Święty Andrzej miał gwałtowny charakter!

Ś

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Dzisiaj wpatrujemy się w przykład świętości Świętego Andrzeja Boboli, jednego z Patronów Polski. Okrucieństwo tortur, jakim został poddany, wprost przeraża, ale on to zniósł, natomiast wcale od samego początku nie był „taki święty” – jak byśmy potocznie powiedzieli! Dlatego jego przykład jest zachętą dla wszystkich nerwusów, choleryków i takich tam różnych – tych, którzy „mocują się ze sobą”. Wszyscy oni mają szansę osiągnąć wyżyny świętości! A zatem – głowa do góry! I do pracy – nad sobą!
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Święto Świętego Andrzeja Boboli,
Kapłana i Męczennika, Patrona Polski,
Do czytań z t. VI Lekcjonarza: (Ap 12,10–12a); 
1 Kor 1,10–13.17–18;  J 17,20–26
Dzisiejszy nasz Patron, Święty Andrzej, urodził się 30 listopada 1591 roku w Strachocinie koło Sanoka. Pochodził ze szlacheckiej rodziny, bardzo przywiązanej do religii katolickiej. Nauki humanistyczne wstępne i średnie wraz z retoryką Andrzej pobierał w jednej ze szkół jezuickich, prawdopodobnie w Wilnie, w latach 1606–1611. Tu opanowałsztukę wymowy i posiadł doskonałą znajomość języka greckiego, co ułatwiło mu w przyszłości rozczytywanie się w pismach greckich Ojców Kościoła i dyskusjach z teologami prawosławnymi.
Dnia 31 lipca 1611 roku, w wieku lat dwudziestu,wstąpił do jezuitów w Wilnie, gdzie 12 marca 1622 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Po święceniach był rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem bursy dla ubogiej młodzieży w Nieświeżu. Jako misjonarz, Andrzej obchodził zaniedbane wioski, chrzcił, łączył pary małżeńskie, wielu grzeszników skłonił do Spowiedzi, nawracał prawosławnych. W latach 1624–1630 kierował Sodalicją Mariańską mieszczan, prowadził konferencje z Pisma Świętego i dogmatyki. Wreszcie został mianowany rektorem kościoła Świętego Kazimierza w Wilnie. Następnie pracował kolejno w Bobrujsku, Połocku, Warszawie, Łomży, w Wilnie i w Pińsku.
Z relacji jemu współczesnych wynika, że Andrzej był skłonny do gniewu i zapalczywości, do uporu we własnym zdaniu, a do tego był jeszcze niecierpliwy. Jednak świadectwa przełożonych, zostawione na piśmie podkreślają, że pracował on nad sobą, że miał wybitne zdolności, był dobrym kaznodzieją, miał dar obcowania z ludźmi. Wytrwałą pracą nad sobą doszedł do takiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej i zakonnej, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym. Dzięki współpracy z Bożą łaską potrafił wznieść się ponad przeciętność, na wyżyny heroizmu!
Przez całe swe pracowite życie Andrzej wyróżniał się żarliwością o zbawienie dusz. Dlatego był niezmordowany w głoszeniu kazań i w spowiadaniu. Mieszkańcy Polesia żyli wówczas w wielkim zaniedbaniu religijnym. Szerzyła się ciemnota, zabobony, pijaństwo. Andrzej chodził po wioskach od domu do domu i nauczał. Nazwano go apostołem Pińszczyzny i Polesia. Nawrócił wielu prawosławnych. Jego gorliwość, którą najlepiej określa nadany mu przydomek „łowcy dusz” – tak zwanego „duszochwata” – stała siępowodem wrogości ze strony prawosławnych. W czasie wojen kozackich przerodziła się ona wręcz w nienawiść i miała tragiczny finał.
