Czy można mieć do Boga pretensje?…

C
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym z całego serca przesyłam najgorętsze życzenia mojemu Przyjacielowi, Księdzu Leszkowi Mućce, z okazji imienin. Dziękując Mu za wieloletnią przyjaźń, życzę Czcigodnemu Solenizantowi – i o to się modlę – aby tak, jak dotychczas, zawsze starał się być kapłanem nieprzeciętnym, pracowitym, ofiarnym i otwartym na ludzi. Niech ich zaraża swoją radością i nadzieją!
       O gorliwość w kapłańskiej posłudze, ludzką życzliwość i wszelkie dobro modlę się także dla Księdza Rafała Jarosiewicza w dniu urodzin oraz dla Księdza Pawła Cieślika w dniu rocznicy Jego święceń. Niech im Pan błogosławi!
       Moi Drodzy, w tym miesiącu takich życzeń – związanych z rocznicami święceń – będzie nieco więcej, jako że większość z nas, księży, właśnie w tym miesiącu je przeżywa. Niektórzy w maju. Tak, czy owak, jest to okazją dla Was, abyście trochę „pomęczyli” Boga w naszej intencji – o co zresztą ośmielam się prosić…
                            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
9 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Karola Lwangi i Towarzyszy, Męczenników,
do
czytań: Tb 3,1–11.24–25 Wlg; Mk 12,18–27
CZYTANIE
Z KSIĘGI TOBIASZA:
Tobiasz
wydawszy westchnienie zaczął modlić się ze łzami, mówiąc:
„Sprawiedliwy jesteś, Panie, i wszystkie Twoje sądy są
sprawiedliwe, a wszystkie drogi Twoje są miłosierdziem, prawdą i
sprawiedliwością.
A
teraz, Panie, Twoje kary są wielkie, ponieważ nie postępowaliśmy
według Twoich przykazań i nie chodziliśmy szczerze przed Tobą.
Teraz,
Panie, uczyń ze mną według woli Twojej i rozkaż, aby duch mój
był wzięty w pokoju; lepiej jest bowiem dla mnie umrzeć aniżeli
żyć”.
Przytrafiło
się, że tego samego dnia w Rages, mieście Medów, Sara, córka
Raguela, słuchała zniewag od jednej ze służebnic swego ojca. Była
ona bowiem kolejno wydana za siedmiu mężów, a szatan imieniem
Asmodeusz zabijał ich, skoro weszli do niej. Gdy więc ona zgromiła
ową służebnicę za pewne przewinienie, ta odpowiadając rzekła:
„Więcej nie zobaczymy z ciebie na ziemi syna ani córki,
morderczynio mężów swoich. Czy i mnie chcesz zabić, jakeś zabiła
siedmiu mężów?” Na to słowo Sara weszła do górnej izby w
swoim domu i pozostawała przez trzy dni nie jedząc i nie pijąc.
Pozostając na modlitwie, ze łzami błagała Boga, aby ją od tej
zniewagi uwolnił.
Obydwie
modlitwy były wysłuchane w jednym czasie przed chwałą Boga
Najwyższego. I został wysłany anioł Pana, święty Rafał, aby
uzdrowić Tobiasza i Sarę, których modlitwy zostały w jednym
czasie przedłożone przed oczami Pańskimi.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Przyszli
do Jezusa saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania,
i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu, Mojżesz tak nam
przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat i pozostawi żonę, a nie
zostawi dziecka, niech jego brat weźmie ją za żonę i wzbudzi
potomstwo swemu bratu».
Otóż
było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umierając, nie
zostawił potomstwa. Drugi ją wziął i też umarł bez potomstwa,
tak samo trzeci. I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po
wszystkich umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc, gdy
powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za
żonę”.
Jezus
im rzekł: „Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie
rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych,
nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak
aniołowie w niebie. Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną,
czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa o krzaku,
jak Bóg powiedział do Mojźesza: «Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg
Izaaka i Bóg Jakuba». Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych.
Jesteście w wielkim błędzie”.
Modlitwa,
wypowiedziana przez Tobiasza w pierwszym zdaniu dzisiejszego
czytania, to dowód prawdziwego heroizmu! Kiedy człowiekowi
wszystko na głowę się „wali”, wszystko idzie „pod górę”,
cierpienia i doświadczenia wręcz przytłaczają, niweczone
są plany na przyszłość, a do tego jeszcze najbliżsi „dobijają”
swoim narzekaniem i pretensjami – właśnie w takiej sytuacji czymś
niezwykłym i bohaterskim jest powiedzieć: Sprawiedliwy
jesteś, Panie, i wszystkie Twoje sądy są sprawiedliwe, a wszystkie
drogi Twoje są miłosierdziem, prawdą i sprawiedliwością.

