wzory doskonałości i autorytety w każdym calu, tak naprawdę wewnętrznie są pogubieni i żyją w grzechu. A znowu ci, którzy w takim zewnętrznym, czysto ludzkim odbiorze, w ogóle się nie liczą – są wielcy w oczach Bożych.

Jak chociażby ów ewangeliczny celnik, który w oczach swoich rodaków – a także w oczach faryzeusza, obecnego wtedy w świątyni – zasługiwał jedynie na pogardę, w oczach Bożych zasłużył na pochwałę.

Jakże to więc trżnie bywa, moi Drodzy, z tymi naszymi osądami, ocenami, z naszym przekonaniem co do tej, czy tamtej osoby… Zdaje się, że tak dobrze ją znamy i wiemy o niej wszystko, że znamy jasne strony jej postępowania i jej ciemne sprawki – tak nam się wydaje. A tak naprawdę – to my nic tak na pewno nie wiemy. Bo żeby wiedzieć na pewno, trzeba by w serce zajrzeć. A to może tylko Bóg.

Dlatego warto zdać się na Niego, Jemu oddać ocenę osób i spraw, bo On w tej swojej ocenie na pewno się nigdy nie myli. A jeżeli my chcielibyśmy – lub niekiedy, z racji chociażby swojej życiowej funkcji, musimy – oceniać postępowanie innych, stosujmy zawsze do tego Boże kryteria. A tymi kryteriami są: prawda i miłość.

W ich świetle odbieramy słowa Apostoła Pawła z dzisiejszego drugiego czytania. Jak słyszymy, czyni on rozrachunek ze swoim życiem, podsumowując wszelkie dobro, jakiego Pan przez niego dokonał, ale też nie unikając tematów trudnych. Z jednej strony pisze: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego; z drugiej jednak dodaje: W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mnie wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone. Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie Ewangelii i żeby wszystkie narody je posłyszały…

Moi Drodzy, czy mamy wrażenie, że Apostoł tymi słowami wywyższa się nad innymi, lub też potępia, a przynajmniej czyni wyrzuty tym, którzy go opuścili? Czy tak odbieramy te jego słowa? Czy nie jest to raczej świadectwo, dane prawdzie na temat tego, czego Bóg dokonał przez niego, ale i tej trudnej prawdzie o ludziach, którzy w bardzo decydującym momencie jego posługi zostawili go samego, ale on wiedział, że nie został sam, bo wtedy był z nim Pan. Może nawet bardziej, niż kiedykolwiek – właśnie wtedy.

Czy nie wyczuwamy w tych słowach Apostoła pełnej prawdy, z jaką mówi o swojej kończącej się posłudze? Ale też – miłości, z jaką ją pełni i chce wypełnić do końca? Właśnie prawda i miłość, to kryteria, którymi zawsze się on kierował – także wtedy, kiedy w swoich listach musiał bardzo surowo oceniać niektóre grzeszne postawy swoich uczniów. On nigdy nikogo nie potępiał – on zawsze chciał dobra swoich duchowych dzieci. Dlatego nie skąpił im słów dobrych, ale kiedy było trzeba – także tych bardzo surowych i bardzo gorzkich. Bo tego domagała się prawda – i miłość.

Bo taki wzór płynął dla niego z postawy Jezusa, który dokładnie w taki sposób oceniał ludzkie zachowania i wybory. I także czasami serdecznie pocieszał i do serca wręcz przytulał, ale czasami – posyłał gromy!

I my, moi Drodzy, także tymi kryteriami winniśmy się kierować w relacjach z drugim człowiekiem. Nie możemy mieć względu na osoby – na ich wysoką pozycję w społeczeństwie, tytuły przed nazwiskiem, medialną rozpoznawalność, albo też przydatność, wynikającą z przekonania, że z tą osobą opłaca nam się być blisko, bo można coś na tym ugrać. To nie są kryteria godne chrześcijanina.

Kiedy staniemy przed drugim człowiekiem i zechcemy się do niego zwrócić, albo ujrzymy go w swoich myślach i zechcemy coś o nim powiedzieć – naprawdę, postarajmy się go zobaczyć w całej prawdzie o nim. W całej prawdzie, jaka tylko jest nam dostępna. Nie oceniajmy po pozorach, nie oceniajmy pochopnie, bo można kogoś bardzo skrzywdzić! Bo zapewne i sami nieraz tak zostaliśmy skrzywdzeni.

Nie stosujmy także zasady, że „teraz to ci całą prawdę wygarnę i rzucę w oczy!” Bo – rzeczywiście – można to zrobić, można człowiekowi rzucić w oczy prawdę o nim, ale uczynić to z taką nienawiścią i wściekłością, że się go z błotem w ten sposób zmiesza. Na tej zasadzie, można człowiekowi, chcącemu zerwać ze swoim nałogiem, albo ze swoimi grzechami, ciągle te grzechy i nałogi z nienawiścią w sercu wypominać – najczęściej publicznie – i mówić, że to przecież prawda. Cała prawda!

I – faktycznie – to prawda. Ale powiedziana bez miłości, wykorzystana do zaatakowania człowieka, poniżenia go, odebrania mu chęci do przemiany, a czasami wręcz chęci do życia. Jak ocenić taką prawdę, moi Drodzy?…

Jeżeli trzeba nam wypowiedzieć trudną prawdę do kogoś lub o kimś, zastanówmy się na spokojnie, jakie dobro zamierzamy w ten sposób osiągnąć lub ocalić? Jeżeli żadne, a chcemy jedynie w ten sposób wzbudzić sensację, albo swoją pozycję podbudować za cenę zdołowania tego drugiego, to nie jest to dobra droga. I chyba możemy powiedzieć, że to nie jest prawda. To tylko część prawdy.

Bo jeżeli – trzymając się tego przykładu, który tu sobie przywołaliśmy – mówimy prawdę o czyimś złym postępowaniu, a ten ktoś chce się z tego dźwignąć, to pełna prawda o nim jest właśnie taka i taką trzeba przedstawiać: że owszem, czynił dużo zła, ale teraz chce się z tego dźwignąć. Trzeba mu więc pomóc dobrym słowem i modlitwą. I to jest prawda o takim człowieku.

A nawet, jeżeli ktoś czyni źle, a nawet nas krzywdzi i wcale nie chce się zmienić, poprawić – to także nie usprawiedliwia rozchlapywania” takiej prawdy na prawo i lewo tylko po to, by samemu źle się do takiego człowieka nastawić i innych źle do niego nastawić. Pełna prawda o takim człowieku jest taka, że – owszem – czyni dużo zła i nie można udawać, że jest inaczej. Ale on też ma szansę nawrócenia, za niego też Jezus oddał swoje życie, dlatego trzeba się za niego modlić, żeby się nawrócił. To jest, moi Drodzy, prawda, połączona z miłością. Czyli z troską o zbawienie wieczne tegoż człowieka.

Niech ta troska stale i nam towarzyszy, w naszych kontaktach z tak wieloma ludźmi. Niech zawsze w naszym odniesieniu do nich i w naszym mówieniu o nim – jedynym kryterium tego odniesienia i tej oceny będzie prawda i miłość.

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.