Pomóżmy Kościołowi na Wschodzie!

P

Witam Was, Kochani, w Drugą Niedzielę Adwentu! Niesie ona ze sobą wspaniałe przesłanie: każdy ma szansę zbawienia! Jezus nikogo, kto szczerze się do Niego zwraca, nie odrzuci! W jakiś szczególny sposób odnosi się to dzisiaj do Kościoła na Wschodzie. Dzisiaj jest dzień wspierania duchowego i materialnego jego działalności. Proszę Was, Kochani, przede wszystkim o modlitwę w intencji Kapłanów tam pracujących, odbudowujących tam Kościół w tych wymiarach duchowych. Wielu z nich udało się tam z Polski. Polecam Waszym modlitwom tak gorąco mojego Brata, Ks. Marka, posługującego w Tomsku na Syberii i Jego Proboszcza, Ks. Andrzeja Duklewskiego, oraz innych bliskich mojemu sercu Kapłanów, a także ludzi, wśród których wszyscy oni pracują. I proszę o wsparcie materialne – ofiarę do puszki przed kościołem, bo każda złotówka jest tam na wagę złota. A może lepiej – na wagę konkretnych dzieł, które trzeba tam tworzyć, lub odtwarzać. Wszystkim już teraz dziękuję za to wsparcie, życzę błogosławionej Niedzieli i przypominam o realizacji konkretnych postanowień adwentowych, które z pewnością każdy z nas już zdążył podjąć i o których codziennie pamięta. Gaudium et spes! Ks. Jacek 

