Cierpliwość ma sens!

C

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:

Ksiądz Andrzej Duklewski, Proboszcz Parafii w Marianowie, w Diecezji siedleckiej, a przez wiele lat – Proboszcz w Tomsku na Syberii i Proboszcz mojego Brata, Księdza Marka;

Mariusz Kłusek, mieszkający obecnie z Rodziną w Warszawie, a za czasów mojego pierwszego wikariatu – Szef Służby liturgicznej.

Obu świętującym życzę ogromu łask i darów od Pana. Zapewniam o modlitwie.

A oto dzisiaj przeżywamy niedzielę, którą w liturgii nazywa się Niedzielą Gaudete, od pierwszego słowa antyfony na wejście we Mszy Świętej, czyli: „Radujcie się w Panu”. Jest to Niedziela radości – oto Adwent się dopełnia i Pan jest blisko. Dlatego dzisiaj można sprawować Msze Święte w kolorze różowym – podobnie, jak w czwartą Niedzielę Wielkiego Postu, zwaną Niedzielą Laetare – o ile, oczywiście, taki ornat jest w zasobach Parafii. Jeżeli nie, to używa się koloru fioletowego. Kolor różowy oznacza oznacza swoiste „złagodzenie” czasu przygotowania, zbliżanie się do celu drogi…

Ja dzisiaj tę Niedzielę będę przeżywał najpierw w Parafii Brzozowica, w zastępstwie za Proboszcza, Księdza Tomasza Małkińskiego. Potem wracam do naszego Duszpasterstwa Akademickiego, gdzie odbędą się próby przed inscenizacją na środowy Opłatek akademicki.

A o 20:00 Msza Święta, rozpoczynająca adwentowe Rekolekcje akademickie:

A oto jeszcze – ponowne zaproszenie na niedzielę:

https://siedlce.podlasie24.pl/kosciol/w-poszukiwaniu-nadziei-rekolekcje-adwentowe-dla-srodowiska-akademickiego-20251212095823?_gl=1*8igole*_gcl_au*MTQyMTY0NTM2NS4xNzY0NTQ1NjIx*_ga*MTI1ODA1MjQyMC4xNjk4NDg5MDA1*_ga_8H7CG4ZCTH*czE3NjU1MzQxODQkbzE2MDgkZzAkdDE3NjU1MzQxODQkajYwJGwwJGgxOTE5Njk0NTk3

Zapraszam!

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dzisiaj mówi do mnie osobiście – tak bardzo osobiście – Pan w swoim Słowie? Do czego mnie zachęca?

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

3 Niedziela Adwentu, A,

14 grudnia 2025., 

do czytań: Iz 35,1–6a.10; Jk 5,7–10; Mt 11,2–11

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

Niech się rozweseli pustynia i spieczona ziemia,

niech się raduje step i niech rozkwitnie!

Niech wyda kwiaty jak lilie polne,

niech się rozraduje także skacząc

i wykrzykując z uciechy.

Chwałą Libanu ją obdarzono,

ozdobą Karmelu i Saronu.

Oni zobaczą chwałę Pana,

wspaniałość naszego Boga.

Pokrzepcie ręce osłabłe,

wzmocnijcie kolana omdlałe!

Powiedzcie małodusznym:

Odwagi! Nie bójcie się!

Oto wasz Bóg, oto pomsta;

przychodzi Boża odpłata;

On sam przychodzi, aby was zbawić”.

Wtedy przejrzą oczy niewidomych

i uszy głuchych się otworzą.

Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń

i język niemych wesoło krzyknie.

I odkupieni przez Pana powrócą.

Przybędą na Syjon z radosnym śpiewem,

ze szczęściem wiecznym na twarzach.

Osiągną radość i szczęście,

ustąpi smutek i wzdychanie.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO JAKUBA APOSTOŁA:

Trwajcie cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie.

Nie uskarżajcie się, bracia, jeden na drugiego, byście nie popadli pod sąd. Oto sędzia stoi przed drzwiami. Za przykład wytrwałości i cierpliwości weźcie, bracia, proroków, którzy przemawiali w imię Pańskie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” Jezus im odpowiedział: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.

Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: „Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: «Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę». Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w Królestwie niebieskim większy jest niż on”.

W pierwszym dzisiejszym czytaniu, z Proroctwa Izajasza, słyszymy: Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie. I odkupieni przez Pana powrócą. Przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na twarzach. Osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie.

A we fragmencie Ewangelii według Świętego Mateusza słyszymy słowa samego Jezusa: Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi.

