Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Iwona Zagubień, z którą – i z której Rodziną – miałem przyjemność współpracować w czasie mojej posługi w Celestynowie. Dziękując za wszelką życzliwość, życzę Jubilatce, aby trwała w nieustającej bliskości Jezusa! Zapewniam o modlitwie.
Moi Drodzy, dzisiaj Kościół przeżywa – choć nie liturgicznie, bo mamy niedzielę – wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes, szczególnej Patronki Chorych, w związku z czym dzisiaj przeżywamy także Światowy Dzień Chorego. Dlatego zachęcam Wszystkich do duchowego pielgrzymowania do Sanktuarium Maryjnego w Lourdes. Czynię to tym chętniej, że kilka razy tam byłem i noszę głęboko w sercu świętą atmosferę tego miejsca. Zachęcam Was, moi Drodzy, do modlitwy w intencji Chorych i Cierpiących.
Ja sam będę tę modlitwę zanosił dzisiaj w Parafii w Brzezinach, gdzie już po raz kolejny będę zastępował Proboszcza, Księdza Mariusza Szyszko.
A teraz zapraszam już do wsłuchania się w Boże słowo dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Postarajmy się odnaleźć to jedno, konkretne przesłania, z jakim Pan zwraca się dziś do mnie. Niech Duch Święty oświeci nas i wesprze w tym poszukiwaniu.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
6 Niedziela zwykła, B,
11 lutego 2024.,
do czytań: Kpł 13,1–2.45–46; 1 Kor 10,31–11,1; Mk 1,40–45
CZYTANIE Z KSIĘGI KAPŁAŃSKIEJ:
Tak powiedział Pan do Mojżesza i Aarona: „Jeżeli u kogoś na skórze ciała pojawi się nabrzmienie albo wysypka, albo biała plama, która na skórze jego ciała jest oznaką trądu, to przyprowadzą go do kapłana Aarona albo do jednego z jego synów kapłanów.
Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: «Nieczysty, nieczysty!» Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem”.
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia: Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie. Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim, nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni.
Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Bardzo specyficzne przepisy Prawa Bożego, usłyszanego, zapisanego i przekazanego Izraelitom przez Mojżesza, nakazywały podjęcie konkretnych działań w przypadku stwierdzenia chorobowych zmian na ciele człowieka. Tym, który miał rozpoznać owo zjawisko i postawić diagnozę, był kapłan, a więc – jak słyszymy dziś – albo Aaron, albo któryś z jego synów, gdyż to im właśnie, a następnie ich potomkom, Bóg zlecił misję kapłańską.
Przy czym pamiętajmy, że kapłaństwo Starego Testamentu miało znacząco inny „zakres kompetencji” niż to kapłaństwo, z jakim mamy do czynienia dzisiaj, w Świętym Kościele Katolickim. Kapłan Starego Testamentu miał przede wszystkim składać ofiary Bogu – według rytu starotestamentalnego, a więc ofiary krwawe ze zwierząt, czy ofiary z płodów rolnych, ale też miał określone zadania na odcinku sprawowania kultu.
Natomiast nie było jego zadaniem nauczanie w imieniu Boga, bo to już była funkcja prorocka. Dopiero Jezus połączył w sobie obie te funkcje i dlatego kapłani Nowego Testamentu dzisiaj mają za zadanie zarówno składać ofiarę eucharystyczną, jak i głosić Boże słowo. Wtedy jednak tak nie było, natomiast kapłan rzeczywiście miał również za zadanie rozpoznawać wszelakie anomalie zdrowotne i stawiać diagnozy. Co nie oznaczało jakiegoś szczególnego oświecenia, jakie miałby on otrzymać z Nieba w kwestii wiedzy medycznej, natomiast miał czuwać nad przeprowadzeniem pewnej procedury, wskazanej przez Boga.
