Nabierzcie ducha i podnieście głowy!

N

Szczęść Boże! Kochani, dzisiejsze wspomnienie liturgiczne to swoista kontynuacja naszych wczorajszych refleksji, także tych, które odnajdujemy w świetnych wypowiedziach Roberta i Francesco. To dobrze, że pokazują nam Oni, jak sytuację Kościoła na przestrzeni wieków mądrze odnosić do naszej aktualnej polskiej rzeczywistości… W tym wszystkim nie wolno nam jednak tracić nadziei i jasnego spojrzenia!
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Męczenników:
Andrzeja Dung–Lac i Towarzyszy,
do czytań:  Dn 6,12–28;  Łk 21,20–28
Pierwsi misjonarze, którzy przynieśli wiarę chrześcijańską do Wietnamu, przybyli tam w XVI wieku. Przez kolejne trzy stulecia chrześcijanie byli prześladowani za swoją wiarę. Wielu z nich poniosło śmierć męczeńską, zwłaszcza podczas panowania cesarza Minh–Manga w latach 1820–1840. Zginęło wtedy od stu do trzystu tysięcy wierzących.
Stu siedemnastu Męczenników z lat 1745–1862 Jan Paweł II kanonizował w Rzymie 18 czerwca 1988 roku. Ich beatyfikacje odbywały się w pierwszej połowie XX wieku. Wśród kanonizowanych znalazło się dziewięćdziesięciu sześciu Wietnamczyków, jedenastu Hiszpanów i dziesięciu Francuzów. Było to ośmiu biskupów i pięćdziesięciu kapłanów, pozostali zaś to ludzie świeccy, w tym jedna kobieta – Agnieszka, matka sześciorga dzieci.
Andrzej Dung–Lac, który reprezentuje wietnamskich Męczenników, urodził się około 1795 roku, w biednej, pogańskiej rodzinie na północy Wietnamu. W wieku lat dwunastu wraz z rodzicami, którzy wtedy poszukiwali pracy, przeniósł się do Hanoi. Tam spotkał katechetę, który zapewnił mu jedzenie i schronienie. Przez trzy lata uczył się od niego chrześcijańskiej wiary. Wkrótce przyjął Chrzest i imię Andrzej. Nauczywszy się jezyka chińskiego i łaciny, sam został katechetą. Został wysłany także na studia teologiczne. 15 marca 1823 roku przyjął święcenia kapłańskie.
Jako kapłan w parafii Ke–Dam nieustannie głosił Słowo Boże. Często pościł, wiele czasu poświęcał na modlitwę. Dzięki jego przykładowi wielu tamtejszych mieszkańców przyjęło Chrzest. W 1835 roku Andrzej Dung został aresztowany po raz pierwszy. Dzięki pieniądzom, zebranym przez jego parafian, został uwolniony. Żeby uniknąć prześladowań, zmienił swoje imię na Andrzej Lac i przeniósł się do innej prefektury, by tam kontynuować swą pracę misyjną.
10 listopada 1839 roku ponownie go aresztowano, tym razem wspólne z innym kapłanem, Piotrem Thi, którego odwiedził, by się u niego wyspowiadać. Obaj ponownie zostali zwolnieni z aresztu – po wpłaceniu odpowiedniej kwoty. Okres wolności nie potrwał jednak długo. Po raz trzeci aresztowano ich po kilkunastu zaledwie dniach. Trafili wówczas do Hanoi. Tam przeszli niezwykłe tortury. Obaj zostali ścięci mieczem 21 grudnia 1839 roku.
            A oto jak ten straszny czas prześladowań opisuje jeden z Towarzyszy Andrzeja, Święty Paweł Le–Bao–Tinh, w liście do alumnów Seminarium Ke–Vinh, wysłanym w roku 1843: „Ja, Paweł, uwięziony dla imienia Chrystusa, chcę wam opisać moje cierpienia, w których codziennie jestem pogrążony, abyście zapaleni miłością do Boga, oddawali Mu ze mną chwałę, bo na wieki Jego miłosierdzie.
To więzienie jest prawdziwym obrazem wiecznego piekła: do okrutnych udręczeń wszelkiego rodzaju, jak pęta, żelazne łańcuchy i kajdany, dołącza się nienawiść, mściwość, obelgi, słowa nieprzyzwoite, przesłuchania, złe czyny, fałszywe przysięgi, przekleństwa, wreszcie trwoga i smutek. Bóg, który niegdyś wybawił trzech młodzieńców z pieca ognistego, zawsze jest przy mnie, uwolnił mnie od tych utrapień i zmienił je w słodycz, bo na wieki Jego miłosierdzie.
Pośród tych cierpień, które innych zwykle przerażają, z łaski Bożej napełniony jestem radością i weselem, ponieważ nie jestem sam, lecz z Chrystusem. Sam nasz Mistrz dźwiga cały ciężar krzyża, a na mnie nakłada najmniejszą i ostatnią część. Jest On nie tylko widzem mojej walki, lecz sam walczy i zwycięża – i całą walkę doprowadza do końca. Dlatego na Jego głowie spoczywa wieniec zwycięstwa, a w Jego chwale uczestniczą także Jego członki.
Jak zniosę to widowisko, oglądając codziennie władców, mandarynów oraz ich siepaczy znieważających święte imię Twoje – Panie, który siedzisz nad Cherubinami i Serafinami? Oto Krzyż Twój jest deptany stopami pogan! Gdzie jest Twoja chwała? Widząc to wszystko, zapalony miłością ku Tobie, wolę – po obcięciu członków – umrzeć na świadectwo Twojej miłości. Okaż, Panie, swoją potęgę, zachowaj mnie i podtrzymaj, aby moc ukazała się w mojej słabości i wsławiła się wobec pogan, aby Twoi nieprzyjaciele nie mogli w pysze podnosić swojej głowy, gdybym się zachwiał w drodze.
