Panie, ile razy mam przebaczać?

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Dzisiaj Niedziela – Dzień Pański. Zapraszam do udziału we Mszy Świętej i do głębokiej refleksji nad Bożym Słowem, które dotyka znowu problemu niezwykle ważnego i dotyczącego wszystkich nas bez wyjątku – problemu przebaczenia. 
      A tak na marginesie: dowiedziałem się, że nie działała jakiś czas prywatna poczta na blogu. Prosiłem o pomoc mojego Moderatora i już – z tego, co mówił – jest dobrze. Proszę Was jednak przy tej okazji, żeby jeżeli zauważycie jakiekolwiek usterki techniczne, dotyczące bloga, to od razu informujcie mnie o tym albo smsem na komórkę, albo nawet pisząc na samym blogu. Będziemy wtedy reagować. Zastrzegam przy tym, że opóźnienie w pisaniu odpowiedzi to nie usterka techniczna dotycząca bloga, a bardziej jego Autora, ale na to Moderator nic nie poradzi. Postaram się jednak, aby usterek Autora było jak najmniej. 
      Na przeżywanie Dnia Pańskiego posyłam moje kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek
 24 Niedziela Zwykła, A,
do czytań:  Syr 27,30–28,7;  Rz 14,7–9;  Mt 18,21–35
Jakże trudno jest przebaczyć! Jakże trudno jest pozbyć się z serca pragnienia zemsty, jakże trudno jest nie żywić niechęci do kogoś, kto nam zawinił. A jednak Słowo Boże, którego wysłuchaliśmy, jest jasne i jednoznaczne: trzeba wybaczać, trzeba szukać dróg pojednania.
Argument, jaki przedstawia nam Bóg na potwierdzenie tego wymogu jest właściwie jeden: należy przebaczać ludziom – swoim bliźnim – dlatego, że sami prosimy Boga o przebaczenie naszych grzechów i zawsze takowe otrzymujemy. A przecież wszyscy chyba na tyle realnie patrzymy na swoje życie, że zdajemy sobie dobrze sprawę z tego, iż to przebaczenie naprawdę jest nam potrzebne, bo mamy za co Boga przepraszać.
Zatem, skoro my prosimy Boga o przebaczenie naszych grzechów, a więc nawet z poczucia zwykłej ludzkiej sprawiedliwości winniśmy przebaczać naszym winowajcom. Pomiędzy ludźmi ta sprawa wyglądałaby nieco inaczej: skoro ja dzisiaj przebaczyłem tobie twoje przewinienie wobec mnie, to ty jutro przebaczysz mi, gdyby się przydarzyło – a zapewne się przydarzy – że w jakiś sposób zawinię wobec ciebie. Gdyby takie właśnie wzajemne relacje panowały między ludźmi, to byłoby wręcz idealnie, bo wtedy jedni na drugich nie patrzyliby wrogo, nie nosili w sercu nienawiści i nie wyciągaliby całej góry pretensji przy każdej okazji.
Niestety, z tym wzajemnym przebaczaniem nie jest tak prosto, bo jednak każdy umie liczyć, zwłaszcza, gdy idzie o dopilnowanie swego, dlatego też ludzie szybko wyliczą, że ten drugi o wiele bardziej mi zawinił, niż ja jemu, dlatego nie ma powodu, abym mu wybaczał. Tak zatem sytuacja wcale nie wygląda zbyt prosto i różowo, ale zasada wzajemnego wybaczania powinna być zachowywana i szanowana przez ludzi.
Ta zasada jednak nie ma zastosowania do relacji człowieka do Boga, bowiem człowiek nie ma nic do przebaczenia Panu Bogu. Nawet, jeżeli z pewnych względów, w określonych sytuacjach, odczuwa jakieś pretensje do Boga o takie czy inne Jego rozstrzygnięcie, o taką czy inną Jego decyzję, to nie znaczy, iż to Bóg coś źle zrobił, czy też zawinił wobec człowieka. Bóg jest miłością, w pojęciu i w osobie Boga w ogóle nie ma miejsca na grzech, na zło; coś takiego jest absolutnie sprzeczne z istotą Boga, tego nawet nie można próbować łączyć czy jakoś razem kojarzyć.
Stąd też nie możemy mówić o winie Boga w stosunku do człowieka – Bóg zawsze chce wyłącznie dobra człowieka, zawsze Mu na człowieku zależy. I dlatego kierunek przebaczania może być tylko jeden: skoro Bóg mi wybacza moje grzechy, niewierności i zaniedbania, to moją odpowiedzią może być jedynie przebaczenie tym ludziom, którzy mi zawinili, a którzy są tak samo, jak ja, ukochani przez Boga i o których Bóg tak samo, jak o mnie, się troszczy.