Mówi o tym dzisiejsze pierwsze czytanie, z Księgi Kapłańskiej, a więc tej, która zawiera wiele różnych przepisów, jakie Mojżesz zapisał, po odebraniu kolejnych wskazań od samego Boga. I ten dzisiejszy fragment stanowi jedynie skrót obszerniejszego przepisu, słyszymy bowiem, co ma się dokonać na początkowym etapie, a więc po zauważeniu jakichś zmian na ciele – i co ma się dziać na końcu, kiedy już zostanie stwierdzone ponad wszelką wątpliwość, że jest to trąd. Czytanie dzisiejsze natomiast nie zawiera całego „etapu środkowego”, który polegał na obserwacji rozwoju tej sytuacji, jaka zaistniała.
Taki człowiek bowiem musiał się udać właśnie do kapłana, a ten zarządzał odosobnienie i kilkudniową obserwację. I jeżeli po tych kilku dniach okazywało się, że owe zmiany nie rozszerzają się, nie wzmacniają, a może nawet są coraz mniejsze, wówczas kapłan – w zgodzie z przepisami Prawa Mojżeszowego – uznawał, że to tylko zwykła wysypka, dlatego człowiek taki albo od razu, albo jeszcze po kolejnych kilku dniach mógł wrócić do społeczności.
Jeśli jednak okazywało się, że zmiany te są coraz większe i coraz bardziej bolesne, wówczas zapadało orzeczenie, że to jest trąd, a wtedy należało postąpić dokładnie tak, jak to dzisiaj zostało opisane. Nie da się ukryć, że sytuacja owego człowieka stawała się dramatyczna. Bo to był właściwie wyrok śmierci. Tym bardziej dramatyczny, że zapadał już za życia.
Taki człowiek bowiem musiał żyć w odosobnieniu i sygnalizować całemu światu swój praktycznie beznadziejny stan, czekając już tylko na śmierć, która zbliżała się nieuchronnie – niestety, także w coraz większych boleściach! Jednak najbardziej chyba bolało owo odosobnienie, wykluczenie ze społeczności. Dzisiaj, z naszej perspektywy patrząc, powiedzielibyśmy zapewne, że nie rozumiemy takiego… niemalże okrucieństwa Boga, który pozwalał na takie cierpienie człowieka.
Rzeczywiście, trudno nam to dokładnie i co do przecinka wyjaśnić, bo my jesteśmy wychowani na Nowym Testamencie, w którym Jezus uczy nas troski o chorych – tej troski, której sam dawał przykład. Co więcej, Jezus w ten sposób pokazywał, że właśnie wypełnia nową treścią starotestamentalne przepisy. Według nich bowiem każdy, kto choćby zetknął się bezpośrednio z trędowatym, stawał się nieczysty i musiał dokonać obrzędu rytualnego oczyszczenia. Jezus stykał się z trędowatymi, ale po tym zetknięciu trędowaty przestawał być trędowatym. Czy zatem Jezus stawał się rytualnie nieczysty?
Z pewnością nie – i nigdzie, na kartach Ewangelii, nie słyszymy zarzutu uczonych w Piśmie i faryzeuszy, iż taką nieczystość zaciąga. Co najwyżej, zarzucali mu, że czyni to w szabat – bo tak często czynił. Jezus zatem skutecznie przywracał owych zakażonych i już odseparowanych ludzi – ich społeczności.
Przy czym zaznaczmy, że przepisy Starego Testamentu, o jakich dzisiaj słyszymy w pierwszym czytaniu, także nie zostały wydane po to, aby chorego człowieka potępić i odrzucić, a po to, aby chronić całą społeczność przed chorobą. Dlatego trędowatym zanoszono – do miejsca ich odosobnienia – pokarm, albo inne, potrzebne rzeczy, ale zostawiano to w odpowiedniej odległości i odchodzono, a jeżeli rozmawiano z nimi, to także na bezpieczną odległość. Co oczywiście nie zmieniało ich dramatycznego położenia.
