Szczęść Boże! Bardzo serdecznie witam i od razu polecam Waszej uwadze wczorajszy wpis Jarka. Bardzo popieram tę inicjatywę i zapraszam do wspólnoty modlitewnej. Raz jeszcze proponuję łączność o 20.00 i wszystkie inne formy modlitwy za siebie nawzajem. A na dzisiaj zapraszam do refleksji nad problemem serca otwartego lub zamkniętego – na głos Boży oczywiście!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 4 tygodnia Wielkiego Postu,
do czytań: Wj 32,7–14; J 5,31–47
Oto dzisiaj, słuchając pierwszego czytania, widzimy Mojżesza, który okazuje się być mediatorem pomiędzy Bogiem a Izraelitami. Co więcej – Bóg faktycznie wysłuchuje jego prośby i pomimo ewidentnego sprzeniewierzenia się ludu i grzechu, za który powinien ponieść on karę, Bóg powstrzymuje się przed jej wymierzeniem.Właśnie na słowo Mojżesza!
A zatem – człowiek ten ma w planach Bożych wyjątkową rolę do spełnienia, skoro Bóg tak mocno i jednoznacznie na nim polega. Także dla Izraelitów powinien on być autorytetem i powinni go oni słuchać, ponieważ przez niego Bóg objawia swoją wolę i także – jak tego jesteśmy dziś świadkami – przez niego okazuje ludowi miłosierdzie i przebaczenie.Przez niego i – w jakimś sensie – dzięki niemu!
Powinien zatem rzeczywiście być owym autorytetem – i tak raczej jest, bo Pięcioksiąg, czyli pięć pierwszych Ksiąg Pisma Świętego, przypisywanych w tradycji autorstwu Mojżesza, cieszył się i nadal się cieszy wśród Żydów najwyższym znaczeniem. A jednak, w całej historii życia i działalności Mojżesza wiele widzieliśmy sytuacji, w których ludsprzeciwiał się temu, co ów niezwykły człowiek w imieniu Boga polecał, czy zabraniał.
Także Jezus w Ewangelii mówi dziś, że gdyby Żydzi wsłuchali się dokładnie i uwierzyli w to, czego nauczał Mojżesz, to uwierzyliby także i w Niego, jako Syna Bożego i Zbawiciela. Niestety, i za czasów Mojżesza, i za czasów Jezusa opór ludzki ciągle stawał na przeszkodzie w uznaniu w całej pełni działania Bożego w świecie i poddania się temu działaniu. I tak, jak były problemy z pełnym przyjęciem i wypełnieniem poleceń Mojżesza i jego świadectwa o Bogu, tak samo trudno było przyjąć świadectwo zawarte w Pismach, jak również świadectwo Jana o Jezusie, i wreszcie także –świadectwo samego Jezusa! Jakaś wielka tajemnica ludzkiej nieprawości, zamkniętych serc, opornych umysłów…
I jakkolwiek Bóg okazuje miłosierdzie owej ludzkiej słabości i przebacza ją – tak, jak dzisiaj uczynił to na prośbę Mojżesza, i tak, jak przyjął zbawcza ofiarę Jezusa – to jednak musimy sobie wyraźnie i mocno uświadomić, że tego ostatniego elementu na drodze do Boga, jakim jest otwarcie własnego serca, nikt za nas nie zrobi! Jezus złożył za człowieka ofiarę swego życia, otworzył mu drogę do Nieba, ale nic nie poradzi na to, że człowiek nie chce na tę drogę wejść!
Dlatego ten – nazwijmy go tak raz jeszcze – ostatni element całego procesu jednania się z Bogiem należy do nas i to my sami musimy krok w kierunku Boga dobrowolnie zrobić. Inaczej trzeba nam będzie odnieść do siebie ostatnie słowa dzisiejszej Ewangelii: Nie mniemajcie, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem będzie Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. […] Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakże moim słowom będziecie wierzyli?
Właśnie, jeżeli nie uwierzymy słowom Jezusa, jeżeli nie uwierzymy wyraźnym znakom Jego działania, to co jeszcze można uczynić, abyśmy jednak uwierzyli? Dlatego na zbawcze działanie Boga musimy, naprawdę musimy odpowiedzieć otwartymi i gotowymi do współpracy sercami!
W tym kontekście zastanówmy się:
- Czy nie trwam z uporem w jakimś ciągłym grzechu, z którego nie próbuję, albo zbyt słabo próbuję się uwolnić?
- Czy pokonywanie w sobie zła zaczynam od najcięższych, najbardziej bolesnych słabości i grzechów?
- Czy nie ma we mnie ciągle takiej pokusy, aby Jezusowe wezwanie do nawrócenia odnosić do innych, rzekomo ode mnie gorszych ludzi, a nie bezpośrednio do siebie?
Dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał!
Kiedy byłem dzieckiem i kolorowałem obrazki z Drogi Krzyżowej w zeszycie do religii, nie mogłem zrozumiec jak można było tak strasznie pobic, następnie zabic świętego Człowieka, Boga, Chrystusa! Przecież każdy powinien wiedziec, że to Syn Boży. A jednak! Upodlili Go! Zabili Go!
Dzisiaj, jako dorosły człowiek, wiem trochę więcej 🙂 i chociaż zdziwienie pozostaje to samo: jak było można zrobi coś takiego! To, znam już odpowiedź: i ja jestem taki sam jak oni, jak Ci co zabijali Chrystusa – każdy mój grzech, każdy upadek, każde oddalenie się od Boga to jest cios w Jego ciało, to cierń w Jego koronie, to uderzenie młotem w gwóźdź przytwierdzający Go do drewna :/ . Starajmy się wszyscy więcej Go nie bic !
Szcześc Boże!
Robert
~Robert, 2011-04-07 10:16
To bardzo dobra myśl, żeby wracać czasami do tych dziecięcych zdziwień… Ileż tam prostolinijności, ileż tam takiej zwyczajnej, ale bardzo cennej i – wbrew pozorom – trafnej refleksji! W powyższej wypowiedzi mamy tego konkretny przykład. Dlatego dziękuję za tę wypowiedź! Szczęść Boże!
~Ks. Jacek, 2011-04-12 14:47