Bardzo serdecznie pozdrawiam – Szczęść Boże! Świetna dyskusja jest pod wczorajszym rozważaniem. Zachęcam wszystkich do przeczytania poszczególnych wypowiedzi – może ktoś jeszcze coś dopisze w tej sprawie? Ja z całego serca dziękuję tym, którzy stale się wypowiadają, sprawiając w ten sposób, że blog żyje i jest dynamiczny. Dzięki!
A dzisiaj sięgamy w rozważaniu do fundamentów naszej wiary…
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Piątek 20 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań: Rt 1,1.3–6.14b–16.22; Mt 22,34–40
Odpowiadając na pytanie, podchwytliwie – jak zwykle – postawione przez faryzeuszy, Jezus cytuje dwa przepisy starotestamentalne: przepis dotyczący miłości Boga, zapisany w Księdze Powtórzonego Prawa, oraz zapisany w Księdze Kapłańskiej przepis dotyczący miłości bliźniego. Ciekawe, że w żadnym miejscu w Prawie tych dwóch przepisów nie znajdziemy razem – rabini nigdy ich nie łączyli. Jezus połączył je, czyniąc jednocześnie najważniejszymi przykazaniami w całym swoim nauczaniu i główną osią chrześcijaństwa, oraz moralnym i duchowym fundamentem Kościoła.
Poprzez połączenie obu przepisów, chciał Jezus podkreślić ich współzależność, skutkiem której miłość Boga nierozerwalnie łączy się z miłością człowieka, przeto jeżeli ktoś nie kocha Boga, nie może tak naprawdę kochać człowieka – i odwrotnie: kto nie kocha człowieka, nie może w pełni kochać Boga.
Dotykamy dzisiaj, moi Drodzy, przykazań bardzo dobrze nam znanych i często powtarzanych – właściwie w każdym pacierzu… To jednak wcale nie oznacza, że łatwych w realizacji! Bo jeżeli idzie o konkretne przełożenie ich na życie i na postawę, to chyba wszyscy na tej drodze napotykamy trudności.
Oto w pierwszym czytaniu znajdujemy przykład konkretnego zastosowania tegoż przykazania w geście, którego dokonała Rut Moabitka. Noemi, jej teściowa, znalazła się w bardzo trudnym położeniu. Kiedy zmarł jej mąż, a potem synowie, pozostała bez opiekunów i materialnego zabezpieczenia. Tym bardziej, że śmierć zarówno męża, jak i synów, mogła być przez otoczenie uważana za karę Bożą, spowodowaną ich połączeniem się z Moabitkami, a związki z przedstawicielami tego narodu wyraźnie były zakazane przez Prawo.
Noemi znalazła się zatem w położeniu nie do pozazdroszczenia, czego skutkiem było i to, że jedna z jej synowych, Orpa, ucałowawszy ją, odeszła. Jednak druga synowa, Rut, postanowiła pozostać ze swą teściową, mówiąc: Nie nalegaj na mnie, abym opuściła ciebie i abym odeszła od ciebie, gdyż gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem.
Kochani, zobaczmy, że Bóg nawet ze zła jest w stanie wyprowadzić dobro, jeżeli spotka się z taką właśnie postawą człowieka. A tak swoją drogą, to chyba każdy z nas w chwili trudnej, w chwili załamania i rezygnacji, chciałby mieć przy sobie kogoś na tak właśnie bliskiego, ale też i odważnego, kto wbrew wszystkiemu, nawet wbrew naszemu własnemu oporowi, powiedziałby twardo: nie opuszczę cię, zostanę z tobą, pomogę ci! Taki przyjaciel – to skarb bezcenny! A prawdziwych przyjaciół – jak mówi stare przysłowie – poznaje się w biedzie.
I właśnie to przysłowie jest taką „uludowioną” formą przykazania miłości bliźniego. Bo miłość prawdziwa – to nie słowa i deklaracje, choćby najpiękniejsze! Cóż z nich bowiem wynika, jeżeli w trudnej chwili ten zadeklarowany przyjaciel – najczęściej w obawie, aby się nikomu nie narazić i sobie nie zaszkodzić – zostawia nas i nagle, niepostrzeżenie, znika z pola widzenia?… A potem jakoś tak dziwnie unika kontaktu… I wzrok odwraca przy każdym przypadkowym spotkaniu… Ale jak się trafi okazja, to znowu wygłosi perorę na temat swojej miłości do Boga i do całego świata!