W opisanej przez Ewangelistę Marka historii zauważamy, że trędowaty złamał zakaz zbliżania się do ludzi zdrowych – i właśnie zbliżył się do Jezusa. Odważył się na to, chociaż musiał wiedzieć, z jak bardzo nieprzychylną reakcją ludzi może się to spotkać. Rzecz jasna, nikt by go fizycznie nie odepchnął, bo ludzie od takich raczej uciekali, niż się do nich zbliżali, natomiast z pewnością i ten opisany dzisiaj, i wielu innych, opisanych w innych miejscach Ewangelii, musieli się liczyć z wyzwiskami, przekleństwami, krzykami ze strony ludzi.
Oni jednak wiedzieli, że już nie mają nic do stracenia, a może właśnie mają coś do zyskania, dlatego przedzierali się do Jezusa w nadziei, że skoro – jak zapewne słyszeli i dowiadywali się – pomagał tylu ludziom, to dlaczego miałby im nie pomóc?… Zresztą, takie dokładnie nastawienie wybrzmiało mocno i wyraźnie w słowach trędowatego z dzisiejszej Ewangelii: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić.
Osobiście uważam to zdanie za jedno z najpiękniejszych zdań w Ewangelii! Bo wyraża ono szczere i pełne pokory oddanie przez człowieka swego losu w ręce Jezusa, z takim właśnie nastawieniem, że to On, Jezus, najlepiej będzie wiedział, co w danej sytuacji zrobić. I rzeczywiście: Jezus w tym momencie chciał dokładnie tego, czego chciał chory, a więc uzdrowienia! I go dokonał.
Można natomiast dywagować, co by było, gdyby w tym momencie chciał podjąć inną decyzję, miał inną wolę. Jak zareagowałby trędowaty? Być może przyjąłby to do wiadomości – może z uczuciem zawodu, a może ze świadomością, że w sumie to i tak mu się nic już od nikogo nie należy, bo jego los jest rozstrzygnięty… A może zbuntowałby się i przeklinał Jezusa, że tak zawiódł jego oczekiwania? Nie wiemy.
Słyszymy natomiast to jego piękne zdanie i uświadamiamy sobie, że warto się tegoż zdania – ale nie tylko zdania, ale wewnętrznego nastawienia, które ono wyraża – od tegoż człowieka nauczyć. Czyli, nie żądać od Jezusa czegokolwiek – na zasadzie, że masz mi dać, bo jak nie, to odejdę od Ciebie – ale zaufać, że jakiekolwiek rozwiązanie by nie nastąpiło, to jeżeli jest to decyzja Jezusa, to jest to decyzja dobra. Nawet, jeśli jej w tej chwili nie rozumiem, a więc nawet, jeżeli – na przykład – wolą Jezusa byłoby dalsze dźwiganie ciężaru tej choroby…
To z pewnością bardzo trudne, ale to jest dopiero prawdziwe zaufanie do Jezusa, to jest dopiero prawdziwa miłość do Niego – tak, prawdziwa miłość, a więc nie taka, w której to ja stawiam warunki i wszystko musi się odbyć na moich zasadach. Postawa trędowatego, wyrażona w tym zdaniu, uczy nas prawdziwej miłości i prawdziwego zaufania. Niestety, jego dalsze zachowanie już trochę ten pozytywny obraz zakłóca… Bo zauważmy, że Jezus jeszcze czegoś „chciał” od niego. Czego?…
Usłyszmy słowa Ewangelisty: Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Czemu Jezusowi tak zależało na utrzymywaniu tej tajemnicy? Różnie się to interpretuje, ale najczęściej zwraca się uwagę na to, że chciał On doprowadzić swoją misję do końca, a tym końcem tu, na ziemi, tym dopełnieniem, były Wydarzenia zbawcze, a więc Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie. I to właśnie w ich świetle – już z perspektywy czasu – ludzie mieli spojrzeć na wszystkie cuda: uzdrowienia, wskrzeszenia, rozmnożenia pokarmu, uciszanie burz i nawałnic – jako elementu tego jednego, wielkiego dzieła, a nie patrzeć na nie jak na doraźne sztuczki, niemalże magiczne, czynione przez jakiegoś cudotwórcę – amatora.
