Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Życzę wszystkim Wam, Kochani, na cały dzień dzisiejszy i na całe życie – wielkiego blasku tego światła, jakie niesie ze sobą Jezus! Na głębokie i religijne przeżywanie dzisiejszej Uroczystości przesyłam kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Uroczystość Objawienia Pańskiego,
do czytań: Iz 60,1–6; Ef 3,2–3a.5–6; Mt 2,1–12
Czy zauważyliśmy, słuchając dzisiejszego Słowa Bożego, jak wiele jest tam światła, jak wiele blasku bije z kolejnych wersów czytań mszalnych dzisiejszej liturgii. Prorok Izajasz, w pierwszym czytaniu, ogłasza podniośle i uroczyście: Powstań, świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pana rozbłyska nad tobą. Bo oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok spowija ludy, a ponad tobą jaśnieje Pan i Jego chwała jawi się nad tobą. I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu. Światło, chwała, która rozbłyska, Pan, który jaśnieje, blask wschodu – oto przepiękne obrazy, zarysowane przez Autora natchnionego; obrazy, które wyrażają pochodzenie od Boga wielkiego blasku i światła, które nie zgaśnie.
Jeruzalem, miasto święte, miasto szczególne – szczególne Bożą obecnością, Bożym umiłowaniem… Miasto wybrane, pełne chwały Bożej. A jeszcze bardziej i jeszcze szczególniej umiłowane stało się ono, gdy Jezus, Dawca wszelkiego światła, zajaśniał na krzyżu, a potem – w blasku swego Zmartwychwstania. Wcześniej zaś, bo już w Starym Testamencie, miasto to było przecież miejscem, w którym znajdowała się przesławna Świątynia, cel corocznych pielgrzymek wszystkich wyznawców Boga Jahwe.
W obliczu ciemności, które okrywają ziemię – jak pięknie pisze Izajasz – w obliczu gęstego mroku, który spowija ludy, tym wyraźniej widać światłość, którą przynosi na ziemię przychodzący Bóg. Napełniona tym światłem Jerozolima ma się stać miastem wielkim i potężnym, miastem znaczącym. Obraz bogactw, którymi ma być obdarowana jest znakiem potęgi i wielkości miasta. W każdym razie, przed oczami uważnego słuchacza Bożego Słowa rysuje się obraz miasta, które roztacza wokół swój blask i które zachwyca swoim bogactwem, swoją potęgą. A źródłem wszystkiego jest chwała Boża.
Znakiem tejże chwały okazało się również inne światło, a mianowicie to, które olśniło oczy Mędrców ze Wschodu – światło bijące od gwiazdy, wskazującej im drogę do nowo narodzonego Króla Żydowskiego.
Na temat tej gwiazdy powiedziano już i napisano wiele, bowiem niektórzy – i to chyba nawet większość – uważa, że był to jakiś znak od Boga, jakieś światło, niekoniecznie w wymiarach zewnętrznych, w wymiarach fizycznych: mogło to być światło jakiegoś natchnienia wewnętrznego, światło rozjaśniające serca Mędrców. Jednak nie brakuje i takich, którzy uważają, iż Bóg dał wyraźny znak także w tych wymiarach fizycznych: mogło to być światło, bijące w taki sposób, że było dostrzegalne gołym okiem, a zatem mogło to być zjawisko przyrodnicze, w jakiś sposób nadprzyrodzone, poprzez które Bóg chciał pokazać miejsce przebywania swego Syna i do tego miejsca chciał doprowadzić ludzi.
