Jak się ubrać na ucztę?

J

Szczęść Boże! Dzisiaj już szybciej uda się zamieścić wpis – póki co, technika nie „szwankuje”… 
      Bardzo serdecznie dziękuję za życzenia imieninowe – zarówno te na blogu, jak i te docierające do mnie wszystkimi innymi drogami.  Wszystkie je odwzajemniam swoją życzliwością, wyrażającą się poprzez osobistą modlitwę oraz Mszę Świętą, jaką w tych dniach będę sprawował w intencji wszystkich osób mi Bliskich! Raz jeszcze – bardzo dziękuję!
      A dzisiaj zapraszam do refleksji nad tym, jak to się trzeba przygotować na ucztę…
                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Czwartek 20 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Sdz 11,29–39a;  Mt 22,1–14
W Izraelu znany był zwyczaj powiadamiania zaproszonych gości o tym, że przygotowania do uczty zostały zakończone i gospodarz oczekuje ich przybycia. Zatem, w opis zwyczajowego zachowania, obowiązującego wśród Żydów i znanego powszechnie, Jezus wpisuje treści głębsze, które chce przekazać swoim słuchaczom.
Tak więc, w uczcie, która w dzisiejszej przypowieści się pojawia, odczytujemy zapowiedź uczty mesjańskiej, a więc wiecznego szczęścia w Niebie. Do tegoż właśnie wiecznego ucztowania Bóg zapraszał wielokrotnie swój Naród przez Proroków, ale zaproszenie to zostało w większości zlekceważone, a Prorocy potraktowani tak, jak owi słudzy, zapraszający w imieniu swego pana. Zatem Jezus zaproszenie to ponawia, ale i On zostaje odrzucony przez żydowska elitę społeczną i religijną.
Wobec tego, do zbawienia zostają zaproszeni poganie, a więc ci, których symbolizują owi goście później przybyli na ucztę. To właśnie oni przez Żydów często uważani byli za gorszych, za wykluczonych z uczestnictwa w Królestwie. A tymczasem Jezus właśnie ich wybiera.
Ale – uwaga! Okazuje się, że gospodarz uczty wychodząc, aby przyjrzeć się zaproszonym, spostrzega człowieka źle ubranego – nie mającego stroju weselnego. I wyrzuca go bezceremonialnie za drzwi! Z naszego punktu widzenia takie postępowanie wydaje się co najmniej nielogiczne, już nie mówiąc nawet o tym, że niegrzeczne. To po to się kogoś zaprasza na ucztę, wręcz nalega się, aby przyszedł, ściągając go gdzieś z dróg i opłotków, aby potem go tak zwyczajnie wyrzucić?
Oczywiście, nie bierzemy tu pod uwagę ludzkich konwenansów, tylko prawdę, którą chce nam przekazać Jezus. A ta jest oczywista: zaproszenie do zbawienia, skierowane przez Boga – to jeszcze nie wszystko! Usłyszeć to zaproszenie, a więc dowiedzieć się o Jezusie – to jeszcze nie wszystko! Trzeba jeszcze w Niego uwierzyć i przez właściwą postawę, osobiste zaangażowanie – odpowiedzieć na to zaproszenie. A zatem – niejako przywdziać odpowiedni strój, odpowiednio przygotować się do tej uroczystości! Odpowiednio – a więc roztropnie.
Jeżeli trzymać się porównania do stroju, to możemy powiedzieć, że zawsze winien być on dobrze dopasowany, porządnie skrojony, elegancki, czysty… Gdyby ktoś założył strój za duży, albo usiłowałby wcisnąć na siebie za mały; gdyby przyszedł w stroju znoszonym, brudnym, zniszczonym – to gospodarz uczty mógłby się poczuć zlekceważony! A i samemu noszącemu go byłoby niewygodnie, stałby się też przedmiotem drwin otoczenia.
Tak i nasza odpowiedź na zaproszenie, skierowana przez Jezusa, winna być niejako odpowiednio „skrojona” – winna odpowiadać naszym warunkom życiowym, naszym możliwościom, okolicznościom, talentom… Mówiąc krótko raz jeszcze – winna być roztropna, nie może zatem nikomu szkodzić, nie może nam samym szkodzić, nie może niczego niweczyć ani niszczyć.
Bardzo mocno zwraca na to uwagę pierwsze czytanie, w którym mowa jest o nierozumnym ślubie, złożonym Bogu przez Jeftego. Jak usłyszeliśmy, obiecał on Bogu, że złoży w ofierze tego człowieka, który wyjdzie mu na spotkanie, gdy będzie wracał po zwycięstwie nad Amonitami. Co prawda, składanie w tym czasie różnym bóstwom ofiar z ludzi nie było czymś rzadkim, jednak Prawo Mojżeszowe bardzo surowo tego zabraniało.
I oto – mówiąc tak po ludzku – „pech chciał”, że na spotkanie Jeftego jako pierwsza wyszła jego jedyna córka… Niestety, z ogromnym bólem, ale musiał spełnić ślub złożony Bogu. W ten sposób, radość zwycięstwa zmieniła się w wielki dramat! I to z winy samego Jeftego! Okazuje się bowiem, że obiecując cokolwiek Bogu trzeba się kierować roztropnością i miłością bliźniego. Naprawdę, ten strój na ucztę, o którym tu dzisiaj mówimy, musi być odpowiednio skrojony i dobrany!
I właśnie ten strój, a więc mądre i roztropne życie, będące odpowiedzią na zaproszenie Jezusa – które też jest konieczne i którego nie może zabraknąć – właśnie połączenie jednego z drugim daje gwarancję szczęśliwego ucztowania, a więc zbawienia.
Jeśli idzie o zaproszenie, to możemy być go pewni! Jezus kieruje je do wszystkich, do wszystkich tak samo – nie predestynując jednych, a pomijając drugich. Nie! Zaproszenie jest pewne! Natomiast ze strojem – jak wiemy – naprawdę bywa różnie
W tym duchu pomyślmy:
·        Czy pochopnie nie składam Bogu obietnic, których potem nie staram się w ogóle wypełnić?
·        Czy moja miłość, okazywana Bogu, zawsze idzie w parze z miłością do bliźniego?
·        Czy z jakiegoś powodu nie uważam się za bardziej od innych godnego zbawienia?
Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie!