Pińsk jako miasto pogranicza, był w tamtym okresie często miejscem walk i zatargów. Do roku 1657 był w rękach polskich i jezuici mogli tu w miarę normalnie pracować. Ale już w tym właśnie roku wkroczyli Kozacy. Najbardziej zagrożeni jezuici – wśród nich nasz Patron – ratowali się ucieczką.Udawało się to do czasu, kiedy pod wsią Mogilno Andrzeja pochwycił oddział żołnierzy.
Wtedy zdarto zeń suknię kapłańską i na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, gdzie przywiązanego do słupa, zaczęto bić nahajami. Kiedy ani namowy, ani krwawe bicie nie złamało kapłana, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na jego głowę tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęto go policzkować, aż wybito mu zęby, wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki.Przywiązano go wreszcie do konia, za którym musiał biec, popędzany kłuciem lanc.
Nie sposób nawet opisywać okrucieństw, których doznał potem nasz Patron, ale trzeba powiedzieć, iż były to wyjątkowo wymyślne i straszne tortury, między innymi – odzieranie ze skóry i przypalanie ogniem. Ostatecznie zamęczony został 16 maja 1657 roku, w Janowie na Polesiu.
I tak, jak za życia zmieniał on miejsca swojej działalności, tak i po śmierci – z powodu różnych uwarunkowań historycznych, jak chociażby kasata jezuitów –jego ciało zmieniało miejsce spoczynku. A spoczywało ono i w Pińsku, i w Moskwie – w muzeum medycznym, następnie w Kaplicy Świętej Matyldy na Watykanie, a wreszcie – w Warszawie, w kościele jezuitów, gdzie znajduje się do dziś. Andrzej Bobola został beatyfikowany 30 października 1853 roku, zaś kanonizowany 17 kwietnia 1938 roku, w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, przez Papieża Piusa XI.
W kwietniu 2002 roku, Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, przychylając się do prośby Prymasa Polski, Kardynała Józefa Glempa, nadała Świętemu Andrzejowi Boboli tytuł drugorzędnego Patrona Polski.
            Natomiast z okazji trzechsetnej rocznicy śmierci naszego Patrona, Papież Pius XII wydał jemu poświęconą encyklikę: Invicti athletae Christi, w której między innymi napisał: „Życie Andrzeja Boboli jaśniało blaskiem prawdziwej wiary. Jej moc, mająca swe źródło w Bożej łasce, rozwijała się i wzrastała z biegiem lat, ozdabiała go szczególnie i uczyniła niezłomnym w obliczu męczeństwa. […] Z głębi duszy przyjmował wszystko, co Kościół katolicki naucza i każe czynić, i całym sercem do tego się przykładał. Już w młodości tłumił w sobie burzące się złe skłonności, które po nieszczęsnym upadku Adama tak bardzo targają naszą ludzką naturą – przeciwstawiał się im oraz je ujarzmiał, a także usilnie wyrabiał w sobie chrześcijańską postawę i cnoty.
Płonął wielkim umiłowaniem Boga i bliźnich. Gdy tylko mógł, spędzał długie godziny przed Najświętszym Sakramentem i wedle sił wspierał wszelką nędzę i wszelkie potrzeby. Boga miłował ponad wszystko i […] szukał jedynie chwały Bożej. Nic zatem dziwnego, że ten bojownik Chrystusa, wyróżniający się takimi przymiotami ducha, tyle zdziałał, i że jego praca apostolska przyniosła tak wiele zbawiennych owoców. Bo gdy został kapłanem, oddał się cały pracy apostolskiej i jako wędrowny misjonarz nie szczędził sił w głoszeniu prawdziwej wiary, która przynosi owoce dobrych uczynków.