Bo Bóg mówi: Złość i gniew są obrzydliwościami, których pełen jest grzesznik. Tego, który się mści, spotka zemsta od Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci. Odpuść winę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy. Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów? […] Pamiętaj na przykazania i nie miej w nienawiści bliźniego, na przymierze Najwyższego – i daruj obrazę. Takie słowa usłyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czytaniu, z Księgi Syracydesa.
A Jezus w Ewangelii przedstawia historię dwóch ludzi: jednego, który podarował swojemu słudze dziesięć tysięcy talentów, oraz drugiego, który człowiekowi równemu sobie – jeśli idzie o status społeczny – nie chciał podarować stu denarów.
Moi Drodzy! W komentarzach do tego fragmentu Ewangelii podkreśla się ogromną różnicę, ogromną przepaść, jaka istniała pomiędzy sumą dziesięciu tysięcy talentów, a sumą stu denarów. Tych sum właściwie nie dało się porównać, bo pomiędzy nimi zachodziła dysproporcja wręcz niewyobrażalna.
Talent – to w cesarstwie rzymskim jednostka monetarna o równowartości trzydziestu czterech kilogramów złota lub srebra. I właśnie dziesięć tysięcy takich talentów pan podarował słudze. Sługa ów z kolei został poproszony o podarowanie długu w wysokości stu denarów. A denar to w cesarstwie rzymskim, w tamtym czasie, dniówka niewykwalifikowanego robotnika. I właśnie sto takich denarów ów sługa nie chciał podarować w czasie, kiedy jego pan – jemu samemu – podarował dług w wysokości dziesięciu tysięcy talentów.
Kochani, tu w ogóle nie ma żadnego porównania, bo suma stu denarów nie da się – w rzeczy samej – porównać do sumy dziesięciu tysięcy talentów! Swoją drogą – trudno wyobrazić sobie, aby jakikolwiek pan pożyczył swemu słudze tak ogromną sumę. Ale domyślamy się, że Jezus celowo aż tak bardzo mocno wyolbrzymił tę różnicę wartości, aby pokazać taką samą różnicę, jaka zachodzi pomiędzy tym, co my jesteśmy dłużni Bogu, a co nam są dłużni nasi bliźni. A z drugiej strony – jest to też różnica pomiędzy tym, co my jesteśmy w stanie przebaczyć, a tym, co nam przebacza Bóg. Ta różnica jest ogromna, właściwie nawet trudno ją jakoś mierzyć. To jest właśnie ta przepaść między dziesięcioma tysiącami talentów, a sumą stu denarów.
Dlatego to potrzeba z naszej strony postawy przebaczenia. I myślę, że co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Sądzę, że większość z nas tutaj obecnych zgodzi się ze mną, bo przecież wszyscy jesteśmy ludźmi wierzącymi, co potwierdza chociażby ten fakt, że oto jesteśmy tu na Mszy Świętej w taką zwykłą niedzielę, a wielu innych, którzy się także za wierzących uważają, przyjdą dopiero na Pasterkę albo na Rezurekcję.
My jednak jesteśmy dzisiaj, zapewne codziennie zwracamy się do Boga w modlitwie, przyznajemy się do wiary i do przynależności do Kościoła, przeto naukę Jezusa jesteśmy w stanie uznać za ważną dla siebie i chcemy według niej żyć. Także więc z tym dzisiejszym nauczaniem Jezusa z pewnością się zgadzamy.
A jednak przekonujemy się – kiedy przyjdzie co do czego – że wcale to nie jest takie proste i łatwe. Kiedy ktoś nam wyraźnie da się we znaki, kiedy ktoś nam tak totalnie uprzykrzy życie, kiedy ktoś nam tak mocno zrobi na złość, wtedy zazwyczaj nie myślimy o tym, że Bóg nam tak wiele wybaczył, więc i my powinniśmy wybaczać. W takiej sytuacji zwykle gotowi jesteśmy wytoczyć najcięższe działa i walczyć „do upadłego” o swoje.
I nie dlatego, że lekceważymy sobie nauczanie Jezusa. Nie! Po prostu – to nerwy, to cała trudna sytuacja powoduje taką, a nie inną reakcję. Tak możemy to sobie tłumaczyć, bo jest to prawdą. Rodzi się jednak pytanie: Czy na takim tłumaczeniu można poprzestać? Czy wszystko można wytłumaczyć zdenerwowaniem?