Dlatego zanim się kogoś nazwie przyjacielem, zanim się wypowie słowo „miłość” – tak wobec Boga, jak i bliźniego – trzeba się kilka razy porządnie zastanowić, czy oba te słowa mają potwierdzenie w czynach!
W tym kontekście pomyślmy:
· Czy moja miłość jest odważna?
· Czy moja miłość jest konkretna?
· Czy moja miłość jest stała?
Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem… Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Tak nawiązując do wczorajszej dyskusji i otwierając dzisiejszą niekiedy motywem podjęcia wyrzeczeń czy abstynencji jest miłość bliźniego.Żeby nie być gołosłownym kiedyś na imprezie siadłem koło osoby która miała zakaz spożywania alkoholu a gdy nam proponowali moja odmowa była dla tej osoby oparciem aby też powiedzieć nie miłość to słowo które dziś odmienia się na różne sposoby. dla mnie to jest porostu bycie dla drugiego człowieka w gotowości służby pozdrawiam mcz
Bliźni to Człowiek, który czeka na naszą miłość. To Człowiek który potrzebuje naszego uznania, i naszej przyjaźni. To Człowiek , któremu każdego dnia możemy na nowo pomóc dobrym słowem,życzliwym spojrzeniem, serdecznym uściskiem dłoni. Nasz bliźni nie mieszka po tamtej stronie morza, czy poza górami. On jest tutaj, dlaczego tak często szukamy go gdzieś daleko ?
Miłować = troszczyć się o drugiego Człowieka.
Troszcząc się o bliźniego, wyzbywamy się powoli naszej egoistycznej ciasnoty.
Tam gdzie ludzie wspólnie żyją, pracują , mieszkają, tam Człowiek powinien zawsze być w centrum społecznego życia, politycznego i ekonomicznego.
Tworzymy społeczne prawa, otwarte socjalne biura, organizujemy społeczne komitety pomocy. Zapominamy tyko, że to wszystko jest bezcelowe, jeśli za toną akt, nie będzie się czuło ludzkiego serca. Zapominamy o naistotniejszym czynniku , zapominamy o miłości
Miłość – miłowanie czyni nas wolnymi ludźmi. Chyba największą wartością ludzką nie jest wolność, ale miłość. Jesteśmy wolni, kiedy nie jesteśmy spętani egoistycznym '' ja'' . Wolność płynie tylko z miłości.
Dlaczego ludzie wzajemnie się nie miłują , czemu nie trwają w miłości. Dlaczego tak często przychodzi nam to tak trudno.
Zbyt często , łatwo się okłamujemy. Przysięgamy kochać bliźniego, a właściwie kochamy samych siebie, nasze własne EGO.
Wymagamy zbyt wiele od innych.
To nasz bliźni powinien być uprzejmy, podziwiać nas, wręcz nosić nas na rękach. To on powinien nas nosić na rękach, a nawet skoczyć za nami w ogień. To on powinien być zawsze zadowolony, i być wolnym od wszelkich słabości.
Tak naprawdę, to sami nie myślimy ile jesteśmy winni naszym bliźnim. Czym powinniśmy, lub moglibyśmy go obdarzyć. Nie mówmy zbyt pochopnie – Ty mnie nie miłujesz, zanim sami nie spełnimy tego , czym powinniśmy bliźniego obdarzyć.
Każdy Człowiek , by stać się Człowiekiem, potrzebuje miłości i ciepła.
Bóg jest obecny w kazdym Człowieku, który jest nam przychylny, dla którego jesteśmy warci trudu, który z nami idzie, pozostaje kiedy zapada noc. Bóg patrzy na nas życzliwym okiem Człowieka, który nas rozumie. Bóg jest obecny w każdym słowie, które nas podtrzymuje i pociesza. On jest obecny w dłoni połozonej na naszym ramieniu, która dodaje nam odwagi, i wskazuje kierunek, jesli wkroczymy na niewłaściwą drogę.
Miłowanie nie jest ludzkim wynalazkiem.