Zresztą, te obawy Jezusa były jak najbardziej słuszne, wszak za którymś razem, po rozmnożeniu pokarmu, ludzie próbowali Go obwołać królem. Bo dobrze było mieć takiego króla, który za darmo rozda wszystkim chleb i coś do chleba – z takim królem to „żyć i nie umierać”! A właśnie tego Jezus nie chciał… Tego nie chciał, by całą Jego misję ludzie, na których zbawieniu Mu tak zależało, sprowadzili jedynie do czynienia cudów i innych sztuczek. On chciał, aby oni głębiej zrozumieli, co chce im przekazać – i to, kim w ogóle jest! Kim dla nich jest!
I jeśli to weźmie się pod uwagę, wówczas zdanie trędowatego, zaczynające się od słów: Jeśli chcesz… – wydaje się jak najbardziej trafne i właściwe. Szkoda, że późniejsze zachowanie tego zdania nie potwierdziło.
Natomiast z pewnością do takiej właśnie postawy, na jakiej najbardziej zależało Jezusowi, dzisiaj wiernych Gminy chrześcijańskiej korynckiej, ale i nas wszystkich, w drugim czytaniu zachęca Święty Paweł, gdy pisze: Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie. Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim, nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni. Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa.
To bardzo – swoją drogą – odważne stwierdzenie: Bądźcie naśladowcami moimi! Zważywszy, że – biorąc pod uwagę życiorys Pawła, szczególnie ten, obejmujący młode lata, jak i słuchając całego jego nauczania – trudno go posądzić o przechwalanie się, o próżność, czy pychę. On naprawdę – świadom swoich słabości i niedostatków – z przekonaniem mógł postawić za wzór swoje postępowanie. I może nawet nie to, że wszystko mu się w nim udawało, ale to, że bardzo się starał, by wszystko czynić na chwałę Bożą!
A właśnie owo cokolwiek czynicie, wypowiedziane dzisiaj do Koryntian i do nas, tak mocno wybrzmiewa w kontekście zachowania trędowatego z Ewangelii. Bo on chętnie usłyszał i przyjął to, co mu pasowało i to, czego bardzo pragnął, co odpowiadało jego potrzebom. Ale już to, co odpowiadało potrzebom Jezusa, Jego zapatrywaniu na całą sprawę – już nie. Stąd tak dużego znaczenia nabierają słowa Apostoła: Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie. Zatem, nawet tak prozaiczne i tak bardzo zwyczajne czynności, jak jedzenie i picie – mają być czynione na chwałę Bożą. Jak?
A choćby poprzez modlitwę przed posiłkiem i po nim, poprzez podziękowanie Bogu za to, że w ogóle mamy co jeść; poprzez podzielenie się z tym, kto może jest uboższy od nas; ale także poprzez nieprzejadanie się – i tak dalej… Podobnie i inne czynności możemy analizować, znajdując – z pewnością, bez większych trudności – sposoby, jak czynić je na chwałę Bożą i zgodnie z wolą Bożą.
Moi Drodzy, podkreślmy to bardzo mocno: w tym wszystkim, co tu sobie mówimy, nie chodzi o to, byśmy nasze życie uczynili takim duchowo sterylnym i wręcz zalęknionym, iż będziemy stronić od ludzi, mało co będziemy jedli, nie będziemy oglądać telewizji czy zaglądać do internetu, aby przypadkiem nie zgrzeszyć, nie przekroczyć „wyśrubowanych” norm moralnych, jakie narzuca Kościół. Nie, wprost przeciwnie!