I dalej: Czy w takim razie Jezus, nauczając o przebaczeniu, albo też Autor starotestamentalny, mówiący w imieniu Boga – czyż oni wszyscy nie byli w stanie przewidzieć, jak reaguje człowiek na wyrządzoną sobie krzywdę, że będzie zdenerwowany, że może nad sobą nie zapanować? Czy zatem nie postawili wymagań ponad ludzkie siły? Czy domagając się trudnej sztuki przebaczenia, przypadkiem nie tworzą jakiegoś świata baśni, który to świat w żaden sposób nie przystaje do rzeczywistości? Jak to jest w końcu z tym przebaczeniem? Czy ono naprawdę jest możliwe?
A może skończy się to wszystko na tym, że tu, w kościele, na Mszy Świętej, posłuchamy pobożnych nauk, tkliwych rozważań, po czym wrócimy do domu i życie potoczy się swoim torem?
Myślę, że to pogodzenie nauki Jezusa z życiem jest możliwe. To prawda, że Słowo Boże stawia wymagania wysokie. Ale musimy sobie też jasno uświadomić, że Paweł Apostoł nie tylko do Rzymian, ale i do nas wszystkich mówił w drugim czytaniu: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana. Tak, to prawda – żyjemy dla Pana. A z tego naprawdę wypływają bardzo określone konsekwencje.
Nasze życie musi jakoś różnić się od życia tych, którzy do Boga się nie przyznają, albo się nawet przyznają, a żyją jak niewierzący. Sprawdzianem naszej przynależności do Boga i naszej wiary musi być umiejętność godzenia nauki Jezusa z naszym codziennym życiem – z tą najbardziej szarą codziennością. Im bardziej uda nam się te dwie rzeczywistości połączyć, tym mocniejsza jest nasza wiara, tym bardziej autentyczna.
Cóż zatem robić? Jaką postawę przyjąć? Przebaczać? Tak, przebaczać! Jak często? Zawsze, siedemdziesiąt siedem razy – czyli zawsze! Zapomnieć o złu, o przykrości, którą nam ktoś uczynił? O, z tym na pewno nie będzie tak łatwo, bo akurat zapomnienie o jakimś przykrym fakcie nie leży w granicach naszych możliwości. Nawet starając się zapomnieć o jakimś przykrym wydarzeniu, często nie jesteśmy w stanie, bo zbyt mocno zraniło ono nasze serce, bo zbyt wiele cierpienia nas kosztowało.
Zapomnieć zatem można po jakimś czasie, ale ja bym tu zaryzykował stwierdzenie, że zapomnienie o złu nie jest aż tak bardzo potrzebne. Może właśnie należałoby pamiętać o jakimś przykrym incydencie, aby samemu się czegoś podobnego ustrzec i innych przed czymś takim ostrzegać. Kiedy wiem, ile mnie kosztowała przykrości czyjaś złość czy zawiść, może łatwiej sam się powstrzymam przed tym, aby komuś taką samą przykrość sprawić.
Ale przebaczenie – to coś innego, niż zapomnienie. Jeszcze raz podkreślam: zapomnienie nie zależy od nas. My się możemy o to starać, ale ciągle możemy o jakimś fakcie pamiętać. Natomiast przebaczenie zależy od nas.
Przebaczenie to taka postawa człowieka, która polega na tym, że unika on zemsty i wymierzania sprawiedliwości na własną rękę, ale całą sprawę powierza Bogu, który wszystko widzi i sam z pewnością wymierzy sprawiedliwość, uwzględniając dokładnie wszystkie okoliczności, bo przecież wiemy, że przed Bogiem nic się nie da ukryć.
Przebaczenie to taka postawa człowieka, która polega na tym, że nie nosi on w sercu nienawiści do tego, kto go skrzywdził. On może mieć do swego krzywdziciela żal i pretensje – to bardzo zrozumiałe – ale nie żywi w sercu nienawiści do niego, nie życzy mu źle, a nawet jest w stanie pomodlić się za niego! Przynajmniej o jego nawrócenie, o zmianę jego postawy.
Dlatego też mamy prawo okazać temu, kto nas skrzywdził to, że czujemy się pokrzywdzeni. Mamy prawo powiedzieć mu w oczy, że nas to boli. Więcej – powinniśmy nawet to powiedzieć! Mamy prawo nawet mniej życzliwości okazywać, na przykład – mniej się odzywać, mniej żartować z takim człowiekiem, aby pokazać, że coś między nami „nie gra”, coś między nami jest nie tak, jak być powinno.
Nie można udawać, że wszystko jest w porządku, bo wtedy ten, kto nas skrzywdził, łatwo rozgrzeszy się ze swojego zła. A nie wolno mu na to pozwolić! Przeto mamy prawo okazać nasze niezadowolenie, rozczarowanie czy żal. Ale nie mamy prawa przekreślić tego człowieka, potępić go, odrzucić czy znienawidzić. Mamy prawo nawet podnieść na niego głos i bardzo rzeczowo wypowiedzieć słowa krytyki, upomnienia, czy żalu. Ale nie mamy prawa nosić w sercu pragnienia zemsty czy pragnienia tego, aby mu się coś złego stało.
