O magii w naszych religijnych praktykach…

O

Szczęść Boże! Kochani, kilka słów koniecznego odniesienia do tego, co przeczytałem:
1. Bardzo serdeczne dzięki mojemu Bratu, Księdzu Markowi, za fantastyczny wpis. Z pewnością, takiego spokoju i dystansu nam wszystkim potrzeba. Dziękuję szczególnie za „przekierowanie” dyskusji na właściwe rozumienie pojęcia „Kościół”, bo z tego wynika wszystko inne. Dziękuję za „już” i proszę o „jeszcze”!
2. Bardzo też dziękuję też Robertowi. Dzięki jego mądrym wpisom, moje być o wiele krótsze, ponieważ Robert pisze dokładnie to, co ja bym miał i chciał napisać, przez co również staje się przedmiotem ataków, często całkiem niewybrednych!
3. Na zarzut o porównywanie się do Jezusa odpowiadam: owszem, porównuję się do Niego! Tak powinien czynić każdy z nas – chrześcijan. A ja dodatkowo także dlatego, że moim obowiązkiem jest mówić w Jego imieniu i Jego prawdy bronić, nastając „w porę i nie w porę”, bez względu na takie czy inne czyjeś zapatrywania.
4. Na zarzut o dążeniu do Średniowiecza odpowiadam: obyśmy naprawdę do niego dążyli. Wtedy Polska była potęgą, bujnie rozwijała się nauka, w naszym kraju w wieku na przykład XIII żyło jednocześnie kilkoro kanonizowanych później i beatyfikowanych Świętych! Między innymi – mój Patron! Dlatego uważam, że frazesy o ciemnym Średniowieczu są tak samo racjonalne, jak zarzuty stawiane w powyższej dyskusji odnośnie do pieniędzy księży, ich samochodów, i tak dalej!
5. Na zrzut o tym, iż bawi mnie wsadzanie kija w mrowisko odpowiadam: w żadnym razie! Proszę zauważyć, że rok temu zamieściłem podobny artykuł i wtedy dyskusja była o wiele mniejsza. To nie ja ją rozkręcam, ale to Wy właśnie. Z czego się oczywiście bardzo cieszę, bo skoro w mediach publicznych nie ma możliwości takiej dyskusji, to może na tym blogu trzeba dać możliwość wypowiedzenia się tym, którzy nie popierają i nie kochają „jedynie słusznej akcji”.
6. Odnoszę wrażenie, że wielu moich Oponentów nie wczytało się dokładnie – podkreślam: dokładnie – w treść mojego artykułu i moich odpowiedzi sprzed dwóch dni, bo zarzucają mi takie czy inne stanowisko, podczas gdy jest ono inne i ja to jasno wyraziłem, na przykład: sprawę przyznania się do błędów księży. Dlatego jeżeli ktoś jeszcze chciałby się wypowiadać – a bardzo na to liczę – to proszę o czytanie ze zrozumieniem (o co apelował Robert) i dyskusję merytoryczną, a nie – polegającą na rzucaniu inwektyw, albo zarzucaniu kłamstwa bez żadnych argumentów potwierdzających taki zarzut.
7. I jeszcze raz proszę o podpisywanie się pod wypowiedziami. 
8. A pomny na jedno ze stwierdzeń mojego Brata z jego wpisu – polecam uwadze dzisiejsze rozważanie Bożego Słowa!
           Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 1 tygodnia zwykłego, rok II,
do czytań:  1 Sm 4,1–11;  Mk 1,40–45
Izraelici, chcąc zapewnić sobie opiekę Boga i zwycięstwo nad Filistynami, postanowili na pole bitwy zanieść Arkę Przymierza – symbol obecności Boga i Jego potęgi. Wierzyli, że sam ten gest przyniesie im zwycięstwo. I rzeczywiście, pojawienie się Arki wywołało w obozie filistyńskim paniczny strach, który jednak przerodził się niemal natychmiast w heroiczną wręcz odwagę żołnierzy filistyńskich i dziką żądzę zabijania. Ostatecznie zwyciężyli oni Izraelitów, zabijając – jak słyszeliśmy – bardzo wielu z nich, Arkę zaś zabrali.
Ten fakt był potężnym ciosem w morale armii izraelskiej, ale i dla zwycięskich Filistynów okazał się czymś zgubnym, bowiem bezprawne posiadanie Arki Przymierza z czasem doprowadziło także i do ich totalnej klęski. Jakże zatem niewłaściwym i groźnym może się okazać posługiwanie się jakąś świętą rzeczą lub rzeczywistością bez odniesienia do Boga, bez liczenia się z Jego wolą i Jego nauką.
