Gdyby… – to by…

G

Szczęść Boże! Ja wiem, Kochani, że tak dziwacznego tytułu, jak ten powyżej, chyba jeszcze na tym blogu nie było. Ale wszystko wyjaśni się w rozważaniu…
Dobrego i pożytecznego Adwentu!
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Piątek 2 tygodnia Adwentu,
do czytań:  Iz 48,17–19;  Mt 11,16–19
Gdyby Izrael zachowywał przykazania Boże, nie zostałby odrzucony… Gdyby ludzie zachowywali słowa Jana Chrzciciela, zachowaliby też słowa Jezusa… Gdyby, gdyby… Właśnie! I dlatego Izajasz w imieniu Boga mówi z pewnym wyrzutem: O, gdybyś zważał na me przykazania, stałby się twój pokój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale. I właściwie, Kochani, całe to czytanie utrzymane jest w trybie przypuszczającym: byłoby tak, gdyby było coś, a znowu byłoby tak, gdyby stało się tak… A jednak tak się nie stało – Izrael nie zachował Bożych przykazań i to doprowadziło do trudnych wydarzeń i bolesnych doświadczeń.
I podobnie mówi Jezus w Ewangelii: ludzie zamknięci na Boga zawsze znajdą argument, żeby się od Niego odwrócić! Zawsze! Tu nie ma mocnych! Na zamknięte, zablokowane serce nie ma sposobu!
Kiedy bowiem przyszedł surowy i ascetyczny Jan Chrzciciel, to okrzyknięty został wariatem, dziwakiem… Dzisiaj nazwano by go pewnie moherem! W każdym razie – ocena jego postępowania była jednoznaczna i dosadna: Zły duch go opętał. No więc przyszedł Jezus, którego życie – w tym zewnętrznym odbiorze – niczym nie różniło się od życia ludzi: zachowywał się tak samo, jak otaczający go ludzie, spotykał się z nimi, rozmawiał, dawał się zapraszać na przyjęcia, wesela, obiady… Ale to też niedobrze, bo tym razem okazało się, że to żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników… I cóż na to wszystko poradzić?
            Nic się nie da poradzić – żeby to jeszcze raz mocno powtórzyć – na zamknięte serce człowieka. Nic się nie da poradzić! Kochani, w naszym kontakcie z Bogiem i na odcinku naszego życia duchowego jest taka przestrzeń, którą moglibyśmy określić jako przestrzeń swoistego „gdyby”… Mam tu na myśli tę przestrzeń, którą my sami musimy zagospodarować i nikt nas w tym nie może wyręczyć. Nawet Bóg! A tak konkretnie o co chodzi?
O to, że Bóg chce naszego zbawienia i chce naszego dobra – gdyby tylko człowiek chciał je przyjąć… Niestety, często sobie z tego nie zdajemy sprawy i to właśnie Boga oskarżamy o przeróżne doświadczenia, niepowodzenia i trudności, a przecież nieraz by do nich nie doszło, gdyby właśnie z naszej strony było inne nastawienie. I to właściwie nawet począwszy od sprawy życia i śmierci.
Niejednokrotnie bowiem na nagrobkach widnieje napis: „Bóg tak chciał”. A tymczasem mój przyjaciel, Ksiądz Łukasz Burchard, stwierdza bardzo mocno i jednoznacznie, iż jest to największa herezja, jaką sobie można wyobrazić. Bo Bóg nie chciał śmierci – i nie dla śmierci stworzył człowieka! I śmierci nie byłoby – gdyby nie nieposłuszeństwo człowieka. To jeśli idzie o ten wymiar podstawowy.
A przecież jest tyle sytuacji szczegółowych, kiedy to mamy na przykład żal do Boga, dlaczego zginął w wypadku młody człowiek. Tylko, że jakoś tak nikt nie dopowie, że on by nie zginął, gdyby nie szarżował na ulicy, albo nie jechał na „podwójnym gazie”… Albo znowu mamy żal do Boga, że nam się w rodzinie nie układa, bo kłótnie, bo problemy takie czy inne… Ale jakoś tak nie dopowiemy, że wcale tak by nie było, gdyby mąż rzadziej zaglądał do kieliszka, a cała rodzina – gdyby się więcej i częściej modliła, systematycznie uczestnicząc we Mszy Świętej i przyjmując Komunię Świętą.
I tak, Kochani, można by mnożyć i mnożyć te sytuacje i konteksty, w których gdyby ludzie postępowali tak, jak od nich Bóg oczekuje, to byłoby zupełnie inaczej, niż jest. Ale przecież najprościej wszystko zrzucić na Boga i powiedzieć, że to On się uwziął, że to On się mści, że się na biednym człowieku odgrywa… To prawda, że sytuacja sytuacji nierówna i nie można generalizować, wszystkich wrzucając do przysłowiowego „jednego worka”. Ale prawdą też jest, że od nas dużo zależy. Od tego naszego „gdyby”… Może warto o tym pomyśleć w Adwencie?…
I już teraz, w tym właśnie kontekście, zastanówmy się:
·        Czy nie za szybko i nie nazbyt łatwo oskarżam Boga o różne trudne doświadczenia?
·        Czy mam świadomość, jak dużo ode mnie zależy w moich relacjach z Bogiem?
·        Czy w swoich relacjach z Bogiem i drugim człowiekiem – nie zachowuję się nieraz jak rozkapryszone dziecko?
A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny!