To Bóg wynalazł miłość
Pozdrawiam
Domownik – A
Dwa razy napisałam ''on powinien nas nosić na rękach,'' -> pomyłka-> przepraszam
Domownik – A
Dzisiaj podczas Mszy Świętej, w kazaniu usłyszałam: "Jak można kochać Pana Boga, którego nie widzimy, jeśli nie jesteśmy wstanie pokochać drugiego człowieka, którego widzimy". I myślę, że coś w tym zdaniu jest. Trudne to prawdy: miłość do Boga, miłość do bliźniego i prawdziwa przyjaźń. I chyba trzeba w tym wszystkim dużej rozwagi, dojrzałości i takiej wewnętrznej świadomości, że nie słowa – a czyny mają znaczenie !!! Ja jakoś zawsze tak mam, że gdy moje kontakty z różnych przyczyn słabną – czy to z Panem Bogiem, czy z bliskimi mi ludźmi – harmonia mojego życia zaczyna być naruszona. Tracę poczucie bezpieczeństwa. A odnosząc się do słów ks. Jacka, myślę że każdy chciałby mieć takiego przyjaciela, który: "wbrew wszystkiemu, nawet wbrew naszemu własnemu oporowi, powiedziałby twardo: nie opuszczę cię, zostanę z tobą, pomogę ci!" Takie słowa dodają ogromnej mocy do walki z problemami i do zmieniania swojego życia na lepsze. W tym momencie przypomniała mi się pewna osoba, na tamten czas bardzo dla mnie bliska, która z jakieś 4 lata temu pomogła mi przejść przez największy kryzys mojego dotychczasowego życia. Rzeczywiście wtedy nie raz słyszałam mimo moich oporów: nie zostawię Cię, nie pozwolę Ci spasować, będę tyle pisał do Ciebie i Cię dręczył aż wyjdziesz na prosto! Naprawdę pomogło 🙂 Dlatego życzę Wam Drodzy Czytelnicy i sobie samej, aby jak najwięcej otaczało nas prawdziwych przyjaciół i życzliwych ludzi oraz abyśmy my potrafili być prawdziwymi przyjaciółmi, którzy z odwagą płynącą z głębi serca powiedzą: Nie opuszczę Cię, będę z Tobą mimo wszystko i na przekór wszystkiemu 🙂
Nasza wiara opiera się na miłości i właśnie z miłości będziemy kiedyś sądzeni. Tak sobie myślę, żeby kochać drugiego, to trzeba najpierw pokochać siebie, bo jeśli Bóg mnie pokochał, więc jak mogę gardzić samą sobą i nic dla siebie nie robić. Powinnam troszczyć się o własny rozwój, realizować swoje powołanie, a w tym wszystkim respektować w odniesieniu do siebie Boże przykazania. Jak będę to czyniła, to będzie we mnie miłość, a jak ona będzie, to będę umiała kochać ludzi, których Bóg stawia na mojej drodze.
Jeszcze jedno – w deklarowaniu miłości musimy strzec się pustosłowia. Kochać, jak to łatwo powiedzieć (przypomniała mi się piosenka Szczepanika). Owszem – łatwo, ale już czynić miłość jest trudno, bo to wymaga pracy, odwagi, czasu. Trzeba być dojrzałym człowiekiem, żeby odkryć i zrozumieć miłość. Ja miłości uczę się całe życie. Przyznam się, że mam trudności z kochaniem wrogów, chociaż aż tak bardzo pamiętliwa nie jestem.
Urszula
Fakt, przepraszam zapomniałam się podpisać. Wpis z 19 sierpnia 2011 roku – Bursztynek, jeśli wystarczy pseudonim 🙂 Pozdrawiam
Bursztynek
Bardzo mądre i bardzo głębokie wszystkie te wpisy. Każdy zawiera w sobie tyle pięknych refleksji, że mógłby być – każdy z osobna – przedmiotem wielu dalszych rozważań. Ale co do zasady, że miłość jest najważniejsza i że ma to być miłość konkretna, "do bólu" konkretna – to się chyba wszyscy zgadzamy i tę właśnie zasadę potraktowałbym jako wspólnym mianownik wszystkich powyższych wpisów. Bardzo za nie dziękuję! Ks. Jacek