Czyż
bowiem w takiej sytuacji człowiek nie ma wszystkiego
dosyć i bardzo często z
nikim

o swoim nieszczęściu nie chce rozmawiać, także
z Bogiem?
A
jeżeli nawet próbuje
coś Bogu powiedzieć, to raczej w
tonie pretensji?

A tu takie słowa z ust Tobiasza… Czy one na
pewno


szczere?

Czy nie jest to gra „pod publiczkę”?…
Biorąc
pod uwagę kontekst, można by zapytać, o jaką „publiczkę”
miałoby
chodzić? Analizując zaś
całość
postawy Tobiasza, chyba
trzeba się zgodzić, że był on
jednak
niezwykle szczery
w
tym, co mówił. Owszem, także w jego modlitwie pojawił się moment
pewnej rezygnacji. Pobrzmiewa on – w pewnym sensie – w słowach:
Teraz,
Panie, uczyń ze mną według woli Twojej i rozkaż, aby duch mój
był wzięty w pokoju; lepiej jest bowiem dla mnie umrzeć aniżeli
żyć.

Jednakże
i tutaj na pierwszym miejscu wyrażone zostało posłuszeństwo
woli Bożej,

a dopiero potem – prośba o śmierć.
Bardzo
podobnie możemy scharakteryzować odniesienie do Boga i do
przeżywanej
przez siebie
dramatycznej sytuacji, jakie zaprezentowała Sara,
córka Raguela.
Nie
dość, że dotknęło ją tak wielkie nieszczęście, jak śmierć
kolejnych mężów, to jeszcze musiała wysłuchiwać obelg,
rzucanych jej – i to przez kogo? Przez
służącą!

W zakresie posiadanej nad nią władzy Sara mogła od
razu wymierzyć
jej sprawiedliwość, ale ona wolała
oddać sprawę Bogu.
Podobnie
zresztą, jak opisany wcześniej Tobiasz.
Konkluzję
obu tych wydarzeń i owoc obu modlitw Autor biblijny tak przedstawia:
Obydwie
modlitwy były wysłuchane w jednym czasie przed chwałą Boga
Najwyższego. I został wysłany anioł Pana, święty Rafał, aby
uzdrowić Tobiasza i Sarę, których modlitwy zostały w jednym
czasie przedłożone przed oczami Pańskimi.

Powiedzielibyśmy:
szczęśliwy finał. Jednak nie tyle
chodzi
tu o szczęśliwe zakończenie jakiejś
ciekawej
filmowej akcji,

ile
bardziej o to, o
czym mowa jest
w
dzisiejszej Ewangelii.
Oto
kiedy
podstępni saduceusze przedstawili
Jezusowi
historię jako żywo przypominającą historię Sary i zakończyli
pytaniem,

czyją
żoną
przedstawiona
tam kobieta będzie
po śmierci, Jezus nie odpowiedział wprost
na tę zaczepkę, tylko rozstrzygnął sprawę w sposób bardziej
fundamentalny.
Pokazał
im bowiem, że całe ich myślenie i zapatrywanie się na problem
jest z
gruntu błędne!