13 komentarzy

  • nigdy nie postrzegałam trudności jako kary od Boga, więc Go nie oskarżałam, za to bardzo czesto dziękuję Mu za swoje życie, nawet za te ciężkie chwile, bo dzięki nim dane mi było poznać ogrom Miłości i Miłosierdzia,
    co do drugiego pytania to mam tą świadomość…wcale nie jest taka prosta sprawa, nie można zwalić winy na nikogo, Bóg daje siebie nam całego ale szanuje naszą indywidualność i wolną wolę, czy sprawia mu przyjemność, że ktoś ma kłopoty, ktoś się męczy? nie sądzę…czasem wystarczą słowa "pomóż Boże", ale muszą paść, musi być sygnał z naszej stronu,że zgadzamy się na ingerencję Najwyższego,
    a trzecie pytanie…no pewnie,że się czasem tak zachowuję, na złość tacie odmrożę sobie uszy, ale taka refleksja przychodzi dopiero po, przeważnie przy rachunku sumienia, gdy zastanawiam się dlaczego coś zrobiłam i nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia

    Ania

  • Bardzo dziękuję za ten tekst. Dopiero co pisałem komuś w kontekście woli Bożej i dopustu Bożego, że wiele nie napiszę i jak zawsze odsyłałem do Osoby duchownej. A tu temat tak bardzo bliski.
    Temat jest ważny również z tej strony, że czasem bywa tak, że ktoś zgadza się na wszystko, traktując to jako wolę Bożą. Może być wtedy problem z reakcją na zło, z wspominanym niedawno upominaniem, bo to przecież, jak myśli wola Boża.
    Myślę, że właśnie tylko dopust Boży. Nie ma u Pana Boga ręcznego sterowania. Może być takie sterowanie, ale na naszą prośbę i wtedy, gdy ono przybliża nas do Boga. Takie uczyń serca nasze według serca Twego, Panie Boże.
    Albo, Panie Boże prowadź.
    Gdyby tak zawsze i każdy…

  • '' Gdyby… – to by… ''

    No to dzisiaj pogdybamy 🙂

    W naszej codzienności często spotykamy ludzi którym ani to, ani tamto nie pasuje. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli, nie zrobili, jest źle.
    Dlaczego tak postępują ?
    Pewnie dlatego, bo chcą by dosłownie wszystko było po ich myśli. U nich zawsze zwycięża przekora. Wymuszanie wszystkiego staje się ich podstawową bronią. Mozemy stawać na rzęsach, ale i tak spotkamy się z niezadowoleniem.
    Odrobbina soli wsytarczy, by polepszyć smak, ale już kropla octu ma w sobie moc popsucia wszystkiego.
    Bóg pewnie się stara jak może, ale nie jest w stanie zadowolić ludzi wiecznie narzekających. Przychodzi, źle, nie przychodzi, też źle. Kiedy się objawia w codzienności, niedobrze.Gdy ukazuje się przy święcie, też niedobrze. Czasem się odnosi wrażenie, że owe stałe niezadowolenie, bywa nieuleczalne.
    Cóz wtedy uczynić, odsunąć się, czy pokazać inny wymiar.
    Trudno człowiekowi nieustannie słuchać o nieudolności życia, o przegranej walce, nim się ją rozpoczęło.
    No właśnie, co robić ?
    Na pewno nie powiniśmy tłumaczyć na siłę, ale poświadczyć życiem.
    Pewnie Bóg nie zniechęca się malkontentami.
    Chrystu nie odsuwa się od człowieka.
    On cierpliwie tłumaczy.
    Gdy jest pora tańca, On zachęca do tańca.
    Gdy jest czas żałoby, On płacze z płaczącymi.
    Gdy dopada nas ciemność, On bierze nas na ręce, i przeprowadza.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Być może jestem odrobinę przewrażliwiona na słowo i nie do końca zrozumiałam wypowiedź Francesca, ale wydaje mi się, że nie może być tak, że zgadzamy się na wszystko (niezależnie od tego czy dana propozycja jest moralnie dobra czy zła) i uważamy, że to na co się zgadzamy, nawet jeśli odczytujemy to jako złe, jest "wolą Bożą". Chyba to błędna droga. Pan Bóg nigdy nie będzie nam podsuwał zła i czekał "jak też ten marny człowiek sobie z nim poradzi". On kładzie przed nami to co dla nas dobre, tylko też pamięta o tym, że dał nam rozum i wolną wolę i pod żadnym pozorem nie chce nas tych darów pozbawić (dopuszcza więc możliwość dokonania wyboru i ten wybór szanuje, problem może być jedynie w tym miejscu, że my patrzymy na te Boże propozycje czysto po ludzku a nie w duchu Bożej logiki). Odczytywanie woli Bożej dokonuje się w naszym sercu, w naszym sumieniu. Tylko niestety odczytać ją we właściwy sposób może jedynie człowiek o dobrze ukształtowanym sumieniu. Jeśli natomiast ktoś czyni zło lub ma problem z jego odczytaniem (właściwym rozpoznaniem) to raczej nie może w takiej sytuacji zasłaniać się wolą Bożą (tym, że odczytuje konieczność wybrania zła jako wolę Bożą względem niego). Ktoś kto tak czyni potrzebuje chyba przede wszystkim "fachowej pomocy" w kształtowaniu swojego sumienia i czym prędzej nad jego jakością powinien zacząć uczciwie i sumiennie pracować, bo to właśnie owo niewłaściwie ukształtowane sumienie powoduje w jego życiu problemy z odróżnianiem co Bożą wolą jest a co nią nie jest. Pozdrawiam. J.B.