Najdrożsi bracia, słysząc to wszystko, z radością składajcie dzięki Bogu, od którego pochodzą wszelkie dobra, błogosławcie ze mną Pana, bo na wieki Jego miłosierdzie. Niech uwielbia dusza moja Pana i niech się raduje duch mój w moim Bogu, bo wejrzał na pokorę swojego sługi. […] Przez moje usta i mój rozum zawstydził filozofów, którzy są uczniami mędrców tego świata, bo na wieki Jego miłosierdzie.
Piszę wam to wszystko, aby zjednoczyła się wiara wasza i moja. Wśród tej burzy aż przy tronie Bożym zarzucam kotwicę, żywą nadzieję, która jest w moim sercu. Wy zaś, najdrożsi bracia, tak biegnijcie, abyście osiągnęli wieniec; włóżcie pancerz wiary i chwyćcie oręż Chrystusa zaczepny i obronny – jak uczył święty Paweł, mój Patron. Lepiej wam z jednym okiem lub bez członków wejść do życia, niż z wszystkimi członkami być odrzuconymi.
Pomóżcie mi waszymi modlitwami, abym mógł walczyć według prawa – i to toczyć dobry bój aż do końca, abym szczęśliwie ukończył mój bieg! Jeżeli już się nie zobaczymy w tym życiu, w przyszłym świecie będziemy szczęśliwi, gdy stojąc przy tronie niepokalanego Baranka, jednogłośnie będziemy śpiewali Jego chwałę, radując się zwycięstwem na wieki.” Tyle ze świadectwa jednego ze wspominanych dzisiaj Męczenników.
A my, słuchając Słowa Bożego, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, w czytaniu z Księgi Daniela otrzymujemy świadectwo wielkiej mocy Boga, który swego sługę, wiernego Bożemu Prawu, uwalnia nawet z jaskini wygłodniałych lwów. Dość drastyczny i brutalny opis śmierci oskarżycieli Daniela – być może trochę przerysowany – miał na celu pokazać, z jak wielkiej opresji Bóg wyratował swego sługę.
Z kolei Ewangelia zapowiada nadejście dni ostatecznych, które okażą się czasem sądu i rozliczenia. Będzie to czas pomsty Bożej, ludzie więc mdleć będą ze strachu i z miast w góry będą uciekać. A jednak do swoich uczniów i wiernych sobie Jezus mówi z całą mocą: Gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie! Tak, bo z tych wszystkich opresji i zagrożeń Pan wybawi tych, którzy są Mu wierni. Chociaż może na zewnątrz, w tym ludzkim odbiorze, wydawać by się mogło, że doznają oni zła i nieszczęścia – podobnie, jak Daniel w jaskini lwów, podobnie jak Męczennicy Wietnamscy …
Pan zawsze ratuje człowieka wiernego sobie – ratuje go z każdej opresji. To bardzo ważne wskazanie dla nas, którzy ciągle uskarżamy się na takie, czy inne przeciwności. Wszystkie one, Kochani, mają być naszą drogą do zbawienia!
Oczywiście, to nie jest takie proste, bo jeżeli ktoś przychodzi do domu z pracy czy z kościoła – i ma tam na „dzień dobry” piekło: kłótnie, pijaństwo, czy inne wątpliwe „atrakcje”, to nie przyjmie z entuzjazmem stwierdzenia, że te jego udręki są dla niego drogą do Nieba. To prawda. A jednak trzeba nam w Bogu szukać nadziei i tylko do Niego zwracać się ze wszystkimi problemami! Tak – ze wszystkimi! I zawsze!
Obraz Daniela, wyratowanego z jaskini lwów, to nie jest tylko taki piękna poetycka metafora. To wyraźny sygnał od Pana, że nie ma takiej opresji, takiego problemu, takiego nieszczęścia, z którego Bóg nie wyprowadziłby człowieka. Ale tego człowieka, który Mu bezgranicznie, na sto procent ufa! Tak jak Męczennicy Wietnamscy
W tym kontekście zastanówmy się:
·        Czy w chwili bolesnego doświadczenia od razu zwracam się do Pana, czy najpierw przeklinam świat i ludzi?
·        Ile jest we mnie cierpliwości w znoszeniu takich doświadczeń?
·        Czy dyskretnie i szczerze pomagam innym w znoszeniu ich nieszczęść – i czy sam potrafię przyjąć pomoc?
Nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie!

3 komentarze

  • Tak wielka wiara, w tak młodym Chrześcijaństwem środowisku.
    Misjonarze europejscy jeździli kiedyś, jeżdżą też jeszcze i teraz, ale chyba w mniejszej liczbie, na misje, do tzw. dalekich krajów. Słyszy się czasem, że Ameryka Południowa, czy Afryka mogą być przyszłością Kościoła. Czy zaczną kiedyś ewangelizować ,,starą” Europę?
    Mimo bardzo wielu problemów, życie w tamtych krajach jest chyba jednak prostsze.
    Co zamyka człowieka na Boga, a co na Niego otwiera? Bóg mówi do każdego, ale nie każdy, jak mówiono wczoraj na Jasnej Górze, chce słuchać.
    Wielu słucha. Słucha i tyle.
    Tylko część, chce posłuchać Boga. Przyjąć jego słowo i żyć nim.
    Czy im więcej ludzie mają, tym ,,słuch” na Boże sprawy jest gorszy?
    Co do jednostek, to może się nie sprawdzać, ale, czy odnośnie dużych społeczności takiej zależności nie będzie, albo przynajmniej, czy nie będzie takiej tendencji?
    Czy nie można pogodzić Być i mieć?

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.