A dlaczego jest błędne?
Bo
oni na wszystko patrzą tylko po
ludzku, nie po Bożemu.

I próbują wielkość Boga i potęgę Jego zamysłów i Jego
działania – wtłaczać „w
ramki” ciasnego ludzkiego myślenia i postrzegania!
A
właśnie tego niebezpieczeństwa uniknęli bohaterowie pierwszego
czytania: Tobiasz i Sara. Oni całą sytuację, w jakiej się
znaleźli, odnieśli
do Boga,
poddając
się Jego Boskiemu osądowi,
u Niego też
szukając
ratunku. I
znaleźli ratunek!
Pomimo
dramatycznej sytuacji, jaka stała się ich udziałem, oni – bez
zbędnych pytań i niepotrzebnego roztrząsania – zwrócili
się do Boga.

Saduceusze właśnie zaczęli roztrząsać – i
pobłądzili.

I chyba nawet nie w tym był problem, że podjęli owo roztrząsanie.
Zarówno bowiem Tobiasz, jak i Sara, także
zapewne
jakąś
formę dialogu z Bogiem podjęli
.
Bo
któż wie, co
tak naprawdę dokonywało się w
czasie ich długich modlitw?… Zapewne
pojawiło się wówczas niejedno
pytanie

do Boga, a może i niejedna
pretensja.
Natomiast
ważny
jest styl,
sposób i motyw

owego zwracania się do Boga. Tobiasz i Sara czynili to w
szczerości serca i z wielką pokorą.

Saduceusze – z
pychą, butą

i dla zwykłego podstępu.

A
my – z jakim nastawieniem zwracamy się do Pana? Jak i o czym z Nim
rozmawiamy? Czy nawet, jeżeli mamy pytania, wątpliwości i rozterki
– a przecież możemy je mieć – to kierujemy je do Boga w
szczerości swego serca,

czy z arogancją i w sposób, który wręcz urąga Bogu?
Bo
pytać Boga zawsze i o wszystko możemy – Bóg nigdy nie
obraża się za nasze nawet pełne bólu i
wątpliwości pytania. O ile są one szczere i płyną prosto
z serca. I o ile pamiętamy, z kim rozmawiamy…
Doskonałą
świadomość bliskości Boga w najtrudniejszych okolicznościach
życia – a właściwie w chwili śmierci – mieli
wspominani dzisiaj przez nas Męczennicy – Karol Lwanga
i jego Towarzysze. W jakimś sensie doznali oni tego,
czego doświadczyli omawiani przez nas Tobiasz i Sara. Im też bardzo
uprzykrzono to ziemskie życie.
A
działo się wszystko
na obszarze
południowej
i środkowej Afryki,
konkretnie
zaś

Ugandy.
Tam
to
w latach 1885 – 1887 wielu chrześcijan poniosło śmierć
męczeńską na rozkaz ówczesnego
władcy Mwanga. Wśród umęczonych szczególną
stałością w wierze odznaczyli się Karol Lwanga i 
grupa
jego przyjaciół
.
Wielu z nich niewiele
wcześniej
przyjęło Chrzest. Czterech z nich ochrzcił Karol Lwanga w
więzieniu. Najmłodszy z tej grupy, Kizito, miał zaledwie
trzynaście lat.
3
czerwca 1886 roku, zginął Karol Lwanga i dwudziestu jeden jego
Towarzyszy.

Beatyfikował ich
w roku 1920 Papież Benedykt XV, zaś 18
października 1964 roku,
w
niedzielę misyjną,
Papież Paweł VI
wyniósł
ich
do chwały
Świętych.
Wpatrując
się w niezwykłe bohaterstwo, odwagę i jakąś ogromną
wewnętrzną siłę tych
Świętych
Patronów – Karol
Lwanga umierał palony żywcem od stóp i uśmiechał się przy tym,
innych zagrzewając do bohaterstwa,
spośród
których kilku zawiniętych w trzcinowe maty wrzucono
w płomienie
– z pewnością mówić
możemy
o ich bezgranicznym
zaufaniu do Boga!

