Święty Kazimierz gardził zaszczytami!

Ś

Serdecznie witam i polecam Was wszystkich wstawiennictwu Świętego Kazimierza – Patrona dnia dzisiejszego. Ten syn króla Polski potrafił oderwać serce od ziemskich zaszczytów i splendorów, aby skierować je ku sprawom Bożego Królestwa. Warto go w tym naśladować! Niech nam w tym pomoże przeżywanie kolejnych dziewięciu pierwszych piątków miesiąca. Dzisiaj mamy taki właśnie piątek. Bardzo zachęcam Was, Kochani, abyście przeżyli dziewięć pierwszych piątków – to duży krok na drodze do doskonałości chrześcijańskiej. Spróbujcie, a przekonacie się, że mam rację!
                Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Święto Św. Kazimierza, Królewicza,
do czytań z tomu VI Lekcjonarza:  Flp 3,8–14;  J 15,9–17
Patron dnia dzisiejszego, Święty Kazimierz, urodził się 3 października 1458 roku w Krakowie na Wawelu. Był drugim spośród sześciu synów króla Polski, Kazimierza Jagiellończyka. Jego matką była córka cesarza Niemiec, Elżbieta, pod opieką której Kazimierz pozostawał do dziewiątego roku życia. W 1467 roku król powołał na pierwszego wychowawcę i nauczyciela swoich synów księdza Jana Długosza,kanonika krakowskiego, który aż do XIX wieku uznawany był za najwybitniejszego historyka Polski. I to właśnie Długosz napisał o Kazimierzu: „Był młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności i godnego pamięci rozumu”.
W 1471 roku, brat Kazimierza, Władysław, został koronowany na króla czeskiego. W tym samym czasie na Węgrzech wybuchł bunt przeciwko królowi. Na tron zaproszono Kazimierza. Jego ojciec chętnie przystał na tę propozycję. Kazimierz wyruszył zatem wraz z dwunastoma tysiącami wojska, by poprzeć zbuntowanych magnatów. Ci jednak ostatecznie wycofali swe poparcie i Kazimierz wrócił do Polski bez korony węgierskiej. Ten zawód dał mu wiele do myślenia.
Po powrocie do kraju, królewicz nie przestał interesować się sprawami publicznymi. Wręcz przeciwnie – został „prawą ręką” ojca, który upatrywał w nim swego następcę i wciągał go powoli do współrządzenia. Podczas dwuletniego pobytu ojca na Litwie, Kazimierz – jako namiestnik – rządził w Koronie. Obowiązki państwowe umiał pogodzić z bogatym życiem duchowym.
Wezwany przez ojca w 1483 roku do Wilna, umarł w drodze z powodu trapiącej go gruźlicy. Na wieść o pogorszeniu się zdrowia Kazimierza, król przybył do Grodna. Właśnie tam – jak zapisał Ksiądz Piotr Skarga – „opowiedziawszy dzień śmierci swej tym, którzy mu w niemocy służyli […], ducha Panu Bogu poleciwszy odszedł 4 dnia marca Roku Pańskiego 1484, lat mając dwadzieścia sześć”.Pochowano go w katedrze wileńskiej, w kaplicy Najświętszej Maryi Panny, która od tej pory stała się miejscem pielgrzymek.
W 1518 roku, król Zygmunt I Stary, rodzony brat Kazimierza, wysłał przez prymasa do Rzymu prośbę o kanonizację Królewicza. Leon X na początku 1520 roku wysłał w tej sprawie do Polski swojego legata. Ten, ujęty kultem, jaki tu zastał, sam ułożył ku czci Kazimierza łaciński hymn i napisał jego żywot. Na podstawie zeznań legata, Papież Leon X w 1521 roku wydał bullę kanonizacyjną i wręczył ją przebywającemu wówczas w Rzymie biskupowi płockiemu, Erazmowi Ciołkowi. Ten jednak zmarł jeszcze we Włoszech i wszystkie dokumenty – niestety! – zaginęły.
Król Zygmunt III wznowił więc starania, uwieńczone nową bullą, wydaną przez Klemensa VIII, dnia 7 listopada 1602 roku, w oparciu o poprzedni dokument Leona X, którego kopia zachowała się w watykańskim archiwum. Kiedy w 1602 roku, z okazji kanonizacji, otwarto grób Kazimierza, jego ciało znaleziono nienaruszone, mimo bardzo dużej wilgotności grobowca. Przy głowie Kazimierza zachował się tekst hymnu ku czci Maryi „Dnia każdego sław Maryję”, którego autorstwo przypisuje się Świętemu Bernardowi. Wydaje się prawdopodobne, że Kazimierz złożył ślub dozgonnej czystości. Miał też odrzucić proponowane mu zaszczytne małżeństwo z córką cesarza niemieckiego, Fryderyka III. Uroczystości kanonizacyjne odbyły się w 1604 roku, w katedrze wileńskiej. Tam też, do dziś, złożone jest ciało Świętego. Jest – między innymi – Patronem Litwy.