Ów niestrudzony wyznawca Chrystusa sam żył tą wiarą i za nią oddał w ofierze własne życie. Przerazić może wspomnienie okrutnych cierpień, które zniósł nieustraszony w wierze polski męczennik, a świadectwo przez niego złożone zalicza się do najszlachetniejszych wśród tych, które sławi Kościół.
Dzisiaj również religia katolicka jest w świecie wystawiona na ciężką próbę i ze wszelkich sił trzeba jej strzec, głosić ją i szerzyć. Wiele tu trzeba przezwyciężyć trudności i wiele ofiar ponieść, nie godzi się jednak od nich uchylać, bo chrześcijanin ma być niezachwiany w działaniu i w przeciwnościach.Ale Bóg stokrotnie mu to wynagrodzi szczęśliwością wiecznego życia. Jednakże, jeżeli istotnie chcemy mężnie dążyć do doskonałości chrześcijańskiej, wiedzmy, że i ona jest swoistym męczeństwem. Bo nie tylko przez rozlanie krwi dajemy Bogu dowód naszej wiary, ale i przeciwstawiając się powabom grzechu i oddając się całkowicie i wielkodusznie Temu, który jest naszym Stwórcą i Zbawcą, a który będzie kiedyś w niebie naszą nieprzemijającą radością.
Niech więc będzie nam przykładem męstwo Andrzeja Boboli. Bądźmy – jak on – ludźmi niezwyciężonej wiary, zachowajmy ją i brońmy z całą mocą! Niech i nam się udziela jego gorliwość apostolska i niech każdy według swoich sił i możliwości przyczynia się do umocnienia i szerzenia królestwa Chrystusowego na ziemi.” Tyle Papież Pius XII.
            A my, słuchając czytań dzisiejszej Liturgii Słowa, stwierdzić możemy, że życie Świętego Andrzeja Boboli było doskonałą realizacją pragnienia Jezusa, wypowiedzianego w Ewangelii: Ojcze Święty, proszę nie tylko za nimi, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas, aby świat uwierzył, żeś Ty mnie posłał. Podobnie Święty Paweł w swoim Liście do wiernych Koryntu pisze: Upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów: byście byli jednego ducha i jednej myśli.
            Święty nasz Patron dążył najpierw do pełnego osobistego zjednoczenia z Chrystusem, co – jak słyszeliśmy – nie było łatwe, ze względu na jego charakter. Wydaje się jednak, że w ten sposób jest nam bliższy, bo przekonuje nas, że żadne wady i słabości nie mogą nam zagrodzić drogi do zbawienia, jeżeli tylko nad ich opanowaniem wytrwale i cierpliwie pracujemy.
Natomiast wielki wkład Andrzeja w budowanie prawdziwej jedności między wyznawcami Chrystusa – jego nadzwyczajna apostolska aktywność, potwierdzona ofiarą strasznego wręcz cierpienia i męczeńskiej śmierci – winna stać się dla nas zachętą, abyśmy i my nie żałowali aktywności, zaangażowania, a nawet trudów i wyrzeczeń w dziele wprowadzania zgody i jedności pomiędzy członkami swojej rodziny i innymi osobami z naszego otoczenia, abyśmy w ten sposób – na wzór Świętego Andrzeja Boboli – stawali się niezmordowanymi apostołami jedności. I abyśmy o tę mądrą, trwałą, budowaną na prawdzie jedność nieustannie modlili się dla całego Kościoła Chrystusowego, a także – dla naszej Ojczyzny.
W tym kontekście zastanówmy się:
  • Jak wytrwale pracuję nad wadami swego charakteru – czy się w tej pracy nie zniechęcam?
  • Czy w swoim otoczeniu wprowadzam jedność, czy sieję intrygi?
  • Czy moja postawa przekonuje innych do głębszego zjednoczenia się z Bogiem i z Kościołem?
Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.

