O trudnej posłudze Biskupa Michała…

O

Szczęść Boże! Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze, Kochani, wypowiedzi na blogu, na które wczoraj w ciągu dnia starałem się odpisywać. Cieszę się ogromnie z tak wielu wspaniałych i głębokich refleksji, jakie odczytuję. Proszę o następne! A na dzisiaj zapraszam do refleksji nad bardzo szczególnie przebiegającą posługą biskupią Błogosławionego Biskupa Michała Kozala.
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie Bł. Biskupa Michała Kozala,
do czytań:  2 Kor 8,1–9;  Mt 5,43–48
Patron dnia dzisiejszego, Michał Kozal, urodził się 25 września 1893 roku, w rodzinie chłopskiej, w Nowym Folwarku pod Krotoszynem. Po ukończeniu szkoły podstawowej, a później gimnazjum w Krotoszynie,wstąpił w 1914 roku do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Ostatni rok studiów odbył w Gnieźnie. Tam też otrzymał święcenia kapłańskie w dniu 23 lutego 1918 roku.
Planował podjąć dalsze studia specjalistyczne, ale po nagłej śmierci ojca musiał zapewnić utrzymanie matce i siostrze. Był wikariuszem w różnych parafiach. Odznaczał się gorliwością w prowadzeniu katechizacji,wiele godzin spędzał w konfesjonale, z radością głosił Słowo Boże, dużo modlił się. Był wyrozumiały, uczynny i miłosierny wobec wiernych.
W uznaniu dla jego gorliwej posługi kapłańskiej i wiedzy, zdobytej dzięki samokształceniu, kardynał August Hlond mianował go w roku 1927 ojcem duchownym Seminarium w Gnieźnie. Okazał się doskonałym przewodnikiem sumień przyszłych kapłanów. Alumni powszechnie uważali go za człowieka świętego. Dwa lata później został powołany na stanowiskorektora seminarium. Obowiązki pełnił do roku 1939, kiedy Pius XI mianował go biskupem pomocniczym diecezji włocławskiej.
Konsekrację biskupią otrzymał 13 sierpnia 1939 roku w katedrze włocławskiej. We wrześniu 1939 roku, po wybuchu II Wojny Światowej,nie opuścił swojej diecezji. Jego nieustraszona, pełna poświęcenia postawa stała się wzorem zarówno dla duchowieństwa, jak i dla ludzi świeckich. Niemcy aresztowali go 7 listopada 1939 roku. Najpierw – wraz z alumnami seminarium i kapłanami – osadzony był w więzieniu we Włocławku, następnie internowany był w klasztorze księży salezjanów w Lądzie nad Wartą, potem więziono go – między innymi – w obozach w Inowrocławiu, Poznaniu, Berlinie, Norymberdze…
Wszędzie ze względu na swoją niezłomną postawę, rozmodlenie i gorliwość kapłańską doznawał szczególnych upokorzeń i prześladowań.Od lipca 1941 roku był więźniem obozu w Dachau, gdzie – tak jak inni kapłani – pracował ponad siły. Doświadczał tu wyrafinowanych szykan, jednak nie narzekał, a cieszył się w duchu, że stał się godnym cierpieć dla imienia Jezusowego. Chociaż sam był głodny i nieraz opuszczały go siły,dzielił się swoimi racjami żywnościowymi ze słabszymi od siebie,potrafił oddać ostatni kęs chleba klerykom. Odważnie niósł posługę duchowną chorym i umierającym, a zwłaszcza kapłanom.
W styczniu 1943 roku ciężko zachorował na tyfus. Gdy był już zupełnie wycieńczony, przeniesiono go na osobny rewir. 26 stycznia 1943 roku został uśmiercony zastrzykiem. Umarł w zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym. Mimo prób ocalenia jego ciała przez więźniów, zostało ono spalone w krematorium. Po bohaterskiej śmierci sława świętości biskupa Kozala utrwaliła się wśród duchowieństwa i wiernych, którzy prosili Boga o łaski za jego wstawiennictwem.
Zaraz po wojnie zaczęto zabiegać o Beatyfikację. Błogosławiony Ojciec Święty Jan Paweł II, podczas uroczystej Mszy Świętej zamykającej II Krajowy Kongres Eucharystyczny, w dniu 14 czerwca 1987 roku, w Warszawie, dokonał Beatyfikacji biskupa Michała Kozala.
A my, słuchając dzisiejszych czytań mszalnych, stwierdzić możemy, że życie – i w jakimś sensie także śmierć – dzisiejszego Patrona stanowidoskonały komentarz do odczytanych słów. Oto bowiem Paweł Apostoł chwali wiernych w Macedonii za ich hojność na rzecz ubogich. Hojność ta jest wyrazem prawdziwej miłości. A Jezus w Ewangelii domaga się jeszcze więcej – domaga się miłości nieprzyjaciół.
W tak licznych więzieniach i obozach koncentracyjnych, w których przebywał, Błogosławiony Biskup Michał Kozal miał okazję praktykować tak jedną, jak i drugą miłość: najpierw okazując ją tym, z którymi był więziony, ale także wobec nieprzyjaciół, dla których nigdy nie chciał zemsty, nie chciał rewanżu, których nie potrafił nienawidzić.
Tak po ludzku ujmując sprawę, to można by rzec, że nie nacieszył się on zaszczytami, związanymi w biskupstwem. Jemu przypadł w udziale krzyż, także z tą posługą nierozdzielnie związany. Ale nasz Patron pokazał i potwierdził, że i w tej sytuacji potrafi zachować wielką godność swego kapłańskiego powołania i doskonale wywiązuje się z biskupiej odpowiedzialności za powierzonych sobie kapłanów i lud.Także w tak ekstremalnych warunkach!
Niech on będzie dla nas, Kochani, wzorem i zachętą do tego, abyśmy w każdych warunkach, także tych trudnych, trwali przy Bogu i abyśmy nie tyle zabiegali o uznanie, czy pochwały ze strony ludzi, ilestarali się Bogu podobać – Bogu, który w każdych warunkach widzi wszystko i wynagrodzi naszą wierność i naszą miłość, okazywaną innym, szczególnie nieprzyjaciołom.
W tym kontekście pomyślmy:
  • Czy nie ulegam takiemu przeświadczeniu, że innym łatwiej jest praktykować wiarę, a ja mam ciągle „pod górę”?
  • Czy potrafię zachować chrześcijańską postawę także wtedy, gdy nikt z ludzi tego nie widzi i nie doceni?
  • Czy potrafię dzielić się z innymi i pomagać innym, chociaż sam mam mało i nie jest mi lekko?
A ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.