Żyjący współcześnie z nim autor tak opisał duchową sylwetkę Świętego: „Niewypowiedziana i najszczersza miłość ku Wszechmogącemu Bogu w Duchu Świętym tak bardzo ogarniała serce Kazimierza, tak obfitowała i wylewała się na zewnątrz z głębi serca ku bliźnim, iż nic nie było dlań przyjemniejszym, nic bardziej upragnionym, jak wszystko swoje, a także i siebie samego – oddać ubogim Chrystusa, podróżnym, chorym, więźniom i strapionym. Dla wdów, sierot i uciśnionych był nie tyle opiekunem i dobroczyńcą, ile ojcem, synem i bratem.
Wiele zapewne należałoby pisać, gdyby się chciało przedstawić po kolei jego wszystkie dzieła gorącej wobec Boga i bliźniego miłości. Trudno wypowiedzieć albo wyobrazić sobie, jak bardzo przestrzegał sprawiedliwości, ile okazywał roztropności, jak bardzo jaśniał odwagą i stałością, a wszystko w tym wieku, w którym człowiek zazwyczaj skłonny jest do złego. Codziennie zalecał ojcu przestrzeganie sprawiedliwości w rządach królestwem i poszczególnymi ludami. A jeśli czasem przez niedopatrzenie czy ludzką ułomność zdarzały się tutaj zaniedbania, Kazimierz nie omieszkał nigdy wypomnieć tego z łagodnością i pokorą.
Sprawy biednych i uciśnionych brał jak swoje własne w obronę, toteż został przez lud nazwany obrońcą biednych. Nigdy też, chociaż był synem królewskim i najpierwszego rodu, nie okazał się przykrym w rozmowie i w spotkaniu z ludźmi prostymi i niskiego pochodzenia.Pragnął raczej należeć do łagodnych i ubogich duchem, których jest królestwo niebieskie, niż do sławnych i potężnych na tym świecie. Nie pragnął ziemskich zaszczytów ani władzy, nie chciał też nigdy przyjąć ich od ojca, bojąc się, aby kolce bogactw, które Pan nasz Jezus Chrystus nazwał cierniami, nie zraniły ducha ani nie spowodowały zakażenia sprawami świata. Wszyscy jego domownicy i zaufani, mężowie czcigodni i szlachetni, którzy znali go doskonale […] zgodnie poświadczają i stwierdzają, że Kazimierz zachował dziewictwo przez całe swe życie, aż do ostatniego dnia.”
Tyle ze świadectwa współczesnego Kazimierzowi autora. A my, kiedy przyglądamy się duchowej sylwetce Patrona dnia dzisiejszego, a jednocześnie słuchamy Słowa Bożego przeznaczonego na dziś w Liturgii mszalnej, to uświadamiamy sobie, że Kazimierz swoim życiem doskonale wypełnił polecenie Jezusa, które odczytane zostało przed chwilą w Ewangelii Janowej: Jak mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. […] To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali.
Rzeczywiście, Kazimierz był wzorem prawdziwej miłości.Pochodził z królewskiego rodu, otwierały się więc przed nim wspaniałe doczesne perspektywy wielkiego splendoru, zaszczytów i władzy. On jednak umiał powtórzyć za Świętym Pawłem, mówiącym dziś do nas w pierwszym czytaniu z Listu do Filipian: Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim[…] Nie mówię, że już to osiągnąłem i już stałem się doskonałym, lecz pędzę, abym też zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa.
Właśnie tak żył Święty Kazimierz. Właśnie tak postępował. I tym swoim życiem daje nam – ludziom bardzo przywiązanym do spraw tego świata – przykład ustawiania w życiu właściwej hierarchii wartości i ważności, abyśmy stopniowo, coraz wyraźniej i skuteczniej odrywali wzrok i serce od tego, co przyziemne, a żyjąc na ziemi i wśród spraw tego świata – intensywnie zasługiwali na Niebo, będąc w każdej chwili gotowi zdać przed Bogiem sprawę ze swego życia i ze swoich uczynków.
W tym duchu zastanówmy się:
  • Co Jezus powiedziałby o moim życiu, gdyby mi dzisiaj przyszło stanąć na Sąd?
  • Czy nie za bardzo zależy mi na uznaniu i poklasku ze strony ludzi?
  • Czy umiem stanąć po stronie Jezusa i Jego nauki, nawet jeżeli wszyscy dookoła jednogłośnie mówią coś innego?
Zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie!

