Jeszcze o tych, co grzeszą – i o tych, co nie grzeszą…

J

Szczęść Boże! Pozostajemy w nurcie refleksji Świętego Jana Apostoła, który wskazuje nam drogę konkretnego świadczenia o wierze w Chrystusa. Warto wziąć sobie do serca jego wskazania właśnie teraz, gdy w naszych sercach i w naszym życiu niejako utrwalamy przeżycia Bożego Narodzenia! Wszystkim życzę dobrego dnia i wspieram Was modlitwą. Nie tylko o 20.00!
               Gaudium et spes!  Ks. Jacek
4 stycznia 2012.,
do czytań:  1 J 3,7–10;  J 1,3–42
To już kolejny dzień, jak słuchamy subtelnych, ale jasnych i konkretnych rozróżnień, dokonywanych przez Jana Apostoła – rozróżnień pomiędzy ludźmi sprawiedliwymi i niesprawiedliwymi; pomiędzy dziećmi Bożymi i dziećmi diabła. Co stanowi kryterium tego rozróżnienia?
To również Jan wskazuje bardzo jasno, gdy pisze: Dzięki temu można rozpoznać dzieci Boga i dzieci diabła: każdy, kto postępuje niesprawiedliwie, nie jest z Boga, jak i ten, kto nie miłuje swego brata. A wcześniej jeszcze słyszeliśmy równie mocne słowa: Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła, oraz: Każdy, kto narodził się z Boga, nie grzeszy, gdyż trwa w nim nasienie Boże.
Kochani, to jest kolejne wołanie o konkret w naszym życiu! Bo można – gdy idzie o praktykowanie wiary – składać rozliczne deklaracje i zapewnienia, i powoływać się na różne znajomości. Bardzo często my, księża, spotykamy się z tym w czasie wizyty duszpasterskiej. Na pytanie o Spowiedź z okazji Bożego Narodzenia, czy w ogóle – na pytanie, jak częsta i systematyczna ta Spowiedź jest, lub też pytanie o coniedzielną Mszę Świętą, słyszy się w odpowiedzi, że co prawda u Spowiedzi to teraz się nie było (bo przecież czasu zabrakło w tym natłoku zajęć), ale się kiedyś było w oazie, i na pielgrzymki się chodziło, i z tym lub tamtym księdzem to się ma dobrą znajomość.
Na te wszystkie stwierdzenia – z pewnością prawdziwe! – może być tylko jedna reakcja duszpasterza, wyrażona w pytaniu: I cóż z tego? I cóż z tego, że ty byłeś na pielgrzymkach; cóż z tego, że kiedyś byłeś ministrantem, że należałeś do oazy? Cóż z tego, że znasz iluś księży, a z niektórymi może nawet jesteś po imieniu? I cóż z tego, że ty mówisz, iż jesteś wierzący? A ja bym tu zaryzykował jeszcze jedno pytanie: Cóż z tego, że ty codziennie do kościoła chodzisz? I codziennie rączki składasz, i Radia Maryja słuchasz od rana do nocy?
Cóż z tego – jeżeli ty grzeszysz, a ze swymi grzechami nie chcesz się rozstać? I nic nie chcesz zmienić ze swoich zaskorupiałych przyzwyczajeń? I nie ma w tobie ani krzty refleksji, że może źródłem tego ostatniego konfliktu, czy wielu konfliktów, to nie jest synowa, teściowa, brat, szwagier, sąsiadka czy Proboszcz – ale to ty jesteś?!
Dlatego może trzeba wreszcie coś z tym zrobić! I zamienić piękne słowa – na konkret życia! Na konkretne czyny, na konkretne decyzje, na konkretne wybory… A one wszystkie o wiele więcej powiedzą o naszej wierze, niż wielokrotne zapewnienia, deklaracje czy tkliwe wspominki – jak to się kiedyś na pielgrzymce było, czy jak to się kiedyś to czy tamto robiło…
Uczniowie Jana Chrzciciela, o których mowa dzisiaj w Ewangelii, dają nam w tej kwestii dobry przykład: kiedy usłyszeli o Jezusie, zaraz za Nim poszli. A wręcz – wprosili się do Niego! A potem jeszcze Andrzej przyprowadził do Jezusa Piotra. I Piotr od razu dowiedział się, że będzie Kefasem – czyli Skałą. Jakoś tak to wszystko szybko się odbyło, bez zbędnych słówKonkretnie, zdecydowanie, jednoznacznie. Warto z tego przykładu skorzystać…
A w tym kontekście zastanówmy się:
·        Nad pokonaniem jakiej swojej wady aktualnie pracuję?
·        Czy porządnie przygotowałem się do ostatniej Spowiedzi – za pomocą rachunku sumienia z książeczki – czy znowu mówiłem, że właściwie to grzechów nie mam?
·        Czy nie jestem uciążliwy dla swego otoczenia?
Każdy, kto narodził się z Boga – nie grzeszy!

