Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, rok liturgiczny zbliża się do końca. 32 Niedziela zwykła – to jedna z ostatnich. Liturgia Słowa tych dni wyczula nas na potrzebę czuwania, przygotowania się na ostateczne spotkanie z Panem, które nastąpi w dniu, który On sam wybierze. Więcej o potrzebie czuwania – w rozważaniu. Zapraszam do refleksji.
A na przeżywanie Dnia Pańskiego, na cały tydzień i na całe Wasze życie – z kapłańskiego serca błogosławię: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
32 Niedziela Zwykła, A,
do czytań: Mdr 6,12–16; 1 Tes 4,13–18; Mt 25,1–13
Jak to jest z tą mądrością, o której mówi pierwsze czytanie? Jest wspaniała i niewiędnąca, ale dostrzegą ją ci, którzy ją miłują, znajdą ją ci, którzy jej będą szukać; żeby ją zdobyć, trzeba i wstać rano, i w nocy czasami nie spać. Ale z drugiej strony – kto dla niej wstaje rano, znajdzie ją u drzwi swoich, a kto dla niej nie śpi, pozbędzie się ludzkich trosk.
Bo oto okazuje się, że ona sama – mądrość – chodzi i szuka tych, którzy są jej godni. A zatem – zdobycie mądrości jest i łatwe, i trudne zarazem. Mądrość Boża jest darem, ale jednocześnie wymaga pracy ze strony człowieka. Jak to jest z tą mądrością? Czym ona sama w sobie jest?
Jest to jakiś dar szczególny, jest to dar Boży, w jakimś sensie oznaczający Bożą łaskę, Bożą pomoc, Boże natchnienie. I można chyba także porównać ową mądrość do skarbu drogocennego, takiego samego, jakim w Ewangelii okazało się być Królestwo Boże. Ono także jest darem, który każdy – ale to naprawdę każdy – może otrzymać, jednak aby to się mogło stać potrzeba, aby człowiek coś z siebie dał, aby się do tego przyczynił. Zostało to obrazowo ukazane w przypowieści o dziesięciu pannach.
Wszystkie one wyszły na spotkanie oblubieńca. Wszystkie bardzo chciały go spotkać. Wszystkie zapewne do tego spotkania dobrze się przygotowywały. Wszystkie również zabrały ze sobą lampy. A więc właściwie nie było większych różnic w wewnętrznym nastawieniu owych panien na spotkanie z oblubieńcem. Rzeczywiście, różnic tych nie było wiele, ani nie było wielkich. Była jedna. Jak się potem okazało – zasadnicza.
Pięć z nich wzięło oliwę do lamp, pięć nie wzięło. Zdawałoby się – drobiazg! Bo rzeczywiście, to był drobiazg. Ale w tym momencie to właśnie on przesądził o wszystkim. Bo tu nie szło o to, że zabrakło oliwy, gdyż tej rzeczywiście można było dokupić i owe zapominalskie panny szybko to uczyniły. Od „wielkiej biedy”, te mądrzejsze mogły im trochę pożyczyć. Tu nie o to jednak chodzi!
Tu zasadniczo chodzi o to, że owe panny, nazwane zresztą w Ewangelii nierozsądnymi, rzeczywiście takimi się okazały. Były po prostu nieprzygotowane. Wyszły na spotkanie oblubieńca, ale zaniedbały dokładnego przygotowania, nie pomyślały o wszystkim, nie dały z siebie wszystkiego, co mogły dać. I oto wielki ich dramat: oblubieniec przeszedł obok nich, a one go nie mogły spotkać, był na wyciągnięcie ręki, a jednak spotkanie z nim okazało się niemożliwe, był tak blisko, ale – niestety – okazał się nieosiągalny.
Czemu tak się dzieje? Czemu Bóg tak dużo wymaga? Czemu droga do spotkania z Bogiem, do osiągnięcia Bożej łaski, Bożej pomocy, nie jest choć trochę łatwiejsza? Takie pytania rodzą się w sercu, ale też trzeba sobie jasno zdać sprawę z tego, że wymagania te nie są nazbyt wielkie. Bo przecież tu nie chodzi o nic innego, jak tylko o to, aby człowiek sam chciał tej Bożej pomocy, aby mu na niej choć trochę zależało, aby nie było tak, że Bóg będzie coś człowiekowi dawał na siłę, czego człowiek nawet nie będzie potrafił docenić.
