Jak rozkapryszone dzieci?…

J

Takie pytanie stawia nam dzisiaj Liturgia Słowa – czy wobec Boga nie zachowujemy się czasami właśnie jak takie rozkapryszone dzieciaczki? Witam serdecznie wszystkich i życząc dobrego, owocnego Adwentu zachęcam, abyśmy i pod tym kątem przemyśleli nasze relacje z Bogiem. Więcej szczegółów znajdziecie w rozważaniu. A ja jeszcze chciałbym się podzielić kolejną refleksją z zakresu tych, które dotyczą naszego Polskiego Domu. Wczoraj p. Wałęsa powiedział w publicznym wywiadzie w TVP Info, że Rodziny Zabitych pod Smoleńskiem, które pojechały do Parlamentu Europejskiego, aby tam dopominać się o prawdę i o właściwe traktowanie całej sprawy wobec skandalicznych zaniedbań ze strony czynników państwowych – że te rodziny to jakaś prywatna „cywil – banda”, która swoim przyjazdem i wystąpieniem obniża prestiż państwa polskiego i w ogóle ośmiesza Polskę. Powiedzcie mi, Kochani, czy są jeszcze jakieś granice cynizmu i podłości, których by nie przekraczały różnej maści szemrane „niekwestionowane autorytety”? Proszę Was o modlitwę za Ojczyznę, ale też – o modlitwę o prawdę i przejrzystość wzajemnych relacji, o wyjaśnienie wszystkich okoliczności tego, co się wydarzyło pod Smoleńskiem, ale także – żeby w Polsce wreszcie wyszło na jaw, kto jest kim i kto Polsce służy, a kto jej szkodzi, chociaż zapewnia, że służy… W kolejny miesiąc po Smoleńskim Dramacie proszę Was wszystkich: módlmy się za Polskę, módlmy się o prawdę – i nie traćmy nadziei! Gaudium et spes! Ks. Jacek 

Piątek 2 tygodnia Adwentu,
do czytań: Iz 48,17–19; Mt 11,16–19
Bardzo głęboka życiowa prawda przedstawiona została w dzisiejszej Ewangelii: jeżeli w człowieku nie ma dobrej woli, jeżeli jest on wewnętrznie nastawiony na krytykę i na to, żeby wszystko negować,to nie ma siły, żeby do niego dotrzeć. Niestety, nie dokona tego nawet sam Jezus, bo – jak dobrze wiemy – nie zbawia On ani nie uszczęśliwia człowieka „na siłę”. Zatem, jeżeli człowiek nie chce dopuścić do siebie żadnego innego głosu i żadnych argumentów poza własnymi – taki człowiek odrzuca szansę zbawienia. Dlatego tu musi się dokonać jakaś zmiana wewnętrznego nastawienia! 
Bo – zauważmy – Jezus dzisiaj przekonuje, że problem nie leży w tym, kto staje naprzeciw człowieka i kto do niego mówi. Oto bowiem przyszedł Jan. Odrzucono go, bo prowadził bardzo ascetyczne, surowe i wymagające życie, więc uznany został za człowieka opętanego, zdziwaczałego. Jezus – mówiąc potocznie – zachowywał się „normalnie”, uczestniczył w życiu swego otoczenia, przyjmował zaproszenia na obiady, a nawet był na weselu. I znowu jest coś nie tak, bo teraz dla odmiany okazuje się, że to żarłoki pijak, przyjaciel celników i grzeszników.
Naturalnie, wiemy dobrze, że akurat jeśli idzie o zewnętrzny sposób życia tak Jana, jak i Jezusa, to chyba raczej w najmniejszym stopniu był on przedmiotem krytyki, czy powodem odrzucenia ze strony ludzi. O wiele bardziej tym powodem było to, co jeden i drugi mówił,czego nauczał i do czego wzywał.
Ale Jezus akurat takim obrazem się posłużył, aby pokazać, że ludzie czasami wobec swego Boga naprawdę zachowują się jak rozkapryszone dzieci, którym nie podoba się ani taka zabawka, ani taka, ani jeszcze inna. Nic im się nie podoba! Są rozkapryszone, rozpieszczone i nadąsane, negując wszystko na zasadzie: „nie – bo nie!”. Dzisiaj Jezus mówi wprost: na taką postawę nie ma siły! Nie ma argumentów! Jeżeli człowiek nie zmieni nastawienia, to nic się nie dokona ani wielkiego, ani dobrego, ani świętego.
W podobnym tonie utrzymane jest także przesłanie Proroka Izajasza, zawarte w pierwszym czytaniu. Słyszymy tam słowa samego Boga, skierowane do swego Narodu: O gdybyś zważał na me przykazania, stałby się twój pokój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale. Właśnie, gdyby Naród postępował zgodnie z Bożą wolą, z przykazaniami – zapewne nie spotkałoby go to, co spotkało, a więc niewola babilońska i tyle różnych przeciwności i kar, które nań spadły z powodu jego buntu.
Tak więc, uświadamiamy sobie raz jeszcze tę bardzo ważną prawdę, że w spotkaniu człowieka z Bogiem potrzebne jest otwarcie po obu stronach. Ze strony Pana Boga – tego otwarcia możemy być pewni.Pan Bóg dotrzymuje słowa i jest wierny swoim słowom, obietnicom!Pan Bóg nie zmienia zdania, nie jest kapryśny, „humorzasty”, również – chociaż wielu wydaje się, że tak jest – nie obraża się na człowieka ani nie „dąsa” na niego, gdy ten przez grzech od Boga się odwraca. Bóg jest stały w swoim nastawieniu do człowieka – w swoim dobrym, pełnym miłości nastawieniu…
Niestety, o takiej stałości nie można powiedzieć w odniesieniu do człowieka. Myślę, że sami moglibyśmy stwierdzić, jak to naprawdę wygląda. Jak raz mówimy Bogu jedno, a zaraz potem drugie – i to całkiem przeciwne temu pierwszemu; coś obiecujemy, ale już za chwilę o tym zapominamy; w jednej chwili życie byśmy Bogu oddali bez zastrzeżeń i pytania o cokolwiek, a za chwilę zachowujemy się tak, jakby Boga w ogóle nie było…
Może zatem tegoroczny Adwent będzie dobrą okazją do tego, aby przemyśleć raz jeszcze stałość naszego nastawienia do Boga i wierność składanym Jemu samemu obietnicom!
A w tej refleksji niech nam pomogą odpowiedzi na następujące pytania:
  • Czy rzetelnie i dokładnie wypełniam moje postanowienie adwentowe?
  • Czy w relacjach z Bogiem nie zachowuję się jak rozkapryszone dziecko o zmiennych humorach?
  • Czy nie obrażam się na Boga, gdy nie spełnia od razu moich oczekiwań i żądań?
A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny!