26 komentarzy

  • "Czy pochopnie nie składam Bogu obietnic, których potem nie staram się w ogóle wypełnić?" – i może Księdza zaskoczę, ale mniej więcej z tego powodu nie jestem zwolennikiem popularnego zwyczaju składania zobowiązań przez dzieci idące do pierwszej komunii świętej.
    A z rzeczy bieżących, chciałbym zwrócic uwagę na rzeczy dziejące się wokół wizyty papieża w Hiszpanii. Chociaż, w zasadzie, szkoda strzępic języka, aby komentowac zachowania takiego jak w poniższym artykule tałatajstwa protestującego przeciw wizycie Benedykta XVI, to akurat w tej informacji klasycznie ujęto (pewnie bezwiednie) alegoryczny charakter zjawiska. Jest tam zdanie, że na widok niesionych przez katolików krzyży protestujący wyciągali prezerwatywy: oto meritum cywilizacyjne generacji PŻP!!! http://wiadomosci.wp.pl/kat,1371,title,Butelkami-w-katolikow-Papiez-to-nazista,wid,13695802,wiadomosc.html

  • Wczoraj Imieniny naszego blogowego Opiekuna – x Jacka :):)_
    Dziś temat o ucztowaniu 🙂

    Ja może trochę odbiegnę od tematu, jaki podał x Jacek, ale tylko trochę 🙂

    Ks. Jacek spytał '' Jak się ubrać na ucztę''