Zatem – w pierwszym czytaniu zapowiedź, a w Ewangelii informacja o wypełnieniu tej zapowiedzi. Kiedy zatem miały się te piękne i wspaniałe rzeczy dokonać? Według Izajasza – wtedy… Tak usłyszeliśmy. W innych fragmentach, w poprzednich dniach słyszeliśmy, że w owym dniu… Albo – owego dnia… I pytaliśmy, kiedy to będzie ten «ów dzień»?… Kiedy to będzie owo: «wtedy»? W dzisiejszym fragmencie Izajaszowego Proroctwa usłyszeliśmy – nieco wcześniej, przed tym zacytowanym fragmentem – taką oto zachętę: Powiedzcie małodusznym: „Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, aby was zbawić”.

I oto możemy powiedzieć, że właśnie «On sam przyszedł, aby nas zbawić». On sam – Jezus Chrystus, zapowiadany i oczekiwany Mesjasz, Boży Syn, Zbawiciel świata. Zapowiadany przez Proroków, a wśród nich także – przez tego, którego uważa się za ostatniego z Proroków, czyli Jana Chrzciciela.

Ale oto dzisiaj dane nam jest doświadczyć niemałego zaskoczenia, kiedy przypomnimy sobie, z jakim przekonaniem Jan zapowiadał przyjście Jezusa, z jakim przejęciem udzielił Mu swego chrztu w Jordanie, z jaką mocą wzywał ludzi do nawrócenia, do wyprostowania dróg swego życia, aby nimi mógł przyjść ów Zapowiadany i Oczekiwany – a oto dzisiaj tenże Jan wysyła do Jezusa swoich uczniów z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? Jak to rozumieć? Co się stało Janowi? Skąd takie dramatyczne pytanie?

To co? Wszystko, czego nauczał ludzi i całe to jego wzywanie do nawrócenia w tym momencie straciło sens? Bo może okazało się, że nie tego zapowiadał, którego trzeba? Bardzo intrygująca sytuacja. Spore zaskoczenie… I to nie za bardzo pozytywne – powiedzmy sobie szczerze. Pytanie, czy powinniśmy – a wręcz: czy możemy – dziwić się Janowi?

Zobaczmy, on to swoje pytanie skierował do Jezusa z więzienia. Z jednej strony – jak się dowiadujemy – postawił je wówczas, gdy usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa. Ale nawet świadomość tych wszystkich Jezusowych dokonań jakoś nie rozwiała jego wątpliwości. I to może nas dziwić. Z drugiej jednak strony musimy pamiętać, że naród wybrany oczekiwał Mesjasza jako przywódcę politycznego, a nawet militarnego, który wyzwoli naród spod władzy najeźdźców.

Tymczasem okazało się, że Ten, który przyszedł, nie tylko nie poderwał narodu do walki, ale jeszcze kazał kochać nieprzyjaciół! I dodatkowo płacić podatek cezarowi rzymskiemu, czyli – co by nie mówić – okupantowi! A tak w ogóle, to Jan Chrzciciel prowadził przez cały okres publicznej działalności życie niezwykle surowe, ascetyczne, nie tylko w ubóstwie, ale wręcz w nędzy. A oto Jezus zachowywał się bardzo zwyczajnie – by się tak wyrazić: standardowo – a chociaż nie było to jakieś życie dostatnie i komfortowe, to jednak nawet na wesele wybrał się ze swymi uczniami.

A też nie wiemy, ile to razy było, bo jeden przypadek mamy opisany w Ewangelii, ale nikt nie powiedział, że w rzeczywistości był tylko ten jeden raz. A znowu w innym miejscu słyszymy, że dał się zaprosić na obiad do jednego z faryzeuszy, a także: do celnika Zacheusza. Prawdę powiedziawszy, do tego ostatniego to się sam „wprosił” i uczynił z tego okazję do przemiany jego życia, ale fakt jest faktem: dokonało się to w trakcie wystawnej kolacji! I tak to właśnie żył Jezus – a tak żył Jan Chrzciciel: w więzieniu, w bezpośredniej perspektywie utraty życia.

W dodatku, z całą pewnością docierały do niego, czyli do Jana, pytania i wątpliwości ludu – tak, tego ludu, który on sam przygotowywał na przyjście Mesjasza, jako Wyzwoliciela – dlaczego ten Mesjasz nic nie robi, nie broni narodu, nie podrywa go do walki z Rzymianami, jako okupantami. Dlaczego jest taki – po ludzku rzecz ujmując – słaby, bezbronny, a może wręcz naiwny? Czy to takiego Wyzwoliciela Jan zapowiadał? Na pewno, docierały do niego takie lub podobne odgłosy rozczarowania i zawiedzenia, a on nie wiedział, co na to odpowiedzieć.