17 komentarzy

  • a ja nie rozumiem…
    zabolało,
    gdyby tylko oprzeć się na tych słowach to zbędny trud pracy nad sobą,
    a co ze stwierdzeniem "jeżeli ktoś z was uważa, że jest bez grzechu, to sam siebie oszukuje i nie ma w nim prawdy"
    to nie jest usprawiedliwienie grzechu, raczej stwierdzenie ludzkiej natury,
    a co z szukaniem zaginionej owcy czy przyjęciem syna marnotrawnego, to wszystko dzieci diabła?
    dla mnie słowa Jana są zbyt mocne, może za mało kocham, za słabo wierzę..
    grzeszę, żałuję, przychodzę do Najwyższego po przebaczenie, kocham, dzięki Niemu żyję
    czyim jestem dzieckiem?

    Ania

  • No to ja już na pewno jestem dzieckiem szatana.
    Nie potrafię powiedzieć, uznać, że dzięki Niemu żyję.
    Mój żal za grzechy jest tylko teoretyczny,'' zimny''.
    Wiem, że zgrzeszyłam, ale nie odczuwam żalu.
    Do każdej Spowiedzi się wręcz zmuszam.
    Wiem, że na tę sytuację mam '' usprawiedliwienie'' ale, to nie zmienia faktu, że jest mi z tym źle.

    Czy jestem uciążliwa dla otoczenia ?
    Trzeba by spytać ludzi z którymi przebywam na codzień…
    Jeśli odpowiem, że nie jestem, pierwsza myśl – brak pokory, skromności.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Czy jest wszystko jedno z czyich rąk przyjmujemy Eucharystię? Czy kleryk 3 roku jest do tego odpowiednio przygotowany? Czy moje wątpliwości i chęć zmiany kolejki są uzasadnione? Czy godność kapłańska nie jest przez to umniejszana?
    Dasiek

  • Aniu, chodzi o to, że rzeczywiście nie ma ludzi bez grzechu i uświadomienie sobie tej prawdy jest potrzebne chociażby dlatego, aby własnego ego trochę spokorniało ;). Jest rzeczą oczywistą, że waga grzechów jest u różnych ludzi różna, składa się na to wiele czynników: od rodzaju grzechu, a na okolicznościach mu towarzyszących skończywszy. Dlatego człowiek, który powiedzmy, pracuje nad sobą i zachowuje bliskośc z Bogiem ma "grzechy i grzeszki" ;), a ten który za nic ma Boże wskazania wpada najczęściej w odmęt GRZECHÓW, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy – czego np. odzwierciedleniem jest panosząca się od dziesięcioleci światopoglądowa papka. Przecież Chrystus zawsze nas przyjmie, jeśli tylko skruszymy się wobec Boga, a co w obecnej tradycji KK jest manifestowane w konfesjonale (zakładam, że szczerze, chociaż wiem, że różnie z tym jest). Modlitwa, rozmowa z Bogiem (niektórzy będą twierdzic, że to monolog – ale tak nie jest 🙂 ) jest kluczowym elementem wiary, podobnie jak wyznanie, że coś nie jest tak w moim życiu, że to czy tamto robię źle, itd. staje się kluczowym elementem "wewnętrznego oczyszczenia". Tak, Chrystus przyjmie każdego grzesznika, wystarczy tak niewiele: przyznac się do tego, że się nim jest :). On wybacza nie 7 razy, ale 77 razy – czyli zawsze :), On nie rzuca kamieniem, On szuka zaginionej owcy, On w końcu przyszedł do chorych (grzeszników) aby ich leczyc :).
    Pozdrawiam
    Robert