Przebaczenie nie musi oznaczać rzucania się sobie na szyję czy innych zewnętrznych gestów. Przebaczenie także nie oznacza milczenia na widok zła. Przebaczenie wreszcie nie przekreśla dochodzenia sprawiedliwości – nawet przed sądem! Bo przebaczenie – jeszcze raz chciałbym to podkreślić – to nastawienie serca. To takie nastawienie serca, które chce dobra krzywdziciela, ale też nie udaje, że nic się nie stało. Owszem, stało się – i trzeba to naprawić.
Dlatego na słowo: „Przepraszam”, nie powinno się odpowiadać: „Nic się nie stało”; „To nic takiego”. Bardziej należałoby powiedzieć: „Nie rób tego więcej!”; „Pomyśl, zanim coś takiego zrobisz!”.
Zobaczmy, że kiedy Jezus odpuszczał grzechy – na przykład: jawnogrzesznicy – nie powiedział: „Nic się nie stało”. Owszem, powiedział, że jej nie potępia, ale zaraz dodał: Od tej chwili już nie grzesz! I to jest właśnie postawa przebaczenia – ona zawsze jest jakimś krokiem do przodu, jest jakimś programem pracy: tego od tej chwili już nie czyń, ale za to – czyń tamto! Unikaj zła, zacznij czynić dobro. Wyciągnij wnioski ze swego złego postępowania, abyś już nigdy więcej nikogo tak nie skrzywdził, jak mnie skrzywdziłeś.
Kochani, taka postawa przebaczenia jest możliwa do zrealizowania. Nam się może wydaje, że przebaczyć to może albo tylko jakiś wielki Święty, albo ktoś nieskończenie naiwny, kto da sobie wejść na głowę. Być może boimy się przebaczyć, bo wydaje nam się, że będzie tak, jak w naszej polskiej rzeczywistości, że ten, kto kradnie i oszukuje – i tak wyjdzie na swoje, a ten, kogo oszukują – i tak nie dojdzie swego.
W przypadku chrześcijańskiego przebaczenia nie tak się sprawy mają, bo tutaj sam Bóg bierze w opiekę pokrzywdzonego i On sam wynagrodzi krzywdę, i On sam wymierzy sprawiedliwość krzywdzicielowi. Często jeszcze za życia…
A poza tym – jak wspomniałem – przebaczenie nie oznacza zapomnienia tego, co się stało. Nie oznacza też rezygnacji z dochodzenia swoich praw. Oznacza nastawienie serca. I o taką postawę przebaczenia trzeba nam się starać zawsze i w każdej sytuacji. Aż – siedemdziesiąt siedem razy!
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy staram się wyzwalać swoje serce z nienawiści do tego, kto mnie skrzywdził –  czy modlę się za swoich krzywdzicieli?
·        Czy umiem odróżnić potępienie zła od potępienia człowieka?
·        Czy ciągle „na siłę” nie wracam do przykrych wydarzeń ze swego życia, czy ciągle o tym nie mówię, nie rozkładam „na czynniki pierwsze” – a przez to nie staję się zgorzkniały i zrezygnowany?
Pamiętaj na przykazania i nie miej w nienawiści bliźniego, na przymierze Najwyższego – i daruj obrazę!

4 komentarze

  • Dobre pytanie
    ile razy mamy przebaczyć…
    Jesteśmy ludżmi wyrozumiałymi, przebaczającymi, wielkodusznymi dla ''złych'' ludzi , przestępców , dla ludzi ktorzy z premedytacją czynią zło na każdym kroku.
    Jesteśmy również ludźmi bezwględnymi, domagającymi się sprawiedliwości, pełnego wynagrodzenia , zadośćuczynienia w stosunku do ludzi , którzy bezpośrednio nam wyrządzili konkretną krzywdę. Dla tych ludzi nie mamy zazwyczaj litości. Uważamy ich za ludzi wyjętych spod prawa , wobec których jest dozwolony kazdy jeden czyn , bylebyśmy wyrównali naszą doznaną krzywdę.
    Prawda jest taka,że Chrystus myślał, właśnie o tych ludziach gdy powiedział, byśmy się modlili '' … i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom..''

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Tak się zastanawiam, czy opinia o tej naszej bezwzględności wobec tych, którzy nam zawinili nie jest jednak nazbyt surowa i trochę uogólniająca… Wydaje się, że jednak ludzie sobie wybaczają… Może nie zawsze od razu, ale nie brakuje ludzi, których na to stać. Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.