O chrześcijanach znudzonych wiarą…

O

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Polecam Waszej refleksji dzisiaj problem istotny – i coraz częstszy, jakim jest znudzenie wiarą, Bogiem, życiem… Ot, po prostu – wszystkim… Ale tak szczególnie – wiarą i Bogiem. Módlmy się o nowy zapał do wyznawania wiary i życia wiarą!
       Wypowiadam także wielką wdzięczność Bogu za bardzo udany wczorajszy kulig z Młodzieżą celestynowską. Niech Pan będzie uwielbiony w żywiołowej radości tych młodych ludzi!
     Pozdrawiam Was wszystkich, Kochani, w Dniu Pańskim. I błogosławię na jego głębokie przeżywanie: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

7 Niedziela
zwykła, B,
do
czytań:  Iz 43,18–19.21–22.24b–25;  2 Kor 1,18–22;  Mk 2,1–12
Czy można znudzić się
Bogiem?
To
takie niesamowite, ale dokładnie tak powiedział sam Bóg dzisiaj w pierwszym
czytaniu przez Proroka Izajasza: Lecz ty, Jakubie, nie wzywałeś Mnie, bo
się Mną znudziłeś
, Izraelu.
A więc jednak!
Sam Bóg odnosi wrażenie, że
Izrael się Nim znudził. To chyba szokujące wrażenie. Znamiennym jest, że od
początku swego Pontyfikatu o chrześcijanach znudzonych wiarą mówił niejednokrotnie także Benedykt XVI.
I to właśnie z owego znudzenia rodzą się grzechy, którymi Izrael sprawia
przykrość Bogu i występki, którymi Boga zamęcza. Na szczęście, Bóg nie chce
trwać w niechęci
do swojego Narodu i dlatego przekreśla przestępstwa, a o
grzechach nie wspomina.
Jednak chyba przykrość,
jaką umiłowany Naród sprawił Bogu, była wielka, bo musi boleć to, że ci,
których się kocha i którym tyle dobra się okazuje, nagle się tą dobrocią i
tą życzliwością po prostu znudzili.
Ot,
tak zwyczajnie!
A przecież Bóg przychodzi do nich zawsze z jakąś nową
propozycją i każde Jego wyjście do człowieka jest czymś nowym, czymś
niezwykłym: Oto Ja dokonuję rzeczy nowejmówi Bóg – pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?
Czy poznali rzecz nową i
niezwykłą bohaterowie dzisiejszej Ewangelii? Chyba tak! Gdyby bowiem na
wszystko reagowali jedynie znudzeniem, z pewnością nie usłyszelibyśmy dzisiaj
pełnych zachwytu słów: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego!
Oto bowiem przyniesiono do
Jezusa paralityka. Przyniosło go czterech. Ale nawet ci czterej, pomimo, iż się
bardzo starali, nie byli w stanie zanieść go do Jezusa, bo tak wielki tłum
zgromadził się w domu
. Dlatego przez dach spuścili chorego przed Jezusa.
Już ten gest był na tyle zaskakujący i odbiegający od normy, że sam Jezus z podziwem odniósł się do
ich wiary
.
Ale w tym momencie to Jezus
zadziwił zgromadzonych – zaś uczonych w Piśmie obruszył – słowami, że odpuszczają
się grzechy paralityka
. Przecież nie po to przyniesiono tego chorego człowieka!
Jemu chodziło nade wszystko o to, aby mógł wreszcie chodzić! Miał dość
swego położenia dlatego, że był tym zapewne i fizycznie, i psychicznie
wyczerpany. I dlatego chciał jakiejś zmiany. Chciał uzdrowienia. Tylko o to, a może – aż o to mu chodziło.
Zapewne nie brał pod uwagę
problemu grzechów, problemu ducha. Wszak tego problemu nie było widać na zewnątrz,
choroby duchowej nie odczuwało się namacalnie. A jednak Jezus od tego zaczął.
Jezus zaczął od uzdrowienia duchowego. Właśnie to uznał za najważniejsze.
Uzdrowienie fizyczne jakby
postawił na drugim miejscu: Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka:
„Odpuszczają ci się twoje grzechy”, czy też powiedzieć: „Wstań, weź swoje łoże
i chodź”? Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów, rzekł do paralityka:
„Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu”.
Ten wstał i
poszedł.
Cóż
jest łatwiej powiedzieć?
Powiedzieć jest łatwo i jedno, i drugie, ale powiedzieć to z
taką mocą, aby mogło się to wprost dokonać – to nie jest łatwo. Na pewno nie
może tego dokonać ktoś, kto nie ma w sobie mocy Bożej. I dlatego zapewne
z taką złością zareagowali uczeni w Piśmie. Oni, choćby wypowiedzieli tysiące
słów i dziesiątki zaklęć, nie sprawiliby tego, żeby człowiek sparaliżowany
odzyskał władzę w nogach, a już tym bardziej nie sprawiliby tego, iżby uwolnił
się od swoich grzechów. Jezus natomiast dokonuje jednego i drugiego.
Uwolnienie
z mocy choroby – jak zauważyliśmy – stało się tylko zewnętrznym potwierdzeniem
tego, co dokonało się wewnątrz: o wiele bardziej istotne uwolnienie z
grzechów.
Jezus wyraźnie bowiem powiedział, że dokonuje uzdrowienia
fizycznego po to, aby potwierdzić, iż ma moc odpuszczać grzechy.
I to jest właśnie
niezwykłe!