  • Myślę, że Chrystus tłumaczy też przez cierpienie. Cierpiąc można wiele zrozumieć, zmienić swoje życie, a często nawrócić się. Przeciw cierpieniu buntują się głównie ci, którzy nie skupiają się na rozwoju duchowym tylko od razu oskarżają Boga za swoje niepowodzenia. Wygodniej jest szukać winnych niż winy poszukiwać w samym sobie.

    Pozdrawiam
    Urszula

  • JB. Nie wiem jak mnie zrozumiałaś, ale pisałem w duchu podobnym do Twojego, czyli zgadzam się z Tobą.
    Wprowadziłem to pojecie dopust Boży, który nie jest właśnie ręcznym sterowaniem, dla odróżnienia, że chociaż o jakimś złu Pan Bóg wie, to nie znaczy, że taka była jego wola i nie należy Go za to obwiniać, czy też popadać w bezczynność, bo to i tak wola Boża.

  • Francesco, J.B. – ja zrozumiałem Wasze wypowiedzi podobnie, czyli, że się zgadzacie :). Zresztą ja myślę podobnie :).
    "Ksiądz Łukasz Burchard, stwierdza bardzo mocno i jednoznacznie, iż jest to największa herezja, jaką sobie można wyobrazić. Bo Bóg nie chciał śmierci – i nie dla śmierci stworzył człowieka!" – zgadzam się z tym stwierdzeniem. I jako "nudziarz" przypomnę, że stwierdzenia o woli Bożej pojawiały się w kazaniach księży w kontekście tragedii smoleńskiej, co wtedy strasznie mnie wkurzało! To nie Bóg chciał tej tragedii, a jeżeli już to raczej Szatan maczał w tym palce za sprawą ludzi – w Bogu natomiast nadzieja, że z tego zła wyprowadzi dla nas jakieś dobro, o co powinniśmy się wszyscy modlic.
    Robert

  • Gdy byłam dzieckiem grywałam w grę "Gdyby… toby". Jedna osoba pisała "Gdyby stało się coś", następnie zakrywała. Wtedy druga nie widząc dopisywała "…toby….". Wychodziły różne śmieszne i dziwne rzeczy.
    Sissi

  • Mnie zawsze mówiono, że szkoda czasu, i życia na gdybanie.
    ''Gdyby… to by''

    ''Gdyby babcia miała wąsy…''
    Można sobie stawiać pytania , ale one niczego nie zmienią. Nie cofną czasu, naszych decyzji, wyborów, naszego życia.

    Prosty przykład
    Gdybym była okazem zdrowia, pewnie bym wiele zyskała. Przede wszystkim komfort życia.
    Ale nie mam gwarancji, że żyjąć lżej, byłabym tym samym człowiekiem. Nie wiem czy tak bym rozumiała drugiego człowieka. Nie wiem czy tak bym potrafiła żyć dla innych.
    Wolę się nie zastanawiać nad tym '' Gdyby… to by''
    Staram się przyjmować to co jest, i każdego dnia żyć tym co mam , nie zastanawiając się, co bym robiła, kim bym była, gdyby było inaczej.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Toteż mi nie chodzi o takie – przepraszam za wyrażenie – puste "gdybanie", tylko o tę przestrzeń, którą mamy do zagospodarowania w relacjach z Bogiem i w której nas nikt nie zastąpi. Może nawet lepiej byłoby napisać: "jeśli coś… – to…". Nie chodziło mi też o grę, o jakiej wspomina Sissi – ale to chyba wszyscy wiedzą. Podpisuję się natomiast pod głosem Roberta, świetnie podsumowującego wymianę zdań J.B. i Francesca. Podobnie widzę obie wypowiedzi. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za głębię myśli… Ks. Jacek

  • Ale ja wcale nie stawiałem nikomu żadnego zarzutu, ani nie krytykowałem żadnej wypowiedzi. Proszę tak wszystkiego od razu nie odnosić bezpośrednio do siebie. Ja tylko zabrałem głos w dyskusji. Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.