2 Niedziela Adwentu, A,
do czytań:  Iz 11,1–10;  Rz 15,4–9;  Mt 3,1–12
I tak oto na drogach naszej adwentowej refleksji i pracy nad sobąspotykamy dzisiaj Jana Chrzciciela. Zresztą, od dzisiaj będziemy spotykać go częściej, gdyż jest on – jeśli tak można powiedzieć –Patronem Adwentu. Ta pierwszoplanowa Postać tamtego, historycznego Adwentu, a więc czasu bezpośrednio przygotowującego przyjście Zbawiciela, jest i dla nas przewodnikiem i nauczycielem. Nauczycielem właściwego naszego przygotowania na spotkanie z Panem.
Tego nauczyciela i przewodnika spotykamy dziś na pustyni.Wiemy, że pustynia w Biblii ma głębokie znaczenie symboliczne. Na pustynię udawali się Prorocy, a i Jezusa tam widzieliśmy. Tak, bo pustynia, jako miejsce odosobnione, daje możliwość wyłączenia z biegu świata i bezpośredniego kontaktu z Bogiem. A z kolei surowość pustyniusposabia człowieka do wyrzeczeń.
To właśnie tam Jan Chrzciciel – swoimi twardymi i bezkompromisowymi słowami, swoim wyglądem, sposobem życia i charakterem miejsca, w którym się znajdował – wzywał ludzi do nawrócenia. I okazuje się, że nawet to miejsce nie było zbyt odległe dla tak wielu ludzi, którzy przychodzili do niego, a Mateusz mówi nam w Ewangelii, że ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad JordanemPo co wszyscy oni przychodzili? Słyszymy w Ewangelii:Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordanie, wyznając przy tym swoje grzechy
Ale uwaga! Niemałe zaskoczenie! Do chrztu przychodziło także wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów. I jak na nich reagował Jan Chrzciciel? Znamienne – wcale nie czuł się zaszczycony tym, że tak wielcy dostojnicy judaizmu raczyli skierować swe „świątobliwe” kroki ku jego niskości, tylko – mówiąc kolokwialnie– „prosto z mostu” krzyczał do nich: Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godne owoce nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić : „Abrahama mamy za ojca”, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. I dalej mówił im i wszystkim: Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone.
Jak to było, Kochani, z tym nawróceniem faryzeuszów? Wiemy dobrze – było różnie. Wielu z nich – jak się nieraz przekonujemy, czytając Ewangelię – pozostało przy swej zatwardziałości, ale nie brakowało i takich, którzy otwartym sercem powitali Zbawiciela, jak chociażby Nikodem, prawy faryzeusz, który z Jezusem długie dysputy prowadził nocami, szczerze poszukując prawdy…
Niemniej jednak, widzimy dzisiaj, że nie ma znaczenia, kto jest kim, kto jest jakiego pochodzenia i jakie zajmuje stanowisko w hierarchii społecznej, a nawet – czy żyje dobrze, czy źle… Każdy, kto tylko zechce i o ile szczerze zechce – może w każdej chwili zwrócić się do Jezusa!W innym miejscu Ewangelii znajdujemy nawet takie stwierdzenie, że do Jana przychodzili przedstawiciele różnych stanów, profesji, pytając go, co mają czynić, aby mogło się dokonać prawdziwe nawrócenie. I Jan nikogo nie odrzucił, tak jak Chrystus nikogo nie odrzucił, kto ze szczerego serca zwracał się ku Niemu.
Taki ton pobrzmiewa zresztą z pouczenia, zawartego w Liście Świętego Pawła Apostoła do Rzymian, w dzisiejszym drugim czytaniu:Chrystus stał się sługą obrzezanych dla okazania wierności Boga ipotwierdzenia przez to obietnic danych ojcom oraz po to, żeby poganie za okazane sobie miłosierdzie uwielbili Boga. A więc i Żydzi, synowie Narodu Wybranego, i poganie – wszyscy mają taką samą możliwość spotkania z Bogiem, doświadczenia miłości Chrystusa, jeśli tylko szczerze tego zapragną i ku Chrystusowi się zwrócą.
Z tego ma – zdaniem Pawła – wynikać określona postawa chrześcijan. Apostoł poucza: abyście wzorem Chrystusa te same uczucia żywili do siebie i zgodnie jednymi ustami wielbili Boga i Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Kochani, dla nas takie stwierdzenia nie są już może niczym nadzwyczajnym, ale w czasie publicznej działalności Jezusa i w czasach apostolskich była to prawdziwa rewolucja. Przecież między samymi Apostołami dochodziło w sprawie przyjmowania pogan do Kościoła do różnicy poglądów do tego stopnia, że aż zwołano pierwszy Sobór – Sobór Jerozolimski – w roku 50. Dzisiaj natomiast Paweł mówi jednoznacznie, że wszyscy mają szansę zbawienia. 