4 komentarze

  • Chyba mało który święty, był świętym już za życia…
    Tak jak napisałeś x, każdy z nas ma dążyć do świętości…
    Tyle, że dla mnie to jest abstrakcją…
    Nie dopuszczam do siebie tej myśli, że i ja bym mogła być ….
    Ale to gdzieś miało swój początek, że mam takie a nie inne podejście…..

    Postawiłeś znów ks Jacku trudne pytania…
    Ja… ja jestem dobra i zła.
    Jest we mnie ''Niebo'' i '' piekło''
    ''Niebem'' jest czułość, poświęcenie, bezinteresowność, przebaczenie, serdeczność
    ''piekłem'' jest złość, itd…
    Miesza się we mnie anioł z szatanem w jednym wirze myśli, pomysłów, zemsty z wrurozumiałością, lenistwa z pracowitością, itd…

    Jestem Człowiekiem wojny, czy pokoju ….
    Czy gdy wchodzę ludzie się uśmiechają na mój widok, uśmiechają się z serdecznością bo wiedzą, że pomogę, uspokoję, załagodzę, pochwalę, doradzę
    Czy gdy wchodzę ludzie się spinają, bo bywam nadąsana, wściekła…
    Czy wiem co to znaczy opanowywać swe humory, trzymac na wodzy swoje nerwy, kontrolować to co mówię, i robię.. Czy zdaję sobie sprawę z reakcji jakie wywołują moje mówienie, i moje postępowanie u ludzi wśród których przyszło mi zyc…

    Dobre pytania x Jacku… dziękuję

    Gość- A

    ~Gość – A, 2011-05-16 09:31

    wyrozumiałością **

    ~Gość – A, 2011-05-16 09:34

    Świętość nie jest abstrakcją! Świętość jest celem, do którego wszyscy dążymy drogami życia doczesnego. A w tym życiu każdy z nas musi się przyznać do tego, że raz jest dobrze nastawiony do całego świata, a raz źle; raz ma dobry humor, raz nie – i tak dalej! Nikt z nas nie jest z żelaza, jesteśmy narażeni na różne "wstrząsy" duchowe. I nie jest to z pewnością powodem do jakiejś paniki, czy poczucia dramatu! Spokojnie! Grunt – to zachować główny kierunek swego życia, a to, że niczyja droga do Nieba nie jest usłana różami – to tak już jest… Głowa do góry!

    ~Ks. Jacek, 2011-05-16 16:27

    ks Jacku, nie napisałam,że nie wierzę w świętość
    Napisałam , że ona jest dla mnie abstrakcją
    Inaczej…
    Nie wierzę, bym ja mogła kiedyś taką zostać…
    Dla mie święty.. = doskonały…..
    Mam świadomość tego, że nie ma idealnych ludzi, każdy jest grzesznikiem, jeden mniejszym, drugi większym, ale mimo to…

    Gość- A 

    ~Gość – A, 2011-05-16 20:39

    Poczytaj sobie o świętych różnych. Oni nie byli idealni! Ani doskonali! Ludzie nie są doskonali i nie ma takich, nawet święty. Święci to raczej ludzie, którzy wciąż pną się w górę i pracują nad sobą. Nie sztuką jest nie upaść, każdy upada. Sztuką natomiast jest umieć wstać. Ja to myślę, że Pan Bóg to nie patrzy na nas jacy jesteśmy, ale bardziej na to ile bardziej kochamy każdego dnia.

    ~KB, 2011-05-16 21:06

    Czytałam…
    Wiedzę posiadam, ale to nie zmienia faktu, że myślę tak a nie inaczej…
    Wiem teoretycznie na czym polega świętość

    A ja myślę, że Bóg patrzy na nas jacy jesteśmy…

    Piszesz, '' na ile kochaliśmy ''..
    A co rozumiesz pod pojęciem kochać…
    jest wiele gatunków miłości…

    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-05-16 21:25

  • Tak kochać można różnie. Zależy kto kogo. Sama zastanów się jak chciałabyś być kochana. Pomyśl sama czym różni się to jak kochamy swoich rodziców, jak swoje rodzeństwo, jak chłopaka, męża, a jak swoich przyjaciół, sąsiadów i ludzi w koło.

    ~KB, 2011-05-16 21:40

    ''Tak kochać można różnie. Zależy kto kogo. Sama zastanów się jak chciałabyś być kochana. Pomyśl sama czym różni się to jak kochamy swoich rodziców, jak swoje rodzeństwo, jak chłopaka, męża, a jak swoich przyjaciół, sąsiadów i ludzi w koło. ''

    Niezależnie od tego czy kocha się Męża, Brata, Sąsiada
    Miłość powinna być beznitersowna..

    Gdybym chciala być tak kochaną , jak sama kocham…Czy to byłaby bezinteresowna miłość ?