4 komentarze

  • '' Czy nie ulegam takiemu przeświadczeniu, że innym łatwiej jest praktykować wiarę, a ja mam ciągle „pod górę”?

    Porównywanie siebie z innymi ludźmi, nie jest dobre. Nikt z nas tak naprawdę nie wie, ile otrzymali inni, a ile mysmy otrzymali. ..
    '
    'Czy potrafię zachować chrześcijańską postawę także wtedy, gdy nikt z ludzi tego nie widzi i nie doceni?''

    Bez takiej postawy, bez bezinteresownej troski , nie byłabym – nie będę zbawiona.
    Każdy grzech, zlo moralne, brak umiejetności dzielenia się sobą, swoimi dobrami, jest '' chorobą''..Lekarstwem na to co niejednokrotnie trudne jest – '' chore'' w nas , jest dobroć, ciepło, wyrozumiałość , po prostu miłość. Każdy z nas ma wzrastać w Boga, ale w ukryciu.Nawet gdy ludzie za naszą ofiarność potępią nas w swoim niezrozumieniu… Nawet gdy nasza uczciwość nie zostanie przez nikogo zauważona, a nasze zasługi obrócą się przeciwko nam. Właśnie bezinteresowne czyny, czyjeś pełne poświęcenia zycie może złamać nasz cynizm, naszą pogardę….

    ''Czy potrafię dzielić się z innymi i pomagać innym, chociaż sam mam mało i nie jest mi lekko?''

