Witam bardzo serdecznie i zapraszam do refleksji nad Bożym Słowem, a w jego kontekście – nad naszym polskim katolicyzmem. A może inaczej – nad naszym osobistym katolicyzmem. Pamiętam o Was wszystkich w modlitwie i serdecznie pozdrawiam!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
5 stycznia 2011.,
do czytań: 1 J 3,11–21; J 1,43–51
W kolejnych dniach tego szczególnego okresu liturgicznego, jakim jest Okres Bożego Narodzenia, śledzimy – w pierwszych czytaniach – myśl Świętego Jana Apostoła, wyrażającą się najpełniej w słowach dzisiaj odczytanych: Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. W następujących po sobie fragmentach swego Listu Jan Apostoł pokazuje różne aspekty tego samego problemu, cały czas zachęcając swoich uczniów, aby przekształcali słowo w czyn, aby zamieniali deklaracje w konkretną postawę, aby unikali grzechu i czynili dobro, aby się wzajemnie miłowali.
To są oczywiste konsekwencje opowiedzenia się po stronie Boga, bycia dzieckiem Bożym, poważnego potraktowania Boga i Jego nauki.Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. To jest chyba najkrótsze, jakie tylko można sobie wyobrazić, streszczenie całej istoty chrześcijaństwa! Czyny dokonywane w prawdzie, jako realizacja zapowiedzi słownych. Trzeba nam ciągle, Kochani, taką postawę przyjmować i takiej postawy się uczyć. Zwłaszcza, po głębokim, religijnym przeżyciu Świąt Narodzenia Pańskiego.
Zauważmy, że właśnie po konkretnej postawie sam Chrystus rozpoznaje swoich przyjaciół. Dzisiaj w Ewangelii słyszymy, że spotykając się z Natanaelem, wypowiedział o nim bardzo nobilitujące go zdanie:Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Na oczywiste zdziwienie Natanaela, wyrażone w pytaniu: Skąd mnie znasz?, dodatkowo wzmocnione jeszcze oporami wobec Jezusa, czego wyrazem było retoryczne pytanie: Czyż może być co dobrego z Nazaretu?, Jezus przywołuje jakiś fakt z życia Natanaela, o którym my nic więcej powiedzieć nie możemy, poza tym, że coś znamiennego dokonało się pod drzewem figowym.
My nie wiemy o co chodzi, ale Natanael wiedział, skoro na takie krótkie i wręcz niedopowiedziane stwierdzenie Jezusa,odpowiada wyznaniem wiary: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela! Mówiąc zatem wprost – Jezus przekonał do siebie Natanaela tym jednym stwierdzeniem, jasno pokazującym że wie o nim coś bardzo ważnego i znaczącego: coś, co dla Natanaela miało bardzo duże znaczenie. Ale możemy też w tym momencie powiedzieć, że zanim Jezus przekonał do siebie Natanaela swoim stwierdzeniem, to wcześniej Natanael przekonał do siebie Jezusa swoim postępowaniem!
Skoro bowiem Jezus daje o nim tak wspaniałe świadectwo, a nie zapominajmy, że mówi to ktoś, kto doskonale wie, co kryje się w każdym ludzkim sercu, to znaczy, że Natanel naprawdę jest człowiekiem szczerym, autentycznym, prawym i wolnym od podstępu! A zatem, jego czyny zaświadczyły o nim – zanim jeszcze zdążył skierować jedno słowo do Jezusa. A nawet – zauważmy to! – wbrew temu, co powiedział o Jezusie, pytając, czy może być co dobrego z Nazaretu. Jego czyny – mówiąc kolokwialnie – „przebiły” to wszystko, okazały się o wiele silniejsze i bardziej znaczące, aniżeli słowa.