W tym wszystkim, co tu sobie mówimy, chodzi tak naprawdę o normalne życie, o codzienne zwyczajne nasze spotkania z ludźmi, o codzienne nasze zajęcia, o codzienne wstawanie rano do pracy, do szkoły czy na studia i codzienne powroty do domu; o codzienny obiad w domu, o codzienne zakupy i inne wyjścia z domu, o codzienne zajęcia w domu lub poza domem – tak, o taką najzwyczajniejszą codzienną codzienność! Ze wszystkim, co ona niesie, a więc z radością i nadzieją, ale także z bólem i niepokojem…
Natomiast w całej sprawie przede wszystkim chodzi o to, aby to wszystko – podkreślmy: wszystko bez wyjątku, bez wyłączania czegokolwiek – przeżywać z Jezusem, na Jego chwałę i zgodnie z Jego wolą! Chodzi więc o to, abyśmy żyjąc, jak normalni ludzie wśród innych normalnych ludzi – i tych nienormalnych też – to słowa, które dziś wypowiedział trędowaty: Jeśli chcesz… – zamieniali na pytanie: Jak chcesz?…
Jak chcesz, Panie Jezu, rozstrzygnąć sprawę mojej choroby, mojego niepowodzenia w pracy, czy na studiach, czy w szkole?… Jak chcesz, bym układał relacje w moim małżeństwie? Jak chcesz, bym wychowywał swoje dzieci? Jakie Ty masz zdanie na to wszystko? A jakie Ty masz zdanie na to wszystko, co dzieje się teraz w Polsce? Dlaczego – Twoim zdaniem, Panie Jezu – tak się dzieje? Twoim zdaniem – nie zdaniem dziesiątków przeróżnych ekspertów, wygłaszających swoje „nieomylne” teorie i uczone diagnozy we wszystkich mediach?
A co Ty, Panie Jezu, myślisz o tak zwanej aborcji, o tak zwanej eutanazji, o tak zwanym gender, o metodzie in vitro? Co Ty myślisz, Panie Jezu, a nie politycy – nawet ci, rzekomo wierzący, ale w tych sprawach mający takie zdanie, jakie najbardziej odpowiada koniunkturze politycznej, albo jakie podniesie im słupki sondażowe. Co Ty, Panie, o tym myślisz? Co myślisz o mieszkaniu pod jednym dachem, na sposób małżeński, dwojga młodych – czy starszych – ludzi, nie będących małżeństwem?
A jak Ty rozwiązałbyś konflikt w mojej rodzinie, konflikt z sąsiadem? Co byś powiedział, gdybyś znalazł się w mojej sytuacji? Czy moje dotychczasowe słowa i czyny – na pewno Tobie się podobają? Czy po ich wypowiedzeniu lub dokonaniu – mogę Ci bez obaw spojrzeć w oczy, czy raczej muszę swój wzrok wstydliwie opuścić?…
Właśnie! W tym wszystkim, co czym tu sobie mówimy, moi Drodzy, chodzi o to, aby nasza wiara i nasze chrześcijaństwo przestało wreszcie być jedynie świętowaniem i jedynie czynieniem tego, co my chcemy – a coraz bardziej stawało się codziennością, kształtowaną według tego, co chce Jezus! Podkreślmy: codziennością! Aby było codziennym wypełnianiem tego właśnie zdania, tego pragnienia: Panie, postąpię tak, zrobię tak, powiem tak, pomyślę tak lub tak – jeśli Ty tak chcesz! I tylko wtedy!
W Rosji Kościół Katolicki 11 lutego oprócz objawień w Lourdes świętuje jeszcze jedno wydarzenie: tego dnia w 2002 roku papież Jan Paweł II przekształcił tymczasowe struktury Kościoła katolickiego w Rosji (administracje Apostolskie) w pełnoprawne eparchie.
Dlatego też została wydana Konstytucja Apostolska „Moscoviensis Matris Dei”.
Poniżej jej tekst w języku polskim. Oryginalne teksty w języku rosyjskim i łacińskim wysłała do ojca Jacka na e-mai.
