Bo my lubimy nasze problemy…

B
Szczęść Boże! I znowu dawka głębi i optymizmu w słówku, przysłanym do mnie bardzo rano naszego czasu. My zbieramy się do wyjazdu ze Szklarskiej. Znowu trzeba powtórzyć za Janem Pawłem II: „Żal odjeżdżać”… Pozostaje nadzieja na ponowny przyjazd w niedalekiej przyszłości. W każdym razie – długa podróż będzie dobrym czasem na modlitwę, także w Waszych intencjach. 
Gaudium et spes!  Ks. Jacek
A oto słówko Księdza Marka na dziś:
Czy jesteś teraz szczęśliwy?
Czy jesteś teraz spokojny?
Czym się przejmujesz?
Co przeżywasz?
Czemu jesteś taki spięty?
– Wiem, brzmi jak na spotkaniu z psychologiem… Ale proponuję w ciszy serca odpowiedzieć sobie na te pytania.
Dziś Ewangelia o tym, jak Jezus spokojnie śpi. I nie było by w tym nic dziwnego, jeśli by nie to, że śpi na łódce, w czasie burzy, kiedy inni są spięci, zdenerwowani, przestraszeni, boją się o swoje życie.
A kiedy Go obudzili (bo przecież jak się denerwujemy, to dodatkowo denerwuje nas człowiek obok, który jest spokojny) on ma pretensje, zwraca się do nich z wyrzutem – ale nie, że Go obudzili, ale że nie mają wiary. – I ucisza burzę.
Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?
Kiedy Jezus jest aktywny, żywy, przeżywający? – W świątyni, gdy jest bezczeszczona, kiedy wyrzuca złe duchy, gdy przeciwstawia się faryzeuszom.
Lecz kiedy chodzi o prawa przyrody, to co absolutnie od nas nie zależy, co nie dotyczy naszego zbawienia, co nie jest naszym grzechem, On śpi, On się tym nie przejmuje, nie martwi.
My się często przejmujemy tym co od nas nie zależy, i jeszcze się nakręcamy i bardziej denerwujemy tym, że nasze nerwy i pretensje nic nie pomagają – bo to od nas nie zależy.
I tak się tym przejmujemy, tak się tym denerwujemy, że nie zauważamy tych drobiazgów, które od nas zależą, a my nic nie robimy.
Główny problem naszego życia to brak wiary. To co od nas nie zależy trzeba zostawić Bogu. I zostawić, nie martwić się, nie przeżywać. Wierzyć.  – A zająć się tym co ode mnie zależy. Zająć się pracą nad sobą, dobrymi dziełami, które mogę zrobić.
Czasem też myślimy, że Boga nie ma, nie ma przy nas, że nas opuścił, że o nas zapomniał, albo, że śpi. Tylko trzeba nam pamiętać, że jeśli On śpi, to i my możemy spać, jeśli On jest spokojny, to i my możemy być spokojni. To znaczy, że wszystko jest pod kontrolą – Jego kontrolą.
Kiedyś pojechaliśmy do jakiejś odległej wioski. Fakt, że tam przyjeżdżamy rzadko. Mało mają ci ludzie katechezy. W czasie Mszy jedna kobieta modli się za rodzinę córki, bo są problemy z jej mężem, że pije, że bije…
Po Mszy siedzimy przy herbacie i rozmawiamy, temat wszedł na życie wieczne. I zadałem im wprost pytanie – czy wy wierzycie w życie wieczne? Entuzjazmu nie było, raczej wątpliwości – a nikt tam nie był, nie widział, nikt stamtąd nie wrócił…
A ta kobieta, która modliła się o małżeństwo córki, mówi – a tam w niebie to będzie nudno. Mówię jej – no jeśli tak, to po co modlić się, żeby u córki w małżeństwie się poprawiło, przecież teraz chociaż nudno nie jest, coś się dzieje…
Kochani, my lubimy nasze problemy, my lubimy o nich rozmyślać, przejmować się, grzebać się w nich, kontemplować je, denerwować się… Bo przecież wystarczyło by położyć się obok śpiącego Jezusa, otworzyć jedno oko i spojrzeć na to z Jego perspektywy. Zobaczyć to, że On jest obok. Zobaczyć, że On śpi spokojnie, więc znaczy, że nie jest tak strasznie.
Główny problem naszego życia, to to, że nie potrafimy powiedzieć – Jezu ufam Tobie.
A jeśli nawet mówimy to jest to nieprawda.