3 komentarze

  • Zgadzam się, że ludzi można przyrównać do rozkapryszonych dzieci. Jesteśmy głównie nastawieni na siebie. Nie doceniamy tego co mamy w danej chwili. Często myślimy: "jak już kupię samochód to będę szczęśliwy/szczęśliwa". Kiedy już go zakupimy to stwierdzamy, że w sumie fajny, ale szczęścia na długo nie dostarcza, ubezpieczenie trzeba płacić, a na dodatek się psuję. Niektórzy bardzo pragną związku, a kiedy już pojawia się druga osoba i zaczyna się okres zakochania, to po chwili widzimy wady partnera i jesteśmy rozczarowani, że nie jest to osoba, którą mieliśmy w swoim wyobrażeniu. Nawet do głowy nam nie przyjdzie, że może i my nie spełniamy wyobrażeń partnera, bo przecież my jesteśmy w porządku. Jeśli chodzi o relację z Bogiem najczęściej jesteśmy nastawieni na to co Jezus może dla nas zrobić. Czasem warto Go zapytać co my możemy zrobić dla Niego…

    Często na blogu powraca sprawa Smoleńska, w dzisiejszym też. Uważam, że zdanie "Zresztą, ja jestem w dwustu procentach pewny, że to nie była żadna przypadkowa katastrofa!" z wpisu z 4.12 jest bardzo kontrowersyjne. Myślę, że takie słowa budują falę nienawiści i podejrzeń. Niedługo dojdzie do tego, że w każdym będziemy widzieć wroga. Nie wiem czy ksiądz uważa, że to sprawa PO czy Rosji, ale uważam, że takie zdanie odnośnie tego, że katastrofa była zaplanowana jest nadużyciem. Każdy może mieć własne zdanie co do tego zdarzenia (ja mam inne niż ksiądz), ale nigdy nie użyłabym sformułowania, że jestem w dwustu procentach pewna w tak delikatnej i dla wielu Polaków istotnej kwestii.

    Życzę Bożego dnia

    ~Magda21, 2010-12-10 11:55

    Bardzo serdecznie dziękuję za wypowiedź. Co do pierwszej jej części – zgadzam się w całej pełni. Podobnie uważam, że nasza postawa jest często roszczeniowa, a w obecnych czasach, przesiąkniętych konsumpcyjnym duchem "płacę i wymagam", widać to jeszcze bardziej. A do drugiej części wypowiedzi – odnoszę się we wstępnym wpisie w sobotę. Bardzo serdecznie pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję za opinię!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-11 08:54

  • Witam!

    Sztuką w dzisiejszym świecie jest to, aby mieć własne zdanie i trzymać się go, a nie krakać jak to wrony.

    Moim zdaniem ludzie są za bardzo pewni siebie i nie doceniają tego co mają. Chcieliby mieć jak najwięcej, jak najlepiej, a i tak coś im się będzie nie podobać. Są zachłanni na wszystko i nie liczą się z dobrem innych. Ludzie przez i egoizm stają się kapryśni, marudni i zuchwali. Zachowują się jak małe dzieci i wydaje się im, że jacy to oni są dorośli. Myślę, że tacy właśnie ludzie przekładają na swoje dorosłe życie to co doświadczyli w dzieciństwie, jak zostali wychowani.