Jezus dzisiaj, dokonując uzdrowienia, każe człowiekowi uwolnionemu z mocy trądu złożyć ofiarę przepisaną przez Mojżesza. A zatem, ofiara ta ma ścisły związek z uzdrawiającym gestem Jezusa, zawiera w sobie pełne odniesienie do Boga. Nie jest pustym gestem samym w sobie. Nie jest też jakimś gestem formalnym, który trzeba spełnić z obowiązku, albo gestem magicznym, który trzeba spełnić „na wszelki wypadek”.
Niestety, taką magią – lub formalnością (jak kto woli) – stają się coraz częściej Sakramenty lub znaki liturgiczne czy też inne czynności religijne. Mówimy tu o przyjmowaniu Sakramentów Świętych dla tradycji, a więc – na przykład – Chrztu w sytuacji zupełnej obojętności rodziców i braku szans na katolickie wychowanie dziecka. Mówimy tutaj o Bierzmowaniu przyjmowanym tylko dlatego, że się jest w trzeciej klasie gimnazjum, bez jakiejkolwiek świadomości, czym jest ten Sakrament. Mówimy tutaj o zawieraniu Małżeństwa w kościele, ale takim, którego architektura dobrze wypadnie na nagraniu, a jednocześnie – o ślubie z całą otoczką, która ma więcej wspólnego z atmosferą sali weselnej, niż z atmosferą wiary i modlitwy, czego dobitnym potwierdzeniem jest ilość osób przystępujących do Komunii Świętej, oscylująca wokół pięciu…
Mówimy tutaj o pogrzebie człowieka, który nic – albo prawie nic – nie miał wspólnego z wiarą i Kościołem, ale kiedy umarł, to się nagle okazało, że był strasznie wierzącym człowiekiem, dlatego trzeba nadzwyczajne ceremoniały odprawiać i spełniać nie wiadomo jakie zachcianki rodziny – tak samo niewierzącej. Mówimy tutaj o przynoszeniu do poświęcenia pokarmów w Wielką Sobotę przez ludzi, którzy tylko ten jeden raz przychodzą do kościoła. Mówimy tutaj o opłatku w ręku człowieka, który nic z tego symbolu nie rozumie i zupełnie nie widzi go w odniesieniu do Chleba Eucharystycznego.
I mówimy także o wizycie duszpasterskiej w domu człowieka, który przyjmuje księdza tylko po to, żeby sąsiedzi nie gadali, ale wcale nie traktuje tego jako ważnego wydarzenia religijnego, co się przejawia poprzez to, że większości domowników po prostu nie ma, a dom – także w tym przejawie zewnętrznym – jest nieprzygotowany.
A wreszcie – mówimy o takich sytuacjach, w których ktoś prosi o poświęcenie samochodu, domu, firmy – tak na wszelki wypadek, albo medalik traktuje jak talizman do odczyniania jakichś nieokreślonych czarów
Mamy zatem na myśli, Kochani, te wszystkie sytuacje, w których czynności sakramentalne, czy znaki liturgiczne, lub wreszcie inne gesty religijne – traktowane są jako magia, albo czysta, sucha formalność. A tak będzie zawsze, gdy nie przypiszemy do konkretnych gestów mocy i łaski Bożej, oraz – gdy wszystkie one nie będą nas prowadziły do Boga i jednoczyły z Nim, tylko staną się czystą formą dla formy.
Dlatego trzeba nam zrobić wszystko, co możliwe, aby rozumieć w pełni to, co dzieje się w liturgii oraz – aby w tym wszystkim szukać osobistego odniesienia do Boga. Osobistego – i bardzo bezpośredniego!
W tym kontekście zastanówmy się:
·        Czy każde błogosławieństwo kapłańskie przyjmuję jako błogosławieństwo samego Jezusa?
·        Czy zawsze pamiętam o konieczności przygotowania się do przyjęcia każdego Sakramentu?
·        Czy wizytę duszpasterską w moim domu postrzegam jako wydarzenie religijne i wydarzenie ważne dla mnie i moich bliskich?
Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.