Trzeba nam bowiem pamiętać, że dary Boże, o których dzisiaj mówimy, są rzeczywiście – darami Boga, a więc czymś wielkim i czymś, co człowiekowi się w żaden sposób nie należy w zamian za jakieś osobiste zasługi. Dary te są zawsze darmo dane człowiekowi przez Boga, dlatego potrzeba, aby człowiek wyraził nimi szczere zainteresowanie, aby ich zapragnął i aby potraktował je jako coś szczególnego, coś niezwykłego.
Bożych darów, Bożej mądrości i łaski nie można bowiem kupić, jej otrzymanie nie funkcjonuje na zasadzie: „płacę i wymagam”. Tutaj niczego nie mogę od Boga wymagać – mogę Go tylko prosić. A Bóg zaprosi mnie wówczas do współpracy. Oczywiście – da mi potrzebną pomoc, ale będzie oczekiwał, że zrobię, co w mojej mocy, aby ją przyjąć. Bóg bowiem nie skąpi swoich darów, ale człowiek – niestety – często ich nie dostrzega, przez co owe Boże dary, Boża łaska, przechodzi obok nas nie zauważona, pominięta.
Kochani, trzeba nam dzisiaj odważnie uświadomić sobie tę prawdę, że wiele darów Bożych po prostu marnujemy. Trzeba nam jasno uświadomić sobie, że wiele Bożej łaski nie zauważamy, albo nie przyjmujemy. Oczekujemy czegoś więcej, albo czegoś innego, przez co nie dostrzegamy, że Bóg przychodzi i chce nam pomóc, chce nas obdarować.
Zobaczmy, w czasie każdej Mszy Świętej czytane jest Boże Słowo. Przecież Go wszyscy słuchamy. Czy jednak je słyszymy? Czy pozostała nam choćby jedna myśl? Naturalnie, to nie jest zarzut skierowany do kogokolwiek, jako że ja sam nieraz uświadamiam sobie, że słuchałem czytania, sam czytałem Ewangelię i zdarza mi się nie pamiętać, o czym czytałem. Przychodzą różne rozkojarzenia i trudności, ale też chyba za mało przykładamy się do tego, aby słuchać uważnie i aby coś dla siebie wziąć z tego odczytanego Słowa. Tam przecież jest tyle wskazań dla nas, tyle dobrych rad, tyle Bożego światła. Jaką myśl weźmiemy dzisiaj dla siebie? Jaka myśl z usłyszanych dzisiaj czytań będzie nam towarzyszyła przez cały tydzień?
A oto następne pytanie – pytanie dotyczące naszego udziału w Komunii Świętej. Kochani, czy obraz, który widzimy w czasie Mszy Świętej – także tej obecnej – obraz kapłana niosącego Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i rozdzielającego Go ludziom, a jednocześnie obraz wielu osób, które znowu jedynie odwrócą głowę, albo ją pochylą, bo nie są przygotowani na przyjęcie Jezusa – czy ten obraz nie przypomina wręcz do złudzenia obrazu z dzisiejszej Ewangelii, kiedy to oblubieniec przyszedł i połowa panien weszła, ale połowa nie mogła wejść na ucztę i drzwi przed nimi zamknięto?
Przed nami na razie nikt tych drzwi nie zamyka, ale nie marnujmy okazji do spotkania z Jezusem. Potrzeba może tylko jednego odważnego kroku do konfesjonału. A może – po prostu – trzeba tę sprawę potraktować jako sprawę naprawdę ważną.
Natomiast konfesjonał to kolejna okazja do tego, aby spotkać Jezusa. Jezusa przebaczającego, Jezusa Miłosiernego. Przechodzimy tak często koło konfesjonału, w którym jest kapłan gotowy nam usłużyć, niemal się ocieramy o ten konfesjonał, wiemy też, że powinniśmy tam podejść. A jednak zwlekamy, przechodzimy obok. Może jutro, może za tydzień, a może na Święta. A może oblubieniec, jak w Ewangelii, przyjdzie w momencie niespodziewanym – i co wówczas? Czy będzie można na Sądzie Bożym powiedzieć, że nie było czasu albo możliwości?