Tak czy owak, nie wchodząc w bardzo szczegółowe rozważania, możemy przyjąć jako pewnik, iż Bóg dał znak, rozjaśnił serca Mędrców do tego stopnia, iż nie mieli oni wątpliwości, dokąd mają zmierzać. Co więcej, musimy i to zauważyć, że owo Boże olśnienie miało miejsce dwa razy. Raz – to wówczas, kiedy należało dojść do Betlejemskiej Groty: można by je nazwać olśnieniem wielkim, widocznym gołym okiem. Ale – zapewne i to zauważyliśmy, chociaż może nie od razu – było olśnienie drugie, a mianowicie była to myśl, aby inną drogą powracać do domu, aby tym samym szczegółowo nie informować Heroda o miejscu narodzenia się Jezusa. Bóg więc działa i to działa w sposób na tyle widoczny, że aż od tej Bożej obecności, od Bożego działania, bije prawdziwy blask.
Ten blask zachwyca wielkiego Piewcę chwały Bożej Starego Testamentu, a więc Proroka Izajasza, ten blask zachwyca i pociąga wielkich Piewców chwały nowo narodzonego Jezusa, a więc trzech Mędrców, już nie mówiąc o tym, iż blask ten z pewnością zachwycił Maryję i Józefa. Ale – niestety – nie wszystkich blask ten zachwycił i olśnił. Niestety, byli i tacy, których blask ten oślepił, a do takich z pewnością zalicza się król Herod.
W blasku tego światła okazała się bowiem cała małość Heroda, okazała się skwapliwie ukrywana przed światem jego małostkowość i podłość, w blasku bijącym od Jezusa nie odnalazł on szansy do tego, aby spojrzeć na siebie i wyciągnąć wnioski. W blasku bijącym od Jezusa Herod zobaczył zagrożenie, konkurencję dla swojego marnego, zupełnie bladego blasku, bijącego z bogactwa jego królewskiego pałacu – blasku tak samo przemijającego, jak i samo bogactwo. Dlatego postanowił on rozpaczliwie ratować swoją sytuację przed jakimś wymyślonym przez siebie zagrożeniem. Wymyślonym, bo czyż mógł przypuszczać, że maleńkie dziecko zagrozi mu w jakiś sposób? A jednak tak przypuszczał, skoro nic nie mogąc uczynić Jezusowi, wymordował wszystkich chłopców do lat dwóch. Tak więc okazało się dowodnie, z jednej strony, jak bardzo blask ten rozjaśnia wszystkie ciemne sprawki Heroda, ale z drugiej strony – jak bardzo go oślepia, jak nie może on znieść tego blasku.
My dzisiaj, zasłuchani w Boże Słowo, a jednocześnie – zapatrzeni w blask bijący od Jezusa, będziemy święcili kredę i kadzidło. Kredą napiszemy na naszych drzwiach symbole trzech królów, aby w ten sposób zaznaczyć, iż w tym domu mieszkają przyjaciele Chrystusa, że w tym domu panuje jasność. Iż tak, jak królowie – my także chcemy podążać za Jego blaskiem, chcemy się dać poprowadzić światłu. W ten sposób to światło zajaśnieje w naszych domach, zajaśnieje w naszych sercach.
Oto bowiem, Kochani, nie mówimy w tym momencie o świetle bijącym z naszych bogactw doczesnych. Ja sam się bowiem przekonałem, chodząc po kolędzie w poprzednich Parafiach, że są domy, w których od blasku światła, odbitego od różnych bogatych elementów wystroju domu – aż razi w oczy! I wydawałoby się, że tym ludziom niczego nie potrzeba, że w tym domu panuje światło i radość, że są szczęśliwi. W rozmowie jednak okazywało się, iż nie są oni szczęśliwi, że im ciągle czegoś za mało, ciągle mają jakieś pretensje i nie spełnione ambicje. A zatem – jak to jest z tym blaskiem, skoro w ich sercach panuje taka ciemność?
I byłem w domach, gdzie przysłowiowa „bieda aż piszczy”, ale z rozmowy z tymi ludźmi dowiadywałem się, że są oni naprawdę szczęśliwi, że w ich sercach panuje prawdziwa jasność pomimo, iż w domu, na pierwszy rzut oka, wcale sytuacja nie przedstawia się „różowo” i nie bardzo, a przynajmniej – nie od razu – nastraja do optymizmu.