Bo może i sam nie do końca rozumiał linię działania Jezusa, ale nawet gdyby chciał zapytać, to nie bardzo miał jak, z powodu uwięzienia. Wybrał więc ten sposób, o jakim dziś słyszymy, czyli wysłał swoich uczniów z bardzo konkretnym pytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? Jeszcze raz podkreślmy: w kontekście tego wszystkiego, co o Janie wiemy, o jego dotychczasowej działalności, to pytanie może szokować. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę cały zarysowany tu kontekst, to już może trochę mniej.

Natomiast – zauważmy to! – Jezusa to pytanie nie tylko nie zaszokowało, ale wręcz jakby na nie czekał. Bo od razu odpowiedział uczniom swego Poprzednika: Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie… Zatem, użył argumentu, który od zawsze jest najmocniejszym ze wszystkich argumentów w jakiejkolwiek dyskusji: argument z faktów. Czyli na zasadzie: „Idźcie i opowiedzcie, coście zobaczyli. Nie przekonujcie zapowiedziami i obietnicami, nie używajcie żadnych wielkich słów, tylko po prostu przedstawcie fakty!” Niech one mówią same za siebie. Chyba, że ktoś podważa prawdziwość samych faktów, to już inna sprawa. Ale jeżeli zgadzamy się co do ich zaistnienia, to niech już one same mówią za siebie.

Jezus sam wskazuje na konkretne fakty, o których uczniowie mają Janowi powiedzieć, a są to te właśnie, które tu sobie przytoczyliśmy, a które są faktycznym wypełnieniem dzisiejszych zapowiedzi Proroka Izajasza. Jednak Jezus miał świadomość, że ten argument może nie być do końca przekonujący. Bo i On sam wiedział i widział – i ludzie wokół także – że to nie byli wszyscy chorzy, którzy wówczas żyli na świecie, czy też wszyscy niewidomi, nie wszyscy chromi czy głusi… Nie wszyscy wyzdrowieli. I choć nawet umarli powstawali do życia – to też nie wszyscy. A poza tym – powracając do wyrażonej już myśli – Jan jednak siedział w więzieniu. I groziła mu śmieć – która zresztą niedługo przyszła…

Zatem, to nie do końca było takie wszystko oczywiste i piękne… Na tym sielankowym obrazie były jednak jakieś skazy, jakieś chmury na tym błękitnym niebie… Jezus wiedział o tym wszystkim, dlatego swoje przesłanie do Jana zakończył mocnym i jednoznacznym stwierdzeniem: A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi. Czyli jednak! Czyli Jezus dopuszczał taką możliwość, że pomimo tego wszystkiego, co uczynił, czego dokonał i na co sam wyraźnie wskazał – ludzie jednak mogą wątpić, mogą odchodzić… Być może.

Natomiast do tych ludzi z pewnością nie należał Jan. Jezus musiał być o tym najgłębiej przekonany, skoro zaraz po odesłaniu uczniów Jana, o nim samym dał przepiękne świadectwo, wskazując na jego niezwykłą postawę. Zatem, pytanie Jana i ta jego cała wątpliwość, to zawahanie, w niczym nie spowodowało zawahania pewności Jezusa co do Jana. On doskonale wiedział, że nawet, jeśli Jan przeżywa chwilowe wątpliwości, to jednak linia jego działania jest niezmienna, a jego odwaga i jednoznaczność w działaniu – nienaruszalna.

Dlatego – by się tak wyrazić – nie stracił cierpliwości do Jana. A jemu samemu pomógł, by i on nie stracił cierpliwości do tego dzieła, które przez całe życie realizował. I by nie stracił odwagi i wytrwałości. I Jan rzeczywiście wytrwał – i zachował swoją postawę, swoją odwagę i swoje przekonania, których bronił do ostatniego tchnienia. Czyli – jak widzimy, co raz jeszcze podkreślmy – ostatecznie nie zabrakło mu cierpliwości i przekonania o słuszności tego, co robił.

Niestety, nam tej cierpliwości nieraz brakuje – i do Boga, i do ludzi. Dlatego może Święty Jakub poucza nas w swoim Liście, którego fragmentu wysłuchaliśmy w drugim dzisiejszym czytaniu: Trwajcie cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie. Nie uskarżajcie się, bracia, jeden na drugiego, byście nie popadli pod sąd. Oto sędzia stoi przed drzwiami. Za przykład wytrwałości i cierpliwości weźcie, bracia, proroków, którzy przemawiali w imię Pańskie.

No, powiedzmy sobie szczerze – co nawet widzimy na przykładzie Jana – że z tą cierpliwością Proroków to też różnie bywało… W niejednym miejscu, na kartach Starego Testamentu, możemy przeczytać o ich rozterkach, wątpliwościach, a wręcz dyskusjach – żeby nie powiedzieć: kłótniach – z Bogiem. A jak sobie przypomnimy historię Jonasza, który otwarcie sprzeciwiał się Bożemu poleceniu, by poszedł do Niniwy i wezwał ją do nawrócenia – i który w imię tego sprzeciwu nawet uciekał przed Bogiem, a potem śmiertelnie obraził się na Boga, kiedy Ten przebaczył Niniwitom, to można się za głowę złapać.