    A ja napiszę o przyjściu do kogoś w gościnę…

    Przychodząc do kogoś w gościnę, przynosimy przede wszystkim samych siebie. Przynosimy wszystko to, czym żyjemy, czym jesteśmy, co mamy najdroższego, najcenniejszego, by się tymi dobrami podzielić z Gospodarzami. To jest właśnie podstawa przychodzenia w gościnę. Dopiero później ma sens przynoszenie prezentów, kwiatów, wygłaszanie uroczystej mowy, wznoszenie toastu. Dopiero wtedy one wyrażają nasze oddanie.
    Przyjmujemy ludzi w gościnę. Przyjąć kogoś, to znaczy zaakceptować go, jego dobro, które stanowi , i co najważniejsze chyba uznać jego wartości za wspólną własność, i w nich uczestniczyć. Dopiero wtedy możemy stół przykryć , pachnącym białym obrusem. Zastawić go wszystkim, co mamy w domu najlepsze, i kwiaty wstawić do wazonu….

    Wiem, że nie chodziło x Jackowi, o '' ziemskie '' ucztowanie….

    A co do pytań x Jacka

    Podobnie jak Robert, nie jestem zwolenniczką składana przyrzeczeń dzieci w dniu Pierwszej Komunii Świętej.

    To samo ma się odnośnie letnich Oaz , i podpisywania Krucjaty Wyzwolenia Człowieka…
    Wiem, że młodzież często podpisuje '' hurtem '' bo inni podpisali.

    '' Czy z jakiegoś powodu nie uważam się za bardziej od innych godnego zbawienia? ''

    Uważam się niejednokrotnie za mniej godną od innych ….

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Co do przyrzeczeń wszystko zależy od atmosfery.Jeśli jest wychowanie z zasadami to takie przyrzeczenie jest potwierdzeniem tego wychowania. i jest czymś wewnętrznym, dziecko odczytuje jako coś swojego a nie coś co jest mu narzucone. Przez wychowanie kształtuje się ten strój na ucztę weselną mcz

  • Trudno raczej mówić, u dzieci sześcio, czy ośmioletnich o odczytywaniu przez nie jako '' coś swojego, a nie coś co jest mu narzucone''

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • a jeśli chodzi o podpisywanie przyrzeczeń krucjatowych też nie jestem zwolennikiem podpisywania na siłę. Tu potrzeba zrozumienia istoty tego dzieła. Nie można tak mówić że ktoś jest mniej godny bo wtedy zaprzeczamy celowi krucjaty Chrystus prowadzi do wolności i w nim tę wolność odkrywamy. mcz

  • '' Tu potrzeba zrozumienia istoty tego dzieła ''
    Tak samo jak potrzeba zrozumienia istoty składania przyrzeń w Dniu Komunii

    Nie mówię, że ktoś jest mniej godny , nie oceniam innych ludzi
    Napisałam o sobie

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • '' tak ale ja tak miałem i mówię to ze swej strony dziś jeszcze bardziej to rozumiejąc ''

    Właśnie
    Dziś to bardziej rozumujesz, niż w dniu składania przyrzeczenia.

    Domownik -A

  • Tak też to zrozumiałem. JA z kolei jestem członkiem tego dzieła z wybory bo sam podjąłem taką decyzje pozdrawiam

  • Nie do końca
    Przygotowując się do Komunii, wiemy, że wszyscy w tym dniu złożymy przyrzeczenie.
    Jeszcze raz powtarzam, że dziecko w takim wieku, nawet jeśli złoży jak Ty to piszesz z wyboru, to nie rozumie do końca tego przyrzeczenia.

    Ja też je składałam..Nikt nade mną z batem nie stał, więc mogę napisać, ze złożyłam je dobrowolnie
    Ale do dziś pamiętam przygotowania do Komunii z katechetką. Nie powiedziała, dzieci , czy chcecie ? tylko, złożycie …. a to różnica, prawda ?

    Domownik – A

  • tak prawda tylko że ja też mówiłem o wychowaniu w domu w którym trzymanie się z dala od tych rzeczy ukazano jako coś co jest lepsze

  • Nie wiem…
    Mam mieszane odczucie do tego co napisałeś.