  • Robercie a gdzie w słowach Jana jest powiedziane o wadze grzechu..nie ma..
    grzeszysz, ranisz Boga, jesteś dzieckiem diabła
    kochasz Boga, jesteś Jego dzieckiem, nie krzywdzisz tego kogo kochasz
    logiczne tak,że aż boli ..

    Ania

  • jeszcze dodam Robercie
    ja zgadzam się z tym, co napisałeś
    tego mam zamiar się "trzymać"
    ale ruszyły mnie dzisiejsze słowa
    może dlatego,że byłam przekonana o swojej Miłosci do Najwyższego
    a tu z samego rana na mszy …kochasz? kocham, grzeszysz?…grzeszę..no moja droga albo jedno albo drugie..zdecyduj się

  • Aniu – rozumiem :), ale z każdej perykopy płynie dla nas wiernych pewna nauka. Nie można jednak opierac się tylko na jednym zdaniu i ztego wyciągac daleko idące wnioski. Na tej zasadzie można spokojnie odszukac w Biblii, czy nawet tylko w Ewangeliach takie fragmenty, które przy pewnej konstrukcji logicznej można interpretowac tak, że w zasadzie będą sprzeczne ze sobą :). Dlatego, mówiąc szczerze, nigdy nie lubiłem dyskutowacac w taki sposób, aby tylko zarzucac się cytatami z Pisma, bez rozwinięcia, bez powiązania i odniesienia się do szerszej płaszczyzny Nauki Chrystusa, KK – a czasami to się zdarza :). Na szczęście na naszym blogu – nie :).

  • Jesteśmy grzeszni, każdy z nas, bez wyjątku.Czasami tak zżywamy się z grzechem,że nie traktujemy tego grzechu jako zła.Wszelki grzech oddala nas od Boga, nawet ten mały- jakieś niewinne kłamstewko, ale to nie znaczy, że mamy całe życie być dziećmi diabła.Mamy daną możliwość nawracać się i pracować nad sobą, tylko czy nam się chce podejmować wysiłki mające na celu zmianę życia- w tym chyba tkwi główny problem.
    A może mamy za łatwy dostęp do konfesjonałów i nie unikamy grzechów za wszelką cenę.

    Urszula

  • Wszyscy jesteśmi Dziećmi Bożymi na mocy łaski sakramentu chrztu świętego, tylko niestety czasami jesteśmy tymi dziećmi, które do Ojca odwracaja się plecami… Wydaje mi się, że to do takich właśnie sytuacji odwołuje się w swojej refleksji św. Jan. Przestrzega przed stanem kiedy mówimy Panu Bogu "ja wiem lepiej, sam sobie bez Ciebie poradzę" i uparcie w tym przekonaniu tkwimy – wtedy niestety popełniemy błędy, upadamy, grzeszymy, a problem staje się jeszcze większy jeśli uprzemy się w tym grzechu trwać ( z różnych względów). Do "upartych" (w tym drugim wymiarze) też, według mnie, odnosi się mocne janowe słowo. Nie wolno nam chyba jednak nie zauważyć, że Jan także pokazuje "drugą strone medalu" czyli tych trwających "przy Chrystusie". Mamy nieustanną szansę znaleźć się i w tym miejscu. Kiedy? Praktycznie zawsze pod jednym warunkiem, że to my zrobimy krok z Jego kierunku i zechcemy szczerze coś w naszym życiu zmienić, a kiedy zdarzy się nam upaśc po raz kolejny, bez obaw czym prędzej zechcemy wrócić znowu. Nie wiem czy problem wielu z nas nie zaczyna się przypadkiem w tym, że zwlekamy z przystąpieniem do sakramentu pokuty i czekamy na tak zwany "dogodniejszy czas", "lepszą okazję". Może byłoby nam łatwiej gdybysmy mieli zwyczaj, że w sytuacji gdy zdarzy się nam popełnić grzech ciężki jak najszybciej staramy się wrócić do grona Dzieci Bożej przez sakrament pokuty. Pozdrawiam serdecznie J.B