    Rodzice zapatrzeni w swoje cudowne dziecko nie dostrzegają w nim negatywnych cech, tylko wychwalają, wszystkim obdarowują, wszystko za nich robią, chronią przed wszystkim, pozwalają na co im się żywnie podoba i właśnie tym najbardziej ich krzywdzą. Jeżeli takie dziecko nie miało obowiązków to jakże ono miało się nauczyć żyć samodzielnie. Jak potem taki człowiek ma sobie dać radę, jeżeli za wszystkiego wyręczała go mamusia twierdząc, że jeszcze się w życiu narobi, to niech teraz odpoczywa i korzysta z życia dopóki jeszcze może. A czy taka mamuśka zdała sobie sprawę, z tego że nie będzie wiecznie żyć i dogadzać synkowi.

    Może się komuś wydawać, że przesadzam, wyolbrzymiam bo tak często to się nie zdarza, ale kochani tak jest, a czy to jest jeden lub dwa przypadki na wiele innych, to również ma to duży wpływ dla naszego społeczeństwa.

    Proszę spojrzeć na dzisiejszą politykę. Czy jest ona uczciwa? I czy tak naprawdę celem jej jest dążenie do wspólnego dobra, czy też aby zagarnąć jak najwięcej dla siebie? Ja mam władzę, więc nic nie możecie mi zrobić.
    Dla niektórych liczy się stołek i kasa, bo dzięki temu mogą zrobić co im się podoba. Traktują ludzi z wyższością i tu nie mówię tylko i wyłącznie o politykach. Ludzie wykorzystują dla osobistych celów swoje stanowisko, a najbardziej przez to cierpią najmniejsi.

    Ludziom wydaje się, że większością głosów mogą wszystko zmienić. Bo czy tak nie jest? Bóg mówi nie zabijaj, a niektórzy uważają, że jeśli matce w ciąży zagraża życie lub dziecku zagraża kalectwo, to lepiej będzie jak takie dziecko (niczemu nie winne) się nie narodzi. Albo, jeżeli człowiek cierpi i nie ma już szansy na powrót do zdrowia, to można mu zapewnić spokojną śmierć. Co się z ludźmi dzieje?! Chyba czują się mądrzejsi od Boga.
    Sądzę, że wielu ludzi, trwa przy Bogu mówiąc, że wierzą w Niego. Są Mu wdzięczni za to, że obdarzył ich życiem i wszelkimi dobrami. Ale jeśli dochodzi do przestrzegania Jego przykazań i wypełniania Jego woli, to raczej już nas to nie dotyczy. Odstawiamy Boga na bok i robimy co chcemy, ponieważ jest nam tak wygodniej.

    Może mocne są moje słowa, ale wierzcie mi, na początku nie myślałam, że o tym napiszę, jakoś tak wyszło. Wiem, że wielu z Was może nie zgodzić się ze mną, mając zastrzeżenia własnych opinii, gdyż każdy ma indywidualne podejście i swoje zdanie na dany temat. Ale ja sądzę, że nie ma co "owijać w bawełnę", koloryzować i słodzić, bo w ten sposób może uda się poruszyś czyjeś sumienie.

    Chcę się jeszcze odnieść do komentarza dotyczącego procentowej wiarygodności katastrofy smoleńskiej. Uważam, że użycie 200%, czy też 300% nie wzbudza żadnej kontrowersji, gdyż wydaje mi się, że tą kontrowersje wzbudza raczej cały przebieg procedury w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy. W historii naszego kraju nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie bądźmy naiwni i nie pozwólmy zamydlić sobie oczu.

    Pozdrawiam

    ~wb, 2010-12-10 22:02

  • Dziękuję za bardzo obszerną wypowiedź. Podpisuję się pod nią! Chciałbym tylko odnieść się do kwestii tzw. aborcji w sytuacji zagrożenia dziecka kalectwem. To sprawa, która wzbudza wiele sprzeciwów w stosunku do nauczania Kościoła. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że lekarskie diagnozy bardzo często się nie sprawdzają, są tylko przypuszczeniem, bardziej lub mniej prawdopodobnym. W tak wielu sytuacjach rodzą się zdrowe dzieci i matki także zachowują pełne zdrowie. Ja sam, po urodzeniu, według diagnozy lekarskiej miałem być dzieckiem niepełnosprawnym, z porażeniem mózgowym. Moja mam przeżyła szok. A potem okazało się, że wszystko jest w porządku. Trzeba zaufać Bogu! I pamiętać, że nienarodzone dziecko rzeczywiście zawsze jest bezbronne, dlatego trzeba je chronić! Pozwolić mu się narodzić! Pozdrawiam! Ks. Jacek

    ~Ks. Jacek, 2010-12-11 10:13

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.