Zatem – ważniejszym i to o wiele – wydaje się byś owo światło wewnętrzne, światło rozjaśniające nasze serca. Jeżeli bowiem nasze serca pełne będą tego światła, to z pewnością łatwo będzie ono dostrzegalne również i na zewnątrz. Ale jeżeli jest to tylko światło zewnętrzne, światło bijące z doczesnych bogactw i tylko ludzkich, płytkich, chwilowych radości, to takie światło nie jest w stanie oświecić serca, rozpalić wnętrza.
Bo takie zewnętrzne małe światełko, to jak światełko odblaskowe na naszych rowerach – ono daje jakiś mały blask, ale nie jest w stanie zapewnić trwałego, mocnego światła. A my dzisiaj mówimy właśnie o takim trwałym, mocnym świetle dla naszych serc. Jeżeli rozpalimy serca takim światłem, to jego blask rozjaśni nasze domy, a z pewnością będzie się on rozchodził również po okolicy. Ludzie bowiem dobrze dookoła wiedzą, kto mieszka w danym domu, jaka tam panuje atmosfera. I czy można do takiego domu wejść bez obawy, wiedząc, że będzie się powitanym dobrym słowem, szczerym uśmiechem, że będzie się chciało w tym domu pobyć kilka minut – chociaż kilka minut, aby zaczerpnąć tej dobrej atmosfery?
Ale wiedzą też o takich domach, gdzie panuje atmosfera zła, atmosfera kłótni, pogoni za zyskiem, zazdrości, zawiści. Taki dom lepiej omijać z daleka, bo wchodząc tam można już na wstępie usłyszeć mało zachęcające słowo, albo w trakcie rozmowy przekonać się, że się jest niechcianym gościem.
A wszystko to wypływa wprost z serc mieszkańców jednego i drugiego domu. Bo to nie mury stanowią o atmosferze domu. To nie mury, i nie najlepsze centralne ogrzewanie zapewni dobrą atmosferę w domu. To serca ludzi w nim mieszkających ogrzewają bądź skutecznie ochładzają dany dom. I może się zdarzyć, że po wyprowadzeniu się jednych, a po wprowadzeniu drugich, na ten sam dom patrzymy inaczej, z czym innym się nam on kojarzy, inne odczucia wywołuje. Kiedy bowiem wcześniej wywoływał skojarzenia dobre, teraz napawa niechęcią i strachem. I odwrotnie!
Kochani, gdyby nam się udało w myślach przenieść na sekundę przed nasze domy, stanąć przed nimi, popatrzeć na nie i pomyśleć – jaka atmosfera panuje w naszych domach? Co może myśleć człowiek, który podchodzi do drzwi naszego domu i chce do nich zapukać? Spróbujmy się wczuć w przeżycia takiego człowieka – co on w tej chwili myśli? Z jakim nastawieniem podchodzi do naszego domu? Czego się tam może spodziewać? Dobrego serdecznego powitania? A może podchodzi z obawą?
Mówiąc krótko – czy nasz dom oświetla taki sam blask, jaki oświecał Betlejemską Grotę; blask, który wskazywał drogę, który zapraszał do wejścia, który zapewniał serdeczne i dobre przyjęcie? A może nad naszym domem rozlega się taka niewidzialna czarna łuna, która każe ten nasz dom omijać z daleka? Czy blask naszych serc jest na tyle silny, aby zachęcał ludzi do wejścia, do rozmowy?