  • Księże Jacku
    jeśli ktoś jest mocny w wierze, przekonany o Miłości Najwyższego, czyta Pismo Swięte to z pewnością słowa Jana potraktuje jako lekcję, wskazówkę a nie oskarżenie,
    mnie one dotknęły ale wiem też,że Bóg zna moje serce,
    ale co z całą rzeszą innych..słowo może zranić, odstraszyć, słysząc,że jest się dzieckiem diabła trzeba naprawdę dużo determinacji,żeby wrócić i powiedzieć Bogu..może masz rację ale chcę być Twoim dzieckiem, zmieniaj moje serce..

    patrzeć na całokształt…ile jest kłótni w rodzinach przez jedno zdanie, jedno słowo wypowiedziane w emocjach

    dla wierzących to zdanie Jana jest jednym z wielu, dla wątpiących, mających jeszcze problem z sakrementem pokuty i pojednania, może być nie do przebrnięcia

    Ania

  • Nigdy nie przyszłoby mi do głowy rozważać słowa św. Jana Apostoła w taki "literalny" sposób…
    Podchodzę do nich w kontekście stwierdzenia pewnego faktu rzeczy: w momencie grzechu niejako należę do diabła, który jest ojcem kłamstwa i ciemności; gdy wyznaję swoje grzechy, lub gdy nie grzeszę – co jest niemal ponad siły zwykłego człowieka, niewykonalne (Bóg to przewidział)- wracam do Ojca w niebie. To nasza pielgrzymka, droga, pełno w niej zawirowań czasem i zakrętów, ale jest to droga Jedyna.
    Dziękując Ks. Jackowi za prowadzenie bloga, serdecznie pozdrawiam Autora i wszystkich Uczestników.
    Szczęść Boże-
    A.

  • Aniu – zgadzam się z Tobą, jest tak jak piszesz. Tylko, że ludzie nawracają się do Boga poprzez różną Jego aktywnośc. Dla mnie np. często lepsza do działania jest motywacja "szokowa", jakieś mocne słowa, które mną wstrząsną :), a dla innych lepsze jest miękkie zachęcanie ugładzonymi słowami :). Obok tego, co napisałem o braniu poszczególnych fragmentów Pisma w całym kontekście Nauki, proszę zważ, że Biblia (jej poszczególne elementy) były pisane w konkretnym czasie, konkretnej historii rodzaju ludzkiego i były pisane takim językiem i takimi obrazami, które mogłyby byc zrozumiane i własciwie odebrane przez ówcześnie żyjących ludzi. To, że niosą w sobie uniwersalne Boże prawdy, powinno tylko upiększac i ubogacac nasze (człowieka współczesnego) wejrzenie w teksty biblijne, mając w głowie właśnie tę więdzę. A to jak ważne jest aby słowa, trafiały do żyjących ludzie tu i teraz, w konkretnych czasach w sposób dla nich zrozumiały ilustruje dobrze anachroniczny język ks. Natanka, który mając pewnie dobre intencje, w moim odczuciu, szkodzi sprawie. Z drugiej strony mocne słowa są bardzo potrzebne, pomimo tego, że częściej się je odrzuca niż akceptuje: tak było z ks. Piotrem Skargą, tak jest i dzisiaj (przykładów jest sporo) :).
    Pozdrawiam
    Robert

  • ok, już nie marudzę
    na swoje usprawiedliwienie powiem tylko,że mam małe "rozdwojenie jaźni", dociera do mnie to co mówicie, zdadzam sie z tym a jednocześnie zbyt swieże w pamięci są odczucia z tamtej strony,gdy szukałam byle pretekstu na "nie", dobrze,że wtedy nie usłuszałam tych słów

    przepraszam ksiedza Jacka za osobiste wycieczki, postaram się już nie przeszkadzać ale czasem Ksiądz tak napisze, że …