    Kochać to słowo wymawiane chyba przez wszystkich ludzi, a przez kazdego Człowieka rozumiane inaczej. Bog dał każdemu z nas umiejętność kochania, ale od nas zalezy na ile rozwinęliśmy ją, albo zniszczyliśmy….

    Gość – A

    ~Gość- A, 2011-05-16 22:17

    Miało być oczywiście – bezinteresowna **

    ~Gość – A, 2011-05-16 22:39

    Wydaje mi się, że dośc powszechnym zjawiskiem jest mylenie miłosci z kochaniem. W pewnym alegorycznym odniesieniu to trochę tak jak z różnicą między byciem czystym a twierdzeniem, że się często myje ;).
    Pozdrawiam
    R.

    ~Robert, 2011-05-16 23:24

    ''Wydaje mi się, że dośc powszechnym zjawiskiem jest mylenie miłosci z kochaniem. W pewnym alegorycznym odniesieniu to trochę tak jak z różnicą między byciem czystym a twierdzeniem, że się często myje ;). ''

    Miłość jest jakby wyższą formą kochania…
    Miłość to '' przewlekły'' stan zakochania – kochania ..Czyli inaczej kochanie wydłużone w czasie..

    By być czystym potrzeba wody i mydła
    bez tego .. jest brudzik….
    By miłować trzeba kochać
    bez kochania nie ma miłości…

    Nie myjąc się , mozna mówić , że się jest czystym ale to = kłamstwo
    Nie kochając można mówić, że się miłuje ale to tez = kłamstwo…

    Gość- A 

    ~Gość- A, 2011-05-17 06:57

  • Kochanie – jest przede wszystkim nacechowane związkiem emocjonalnym (zwłaszcza te rodzaje kochania w stosunku do członków rodziny, narzeczonych, małżenstwa itd.) z drugim człowiekiem, miłośc o której mówił Chrystus jest raczej "stanem ducha" pozwalającym w każdym drugim człowieku, niezależnie od tego czy to przyjaciel czy wróg, widziec bliźniego, drugiego człowieka, którego Bóg na również miłuje. O właśnie, tutaj chyba bardziej pasuje słowo "miłowac" niż "kochac". Niestety w naszym języku jest to ciężko doprecyzowac semantycznie :), aby byc dobrze zrozumianym. W porównani do bycia czystym i "twierdzenia", że się często myje zwróc uwagę na to, że bycie czystym od razu daje pełną informację, natomiast twierdzenie, że ktoś się często myje pozostawia pewien element nieokreśloności :).
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

    ~Robert, 2011-05-17 08:41

    ' bycie czystym od razu daje pełną informację''

    ale nie daje to gwarancji, ze tak jest naprawdę….
    to samo ma się odnośnie
    kochania, miłości
    można mówić , że się kocha, miłuje, ale czy tak jest naprawdę ?

    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-05-17 08:46

    Czytam bardzo często to, co tutaj się pisze i dochodzę do wniosku, który chcę przedstawić. Wszyscy stosujemy w życiu inaczej te same zasady, inaczej je rozumiemy i inaczej interpretujemy… Niektórzy stale są nastawieni na "nie" i tacy ludzie nie mogą się odnaleść. Uważają tylko swoje postrzeganie za słuszne, natomiast inni, jakkolwiek by swoje racje przedstawiali, to i tak nie mają racji… Nasuwa mi się znany kawał :"Maryna, chodź z nmi – mówią górale do góralki, a Maryna: nie pójdę, a dlaczego? pytają górale. A bedziecie mnie gwałcić!. Nie bedziem:). To po co pójde" :). Każdy z nas jest grzeszny, każdy z nas się potyka, czasamie nawet coś sobie złamie (z sercem włącznie), ale większość podnosi się i idzie dalej. Nie można, jak ta żaba na rozwidleniu dróg, która nie potrafiła wybrać drogi, którą powinna pójść, bo jest i piękna i mądra, i tym sposobem inne żaby poszły a ta jedna została nie zdecydowana…W stosunku do wiary również. Albo przyjmujemy Prawdy głoszone przez Kościół i za nimi podążamy, albo je odrzucamy. Przyjmujemy Pismo świete za swój drogowskaz i nie ma tu alternatywnych rozwiązań, że może trochę z jednej wiary, trochę z innej a innym razem zaprzeczać samemu sobie.
    Pozdrawiam.