Dlatego także i oni dołączyli do grona Zwycięzców, do którego
wiele wieków przed nimi, weszli Tobiasz i Sara.
Zastanówmy
się przez chwilę:

Jak
często rozmawiam z Bogiem „własnymi słowami”?

Czy
mam zwyczaj mówić Bogu o wszystkim – naprawdę o wszystkim?

Czy
zwracam się do Boga ze szczerym zaufaniem, czy dla tak zwanego
„świętego spokoju”?

Nie
jest On Bogiem umarłych, lecz żywych!

9 komentarzy

  • Właściwie ten mój wpis powinien pojawić się pod rozważaniem z 28.V. (wspominaliśmy wtedy rocznicę śmierci Prymasa Tysiąclecia) i pewnie by się nie pojawił gdyby nie to, że Ksiądz Jacek od tygodnia "wierci mi dziurę w brzuchu" dopominając się moich osobistych wspomnień o Prymasie a właściwie opowieści o naszym "spotkaniu"… Nie wiem czy to specjalnie ciekawe, ale postanowiłam prośbę spełnić, bo trochę zabrakło mi argumentów do odmowy: nie spotkałam nigdy Prymasa osobiście. Kiedy zmarł miałam dziewięć lat, a Jego pogrzeb odbył się w dniu mojej I Komunii Świętej. Starsi pewnie to pamiętają – bo ten pogrzeb był transmitowany przez telewizję i właśnie podczas tej transmisji moi Rodzice powiedzieli coś co utkwiło mi w pamięci na długo… Ciągle gdzieś dzwonią mi w uszach słowa: "Zapamiętaj dziecko tego Prymasa, bo to był wielki człowiek". Można powiedzieć, że w ten sposób zapoczątkowali moją wielką przygodę z Prymasem. Po wielu latach postanowiłam sprawdzić dlaczego tak twierdzili i związałam z Prymasem swoją naukową drogę. Wtedy właśnie mogłam Go poznać i doświadczyć Jego wsparcia (można by powiedzieć, że trochę wtedy przetestowałam na czym polega "świętych obcowanie") : szukając materiałów do pracy musiałam odwiedzić też Archiwum Prymasowskie w Warszawie (na ulicy Dziekaniej). Niestety źle wybrałam dzień pierwszych odwiedzin w Archiwum, bo wyruszyłam do stolicy 8.IX, zupełnie nie myśląc o tym, że to dla pań z Instytutu Prymasowskiego to jest dzień świąteczny, w efekcie czego niestety musiałam w tym dniu "pocałować archiwalną klamkę" i w sumie zmarnowałam dzień, tym bardziej, że z Lublina do Warszawy najbliżej w tamtych czasach nie było. I wtedy postanowiłam poskarżyć się samemu Prymasowi, a nasze spotkanie było krótkie: stanęłam przed Jego sarkofagiem w katedrze warszawskiej i powiedziałam Mu bez ceregieli: "Jeśli chcesz być beatyfikowany, to ja mogę się o to zacząć modlić, ale w zamian za to Ty musisz mi pomóc napisać tę pracę"… i można powiedzieć, że się dogadaliśmy: następnego dnia Archiwum stanęło przede mną otworem, dostałam wszystkie materiały, które były mi potrzebne, a moją pracę doktorską, złożyłam w dniu, w którym zakończył się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego Prymasa… Natomiast wszystkim, którzy chcą troszeczkę bliżej poznać Prymasa Tysiąclecia proponuję sobotnią wyprawę do Zuzeli. Naprawdę warto.
    Pozdrawiam serdecznie (z nadzieją, że usatysfakcjonowałam przynajmniej odrobinę Gospodarza naszego forum). J.B.