1 komentarz

  • Szczęśc Boże!
    Trzecie pytanie Księdza jest nad wyraz "orzeźwiające". Właśnie, czy jesteśmy w stanie stanąc po stronie Jezusa nawet wtedy – a w zasadzie przede wszystkim wtedy – kiedy wszyscy wokół są przeciw Niemu? Nam – ludziom żyjącym w jako takich pieleszach spokoju – trudno jest przyjąc do wiadomości fakt, że wyznawcy Chrystusa są najbardziej na świecie dyskryminowaną grupą religijną, wyznaniową. Stereotyp ugruntowany przez różne oświeceniowo – lewicujące nurty filozoficzne, czy światopoglądy agnostyczne jest zgoła odwrotny: to chrześcijanie, a już zwłaszcza KK gnębili i nadal gnębią wszystkich i wszystko, co nie pasuje do naszej wizji świata. Doprawdy, nie trzeba już jechac do Afryki, Indii, czy Ameryki aby byc "prześladowanym" za naszą wiarę. Wiem, nam jeszcze nie grozi śmierc – ale pomyślmy jak np. reagują ludzie w restauracji, kiedy ktoś przeżegna się przed posiłkiem? Czy nie pojawią się pod nosem kpiące półuśmieszki? Czy w miejscu pracy, większym gronie znajomych nie narażamy się na "atak" w chwili gdy zaczniemy bronic stanowiska Kościoła ws. np. aborcji, eutanazji czy nowych form eugeniki, które zaczynają się pojawiac we współczesnej zachodniej "cywilizacji"? Nie wspomnę już o homoseksualizmie, bo o tym nawet trudno wspomniec w sposób pejoratywny, żeby nie dostac "batów" w postaci określeń: homofob itd. etc.
    Czy zatem jesteśmy w stanie po stronie Jezusa – już nawet nie wtedy, kiedy grozi nam śmierc męczeńska – ale wtedy, gdy narazimy się na "śmiesznośc", ostracyzm w "towarzystwie", niechęc? Czy jesteśmy w sercach na tyle mężni, aby przy Nim trwac? Obawiam się, że w ogromnej części naszych zachowań, życiowych wyborów po prostu oblewamy test z miłości do Chrystusa.
    Pozdrawiam Księdza serdecznie
    Robert

    ~Robert, 2011-03-05 16:13

    Niestety, w takich czasach żyjemy… A właściwie – to nie czasy same z siebie, ale ludzie, którzy w nich żyją, tworzą taką, a nie inną atmosferę. Tym bardziej więc my – chrześcijanie, my – przyjaciele Chrystusa – powinniśmy podnosić głowy i głośno dopominać się o… normalność! Po prostu o normalność! Bo to, co dzisiaj uchodzi za powszechne i normalne, w rzeczywistości jest dziwactwem, niekiedy wręcz dewiacją. Dlatego my, którzy poważnie traktujemy Prawo Boże, przestańmy się obawiać i uważać – nawet podświadomie – za gorszych, ale właśnie za normalnych, w dodatku – działających w imieniu Chrystusa, który w końcu nas wszystkich będzie kiedyś sądził! Serdecznie dziękuję za obszerny, mądry głos! Pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2011-03-07 19:11

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.