6 komentarzy

  • Widzę, że zmieniła się struktura w komentarzach – można odpowiadac bezpośrednio na konkretny wpis, fajnie :). Ta "magia" w naszej wierze, o której Ksiądz pisze, to ważki problem. Czasami odnoszę wrażenie, że spora częśc współwyznawców po prostu "odfajkowuje" wiele obrzędów (wliczając i nabożeństwa), jakby ta niezbędna "wiara żywa" gdzieś się rozmywała, wyparowywała wraz z wszechobecnym "duchem czasów". Cóż, nie wiem czy czasami samemu nie ulegam temu o czym piszę, czy niektórych rzeczy nie traktuję jakoś tak – "rutynowo"?
    Szczęśc Boże :).

  • Sądzę, że każde z tych zagadnień warto poszerzyć. Zarówno chrzest (pisałam o tym 8 stycznia w Niedzielę Chrztu Pańskiego),małżeństwo, bierzmowanie (młodzież zbierająca tylko pieczątki, po spowiedzi pierwszopiątkowej i podpisie księdza zmykająca do domu i zapominająca, że w 1 piątek przede wszystkim Komunia Św. jest ważna.) zasługuje na odrębne rozważanie.
    A dziś w Gościu Niedzielnym właśnie jest felieton "Kosztowność kolędy" 😉 .
    Sissi

  • Zgadzam się, że o tych wszystkich sprawach można by długo rozważać i byłoby o czym. Co do rutyny, to grozi nam wszystkim – także nam, księżom… A może wręcz: przede wszystkim nam księżom. Bo może się zdarzyć, że spełnianie posług sakramentalnych i liturgicznych będzie wykonywaniem pracy zarobkowej. Niech nas Bóg broni przed czymś takim!
    Co do pieczątek i podpisów, sam jestem im przeciwny, aczkolwiek je stosuje, gdyż jest to praktyka powszechna w polskim Kościele. Mam nadzieję, że powoli dojrzejemy do tego, by zrezygnować z tej procedury, a wszystko oprzeć na najgłębszej motywacji naszej młodzieży. Wydaje się jednak, że potrzeba jeszcze duuużo modlitwy… Ks. Jacek

  • Zgadzam się co do tego, że na ową zmianę motywacji młodych, a tym samym możliwośc odejścia od podpisów i pieczątek trzeba dużo czasu i modlitwy, ale wydaje mi się, że czasami potrzeba też czytelnego świadectwa nas – dorosłych a niestety zdarza się, że jest ono marne. Przykład: jakie świadectwo daje rodzic, który przywozi dziecko "na pierwszy piątek do kościoła, wręcza mu książeczkę do nabożeństwa" i odjeżdża pozałatwiać swoje sprawy, albo czeka aż się dzieciątko wyspowiada i zabiera je z kościoła zanim rozpocznie się Msza Święta? Nie twierdzę, że to powszechna praktyka, ale niestety z moich obserwacji wynika, że i nie najrzadsza. Może i kandydatom do bierzmowania było by łatwiej gdyby w pierwszy piątek do kościoła przyszli i ich rodzice (oczywiście nie w celu przypilnowania swoich pociech, tylko po to, żeby szczerze się pomodlić – też za swoje dzieci, skorzystać z sakramentu pokuty, uczestniczyć we Mszy Świętej i przyjąć Komunię Świetą). Ja doskonale rozumiem, że pracujemy, mamy swoje obowiązki itd. ale przecież pierwszy piątek jest tylko raz w miesiącu, może więc przed bierzmowaniem dziecka warto zaplanować czas tak, by z dorastającym synem czy córką przeżyć raz jeszcze nowennę piewszopiątkową. Mogą być z tego obopólne korzyści. Pozdrawiam serdecznie. J.B

  • W pełni się zgadzam. I w ogóle – ile mniej byłoby problemów z tak zwaną trudną młodzieżą, gdyby w każdej rodzinie była normalna sytuacja, a więc taka, o jakiej pisze J.B. To jest właśnie sytuacja normalna w rodzinie ludzi wierzących, kiedy rodzice swoje dzieci do kościoła nie tyle wysyłają, co prowadzą, stając się dla nich pierwszymi świadkami wiary. I – oczywiście – modlą się za nich. Czyż nie to właśnie przyrzekali w trakcie udzielania Chrztu Świętego swoim dzieciom?
    Szczęść Boże! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.