Dziękuję za wszystkie komentarze, czytam je i zawsze się z nich cieszę, zwłaszcza, że są one takie głębokie i takie dobre. Dziękuję blogowej Rodzinie, to jest dla mnie też pomoc w rozmyślaniu nad Bożym słowem i mobilizacja i nowe myśli… Dziękuję.
I proszę – bądźcie tak aktywni, nie bójcie się pisać, nie myślcie – „co ja tam nowego wniosę”? – Nie, to jest zawsze ważne.
Zaraz zaczynam pisać konferencję dla małżeństw. Jutro comiesięczne spotkanie wspólnoty małżeństw. Bardzo fajnie się to rozwija. Bardzo się z tego cieszę. Proszę dziś o modlitwę za nich i za mnie, żebym im powiedział jutro to, co Pan Bóg chce, żeby im powiedzieć, co dla nich ważne. Rodzina tutaj, bardzo potrzebuje pomocy i oni to czują i wszyscy to wiedzą. Dlatego pomódlcie się czasem, za rodziny w Rosji, w Tomsku.
(Patrzę na zegarek – u mnie jest 11.45, a w Polsce – 5.45. Życzę dobrego dnia).
Pozdrawiam. Z Bogiem.

9 komentarzy

  • Niezależnie od tego czy się żyje w mieście, czy na wsi, domy ochraniają piorunochrony. Można powiedzieć, napisać, że burza już nie zagraża człowiekowi.
    Ale burza znad jeziora Genezaret istnieje do dzisiaj, i będzie istnieć do końca świata.
    Istnieje, tyle,że przybrała inną scenerię.
    Każdy z nas, zna ją na pamięć.
    Burza bezwietrzna, kiedy słowo bardziej uderza niż grom
    Burza , gdy życie rzuca nami, jak kruchą łupiną na oceanie
    Burza, gdy poraziło nas to, co nie dotknęło wieczności
    Burza , kiedy gwałtowny huragan niezgody wpada do naszych domów, aby je roznieść
    Burza w nas, przez nas, z nami
    A może te burze przychodzą do nas, by nas postawić do pionu ? by nami potrząsnąć, obudzić nas?
    Może one po to są, byśmy zrobili tylko jedno, przystąpili do Niego jak tamci, i zawołali – Mistrzu giniemy?
    Dobrze wiemy, co było dalej
    A może burza galileska przyjdzie na nas czarną chmurą, by zmyć nasze grzechy, bo zbyt szybko się przywiązujemy do ludzi, do rzeczy?
    Może przyjdzie po to, by zrzucić z nas to wszystko, co czyni nas mniej wolnymi?
    Dopiero wtedy znajdziemy w nas wolną przestrzeń. Uzyskamy wtedy cichy widok na nas samych.

    On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora : Milcz, ucisz się !
    Czy my żyjąc tu i teraz wierzymy w moc tych słów ?
    Tak naprawdę to chyba idzie o to, abyśmy my się obudzili. Obudzili się otworzyli swoje oczy.
    Bo, Kim On jest, że nawet jezioro , i wicher są Mu posłuszne…?

  • Hm…?
    Trochę się z Księdzem zgadzam, a trochę nie …
    Rzeczywiście przejmujemy się tym co od nas niezależne. Bez sensu jeśli zadręczamy się czasem przeszłym nie mając na na niego wpływu…po kilku latach, to zrozumiałam.
    Jednak w czasie teraźniejszym, również tak jest. Chcemy na siłę coś zmienić..na próżno. Coś co wydaję nam się oczywiste i nie rozumiemy czemu jest tak, a nie inaczej. W końcu jesteśmy zmęczeni. Dopiero, to zmęczenie i bezsilność pozwalają nam zrozumieć, że ma być właśnie tak!
    Przestajemy z tym walczyć, godzimy się, nie przejmujemy. Wierzymy jednak, że za rok, 5lat czy 10 Pan Bóg, to zmieni. Twardo ufamy, bo tak jest łatwiej.
    …nie wiem czy to jest tak do końca pogodzenie się z problemem ( czy tylko na jakiś czas), ale koniec z zamartwianiem się 🙂
    Jednak nie widzę, tu objawów braku wiary. Nie którzy mimo problemów, nie przestali Bogu ufać, wierzyć w niego, bo wbrew pozorom dużo w życiu spotkało ich dobrego. To nie jest brak wiary tylko po prostu niezrozumienie, dlaczego spotkało nas, to czego najbardziej się baliśmy w życiu… (chyba, że to Ksiądz uważa za brak wiary). Ktoś kiedyś powiedział, że Bóg daje taki krzyż jaki jesteśmy w stanie udźwignąć.
    Nie zgodzę się z Księdzem, że lubimy nasze problemy. Tu piszę za siebie. Ja osobiście staram się o swoich nie myśleć, a już na pewno nie rozmawiać. Kiedyś rozmawiałam, ale były, to zawsze te same osoby – konkretnie 3. Dla mnie im mniej osób wiedziało tym lepiej. Raz, że się wstydziłam, a dwa nie chciałam, by ktoś się przejmował moimi problemami, a już na pewno nie bardziej ode mnie…