I przyznać z niejakim podziwem, że Bóg naprawdę ma cierpliwość do człowieka. I to wielką! Zresztą, my to chyba dobrze wiemy. A gdybyśmy mieli co do tego jakiekolwiek wątpliwości, to spójrzmy na konfesjonały, stojące w naszej świątyni parafialnej… To jest jeden z najmocniejszych dowodów na cierpliwość Boga. Bo ileż to razy przebaczył On nam nasze grzechy – i to często ciągle te same, powtarzające się w kółko. Jak wielka jest cierpliwość Boga!

jak mała jest cierpliwość nasza… Jak często chcielibyśmy od razu, natychmiast, w tej chwili – coś otrzymać, coś osiągnąć – i mamy wielkie pretensje do Boga, kiedy każe nam dłużej się o coś pomodlić i trochę poczekać. A właśnie ludzie mądrzy i święci mówią, że na nasze modlitwy – a szczególnie: na nasze prośby w różnych sprawach – Bóg udziela jednej z trzech możliwych odpowiedzi. Albo mówi: „Proszę bardzo – masz, o co prosiłeś!”; albo mówi: „Nie, tego Ci nie dam, bo to nie będzie dla Ciebie dobre!”; albo wreszcie mówi: „Tak, dam Ci to, ale nie teraz. Za jakiś czas. Poczekaj jeszcze. Pomódl się jeszcze o to…”. Podobno tej trzeciej odpowiedzi udziela najczęściej. Zresztą, sami oceńmy, czy tak nie jest.

I jeżeli tak jest, to również powiedzmy sobie szczerze, że dzieje się tak nie dlatego, że Bóg zabawia się nami, albo chce nam pokazać, kto tu rządzi; albo sprawia Mu radość patrzenie, jak się denerwujemy i niepokoimy, żeby za jakiś czas przekonać się, że wszystko będzie dobrze. Nie, to nie w tym rzecz. A w czym?

A w tym, że my naprawdę musimy dojrzeć do tego, by Boże dary otrzymać. Żeby ich nie zlekceważyć, kiedy przyjdą zbyt łatwo – na zasadzie: „Łatwo przyszło – łatwo poszło”. Albo żeby nie przeoczyć ich wielkiego znaczenia, a więc aby docenić je należycie i zrobić z nich jak najpełniejszy użytek. Tak, to po naszej stronie leży przyczyna takiego lub innego działania Boga. Dlatego potrzeba naszej cierpliwości do Boga, co w rzeczywistości oznacza cierpliwość do siebie samych.

Cierpliwość i wytrwałość w ciągłym pokonywaniu samych siebie i tym ciągłym zbliżaniu się do Boga – poprzez modlitwę, poprzez życie sakramentalne, poprzez Boże słowo… I poprzez codzienne, coraz bardziej sumienne, wypełnianie woli Bożej w swoim życiu. Właśnie: coraz bardziej sumienne, czyli – przede wszystkim – cierpliwe i wytrwałe!

Drodzy moi, uwierzmy w to i weźmy do serca to najgłębsze przekonanie, że Bóg naprawdę chce nam udzielać swoich darów! I udzieli nam ich na sto procent. I że nasze docieranie do drugiego człowieka, nasza modlitwa za niego – także o jego nawrócenie, o jego przemianę, czy o inne dobro dla niego – wszystko to kiedyś się spełni, to wszystko przyniesie naprawdę błogosławione owoce. Pan naprawdę chce nam tych wszystkich – i jeszcze więcej – swoich darów udzielić. Tylko z naszej strony potrzeba cierpliwości i wytrwałości!

Zapytamy: tylko? Czy może: aż? Z pewnością, nie jest to łatwe. Bo – powtórzmy – my byśmy chcieli wszystko od razu, na „już”, tu i teraz, w tym momencie. Ale jak się tak głębiej zastanowimy, to chyba jednak przyznamy, że ta cierpliwość i wytrwałość, jakiej Pan od nas oczekuje, ma sens. Bo jednak czyni nas lepszymi ludźmi… Lepszymi i mądrzejszymi. Bardziej świętymi!

Dlatego odważmy się! Tak, odważmy się na cierpliwość i wytrwałość – w naszych relacjach z Bogiem i z drugim człowiekiem. Przyjmijmy otwartym sercem to Jezusowe zapewnienie: Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi!

2 komentarze

    • Błogosławionego czasu, Robert. Niech Duch Święty otwiera serca, umysły na Boże Słowo, wszystkim którzy do Niego przychodzą.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.