Kiedy indziej znowu zwracamy się do Boga z prośbą o światło w rozwiązywaniu jakiegoś problemu. Każdy z nas ma swoje problemy, często się na nie uskarżamy. Prosimy też Boga, aby nam pomógł je rozwiązać. I Bóg chce nam w tym pomóc. Wystarczy tylko wziąć do ręki Pismo Święte i zacząć czytać, zacząć rozważać, tam zacząć szukać odpowiedzi na swoje pytania. Okaże się, że można je tam odnaleźć.
Czasami też Bóg działa przez drugiego człowieka, który akurat znając naszą sytuację, będzie chciał nam coś doradzić. To naprawdę głos Boży, przemawiający przez tego człowieka. Naturalnie, łatwo rozpoznamy tych, którzy to robią z serca i tych, którzy tylko poszukują sensacji, ale często jest to szczera chęć poradzenia czegoś, szczera chęć pomocy. Najczęściej z taką pomocą spieszą rodzice, doradzając swoim dorastającym lub dorosłym już dzieciom. Dobrze byłoby pomyśleć, że to może jednak Bóg mówi przez nich, a nie skwitować wszystkiego stwierdzeniem: „Nie wtrącajcie się! To nie wasza sprawa!”.
Innym razem znowu Bóg przemawia przez określone wydarzenia. To nie jest przypadek, że pozwolił komuś wyjść z wypadku cało, to nie jest przypadek, że pozwolił komuś pokonać chorobę i nie jest również przypadkiem i to, że Pan Bóg zabrał do siebie kogoś z rodziny. Przez te wszystkie wydarzenia Bóg przemawia.
Jednym daje – może już ostatnią! – szansę nawrócenia, okazując im łaskę zdrowia czy ratunku z choroby. Innym przypomina o Królestwie Bożym poprzez wspomniany już pogrzeb w rodzinie, który – zwłaszcza w przypadku śmierci człowieka młodego – musi prowadzić do pewnej refleksji i postawienia sobie kilku pytań. I dobrze, że wiele osób po czymś takim podejmuje rewizję życia i jego poprawę. Ale wielu – niestety – nawet tę ewidentną szansę daną przez Boga potrafi zlekceważyć. Kolejna łaska Boża przechodzi obok.
Ponadto, bardzo wiele swoich darów Bóg złożył w nas samych. To są wszystkie talenty, jakie mamy, to są wszystkie nasze dobre predyspozycje, to są nasze umiejętności, zdolności. One wszystkie są przejawem wielkiej mądrości Bożej, złożonej w nas, to są ślady tego, że Bóg w nas bardzo dużo zainwestował. Nie możemy tego zmarnować!
Trzeba nam rozwijać talenty od Boga darmo otrzymane. Bo otrzymaliśmy je rzeczywiście darmo, ale na Sądzie Bożym trzeba nam się będzie z nich rozliczyć. Każdy bowiem z nas – naprawdę – jest jakoś przez Boga obdarowany. Jeden takimi talentami, drugi innymi. Każdemu z ludzi Bóg w jakiś sposób okazuje swoją miłość, swoją łaskę. Nie ma nikogo takiego, kto nie otrzymałby nic. Jakże bardzo ważne jest, aby to dostrzec.
Jeżeli bowiem nauczymy się dostrzegać, doceniać i rozwijać w sobie te dary, które teraz otrzymujemy na ziemi, z pewnością będziemy mieli otwarte serce na dar największy, na tę największą Bożą łaskę, jaką jest łaska zmartwychwstania do życia wiecznego, o której Święty Paweł tak dzisiaj mówi do Tesaloniczan, ale i do nas: Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeżeli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim.
Właśnie – wyprowadzi tych, którzy Mu na to pozwolą, którzy tego zapragną i którzy w pełni wykorzystają te Boże dary, jakimi za życia byli przez Boga obdarowywani.
A tych darów jest naprawdę bardzo dużo: w Liturgii Kościoła, w obecności i pomocy innych ludzi, a wreszcie – w nas samych. Jesteśmy zaś obdarowywani nie w szumie wichru, grzmocie piorunów, ale w szarzyźnie naszej pracowitej codzienności. Niech nam Bóg pomoże te dary dostrzec, docenić, rozwinąć i przemienić w konkretne dobro w życiu. Niech nam nie pozwoli zmarnować ani jednej swojej łaski!