  • Aniu! "Marudź" i "przeszkadzaj" jak najczęściej 😀 – sercem tego bloga jest słowo Boże i rozwinięcie ks. Jacka, ale całym "krwiobiegiem" są dyskusje na nim 😉 🙂

  • A ja się nawróciłam po grzechu ciężkim,ale nadal grzeszę:/
    Po każdym upadku( a jest ich coraz mniej) jest mi źle, czuję, że obraziłam miłosiernego Jezusa i że on się w końcu ode mnie odwróci. Wiem, że nie wolno mi tak myśleć,ale takie myśli same napływają do głowy.

    Walczę,modlę się, rozmyślam i rozmawiam z Bogiem, ale czasem nadal upadam:/

    Boję się..

  • Kochani, dziękuję za tę dyskusję. Do tych wszystkich mądrych i pięknych wypowiedzi chciałbym tylko dodać jedno spostrzeżenie, dotyczące grzechu. Otóż – jak wspomniał Robert – bardzo ważny jest tu kontekst biblijny, ale również kontekst historyczny. Otóż, w czasie, kiedy Jan pisał swój list, przez pojęcie "grzech" należało rozumieć rzeczywiste i fundamentalne odwrócenie się od Boga, a nie codzienne nasze upadki, z których jednak próbujemy się dźwigać. Proszę zauważyć, że Sakrament Pokuty w formie obecnej jest sprawowany od VIII wieku. W wiekach wcześniejszych, po uświadomieniu sobie grzechu odbywało się długą pokutę, pozostawało się nawet w tym wymiarze fizycznym poza wspólnotą Kościoła, w oddzielonej części świątyni i dopiero w trakcie Liturgii Wigilii Paschalnej otrzymywało się rozgrzeszenie i wracało się do Wspólnoty. Po dobyciu długiej i surowej pokuty!
    Nadmieniając, że taką sytuację można było w życiu "zaliczyć" tylko raz! Wynikało to z tego, że ci, którzy wstępowali do młodego Kościoła, przejmowali cały entuzjazm, jakim tenże Kościół żył i postępowali tak, jak o tym czytamy w Księdze Dziejów Apostolskich. Niestety, na przestrzeni wieków, "duch gasł w narodzie" (chrześcijańskim) i dla ratowania człowieka Kościół dopracował się rozgrzeszania w takiej formie. Ale nawet i w czasach nam bliższych, kiedy już sprawowano Spowiedź w obecnej formie, zadawane zobowiązania pokutne były znacznie cięższe, niż dzisiejsze, które śmiało moglibyśmy nazwać symbolicznymi. Pamiętacie na przykład, jaką pokutę otrzymał Pan Wołodyjowski, o czym mowa w Trylogii Sienkiewicza? Całonocne leżenie krzyżem w kościele! To były pokuty! A teraz?…
    Tak zatem, nie załamujcie się, Kochani, i nie rezygnujcie z pracy nad sobą, ani z systematycznej Spowiedzi. Jeżeli człowiek nawet często upada, ale na bieżąco się spowiada, dźwigając się z grzechu – jest człowiekiem dobrym i zdążającym do świętości. W Liście Świętego Jana musimy widzieć rozróżnienia bardziej podstawowe i fundamentalne.
    A co do żalu za grzechy, to również nie możemy go utożsamiać z uczuciem, zapłakaniem, wzruszeniem… My, żałując za grzechy, nie musimy nic czuć! Żal za grzechy to świadome, dokonane rozumem, odrzucenie grzechu! To nieakceptowanie grzechu w sobie! To najgłębsze przekonanie, że ja grzechu nie chcę, że jest mi z nim źle, że nie jestem do niego w najmniejszym stopniu przywiązany. Proszę zauważyć, że to coś zupełnie innego od przekonania, że ja już grzechu nie popełnię. Niestety, na takie stwierdzenie chyba nikt z nas się nie odważy. A na takie, że ja grzechu nie chcę i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby go uniknąć – powinniśmy się zdobyć wszyscy! I to jest właśnie żal za grzechy. Szczęść Boże! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.