    Jeśli napiszę, ze potrafię , pomyślicie, ze brak we mnie pokory.
    Moje całe życie, jest dzieleniem się sobą , pomaganiem innym, mimo, ze sama mam niewiele. Nie sztuką jest dzielić się, gdy się we wszystko opływa..Ale tak naprawdę nie chodzi przecież w życiu tylko o dobra materialne, chociaż i one są bardzo ważne.
    Dając siebie, pomagając innym – sama staję się lepsza…

    Pozdrawiam
    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-06-14 08:57

    Na szczęście w historii ludzkości nie brakuje chrześcijańskich postaw godnych naśladowania. To właśnie ich życie, pełne miłości i oddania powinno być dla nas drogowskazem, takim namacalnym. Tylko czy jest? My, współcześni ludzie boimy się cierpienia, biedy. Może dzielimy się z innymi, ale raczej symbolicznie. A jak dajemy komuś dużo to sami musimy mieć ogrom. A czy kochamy nieprzyjaciół? Oj chyba nie. Może potrafimy przebaczyć, ale czy zapomnieć krzywdy?
    Księdzu Jackowi koniecznie chcę podziękować za odpowiedz na mój komentarz odnośnie modlitwy. Dzięki niej nareszcie został zażegnany lekki spór między mną, a moim mężem, który nie mógł pojąć, że można modlić się też inaczej niż tylko klęcząc.

    Pozdrawiam Urszula

    ~Urszula, 2011-06-14 21:49

  • '' My, współcześni ludzie boimy się cierpienia, biedy. Może dzielimy się z innymi, ale raczej symbolicznie. A jak dajemy komuś dużo to sami musimy mieć ogrom. A czy kochamy nieprzyjaciół? Oj chyba nie. Może potrafimy przebaczyć, ale czy zapomnieć krzywdy? ''

    Jako współczesny Człowiek, napiszę tak :
    To nie tak, że boję się cierpienia …
    cierpienie samo w sobie nie jest złe.
    Przeżyłam w swoim życiu ogrom bólu, a dodam, że jestem odporna na niego.
    Nie boję się samego cierpienia, bo wiem, jaki z niego zrobić użytek…
    Bardziej się obawiam, czy wystarczy mi siły na znoszenie go do końca życia, a z tego co wiem, to nie ma szans na poprawę….

    Daję, nie z tego co mi zbywa, chociaż tak pomysleć, to nie mam czegoś takiego , co bym mogła powiedzieć, ze mam nadmiar…
    Daję to, co posiadam , zostawiając sobie, czasem niewiele, a czasem nic… Dodaję, że nie mam na myśli tylko rzeczy materialnych

    Pewien bardzo mądry kaplan tłumaczył mi, że przebaczyć, to nie znaczy zapomnieć. Pamiętać będzie się urazę, doznaną krzywdę do końca życia , ( chyba, że dopadnie człowieka skleroza 😉 ) ale ważne jest co z tym co powraca do nas zrobimy.. Czy zamienimy te mysli w dobro, czy w zło…

    Pozdrawiam

    Gość – A

    ~Gość A, 2011-06-14 22:03

    Dzięki Gościowi za świadectwo, które potwierdza, że nie można na te sprawy ludzkiej dobroci, ofiarności i przebaczenia patrzeć nazbyt pesymistycznie. Na pewno negatywne zjawiska, pokazane zwłaszcza w wypowiedzi Urszuli, mają miejsce, ale ja z najgłębszym przekonaniem twierdzę, że jest to obraz tylko częściowy. Potwierdzam natomiast stwierdzenie Gościa, że przebaczenie to nie zapomnienie. Przebaczenie to porzucenie pragnienia zemsty, odwetu, odegrania się, to pozostawienie sprawiedliwości Bogu, to modlitwa za tego, kto sprawia przykrość, to danie szansy krzywdzicielowi, aby się nawrócił… Natomiast zapomnienie zależy od stopnia zranienia, od stopnia życia duchowego i zażyłości z Bogiem. Ale nie zależy wprost od naszej chęci lub dobrej woli. Zatem, o ile prawdą jest stwierdzenie, że czas leczy rany, to o tyle, o ile wierzymy, iż to Bóg w czasie leczy rany! Są jednak rany na tyle dotkliwe, że nie da się ich do końca zabliźnić i zapomnieć o złu. Co więcej – o szczególnie groźnym złu nie wolno zapomnieć! Chociażby dlatego, że trzeba się samemu ustrzec przed jego popełnianiem. I jeszcze przestrzegać innych. Nie do końca zgadzam się z Gościem, że to tylko skleroza pozwala zapomnieć… Myślę, że przy jakimś mniejszym złu zapomnienie może przyjść bez konieczności popadania w sklerozę! Dziękuję za piękne wypowiedzi!