Zobaczmy, blask Betlejemskiej Groty przyprowadził do Jezusa – w osobach trzech Mędrców – przedstawicieli narodów pogańskich. Święty Paweł w drugim czytaniu z Listu do Efezjan także z radością mówi, że poganie są uczestnikami zbawienia, że mogą go dostąpić, że mają tę szansę. Ale mógł to powiedzieć z całą pewnością, mógł to powiedzieć bez obaw, bo wiedział, że wyznawcy Chrystusa swoją postawą pociągną właśnie do Chrystusa tych, którzy go jeszcze nie znają. Czy blask bijący z naszych serc jest w stanie pociągnąć do Chrystusa tych, którzy Go nie znają? Czy inni wchodząc do naszego domu wchodzą do przedsionka nieba, czy do przedsionka piekła? Czy myśl o atmosferze w naszej rodzinie kieruje uwagę innych na Chrystusa, w którego przecież wszyscy wierzymy, czy też od Niego oddala, bo jeżeli wierzący w Niego tak a tak żyją, to nie warto w Niego wierzyć?…
Dlatego dzisiaj, Kochani, zaznaczając na drzwiach naszych domów symbole trzech Mędrców, uczyńmy bardziej jeszcze wyraźny znak w naszych sercach, aby jaśniały one Bożym blaskiem i aby napełniały nasze domy. Aby w tym blasku wszyscy przychodzący do naszego domu czuli się otoczeni światłem i ciepłem. A jeżeli ten blask Bożego światła, ta dobra atmosfera panująca w naszym domu będzie dla kogoś przychodzącego okazją do wyciągnięcia wniosków, okazją do podjęcia konkretnego rachunku sumienia, jeżeli nawet spowoduje jakieś wyrzuty, tak jak w przypadku Heroda, to również bardzo dobrze!
Bo światło Chrystusa, rozjaśniające nasze serca ma być zachętą, ale jednocześnie wyrzutem – jeśli jest taka potrzeba. Nie bójmy się tego odważnego świadectwa, nie wstydźmy się przed innymi religijnej i Bożej atmosfery w naszym domu: wspólnej modlitwy, znaku krzyża przed wspólnym posiłkiem, imprezy imieninowej bez pijaństwa, krzyża wiszącego na widocznym miejscu, ołtarzyka ustawionego w pokoju, czy tego, że słuchamy Radia Maryja. Nie wstydźmy się tego, bo to stanowi o świetle, panującym w naszych sercach. Blask tego światła ma pociągać innych do Chrystusa.
Niech zatem spełnią się słowa, zapisane przez Izajasza w dzisiejszym pierwszym czytaniu, które słyszeliśmy, a które przecież odnoszą się do każdego z nas. A skoro odnoszą się do nas, to zachciejmy je tak odnieść, aby zachęta wypowiedziana przez Izajasza, skierowana do świętego miasta Jeruzalem, mogła dotyczyć właśnie nas: „Powstań, świeć, Jeruzalem, (powstań, świeć, o chrześcijaninie), bo przyszło twe światło i chwała Pana rozbłyska nad Tobą”.
Pasterze, Trzej Królowie, i my również usłyszeliśmy , że Bóg się narodził. Przez mrok we mgle, w błocie potykając się brniemy do Tego, który jest Światłem, chociaż my sami jesteśmy ciemnością, niepewnością, złością, gniewem, rozdarciem. Brniemy, by nas wybawił od naszego błota, mroku, od tego co nam dokucza, rani, boli, niepokoi, przeszkadza, z czym sobie na codzień nie radzimy. Są wśród nas tacy, co jeszcze nie usłyszeli wołania aniołów, albo którzy im nie uwierzyli. Są również i tacy, którzy nie zobaczyli gwiazdy, albo którym po prostu nie chce się wybrać w drogę. My, przyszliśmy do Niego, bo chcemy, prosimy, by się rozjarzył płomyk światła, który się tli w nas. Chcemy, by ogarnął nas, wypędził z naszych dusz mrok, gniew, zło, nienawiść.
Jak wielkie objawienie, prawda ukazała się Trzem Mędrcom. W co uwierzyli, czym się zachwycili, że wyruszyli w tak daleką podróż z darami i pokłonem.
Życzę Wam, i sobie samej , by się nam objawiło, ukazało to co im. Byśmy i my przyszli do Niego z pokłonem. Z kadzidłem naszego uwielbienia, złotem naszej miłości, i mirrą naszego cierpienia.