    W rodzinach gdzie dziecko jest świadkiem nadmiernego spożywania alkoholu, przez chociaż – aż ! jednego z Rodziców,chyba lepiej '' zrozumie'' , że trzymanie się z daleka od tego, jest lepsze, niż dziecko które tak naprawdę się nigdy nie spotkało z takim problemem na codzień.
    Zresztą co do alkoholu
    Samo spożycie, w kulturalny sposób ,przez osoby dorosłe, nie jest niczym złym. I nie widzę nic złego w tym, jesli dziecko zobaczy Mamę, lub Tatę z lampką dobrego wina, czy szampana. Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba umieć nie zatracić swego Człowieczeństwa.

    Nie spożywam alkoholu pod żadną postacią.

    Domownik – A

  • Bardzo dobra dyskusja. Co do alkoholu, to jest on dla ludzi i samo jego spożywanie nie jest grzechem, o ile oprócz przełyku używa się rozumu! Podpisanie przez osobę pełnoletnią jakiegokolwiek zobowiązania w tym względzie jest więc rezygnacją z tego, co wolno – w imię jakiegoś większego dobra, jak wynagrodzenie za czyjeś pijaństwo, albo uproszenie błogosławieństwa rodzinie, lub jeszcze innego. Co się zaś tyczy składania przyrzeczeń przez dzieci pierwszokomunijne, to zwracam uwagę, że dziecko swoim przyrzeczeniem potwierdza tylko to, co i tak wynika z natury rzeczy: osoby niepełnoletnie nie mogą spożywać alkoholu pod żadną postacią – i to nie z powodów religijnych, ale zdrowotnych. W imię prawidłowego rozwoju! Ta przysięga jest więc potwierdzeniem rzeczywistości skądinąd oczywistej! To prawda, że dzisiaj nie jest ona oczywista dla wszystkich. I tu wchodzimy na obszar realizacji tychże przyrzeczeń. Otóż, ja myślę, że ten problem trochę przypomina pytanie o to, czy chrzcić niemowlęta, skoro one nic nie rozumieją. Oczywiście, że chrzcić – o ile odbywa się to w duchu wiary rodziców, którzy ten sakrament będą w dziecku rozwijać. Jeżeli duszpasterz nie ma nadziei na taki rozwój, ma obowiązek Chrzest odłożyć na później, aż dziecko podrośnie i samo poprosi. Podobnie – moim zdaniem – rzecz się ma i ze wspomnianym przyrzeczeniem: jeżeli rodzice zadbają o to, aby dziecko go przestrzegało i w ogóle – jeżeli rodzicom zależy na wszechstronnym prawidłowym rozwoju dziecka, to takie przyrzeczenie może być dla nich tylko pomocą w nauczeniu dziecka właściwej postawy. Bo zawsze będą mogli tłumaczyć dziecku, że przecież przyrzekło samemu Bogu, dlatego teraz nie może postępować tak, jak jego koledzy w szkole i popijać piwo, bo sprawi zawód Panu Jezusowi – i tak dalej… Tak więc myślę – zgadzając się z opinią "mcz" – że to nie problem w samym przyrzeczeniu dziecka, ale w podejściu rodziców do tego faktu. Raz jeszcze podkreślam: dziecko do osiągnięcia pełnoletności i tak nie powinno spożywać alkoholu pod żadną postacią! Pozdrawiam! Ks. Jacek

  • '' Tak więc myślę – zgadzając się z opinią "mcz" – że to nie problem w samym przyrzeczeniu dziecka, ale w podejściu rodziców do tego faktu. Raz jeszcze podkreślam: dziecko do osiągnięcia pełnoletności i tak nie powinno spożywać alkoholu pod żadną postacią ''

    Zgodzę się z Tobą x Jacku, co do spożywania alkoholu , właściwie nie spożywania przez dzieci do uzyskania pełnoletności. Sama jestem Mamą, i próbuję ukierunkować swoje dzieci w dobrym kierunku.