I to samo potwierdza Izajasz Prorok w pierwszym czytaniu. Zapowiadając przyjście sprawiedliwego Króla, ogłasza, iż w Jego Królestwie panować będzie pokój, zgoda, wspaniała harmonia, czego symbolem jest chociażby obraz krowy i niedźwiedzicy, przebywających ze sobą w przyjaźni, czy obraz niemowlęcia, bawiącego się bez obaw na norze kobry. A kto będzie miał miejsce w tym Królestwie?
Słyszymy dzisiaj zapowiedź sądu, dokonanego przez owego sprawiedliwego Króla, który nie będzie sądził z pozorów, ni wyrokował według pogłosek. Raczej rozsądzi biednych sprawiedliwie i pokornym w kraju wyda słuszny wyrok. Rózgą swoich ust uderzy gwałtownika, tchnieniem swoich warg uśmierci bezbożnego. […] Do Niego ludy przyjdą z modlitwą.
Tak, to nie pochodzenie czy inne okoliczności mają tu znaczenie, a sprawiedliwość w postępowaniu i serce otwarte. Tylko tyle – i aż tyle – wystarczy, aby spotkać Pana.
Kochani, dla nas całe to dzisiejsze liturgiczne pouczenie Jezusa ma ogromne znaczenie. Przede wszystkim potwierdza mocno jakże optymistyczną prawdę, że w ludzkich sercach jest zapisane szczere pragnienie czegoś więcej, niż tylko to, co doczesne. Owe tłumy, ciągnące do Jana Chrzciciela, znajdujące do niego drogę nawet na pustyni, są potwierdzeniem tej chyba odwiecznej prawdy, że ludzie jednak czegoś w życiu szukają – czegoś więcej, niż tylko tego, żeby się najeść, napić, dobrze zarobić i zabawić. Jeżeli szli do człowieka, żyjącego jak nędzarz, to nie po to, aby zachwycać się jego zewnętrzną okazałością, bo on jej nie posiadał, ale po to, aby szukać czegoś dla duszy, dla serca…
I tak jest również dzisiaj! Ze swojego niewielkiego doświadczenia kapłańskiego, z doświadczenia konfesjonału i wielu rozmów, prowadzonych z ludźmi przy różnych okazjach, przekonuję się, że ludziom nie wystarczą ani wysokie stanowiska, jakie nieraz zajmują, ani wielkie pieniądze, jakie zarabiają. Nie wystarcza im zewnętrzny blask, jakim onieśmielają ludzi wokół siebie! W głębi serca ludzie szukają czegoś więcej! I nawet ci, którzy w powszechnym przekonaniu uchodzą za przysłowiowych „twardzieli”, ludzi nie do ruszenia, potentatów o przemożnych wpływach – bardzo często gdzieś tam „cichaczem” skradają się do konfesjonału, albo proszą o osobistą rozmowę z księdzem i opowiadają o różnych swoich problemach, prosząc o pomoc w znalezieniu odpowiedzi na różne swoje pytania, a czasami tylko prosząc o cierpliwe wysłuchanie tego, co chcą z siebie wyrzucić – i o modlitwę w ich intencji.
Kiedy wyczują, że mogą coś powiedzieć, że ktoś ich wysłucha,chwytają się od razu takiej okazji. Kochani, to jest naprawdę wspaniałe! Naturalnie, nie brakuje też i takich przysłowiowych „cwaniaków”, którzy i dzisiaj zdają się mówić: Abrahama mamy za ojca – i to już wystarczy, „ja mam tylu znajomych księży”, „ja tyle ofiar daję na różne kościelne cele, tyle akcji dobroczynnych wspieram”, „a ja na pielgrzymki chodziłem i w duszpasterstwie takim czy innym byłem” – i wiele takich i podobnych stwierdzeń. To naprawdę nie wystarczy! Liczy się szczere poszukiwanie, liczy się serce otwarte, serce pragnące prawdy, pragnące znalezienia jakiegoś głębszego sensu tego wszystkiego, co się dzieje…
I powiedzmy sobie bardzo jednoznacznie: takich pragnień nie można się wstydzić! Od takich pragnień, poszukiwań, pytań – nie można uciekać! Poszukujmy odpowiedzi na nasze pytania, poszukujmy rozwiązania naszych wątpliwości, pogłębiajmy nasze spojrzenie na wiarę, na życie, na międzyludzkie relacje… Nie bójmy się także bardzo dociekliwych czy trudnych pytań, stawianych Bogu! Bóg na pewno nie obrazi się o nie, jeżeli będą one płynęły ze szczerego, poszukującego prawdy serca! Pogłębiajmy swoją wiarę – i pomagajmy innym!
Pomagajmy sobie nawzajem! Rozmawiajmy ze sobą, módlmy się za siebie, miejmy czas na to, żeby spokojnie i cierpliwie drugiego wysłuchać… Nie uprzedzajmy się z góry do nikogo – weźmy w tym względzie pod uwagę pouczenie Pawła z dzisiejszego drugiego czytania! Pomagajmy sobie nawzajem w wydawaniu dobrych owoców nawrócenia!
Może właśnie tegoroczny Adwent będzie okazją do uzdrowienia relacji z osobą, z którą najbardziej mi się nie układa!
I to właśnie w tym – i w całym kontekście dzisiejszego Słowa zechciejmy przez chwilę zastanowić się:
  • Jak wygląda dotychczasowa realizacja mojego adwentowego postanowienia?
  • Co konkretnie robię, aby pogłębić osobisty kontakt z Bogiem?
  • Jak pomagam innym w znalezieniu odpowiedzi na pytania, które ich nurtują?
Wydajcie więc godny owoc nawrócenia!