    ~Ks. Jacek, 2011-06-15 09:00

  • ks Jacku z tą sklerozą i zapomnieniem , to napisałam tak trochę humorystycznie 😉
    A poważnie, zgadzam się z tym co napisałeś.

    Pozdrawiam
    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-06-15 09:50

    No, ze sklerozą to wcale nie jest tak wesoło! Wiem po sobie! Starość – nie radość!

    ~Ks. Jacek, 2011-06-15 10:19

    A młodość nie wieczność 😉
    ks Jacku.. No co Ty… Ty i starość ?
    Jesteś młodym Człowiekiem
    piszę tak, bo jak mnie pamięć nie myli, to jesteśmy ten sam rocznik 🙂

    Zresztą nieważne ile ma się ma w metryce, ważne , na ile Człowiek jest młody duchem :))

    A skleroza to nie taka zla choroba..
    Codziennie się poznaje nowych ludzi :))
    Tylko, nogi trochę bolą ;D

    Pozdrawiam

    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-06-15 10:29

    Fantastyczne! Gratuluję świetnego humoru!

    ~Ks. Jacek, 2011-06-15 10:39

    A dziękuję bardzo 🙂

    Zawsze do usług 🙂

    Pozdrawiam
    Gość – A

    ~Gość – A, 2011-06-15 10:42

    Dzięki!

    ~Ks. Jacek, 2011-06-15 19:34

  • "My, współcześni ludzie boimy się cierpienia, biedy" – Urszulo, a myślisz, że w wiekach przeszłych to się ludzie nie bali cierpienia ;)? Zapewne mieli go o wiele więcej w doświadczeniach życiowych, zatem okrzepli, ale bali się go. My akurat – mam na myśli Europę i Amerykę Pn. – mamy szczęście żyć w czasach względnego spokoju (nie wspominając o Bałkanach) i w klasyczny sposób marnujemy tę łaskę :/. Niestety.
    Pozdrawiam
    Robert

    ~Robert, 2011-06-15 11:13

    To prawda! Na ból i cierpienie nie ma mocnych. Trzeba się stopniowo uczyć je przeżywać i ofiarować Bogu w intencjach ważnych dla naszego życia. Ale w obliczu cierpienia najczęściej lepiej jest mniej mówić, na pewno nie wymądrzać się, a więcej się modlić – i być przy człowieku cierpiącym.

    ~Ks. Jacek, 2011-06-15 19:32

    '' Ale w obliczu cierpienia najczęściej lepiej jest mniej mówić, na pewno nie wymądrzać się, a więcej się modlić – i być przy człowieku cierpiącym.''

    Owszem , ale to nie tak do końca…
    Nie chodzi o to, by zapalać gromnicę, i odmawiać godzinki zerkając czy Człowiek cierpiący jeszcze oddycha…
    Być przy człowieku cierpiącym , to pozwalać mu normalnie żyć, funkcjonować, na tyle na ile to jest możliwe…
    Nikt nie chce współczucia, litości….

    hmm tak sobie myślę…
    Wiecie co ?
    Dobrze, że jesteście…
    x Jacku Twój blog jest miejscem, w którym czuję Twoją obecność, wiem, ze przy mnie trwasz
    dziękuję Tobie za to 
    I oczwyiście dziękuję Wam, spotykającym się ze mną tutaj…:)

    Pozdrawiam
    Gość – A 

    ~Gość – A, 2011-06-15 22:28

    Właśnie o takie bycie przy człowieku cierpiącym mi chodziło! Ale miałem też ma myśli sytuację, w której przy człowieku umierającym siada ktoś, kto nagle zalewa go potokiem słów, pocieszając go tanimi banałami, czym tylko męczy chorego i denerwuje, zamiast w ciszy pomodlić się za niego i wspierać swoją obecnością.
    Bardzo gorąco dziękuję za tę część wpisu, która się zaczyna od "hmm"!

    ~Ks. Jacek, 2011-06-18 10:29

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.