Byśmy aż tak uwierzyli ….
Wszystko w dobrym o świetleniu wygląda piękniej. Wystarczy popatrzeć na jakiś zakątek ogrodu, w dzień słoneczny i pochmurny.
Człowiekowi potrzeba Światła.
To Światło jest na Świecie, ale czasem jakby niektórych raziło.
Może trzeba czasem czegoś na jego drodze, aby było dobrze odebrane przez odbiorcę.
Świecić tym ludziom jakimś własnym światłem nie ma co, bo to światło tylko dla nas może wydawać się właściwe.
Może lepiej być takim witrażem przepuszczającym to jedyne Dobre Światło.
Może tym właśnie, których to bezpośrednie Światło razi potrzebne jest w jakimś okresie ich życia, takie przechodzące przez witraż Światło.
To Światło, a nie nasze, jednak dociera do nich, a patrząc na witraż, który oświetlony pięknie wygląda, może przestaną się obawiać porażenia i sami dotrą do Źródła Światła.
Bo to ŚWIATŁO nie jest potrzebne nam tylko po to, byśmy ujrzeli piękno swych wnętrz a raczej wręcz przeciwnie – dzięki promieniom Światła – dostrzegli brud, to co kala biel naszych dusz. Ono ukazuje to co mamy poprawić i pozwala zauważyć jak zmienia się nasza relacja z Bogiem, o ile w ogóle się zmienia. To jednoczesne wezwanie do ciągłego nawrócenia i przypomnienie o Bożym synostwie ludzi ufających Ojcu Niebieskiemu.
To ŚWIATŁO nie jest potrzebne tylko nam, ale właśnie przede wszystkim "poganom", tym, którzy nie mają możliwości wypowiedzenia słów "Abba, Ojcze". Będąc pośrednikami jaśniejącego na judzkiej ziemi bóstwa mamy wyjść im (tj. poganom) naprzeciw i pociągnąć ich do Boga. Ta misja wciąż trwa, wciąż jesteśmy refleksami Stwórcy (Jego praw, nakazów) i nieprzerwanie przez ten pryzmat jesteśmy obserwowani. Dlatego właśnie nigdy nie zapominajmy, że nasze domy, atmosfera w nich panująca oraz to co sobą reprezentujemy zawsze będzie odnoszone do tego, kim jesteśmy (tj. KATOLIKAMI)
To ŚWIATŁO jest prawdą. Tym Światłem jest Bóg. Niepojęty, nieogarniany, nieskończony (także w swej świetlistości). Być może dlatego właśnie Herod nie potrafił logicznie podejść do zaistniałej sytuacji. Zmaterializowany świat potrafi nawet zwyczajne i wydawałoby się proste sformułowanie przerodzić w coś przeraźliwego.
Podpisuję się pod życzeniami Domownika, aby objawiło się nam to, co Mędrcom, a co ich doprowadziło do Jezusa. Przekonuje mnie także postulat bycia witrażem, przez który przebija jedyne i prawdziwe Światło. O tym Świetle bardzo ciekawie pisze Michał Stefan, pokazując różne sposoby jego widzenia i pojmowania. Serdecznie dziękuję za te tak mądre wypowiedzi! Ks. Jacek
Co do wymiaru czysto fizycznego Gwiazdy Betlejemskiej, to szczerze polecam artykuł ze świątecznego wydania "Uważam Rze" – jest tam wywiad zdaje się z brytyjskim naukowcem, w którym przedstawione są źródła na podstawie których zbudowano hipotezę o tym, że faktycznie w najprawdopodobniejszym okresie narodzin Chrystusa miało na niebie miejsce coś nadzwyczajnego! Dodam, że jedno ze źródeł jest jak najbardziej "obiektywne" bo pochodzi z Chin :D.
Dzięki! Ks. Jacek