2 komentarze

  • Spotkanie z Janem jest tylko jednym z etapów drogi, którą on wskazuje ludowi i faryzeuszom. Pycha ich nie pozwala im posunąć się dalej. Uważają się za strażników prawdziwej wiary i nie pozwalają innym wstąpić na drogę prawdy i życia. Sama postać Jana jest bardzo, mimo swej surowości, pociągająca nawet dla faryzeuszów.
    Dlatego każdy ksiądz, w obecnych czasach, powinien zastanowić się czy jest w stanie poruszyć ateistów i wrogów kościoła, albo przyciągać i umacniać w wierze wierzących. Jeśli nie, to by nie przeżyć kryzysu kapłaństwa niech prosi nas wiernych Kościoła o modlitwę i ofiarę wyrzeczeń w jego intencji. Tak wielka jest potrzeba modlitwy za kapłanów o ich wytrwałość, gorliwość i nade wszystko świętość.

    ~Dasiek, 2010-12-05 19:45

    Co do potrzeby modlitwy za kapłanów, to zgadzam się w całej rozciągłości. Wydaje się, że dzisiaj tej modlitwy potrzeba naprawdę wiele. Kryzysy, jakie przeżywają kapłani, lub ich słabnąca gorliwość w posłudze winny być sygnałem dla wiernych, że taki czy taki kapłan naprawdę modlitwy potrzebuje, a nie tylko stawać się okazją do krytykanctwa i potępiania. Z drugiej jednak strony potrzeba też modlitwy za rodziny i jakiejś większej troski o rodzinę, bo to stąd właśnie kapłani wychodzą – oni niosą na sobie obraz rodziny, z jakiej wyszli. Mówiąc krótko – księża dzisiaj są tacy, jacy są dzisiaj młodzi ludzie w ich wieku. I wreszcie ostatnia sprawa – co do tego pociągania do wiary i do Kościoła to trzeba się jednak ustrzec nawracania na siłę. Nie można być w tej materii nachalnym. Jezus też nie zmuszał nikogo i na siłę nie nawracał, a nawet pozwalał odejść tym, którzy nie zrozumieli Jego pouczenia o spożywaniu Jego Ciała. Tak więc w tej materii żaden kapłan nie może się – mówiąc kolokwialnie – "zapędzić". Serdecznie pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-07 16:17

  • Nawiązując do wstępu o Kościele na Wschodzie dołączam się do prośby o modlitwę za posługujących tam kapłanów i mieszkańców tamtych stron. Zdarza mi się słyszeć o tym, jak i również sama próbuję poszerzyć swoja wiedzę ta temat Kościoła na Wschodzie. I to nie ze zwykłej ciekawości tylko w poczuciu tak jakby obowiązku chrześcijanina. Bo niektórym się zdaje, że to są tak odległe tereny od nas, że to nas nie dotyczy, że my cierpimy bo niekiedy wyśmieją nas lub krzywo spojrzą. A nie zdajemy sobie sprawy jak naprawdę cierpi prawdziwy chrześcijanin, człowiek który chce poznać Chrystusa. Mając tak naprawdę niewielka wiedzę o życiu tamtejszych ludzi, zaczęłam doceniać warunki jakie posiadam do swojego rozwoju duchowego. Doceniam to, że mam taki dar od Boga uczestnictwa w cotygodniowej Mszy Świętej, co wielu ludziom wydaje się, że jest to coś normalnego. Zapewniam, że tak nie jest. Na Syberii wierni czekają z utęsknieniem na kapłana, na Mszę, na Sakramenty przez pół roku a nawet i dłużej. Wyobrazić sobie nie mogę jak ci ludzie są pełni wiary i nadziei.

    ~wb, 2010-12-05 20:44

    Rzeczywiście, to, iż pozostają oni wierni Bogu, to jest znakiem działania Bożego w ich sercach, ale teraz potrzeba pielęgnowania tej wiary i jej wspierania. Dlatego potrzebni są tam kapłani – przede wszystkich stamtąd pochodzący. Trzeba się modlić o to, aby tam również rodziły się nowe powołania. Jak widać, Pan Bóg łaski nie skąpi, potrzeba jednak współpracy. A co do cierpień, jakie znoszą chrześcijanie tam, na Wschodzie, i jakie nas spotykają, to ja bym nie porównywał jednych z drugimi, bo jedne i drugie dzieją się w innym kontekście, a to, że ktoś jest tu, na miejscu, nie oznacza, że przeciwności, które nieraz musi znosić, są dla niego mniej uciążliwe, niż wówczas, gdyby mieszkał na Syberii. Każdy ma swój krzyż, który podejmuje i dźwiga w tych warunkach, w których żyje. I trudno powiedzieć, kto ma cięższy. Zwykle jest tak, że każdy swój postrzega jako najcięższy. Naturalnie, spojrzenie na innych pozwala wyleczyć się z takiego typowego cierpiętnictwa, ale nie można nie doceniać trudu, jaki każdy z nas rzeczywiście musi ponosić na odcinku wiary i życia chrześcijańskiego. Pozdrawiam i dziękuję za "dwugłos" w dyskusji.

    ~Ks. Jacek, 2010-12-07 16:27

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.