Nie miłujmy słowem i językiem…

N

Szczęść Boże! Ależ mocna dyskusja pod wczorajszym rozważaniem! Przeczytałem wszystkie wpisy, trochę z nimi „pochodzę” i po południu włączę się do tej dyskusji, Teraz trochę czas mnie goni, więc włączam słówko na dzisiaj i biegnę. Proszę tylko o jedno – na co zresztą niektórzy zwracali uwagę – abyśmy patrzyli na każde zdanie Pisma Świętego w kontekście całości, nigdy – w oderwaniu od niej… W tym kontekście będę trochę bronił Jana przed stwierdzeniami o jego surowości… Dobrego dnia!
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek
5 stycznia 2012.,
do czytań:  1 J 3,11–21;  J 1,43–51
Kapitalne zdanie, wypowiedziane dzisiaj przez Jana Apostoła, zawiera w sobie streszczenie tego wszystkiego, co mówi on do nas w tych dniach. A oto wspomniane zdanie: Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. Tak, dokładnie o to chodzi w całym nauczaniu Apostoła, zawartym w jego Pierwszym Liście.
Także dzisiaj w czytaniu usłyszeliśmy rozróżnienie na tych, którzy postępują właściwie i na tych, którzy postępują niewłaściwie; na tych, którzy żyją i czynią dobrze – oraz na tych, którzy czynią źle. Czynienie dobra polega na okazywaniu miłości ludziom, bo kto tej miłości nie okazuje, trwa w śmierci. A nawet jeszcze mocniej stwierdza Apostoł w kolejnych wersach: Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego.
Kochani, chyba nas te słowa aż tak bardzo nie szokują, bo i Jezus dokładnie tak sprawy stawiał: kto nienawidzi – ten nosi w sobie odpowiedzialność wręcz za życie człowieka, bo w jakimś sensie tą swoją nienawiścią go zabija. Święty Jan takie ujęcie sprawy uzasadnia poprzez ukazanie przykładu Kaina i Abla, udowadniając jednoznacznie, do czego może nienawiść doprowadzić! A z kolei wielka miłość Jezusa do nas ludzi doprowadziła do tego, że On swoje życie oddał za nas.
My także winniśmy oddać życie za braci – stwierdza dziś Apostoł. To rzeczywiście wysoko umieszczona poprzeczka wymagań. Ale to jest właśnie chrześcijaństwo! Jakkolwiek w większości sytuacji nie będzie chodziło o fizyczne złożenie życia i poniesienie śmierci, to jednak i taką ewentualność być może trzeba wziąć pod uwagę. Częściej natomiast będzie chodziło o to, o czym cały czas Jan pisze: o miłości konkretnie realizowanej i okazywanej sobie nawzajem. W niektórych sytuacjach będzie to prawdziwe składanie życia w ofierze.
Ale przykład i wsparcie mamy w Osobie i Ofierze samego Jezusa. On dzisiaj wzywając kolejnych Apostołów, aby za Nim poszli, jednocześnie jasno udowadnia, że ich zna i kocha. Wie o nich wszystko, czym nieco chyba zaskoczył Natanaela, przypominając mu jakiś fakt z jego życia, związany z drzewem figowym.
W ten sposób przekonujemy się, Kochani, że do miłości wzywa nas Ten, który nas pierwszy umiłował. I do poznania siebie jako Zbawiciela wzywa nas Ten, który zna nas od zawsze i wie o nas wszystko. I do pójścia za sobą wzywa nas Ten, który pierwszy do nas wyszedł z propozycją zbawienia. I do uczynków miłości wzywa nas Ten, który pierwszy uczynił wobec nas tak wiele konkretnego dobra, że aż trudno je zliczyć.
Tak zatem, Jezus nie oczekuje od nas niczego, czego sam nie uczyniłby pierwszy – i nie uczynił w stopniu najwyższym! Warto zatem uczynić wszystko, aby nie zawieść Jezusa i Jego oczekiwań. A jednocześnie nigdy nie wymagać od innych tego, czego przynajmniej w takim samym stopniu – o ile nie wyższym – nie wymagamy od samych siebie!
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy nie wymagam od innych więcej, niż od siebie?
·        Czy zawsze pamiętam, że Jezus wie o mnie wszystko, dlatego nic przed Nim nie powinienem ukrywać?
·        Czy miłuję czynem i prawdą, czy jednak tylko słowem i językiem?
Po tym poznaliśmy miłość, ż On oddał za nas życie swoje.

12 komentarzy

  • Tak się zastanawiam.
    Co byśmy zrobili, gdyby podszedł do nas człowiek, i oznajmił nam, że znalazł Chrystusa, który powtórnie przyszedł na ziemię….

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Nie :), trochę przewidując zachowanie współczesnych ludzi przewiduję dwie bazowe reakcje: jeżeli człowiek byłby spokojny skwitowany byłby wzruszeniem ramion i popukaniem się w głowę. Gdyby natomiast był, hmmm powiedzmy rozentuzjazmowany – niektórzy by ze strachu przed wariatem uciekali, niektórzy wezwali policję lub karetkę :D.

  • Czyli byśmy nie uwierzyli człowiekowi na słowo…
    Albo byśmy zignorowali tę informację, albo wysłalibyśmy człowieka na leczenie…

    Robercie
    Spokojnie, nic się nie stało, że tak napisałeś.
    Jesli może być '' zawartość cukru w cukrze '' to można i przewidując przewidywać . 😀

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Tak Anno, właśnie tak mi się wydaje: uznalibyśmy go za "czubka" i wsadzili w kaftan bezpieczeństwa :/. Wbrew pozorom ludzie pod względem swoich zachowań i emocji się nie zmieniają o czym świadczyc może Biblia, historia (napisało mi się wcześniej "histeria" 😀 ) ludzkości: prześladowanie proroków, odrzucenie Chrystusa, a obecnie jest bardzo podobnie – Jezus wciąż jest odrzucany.

  • Mamy Jego życzliwość, otwarte ramiona.
    Mamy Jego serce, i zakochanie się w nas.
    Mamy Jego Ciało i Krew.
    Czego nie posiadamy ?
    Brak nam spojrzenia w zachwycie, i zaufania, że '' mocen jesteś ''
    Chrystus wciąż jest odrzucany.
    Odrzucany, ale On nie zniechęcony, wytrwały, pamiętający o naszych sprawach dużych, i małych.
    Odrzucenie , to słowo ma bardzo cierpki smak.
    Chrystus odrzucony przez arcykapłanów, i uczonych w Piśmie. Chrystus odrzucony dla posiadania, dla egoizmu. Chrystus odrzucony o zgaszonym spojrzeniu dziewczyny z domu poprawczego. Chrystus odrzucony z domu starców pełen zmarszczek głębokich. Chrystus odrzucony o smutnej twarzy chłopca z domu dziecka, itd…
    Chrystus odrzucany ….

    Domownik – A

    Domownik – A

  • Anno – pięknie napisane :). Zainspirowało Ciebie słowo "odrzucony", które napisałem o Chrystusie? Jeśli tak, to bardzo się cieszę ;), bo wyszło spod Twojego pióra / klawiatury wspaniałe przemyślenie :).

  • No i proszę… Oto najpiękniejsze oblicze tego bloga: życzliwa i rzeczowa dyskusja. Niestety, ja też uważam, że Robert ma rację – tak by ludzie zareagowali, gdyby im ktoś mówił takie rzeczy. Natomiast często zapewne mieliby rację. Dlatego właśnie Kościół z taką ostrożnością podchodzi do wszelakich nowych objawień. Pozdrawiam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.