JAN PAWEŁ BISKUP
SŁUGA SŁUG BOŻYCH
NA WIECZNĄ PAMIĄTKĘ
KONSTYTUCJA APOSTOLSKA
MOSCOVIENSIS MATRIS DEI
O USTANOWIENIU PROWINCJI KOŚCIELNEJ W ROSJI, MATKI BOŻEJ W MOSKWIE
W krajach rosyjskich wierzący bardzo pilnie starają się kontemplować boskie tajemnice i przestrzegać przykazań Chrystusa w życiu codziennym. My, gorliwie przyczyniając się do duchowego wzrostu wszystkich wiernych, teraz spieszymy się, aby dostosować nasze instytucje kościelne na drogiej ziemi Rosyjskiej, aby wygodniej szerzyć prawdę Zbawczą.
Tak więc, przyjmując prośbę naszego czcigodnego brata Tadeusza Kondrusiewicza, tytularnego arcybiskupa Japonii i administratora apostolskiego dla katolików obrządku łacińskiego północnej części europejskiej Rosji, za jednomyślną zgodą Konferencji Episkopatu w Rosji, z przychylnym osądem czcigodnego brata Jerzego Zura, tytularnego arcybiskupa Sesty i legata Stolicy Apostolskiej w Rosji, za radą Sekretariatu Stanu, w pełni naszej władzy Apostolskiej, określamy i ustalamy poniższe.
obrządku łacińskiego północnej części europejskiej Rosji wznosimy do rangi i godności Archidiecezji zwanej Matki Bożej w Moskwie, a także z terytorium czterech nowo utworzonych wspólnot kościelnych, tj. Matki Bożej w Moskwie, św. Klemensa w Saratowie, Przemienienia Pańskiego w Nowosybirsku i św. Józefa w Irkucku, ustanawiamy nową prowincję kościelną, zwaną Matki Bożej w Moskwie.
Nowo ustanowioną wspólnotę kościelną Matki Bożej w Moskwie wznosimy do stopnia stolicy metropolitalnej wspomnianej prowincji kościelnej, z przyznaniem praw i przywilejów, które posiadają inne kościoły metropolitalne, zgodnie z normami prawa zwyczajowego.
Świętemu pasterzowi Archidiecezji Matki Bożej w Moskwie nadajemy godność arcybiskupską i stopień metropolity, a także prawa i przywileje należne zgodnie z normami kanonicznymi innym metropolitom w świecie katolickim, wraz z wymogami i obowiązkami z tym związanymi.
Stolicę nowej Archidiecezji ustanawiamy w Moskwie, a istniejącą tam świątynię parafialną, poświęconą Bogu pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia, wznosimy do rangi i godności katedry.
Aby zapewnić odpowiednie wsparcie pasterzowi nowo ustanowionego Kościoła w jego zarządzie, należy jak najszybciej utworzyć kolegium doradców zgodnie z przepisami prawa.
Jeśli chodzi o ustanowienie archidiecezjalnego seminarium i formację kandydatów do święceń, należy przestrzegać norm prawa zwyczajowego, koncentrując się na zasadach Kongregacji Edukacji Katolickiej.
Wybrani seminarzyści, a także księża, powinni zostać wysłani, aby ukończyć studia w Rzymie, jeśli to możliwe.
Aby osiągnąć wszystko, co zostało powiedziane powyżej, określamy czcigodnego brata Jerzego Zura, zapewniając mu niezbędne i odpowiednie środki, w tym prawo do subdelegacji, w celu osiągnięcia wyniku działania, każdej osoby obdarzonej godnością kościelną. Następnie należy sporządzić dokumenty do wysłania do Kongregacji ds. biskupów, chyba że pojawią się przeszkody.
Dane w Rzymie, u świętego Piotra, jedenastego lutego, w lecie Pańskim 2002, w dwudziestym czwartym roku naszego pontyfikatu.
ANGELO kard. SODANO, Sekretarz Stanu
GIOVANNI B. kard. RE, prefekt Kongregacji ds. biskupów
Marcello Rossetti, protonotariusz Apostolski
Leonardo Henriquez, protonotariusz Apostolski
Dzięki!
xJ