  • Cieszę się, że udało mi się przynajmniej odrobinę spełnić "zapotrzebowanie wspomnieniowe". Natomiast co do Zuzeli: kiedy już się tam dotrze najpierw trzeba obowiązkowo zajrzeć do miejscowego kościoła parafialnego, w którym znajduje się chrzcielnica, przy której Prymas został ochrzczony, a potem koniecznie przejść na drugą stronę ulicy, żeby odwiedzić jeszcze "Muzeum lat dziecinnych Prymasa Tysiąclecia", niewielkie ale też niezwykle ciekawe, a co najważniejsze można w nim przeżyć swoje osobiste spotkanie z Prymasem. J.B.

    • Chodziło mi jeszcze o coś więcej, ale dziękuję serdecznie za ten wpis! Myślę, że to jest dla nas wszystkich bardzo ważne świadectwo i zachęta! Ks. Jacek

    • Tak mi się wydawało, że nie do końca usatysfakcjonuję Księdza Jacka swoją odpowiedzią i że chodzi o coś więcej… Cóż, zajmując się naukowo spuścizną Prymasa Tysiąclecia miałam możliwość szczególnego spotkania z Jego osobą poprzez pamiątki, które po Nim pozostały (zarówno w Archiwum Prymasowskim jak i w innych miejscach związanych z jego życiem i posługą). Dla mnie osobiście takim wyjątkowym miejscem "odkrywania Prymasa" i doświadczenia Jego obecności była właśnie Zuzela. Kiedy odwiedziłam to miejsce po raz pierwszy i wyjaśniłam siostrom opiekującym się muzeum co mnie do Zuzeli sprowadza dostałam tam dużo więcej niż potrzebowałam. Nie tylko mogłam posłuchać pięknych opowieści o tym miejscu i wszystko dokładnie obejrzeć i dotknąć, ale miałam możliwość zostać w muzeum, pośród tych wszystkich pamiątek zupełnie sama, tak długo jak tego potrzebowałam… To było dla mnie niesamowite przeżycie, oglądałam to muzeum właściwie "centymetr po centymetrze" i poczułam się tam trochę tak jakby czas zatrzymał się w tym miejscu sto lat wcześniej a wraz z tym pośród tych wszystkich pamiątek był ciągle obecny główny bohater tego miejsca… Można by powiedzieć, że w zuzelskim muzeum i miejscowym kościele parafialnym Prymas Tysiąclecia ciągle przemawia do odwiedzających to miejsce przez pamiątki, które po nim pozostały (mnie przynajmniej udało się tam doświadczyć Jego duchowej obecności).
      Pozdrawiam serdecznie.
      J.B.

  • Ludzie różnie przeżywają swoje problemy. Jedni opowiadają wszystkim na około – tak odreagowują, a inni wręcz przeciwnie, tłumią w sobie. Ci co nie otwierają się przed ludźmi, otwierają się przed Bogiem.

    A skąd tyle pretensji ? ??

    NIEZROZUMIENIE niesie za sobą pretensje, nierozumiemy dlaczego nas to spotkało. Dlaczego spotkało nas zło ? Kiedyś usłyszałam, że zła nie da się zrozumieć, że zło nie jest do zrozumienia.

    MAŁA WIARA nie potrafimy zaufać Bogu , oddać Mu problemu i zaufać, że będzie dobrze. I chociaż często nam pomaga i mimo, że nie widzieliśmy rozwiązania, które jakimś cudem się znalazło , to w dalszym ciągu trudno nam zaufać.

    Gosia

    • Może tak dzieje się dlatego, że zarówno ZROZUMIENIE, jak i pogłębienie WIARY to procesy, które w każdym człowieku się dokonują, ale w każdym inaczej i w innym czasie… I pewnie każdemu trzeba dać ten czas i pozwolić, aby Boga odkrywał tak, jak potrafi… A przede wszystkim – aby wobec Boga był szczery i mówił Mu to, co na sercu leży… Pozdrawiam+! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.