Jak patrzeć – żeby widzieć? Jak słuchać – żeby słyszeć?

J

Szczęść Boże! Zaangażowanie mojego Brata, Księdza Marka, w dyskusje na blogu, to nowy wymiar tego forum. Serdecznie dziękuję Mu za włączenie się w rytm rozmów, dzięki czemu wszyscy będziemy mieli nieco poszerzone spojrzenie na Kościół w innych częściach świata – innych geograficznie, ale jeszcze bardziej: społecznie, politycznie i mentalnie… 
       A dzisiaj to nasze spojrzenie na Kościół na Wschodzie poszerzamy o spojrzenie na Kościół na Zachodzie, w związku z Pielgrzymką Benedykta XVI do Niemiec. W chwili, w której piszę te słowa, staram się jednocześnie słuchać przemówienia powitalnego Papieża – stąd to dzisiejsze opóźnienie – w którym to przemówieniu Ojciec Święty powiedział z całą mocą, że nie przyjechał do swojej ojczyzny, aby uzyskać jakieś korzyści materialne, do czego słusznie dążą przywódcy polityczni i gospodarczy świata, ale przyjechał, by spotkać się z ludźmi i mówić o Bogu! Fantastyczne stwierdzenie tego wielkiego – pokornego Papieża! Niech Mu ani przez moment tej niełatwej Pielgrzymki nie zabraknie naszego modlitewnego wsparcia!
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Czwartek 25 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Ag 1,1–8;  Łk 9,7–9
Święty Łukasz, posługując się w swojej Ewangelii czasownikami „usłyszeć” i „zobaczyć” – oczywiście: Jezusa – streszcza w ten sposób doświadczenie wiary. Ze słuchania – jak wiemy – rodzi się wiara, usłyszenie nauki Jezusa wzbudza w człowieku od razu chęć ujrzenia Go i rozpoznania w Nim Zbawiciela! Tak było w przypadku wielu osób, które zafascynowane niezwykłą treścią i mocą tej nauki, dotarły osobiście do Pana i uwierzyły w Niego, ukochały Go…
Dzisiejsza jednak Ewangelia pokazuje nam, że może być takie słuchanie i takie patrzenie, które do Jezusa nie zbliża. Oto bowiem Herod usłyszał prawdę o Jezusie, ale poddał ją w wątpliwość, a jego chęć zobaczenia Pana wynikała jedynie z ciekawości! Okazuje się więc, że można osobiście wręcz dotknąć Jezusa, wręcz otrzeć się o Niego – a wcale Go nie spotkać i pozostać bardzo, ale to bardzo od Niego oddalonym… Paradoks? – nie paradoks?…
A może swoista oczywistość, wynikająca z tego, że człowiek to nie tylko ta postać cielesna, na zewnątrz widzialna, operująca zmysłami, po ludzku zachowująca się i reagująca, ale to również – cała przebogata sfera życia wewnętrznego, cała sfera duchowa! I tutaj może się nagle okazać, że obie te sfery są od siebie bardzo odległe, pomiędzy nimi istnieje prawdziwa przepaść. Zresztą, sam Jezus w którymś innym miejscu w Ewangelii mówi z wyrzutem o ludziach, którzy mają oczy i po ludzku patrzą, ale nie widzą, i uszy mają, i podobno słuchają, a jednak nic nie słyszą
Kochani, może nas to trochę uspokaja, że w dzisiejszej Ewangelii mowa jest o Herodzie, więc myślimy sobie, że to nie do nas, a przynajmniej – nie bezpośrednio do nas… On był człowiekiem fałszywym, krwawym, bezlitosnym… Wszak sam dzisiaj mówi – o tak, zwyczajnie – Ja kazałem ściąć Jana. A przecież wiemy, że to nie jedyny podobny rozkaz, jaki wydał. Dlatego kiedy dzisiaj spotykamy się z takim, a nie innym jego nastawieniem do sprawy, to nawet się za bardzo nie dziwimy, bo właściwie po takim człowieku trudno by było spodziewać się czegoś innego! Czy to jednak wystarczy, abyśmy uśpili swoją własną czujność, mówiąc sobie: „Mi to nie grozi”?
Na pewno – nie grozi?
Osobistą czujność bardzo łatwo jest uśpić, ale potem okazuje się, że człowiek oddala się od Boga. W pierwszym czytaniu, z Księgi Aggeusza, odnajdujemy odniesienie do takiej właśnie sytuacji. Oto bowiem po latach wygnania Judejczycy wrócili do swojej ojczystej ziemi i przystąpili do odbudowy zniszczonego kraju. Zaczęli jednak od swoich własnych domów, a świątynia Pańska leżała w gruzach! Konieczną jej odbudowę ciągle odkładano, zwykle usprawiedliwiając to względami ekonomicznymi.