    ~Elka, 2011-05-17 09:16

  • Owszem daje pełną informację. Chyba za bardzo zakładasz nieszczerośc intencji :D.

    ~Robert, 2011-05-17 09:25

    Chyba znam trochę życie…( pewnie nie tylko ja … )
    WIesz, dobrymi chęciami – intencjami to ….
    Ale zostawmy to już…

    Trafiłam dzisiaj na cytat Jana Pawła II ….Pozwolę go sobie tutaj umieścić..

    '' Wierzę, że im bardziej się kocha , tym więcej się czyni , gdyż miłości , która nie jest niczym więcej niż uczuciem , nie mógłbym nawet nazwać miłością … ''

    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-05-17 09:34

    To przykre – skoro tak twierdzisz, to wydaje się, że trafiałaś przede wszystkim na ludzi nieszczerych. Z przysłowiami, to jest tak: na każdą okazję znajdzie się jakaś "mądrośc ludowa" , czasem lepiej, czasem gorzej pasująca do sytuacji :). Ja wierzę w mądrośc Boga i Jemu ufam, czy Jego intencjami też jest piekło wybrukowane?
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

    ~Robert, 2011-05-17 09:56

    '' Ja wierzę w mądrośc Boga i Jemu ufam, czy Jego intencjami też jest piekło wybrukowane? ''

    Jego intencjami nie, ale ludzkimi tak…
    Piszemy – '' rozmawiamy'' nie tylko o miłości Boga do ludzi…
    Poruszamy ogólnie temat miłości, również ludzkiej.

    Tak się składa, że ludziom też ufamy….
    Czy może być prawdziwa miłość między ludźmi bez zaufania ?

    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-05-17 11:50

    > Czy może być prawdziwa miłość między ludźmi bez zaufania ?
    > Gość – A 
    No właśnie: nie może 🙂

    ~Robert, 2011-05-17 11:58

    Cóż za zgodność :)))

    Pozdrawiam 😉

    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-05-17 12:02

    Poczytaj sobie o świętych różnych. Oni nie byli idealni! Ani doskonali! Ludzie nie są doskonali i nie ma takich, nawet święty. Święci to raczej ludzie, którzy wciąż pną się w górę i pracują nad sobą. Nie sztuką jest nie upaść, każdy upada. Sztuką natomiast jest umieć wstać. Ja to myślę, że Pan Bóg to nie patrzy na nas jacy jesteśmy, ale bardziej na to ile bardziej kochamy każdego dnia.

    ~KB, 2011-05-16 21:06

    Bardzo dziękuję za fantastyczną dyskusję! Blog zaczyna "żyć"! O to właśnie chodziło! Ze swej strony, zgadzam się z twierdzeniami, że na drodze do osiągnięcia świętości trzeba zachować cierpliwość, bo niczego nie zdobywa się z dnia na dzień. Na tej drodze zdarzać się mogą upadki – owszem! – ale najważniejsze jest ciągłe powstawanie i zaczynanie od nowa. A Pan Bóg patrzy nie tyle na efekt finalny, ile na intencje serca i wysiłek człowieka. Nie chodzi mi o dobre chęci same w sobie, ale dobre chęci wsparte wysiłkiem, działaniem, staraniem… Bo my nie mamy bezpośredniego wpływu na to, co nam się ostatecznie uda – nie wszystko w tej "układance" zależy od nas – ale na pewno od nas zależy, ile wkładamy wysiłku i jak się staramy. Z całą jednak pewnością nie można się zrażać i poddawać! Świętość jest największą wartością, jaką możemy w życiu zdobyć, a to, co ma wartość – musi kosztować…

    ~Ks. Jacek, 2011-05-18 07:41

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.