    Oczywiście, że wiele zależy od podejścia Rodziców do sprawy przyrzeczenia złożonego przez dzieci podczas Pierwszej Komunii Świętej.
    Próbowałam tylko pokazać, że niezależnie od tego jak podchodzą do tego Rodzice, dziecko do końca nie jest świadome tego ( w wieku sześciu, lub ośmiu lat ) co tak naprawdę oznacza abstynencja do uzyskania pełnoletności…

    Domownik – A

  • A ja zgadzam się z argumentami Domownika :). Oczywiście każda ze stron ma dobre argumenty za poparciem swojej tezy. Dla mnie najważniejsze jest w składaniu zobowiązań czy przysięgi istota jej rozumienia i moc konsekwencji, kiedy się jej nie dotrzyma. Zbyt dużo już w naszym świecie miedzy ludźmi słów rzucanych na wiatr, deptanie spraw związanych z "honorem" i odpowiedzialnością. A co dopiero o przysięgach miedzy człowiekiem a Bogiem! Czytałem sporo argumentów za owymi przyrzeczeniami dzieci , również te, które przytaczał ks. Jacek – niestety rozumiem te sprawy trochę inaczej. Zgoda, że picie alkoholu jest niewskazane (dzieciom i młodzieży przede wszystkim), ale jeżeli przyrzekac mają ośmiolatki, które jak wspomniała Anna, mają znikome pojęcie o alkoholu i jego złym wpływie, mają zupełnie inną percepcję świata niż dorośli, a problem, będzie ich dotyczył za kilka lat (o, np. – przy bierzmowaniu to znacznie lepszy moment) – to już lepiej aby tego typu zobowiązanie składali rodzice dziecka, że z całych sił bedą starac się przekazac dziecku takie wartości i tak je wychowac, aby alkohol był przez nie odbierany pejoratywnie (chociaż nie wiem czy to nie drastyczna przesada, ale com napisał, napisałem 😉 ). Wiem, że dla znacznej mniejszości dzieci może to miec znaczenie motywujące do wytrwania (na ogół już starszych, gdzie nic nie stoi na przeszkodzie, aby składac zobowiązania wobec Boga indywidualnie), ale dla ogromnej większości jest to kolejny element deprecjacji wartości zobowiązań – niestety. Wydaje mi się, proszę Księdza, że sprawa ma się jednak inaczej niż w przypadku chrztu. Tu odpowiedzialnośc i konsekwencje za wprowadzenie (lub nie) do domu Chrystusa ponoszą rodzice, do nich należy, co jest oczywiste decyzja o swoim dziecku. A w drugim przypadku to nie bardzo świadome problemu dziecko coś obiecuje, coś, co może mu grozic w jakiejś bliżej nie określonej przyszłości i konsekwencje niedotrzymania ponosi samo.
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

  • A tak na marginesie: czy w ów kontekst nie wpisuje się wulgarne, bandyckie zachowanie pijanego gówniarstwa zarówno w Londynie, jak i teraz w Hiszpanii :/?

  • To, czy będę ucztowała z Bogiem zależy tylko ode mnie. Jeżeli do tego dążę, to muszę przyjąć od Niego zaproszenie, potem przywdziać odświętny strój, czyli żyć wg. Jego nauki, a następnie godnie się zachować. Wydaje się to takie proste…

    Wydaje mi się, że przysięga to powinna być osobista i przemyślana decyzja. Małe dzieci nie są do końca świadome przysięgi, jaką składają. Dzieci nawet o przyrzeczeniu zapominają i to nie dlatego, że nie traktują tego poważnie, ale z faktu, że na przykład rodzice nie przypominają im o tym przyrzeczeniu, nie czuwają nad przysięgą dziecka. Może trzeźwość należałoby propagować inaczej. Lepiej by było, gdyby rodzice wychowywali dzieci do trzeźwości własnym przykładem.

    Urszula.

  • '' Lepiej by było, gdyby rodzice wychowywali dzieci do trzeźwości własnym przykładem ''
    Urszulo
    Popieram to, co napisałaś o Rodzicach – własnym przykładzie

    Napisałam już wcześniej, że nie spożywam alkoholu pod żadną postacią.