I dlatego właśnie dzisiaj słyszymy Boga, który zdecydowanie mówi: Czy to jest czas stosowny dla was, by spoczywać w domach wyłożonych płytami, podczas gdy ten Dom leży w gruzach? Otóż właśnie! I zapewne to zachowanie Judejczyków nie wynikało ze złej woli, z ich zbuntowania przeciwko Bogu… Raczej nie! Oni najzwyczajniej w świecie – jeśli tak w ogóle można powiedzieć, że „najzwyczajniej” – zapomnieli o Bogu! Oni nie pomyśleli, że trzeba by tak zatroszczyć się o Jego dom, a zaaferowali się swoimi domami, swoim utrzymaniem, swoim dobrobytem, swoim bezpieczeństwem… A na świątynię Pana – jak uznali – będzie jeszcze czas…
I tak to się właśnie, moi Drodzy, bardzo często odbywa: my przez zwykłe zapędzenie, a niekiedy także przez rutynę, w którą popadamy, nawet się nie spostrzegamy, że wypełniamy praktyki religijne, często naprawdę sumiennie i bardzo gorliwie – a wcale to się nie przekłada na życie! Albo przekłada się w stopniu niewielkim, o wiele za małym, aniżeli powinno. Kochani, nie dajmy się nigdy tak bardzo szatanowi uśpić, że będziemy coraz bardziej angażować się w religijne praktyki, coraz gorliwiej będziemy biegać z Różańca na Różaniec, a życie wcale za tym nie będzie nadążać.
I patrzeć będziemy, a nie będziemy widzieć, i słuchać będziemy, niczego jednocześnie nie słysząc, a wreszcie także – dotykać będziemy, wcale nie doświadczając bliskości Pana. Obyśmy nigdy nie popadli w taką pułapkę!
Dlatego trzeba nam się modlić, trzeba nam często przeżywać Mszę Świętą, trzeba nam systematycznie przyjmować Komunię Świętą, wcześniej także systematycznie się spowiadając, ale zawsze – naprawdę: zawsze – trzeba nam sobie uświadamiać, że w ten sposób widzimy, słyszymy i dotykamy Jezusa, a to spotkanie z Nim nie może pozostać tylko i wyłącznie na płaszczyźnie emocji, bez przełożenia się na konkretne dobre postanowienia i ich rzetelną realizację.
Myślę, że wymownym komentarzem do dzisiejszego Bożego Słowa jest fakt rozpoczynającej się dzisiaj Pielgrzymki Ojca Świętego Benedykta XVI do Niemiec – a więc do Jego ojczyzny. Śledziłem dzisiaj wydarzenia z nią związane dzięki bezpośrednim relacjom w Telewizji TRWAM. I przyznaję, że imponował mi rozmach, z jakim Papież był w swoim kraju witany, bo rzeczywiście przyjęto Go jako gościa najważniejszego. Zaraz potem jednak w moim sercu pojawił się niepokój i pytanie: A jak to się ma do wiary tych ludzi? Jak to się ma do tego, że w ogóle na Zachodzie wiara – jak się wydaje – gaśnie, ludziom coraz mniej zależy na Bogu, żyją tylko doczesnością, konsumpcją
A może to tylko pozór? Może w ich sercach tli się jeszcze płomyk wiary, tylko trzeba go rozniecić? Módlmy się zatem, moi Drodzy, za Benedykta XVI, aby dzieło, za które z takim zapałem się zabrał od początku pontyfikatu, a więc dzieło swoistej rechrystianizacji Europy – aby to dzieło mogło się rozwijać i przynosić dobre owoce.
Niech natomiast tej modlitwie towarzyszy nasza osobista troska o to, byśmy swoją postawą wyrażali i innym dawali przykład prawdziwego zjednoczenia z Chrystusem! W ten sposób unikniemy sytuacji, w której kościoły będą tylko klejnotami sztuki sakralnej, a przesłanie Ewangelii – jedynie jedną z wielu teorii naukowych, albo nawet nie naukowych…
Prawdziwe spotkanie Chrystusa przejawia się poprzez patrzenie i widzenie, słuchanie i słyszenie, dotykanie i doświadczanie radości spotkania, a wreszcie – poprzez codzienne, konsekwentne, wytrwałe życie tym, co się usłyszało, zobaczyło i czego się dotknęło
W tym kontekście zastanówmy się:
·        Czy systematycznie solidnie rewiduję swoje życie w świetle nauki, którą słyszę na kazaniach?
·        Czy przypadkiem nie uwierzyłem, że już jestem doskonały?
·        Czy nie jest tak, że im więcej Różańców odmawiam i im więcej Mszy Świętych zaliczam – tym jestem gorszy i trudniejszy we współżyciu z ludźmi?
Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?

3 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.