Nazwano ich chrześcijanami!

N

Szczęść Boże! Z dużym opóźnieniem zamieszczam dzisiejszy wpis, a to ze względu na jakieś dziwne kłopoty z uruchomieniem internetu dzisiaj rano! Męczyłem się ponad godzinę – i nic z tego. A to przecież Warszawa! Takie duże miasto – i co?! Teraz wykorzystuję więc „okienko” w szkole i uzupełniam wpis. Dziękuję za głosy na blogu, staram się każdą wolną chwilę przeznaczać na odpisywanie, ale obecny czas jest bardzo napięty i aktywny. Niemniej – dziękuję wszystkim piszących i zapraszam innych do dyskusji! Dzisiaj – zapraszam do refleksji i dyskusji nad godnością i wielkością miana chrześcijanina! 
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek 4 tygodnia wielkanocnego,
do czytań:  Dz 11,19–26;  J 10,22–30
Dzisiaj po raz pierwszy nazwano uczniówchrześcijanami. Dotychczas bowiem nazywano ichnazarejczykami, a oni sami określali siebie mianem braci, uczniów, świętych… Dziś po raz pierwszy nazwano ich chrześcijanami, a więc określeniem wprost odnoszącym się do imienia Chrystusa. Po łacinie bowiem „chrześcijanin” to „christianus”, a „christianus” – tak dosłownie – to ktoś Chrystusowy, ktoś do Chrystusa należący, ktoś stanowiący z Chrystusem jedną „ekipę”, jedną wspólnotę.
A stało się to w Antiochii, a więc poza Jerozolimą, w miejscu, gdzie przeważali nawracający się poganie… Dobra Nowina rozprzestrzeniała się tam z wielką siłą, wspólnota uczniów w Antiochii stawała się coraz liczniejsza. Nie znamy bliżej okoliczności, w jakich doszło do nazwania uczniów chrześcijanami, ani dlaczego akurat to określenie zostało wprowadzone – kto je wprowadził, co chciał przez to w tym momencie wyrazić? Tego nie wiemy, nie odnajdujemy tego w dzisiejszym zapisie Księgi Dziejów Apostolskich.
Słyszymy natomiast Jezusa, mówiącego w Ewangelii:Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy.
I to jest właśnie, Kochani, bardzo zasadnicza prawda:chrześcijanin należy do Chrystusa, jest pod Jego stałą opieką, jest otoczony Jego miłością! I choćby tu na ziemi spotykały go przeróżne przeciwności i trudności, to jednakzawsze może on mieć poczucie pewności, poczucie bezpieczeństwa, że jedno stanowi z Chrystusem, a Chrystus zawsze zwycięża! Ci zaś, którzy są jedno z Nim – razem z Nim i w Jego imię, Jego mocą – także zwyciężają! Zawsze!
Niech ta świadomość odnowi w nas dumę z tego, że jesteśmy chrześcijanami: uczniami, przyjaciółmi, ludźmi Chrystusa!
W tym kontekście pomyślmy:
  • Czy rzeczywiście jestem dumny z faktu bycia chrześcijaninem, katolikiem – czy czuję się przez to gorszy, mniej wartościowy, przestraszony?…
  • Co potwierdza na co dzień fakt bycia chrześcijaninem: moje czyny, czy jedynie metryka Chrztu z kancelarii parafialnej?
  • Czy czuję się osobiście zobowiązany do radosnego i aktywnego świadczenia wobec innych o swoim chrześcijaństwie?
Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie.

1 komentarz

  • Na tyle we mnie chrześcijaństwa , na ile we mnie dziecięcej ufności, wiary i miłości w Boga..
    Na pewno brak w nas chrześcijanach pogody, uśmiechu. Często jesteśmy bardzo zasadniczy, pewni swojego obrazu człowieka, doskonale wiemy jak każdy ma wyglądać , i nie mamy w tej dziedzinie żadnych wątpliwości. Oczekujemy od ludzi by się mieścili we wzorcach , których sami ukształtowaliśmy na wzorze, podstawie dobrych uczynków, przykazań Bozych, kościelnych , interpretowanych przez nas samych. Krzywo patrzymy na wszystko co odbiega nam od takiego obrazu.. Wtedy stajemy się – jesteśmy podejrzliwi, nieufni. W naszych sercach robi się ciemno, nieprzyjaźnie, zazdrośnie… Zbyt łatwo nam chrześcijanom przychodzi skazywanie, odrzucanie, potępianie drugiego Człowieka….

    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-05-17 15:12

    Jakaś bardzo pesymistyczna ta wizja. Czy naprawdę – tylko tacy właśnie jesteśmy? Czy nie ma w nas postaw wspomnianej na początku wpisu radości i ufności, pokładanej w Bogu?

    ~Ks. Jacek, 2011-05-18 07:24

    ks Jacku napisałam '' Na pewno brak w nas chrześcijanach pogody, uśmiechu.. '' Nie napisałam, że nie posiadamy tego wcale…
    Zbyt mało w nas jest radości…
    To nie pesymizm … to życie…
    Wystarczy przyjrzeć się ludziom jak się zachowują w autobusie, sklepie, w parku…..a i niejednokrotnie w samym Kościele…
    Czy mamy postawę radosnego Chrześcijanina ?

    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-05-18 07:34

    No to zacznijmy od nas samych! Jeżeli my dwoje będziemy bardziej uśmiechniętymi chrześcijanami, to już będzie jakiś dobry początek! I świadectwo dla innych!

    ~Ks. Jacek, 2011-05-18 07:44

    Jasne, że tak x Jacku
    proszę jak się ładnie do Was uśmiecham 🙂

    W realnym świecie również …. 🙂

    Jak jeszcze dołączy Robert z usmiechem,;) i każdy odwiedzający to miejsce… to dopiero zrobi się radośnie 🙂

    Pozdrawiam
    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-05-18 08:08

    Otóż właśnie! Ja w każdym razie też się już uśmiecham! W końcu gaudium et spes – to po polsku: radość i nadzieja!

    ~Ks. Jacek, 2011-05-18 08:45
    Ja się uśmiecham szeroko 😀

    ~Robert, 2011-05-18 10:10

    x Jacku, i Robercie
    Wasz uśmiech dotarł już do …….. :))

    Gość – A

    ~Gość- A, 2011-05-18 11:15

    A ja myślę, że ludzie którzy prawdziwie wierzą w to, że Pan Bóg jest i jest BARDZO DOBRY mają radość w sercu. Nie zawsze na twarzy, ale w sercu tak.

    ~KB, 2011-05-19 03:29

    Naturalnie! Nie chodzi o jakąś zewnętrzną "wesołkowatość", ale o radość wewnętrzną, najgłębszą… A ona wynika z czystego sumienia i głębokiej wiary!

    ~Ks. Jacek, 2011-05-24 22:19

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.