  • Kiedyś na spotkaniu parafialnym, Ksiądz powiedział, żeby każdy na kartce napisał swój problem. Potem wszyscy wymienili się kartkami. Każdy przeczytał kartkę którą wylosował i już przestał uważać, że jego problem jest największy i najgorszy…

    • Jakos tak się porobiło, że aby zamiecić komentarz, to mogę to zrobić tylko za pomocą funkcji "odpowiedz" pod innym komentarzem :).
      "Główny problem naszego życia to brak wiary. To co od nas nie zależy trzeba zostawić Bogu. I zostawić, nie martwić się, nie przeżywać. Wierzyć. – A zająć się tym co ode mnie zależy. Zająć się pracą nad sobą, dobrymi dziełami, które mogę zrobić." – rzeczywiscie bywa tak, że człowiek traci z oczu to, co w zasięgu wzroku, a to co poza horyzontem staje się utrapieniem. Co jednak, na serio, jest w zasięgu naszych możliwosci – a co nie jest? Odpowiadając trochę filozoficznie – to wszystko jest ;), jeżeli jest wiara :). Wszak wiara góry przenosi :).
      Pozdrawiam serdecznie i weekendowo z ziemi drohiczyńskiej 🙂
      Robert

    • Ja może podzielę się swoim postępowaniem. Ufam bardzo w Bożą pomoc i dlatego zawsze mówię, że problemy zostawiam Bogu. Nie przejmuję się nimi wcale. Wiem, że Bóg ma wobec mnie swoje plany i moje zamartwianie się nic nie da.
      Jezu, ufam Tobie.

  • Dawno nie pisałam.

    Ja to bym chciała umieć tak zaufać Jezusowi, żeby w czasie tej burzy położyć się obok Niego tak po prostu i gwiazdy oglądać. Marzę o tym bardzo… Bo ludzie, którzy byli z Jezusem byli doświadczonymi rybakami i podejrzewam, że nie robili szumu o jakąś drobnostkę.
    Tak sobie myślę, że prawdziwa sztuką jest to, abyśmy nauczyli się tego, że to nie nam się udaje poradzić z czymś tylko Panu Bogu przez nas rozwiązać jakieś zawiłości.
    Na myśl jeszcze przychodzą mi słowa bodajże św. Ignacego z Loyoli "Ufaj Bogu tak, jakby wszystko zależało od Niego, pracuj tak jakby wszystko zależało od ciebie".
    Ot tyle pozdrawiam w zabieganiu ostatnio okrutnym…

  • Czyli po prostu "szukajcie Królestwa Bożego a wszystko inne będzie Wam dodane"
    w codziennym zabieganiu naprawdę łatwo o tym zapomnieć.
    albo przez lata, nawet w Kościele szukać czegoś innego niż Królestwo Boże.

    Pozdrawiam Księdza Marka i Księdza Andrzeja i wysyłam ciepłe myśli do Tomska, gdzie byłam z rodziną półtora roku temu.

  • Zgadzam się z Domownikiem, że burze, jakie Pan na nas dopuszcza to chyba właśnie po to, aby nas postawić do pionu i ukierunkować nasze myślenie. Trzeba to tylko właściwie odczytać.
    Świadectwo GoSzia22 bardzo mi się spodobało – gdy idzie o pomysł "wymienienia się" problemami. A co do polemiki z opinią Marka, to jednak poproszę, aby On sam zechciał się wypowiedzieć.
    Podpisuję się pod pragnieniem Karoliny rozbudzenia w sercu takiego bezgranicznego zaufania Jezusowi, o jakim pisze w swojej wypowiedzi. W tym kontekście mocno brzmi wypowiedź Roberta o wierze, która góry przenosi. I w tym także kontekście dziękuję za bardzo optymistyczne świadectwo Mirki. A na pozdrowienie Katarzyny z pewnością odpowie sam Marek.
    Wszystkich gorąco pozdrawiam i bardzo dziękuję za rzeczową dyskusję! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.