    Moja abstynencja jest '' wynagrodzeniem, za czyjeś pijaństwo''

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Mnie nigdy do używek nie ciągnęło. Mimo, że nie miałam w domu dobrych wzorców. Mimo, że miałam kryzys wiary – przez część LO nie chodziłam do Kościoła – byłam w stanie odmówić alkoholu.
    Jako szesnastoletnie dziewczę miałam okazję pojechać do Francji, nocowałam u rodziny francuskiej. Koleżanka, u której mieszkałam zaczęła robić drinka sobie i swojemu chłopakowi. Spytała mnie, czy też chcę. Stwierdziłam, ze nie, chociaż nie kierowałam się motywami religijnymi.
    Tak samo odrzucało mnie od papierosów, mimo, że były one wszechobecne w domu. Nigdy nawet nie spróbowałam. Na szczęście mamie udało się rzucić palenie.
    Sissi

  • A może jeżeli dziecko złoży takie przyrzeczenie, zaś rodzice będą uczyć go zachowywania tego przyrzeczenia – to może byłby dobry sposób na wyrobienie w nim na całe życie takiej umiejętności? Co do jednego się wszyscy zgadzamy: niezastąpiona rola rodziców! Ja bym się zgodził nawet na postulat Roberta, żeby to rodzice zamiast dziecka składali to przyrzeczenie. Jeżeli natomiast oni sami nie uznają tej sprawy za ważną i nie pomogą dziecku, to – rzeczywiście – składanie przez dziecko przyrzeczenia nie ma sensu! Ks. Jacek

  • Ciekawa dyskusja. I dobre jest to, że pojawiają się różne opinie na dany temat, wtedy można wspólnie szukać jakiegoś consensus. Myślę, że rzeczywiście duży wpływ ma postawa rodziców, a nawet bym powiedziała kolosalne oddziaływanie. Kiedy sięgam pamięcią do mojego dzieciństwa i momentu, kiedy składałam przyrzeczenie przy okazji Pierwszej Komunii Świętej – trudno jest mi jednoznacznie oszacować w jakiej mierze byłam świadoma tego, co robię. Jednak jednego jestem pewna – jakoś sama z siebie bardzo chciałam podpisać deklaracji o abstynencji do 18 roku życia i myślę, że wynikało to z postawy moich rodziców i tego, że wiele rozmawiali ze mną na ten temat. Tłumaczyli, że spożywanie alkoholu przed pełnoletnością nie jest niczym dobrym, a ja im ufałam, że chcą dla mnie, jak najlepiej. I rzeczywiście wytrwałam w swoim postanowieniu. Do 18 roku życia nie miałam alkoholu w ustach. Teraz jestem studentką i chociaż uważam, że alkohol w rozsądnych ilościach jest dla ludzi, nie podpisałam KWC – to mimo wszystko sporadycznie, przy większych okazjach próbuję alkoholu i nawet na akademickich spotkaniach, gdzie jest wielu studentów, którzy nie oszczędzają "procentów" to bez najmniejszego problemu potrafię powiedzieć: "Dziękuję, nie piję". Ponadto zawsze byłam przeciwna zmuszania ludzi do czegokolwiek, również do podpisywania jakiś deklaracji, ale uważam, że warto nawet te 8 letnie dzieci zachęcać i tłumaczyć im łatwym, przystępnym i dostosowanym do wieku językiem co i jak. 🙂 Pozdrawiam!!! Ps. Myślę, że niektórzy i tak nie dotrzymają złożonej deklaracji, ale ci, którym się uda będzie to duży powód do radości, do radości że dotrzymało się przyrzeczenie złożone w tak wczesnym wieku…

    Bursztynek

  • "Ponadto zawsze byłam przeciwna zmuszania ludzi do czegokolwiek, również do podpisywania jakiś deklaracji, ale uważam, że warto nawet te 8 letnie dzieci zachęcać i tłumaczyć im łatwym, przystępnym i dostosowanym do wieku językiem co i jak. :)" – no własnie.
    Pozdrawiam
    Robert

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.