W tym kontekście zastanówmy się:
· Jaką myśl z dzisiejszego Słowa Bożego zabiorę w sercu po Mszy Świętej?
· Czy na każdej Mszy Świętej przyjmuję Komunię Świętą – a jeżeli nie, to dlaczego?
· Czy upomnienie, skierowane do mnie przez bliźniego przynajmniej próbuję potraktować jako głos Boży, czy od razu traktuję jako atak na siebie?
Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia, ani godziny!
Królestwem jest wychodzenie, ale nie chodzi o wychodzenie z nerwów, wściekania się , ale o dzielenie się sobą, tak jak czyni to sam Bóg.
Takie dzielenie się , jest z jednej strony otwieraniem drzwi naszych domostw, na innych ludzi, a z drugiej strony wychodząc z swoich podwórek, zauważamy zagrody naszych bliźnich.
Trudne to zadanie, by w codzienności nie gubić celu takich wyjść. Trudno nam się często spotykać z Bogiem. A przecież spotkanie z Bogiem prowadzi każdego z nas do spotkania się z bliżnim, i z samym sobą.
Wychodzimy na spotkania, ale każdy z nas powinien , wręcz musi się na nie porządnie przygotować.
W tych naszym wychodzeniu są potrzebne lapmy, bo często chodzimy w ciemnościach. Nikt z nas nie wie, kiedy osiągnie cel drogi.
Jeśli lampa, to również i oliwa do lampy jest potrzebna, bo nikt z nas nie wie, ile potrwa to wychodzenie. Dobrze wiemy, że lampa bez oliwy nie świeci, a oliwa bez lampy jest bezużyteczna.
Dla każdego z nas wielką niewiadomą jest czas spotkania. Ono przychodzi w odpowiednim dla każdego momencie.Przed Jego przyjściem zostaniemy powiadomieni : Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie. A wtedy wystarczy tylko się podnieść i chwycić w dłonie lampę. Kto będzie przygotowany, zrobi to sprawnie i szybko. W tym momencie nie będzie czasu na pożyczanie, bo będzie mozna wlać tylko z tego, co ze sobą przynieśliśmy. A tego , będzie tylko na jedną lampę.
Wszyscy gotowi wejdą z Oblubieńcem na weselną ucztę. Właśnie dlatego, by nie dopadło nas nieszczęście zastania zamkniętych drzwi, musimy czuwać, bo nie znamy dnia ani godziny.
A co do Twoich księże Jacku pytań , odpowiem krótko
1) Obawiam, że się , że żadnej
2) Nie , powód ? zachowam dla siebie
3) Różnie z tym bywa. Zależy kto upomina.
Pozdrawiam
Domownik – A
Dzięki za komentarz! Zobaczmy, jak wielorako można rozumieć ten sam tekst Pisma Świętego. A co do pytań, jakie zamieszczam na końcu, to nie oczekuję, że będziecie tutaj na nie odpowiadali. Oczywiście, jeśli ktoś chce, to proszę bardzo, ale to jest sprawa sumienia każdej i każdego z Was, Kochani! Serdecznie pozdrawiam! Ks. Jacek
'' A co do pytań, jakie zamieszczam na końcu, to nie oczekuję, że będziecie tutaj na nie odpowiadali. Oczywiście, jeśli ktoś chce, to proszę bardzo, ale to jest sprawa sumienia każdej i każdego z Was''
Myślę, że nie tylko ja, ale każdy kto tutaj zagląda, czyta, i odpowiada , ma tego 100% świadomość.
Domownik – A
Odnosząc się do dzisiejszej ewangelii to tak sobie kontempluję, że roztropność przestaje być mocną stroną wielu ludzi.Coraz bardziej liczy się tylko to, co tu i teraz a potem ''jakoś to będzie''. Rozczarowanie może być duże, ale o tym nie ma czasu myśleć.
Pozdrawiam
Urszula
Zgadzam się z opinią Urszuli. Ale to może właśnie dlatego potrzeba przykładu ze strony nas, którzy jeszcze nie straciliśmy głowy i zdrowego rozsądku!
Co do wypowiedzi Domownika, to raczej mam świadomość, że wszyscy podobnie myślą, ale wolałem – tak dla wszelkiej pewności – uściślić sprawę. Pozdrawiam! Ks. Jacek