Kochani, w tych ostatnich dniach w naszych Parafiach ma miejscewizyta duszpasterska, zwana kolędą. W jej trakcie my, księża, spotykamy się z rodzinami i pojedynczymi osobami. Wspólnie się modlimy, po czym zasiadamy do krótkiej rozmowy. Z podziwem patrzymy na wiele wspaniałych postaw i bardzo czytelnych świadectw wiary! Ale też doświadczamy bolesnego zgrzytu, jaki następuje ze zderzenia deklaracji słownej, dotyczącej wiary, z postawą życiową, która wprost tej deklaracji zaprzecza. Bo wtedy nawet nie bardzo wiadomo, co powiedzieć…
Jeżeli bowiem ktoś od samego progu wita i zapewnia o swojej wierze, o swojej łączności z Parafią, o swoim zaangażowaniu w życie Kościoła (bardzo często – jak się okazuje – polegającym na znajomości z jakimś księdzem, albo na fakcie posiadania księdza w rodzinie), a potem w rozmowie wychodzi, że praktycznie nie uczestniczy on systematycznie we Mszy Świętej, albo czyni to rzadko; nie przystępuje do Spowiedzi Świętej, sporadycznie się modli, albo wcale się nie modli, a do tego wszystkiego jeszcze skłócony jest ze wszystkimi wokół sąsiadami, to naprawdę nasuwa się wiele wątpliwości i pytań.
Może więc trzeba nam, Kochani, albo uzgodnić wreszcie czyny z tym, co się mówi i o czym się zapewnia, albo odważnie spojrzeć prawdzie w oczy i zweryfikować to przekonanie o „powszednie katolickim Narodzie Polskim”, i zmniejszyć tę liczbę ponad dziewięćdziesięciu procent rzekomych katolików – do trzydziestu procent katolików prawdziwych. Bo jeżeli idzie o deklaracje i zapewnienia, to jest nas ponad dziewięćdziesiąt procent. Ale życie na bieżąco weryfikuje te dane – chociaż naprawdę nie o statystyki takie czy inne tu chodzi – a właściwie to każdy sam je weryfikuje, jeżeli prześledzi swoje osobiste praktykowanie wiary, a także swoje wybory polityczne, czy poglądy na temat tak zwanej aborcji, eutanazji, metody in vitro, czy – zwykłej uczciwości w pracy i w domu.
Kochani, może trzeba nam wreszcie stanąć w prawdzie i nazwać rzeczy po imieniu! I przestać udawać! Albo coś zmienić!
Zastanówmy się zatem:
- Czy systematycznie praktykuję wiarę?
- Czy akceptuję w pełni naukę Kościoła w kwestiach moralnych?
- Czy staram się poznać i zaakceptować naukę Kościoła w kwestiach społecznych?
Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą!
Czy akceptuję w pełni naukę Kościoła w kwestiach moralnych?
Odnośnie tego pytania mogę podzielić się taką osobistą refleksją. Jakiś czas temu, kiedy w mediach zrobiło się głośno na temat in vitro, ja osobiście miałam niezmiernie mieszane uczucia w tej kwestii. Czy to aby na pewno jest takie złe? Czy Kościół, aby nie za bardzo nagłaśnia tę kwestię? Przecież to normalne, że kobieta chce urodzić dziecko, chce poczuć jak to jest nosić je pod swoim sercem, a potem wydać na świat. I kiedy w kościołach znajdowały się listy do podpisu przeciwko in vitro, mając taki mętlik nie podpisałam. Dużo było również dyskusji na temat ze znajomymi, z rodziną…
Ale w tym samym czasie do tygodnika "Idziemy" dołączona została ulotka na temat in vitro. Dosłownie kilka stron, ale po przeczytaniu jej zstąpiło w jakimś sensie olśnienie. Te kilka stron wynikające z nauki Kościoła, z moralności, wystarczyło, że obecnie nie mam już żadnych wątpliwości. I kiedy teraz ktoś z moich znajomych próbuje mnie przekonywać do swoich racji, wówczas wręczam mu te kilka stron do uważnego przeczytania.
Myślę, że często nie akceptowanie nauki Kościoła w kwestiach moralnych wynika zwyczajnie z naszej niewiedzy. A ta niewiedza jest skutkiem tego, że zwyczajnie nie chcemy wiedzieć, nie chce się szukać informacji na dany temat, dlaczego Kościół twierdzi tak, a nie inaczej.
Mój apel do wszystkich: Zachęcajmy innych do czytania gazet katolickich! Jest tam wiele ciekawych artykułów, które mogą nam rozjaśnić myślenie. Rozjaśnić na lepsze.
~Paulina, 2011-01-06 18:13
Dziękuję za głos w dyskusji, dziękuję za piękne świadectwo – i podpisuję się pod apelem! Zresztą, wyraziłem to także we wpisie wstępnym, zamieszczonym następnego dnia. Całym sercem potwierdzam tę zachętę!
~Ks. Jacek, 2011-01-10 14:58