I tym właśnie zachwycali się zebrani ludzie – dostrzegli, że Jezus dał
więcej
, niż to, o co był tylko proszony. Widząc człowieka chorego,
dostrzegł w nim o wiele więcej potrzeb, niż ten sam w sobie dostrzegał.
Dał mu więcej, niźli ten śmiałby prosić. Tym właśnie zachwycali się zebrani
ludzie. Na pewno nie byli znudzeni
Jezusem ani tym, co robił.
Wprost przeciwnie – byli zachwyceni!
czego nie można natomiast powiedzieć o uczonych w Piśmie. Ci bowiem byli oburzeni.
I
– co jest w tym najbardziej dziwne – nie oburzała ich nigdy własna nieprawość! Nigdy
ich nie dziwiła własna przewrotność!
Im było z nią po prostu dobrze. Ale
tak bardzo oburzył ich fakt pomocy, jaką okazał biednemu człowiekowi Jezus. To
akurat ich dziwiło i oburzało
!
Tylko prości ludzie, którzy przybyli do Jezusa z potrzeby serca, z nadzieją na
uleczenie swoich niedomagań, z nadzieją na usłyszenie Jego nauki – tylko ci ludzie zareagowali szczerym i otwartym sercem,
zareagowali miłością i podziwem.
Czemu o tym wszystkim
mówimy dzisiaj?

Podejmujemy to rozważanie Bożego Słowa, przeznaczonego na dzisiejszą Niedzielę
po to właśnie, aby sobie uświadomić, w jaki sposób reagujemy na Boga,
który do nas codziennie przychodzi, który nas codziennie obdarowuje. Czy nie
jest to czasami znudzenie Bogiem?
„Panie Jezu, przychodzę do
kościoła,
a
tu zawsze to samo
– ta sama Msza Święta, te same słowa i czynności, ten sam
ksiądz wchodzi zawsze na tę samą ambonę i zawsze „ględzi” to samo. A kiedy
klękam do pacierza – to znowu te same „Ojczenasze” (jak się wyraził Ksiądz Jan
Twardowski) i te same „Zdrowaśki”. I wciąż to samo i to samo. To samo
ksiądz mówi przy ołtarzu i znowu to samo powie mi w konfesjonale. Co jest niezwykłego w codziennym czy cotygodniowym
powtarzaniu tych samych czynności?
Czym się tu można zachwycić? Znudzenie! Znudzenie kościołem, znudzenie
Bogiem…
A
może reagujemy oburzeniem:
„Jakim prawem Jezus domaga się tego czy tamtego? Jakim prawem ksiądz wypowiada
takie zarzuty czy stawia takie wymagania? Skąd u niego to przekonanie, że w
konfesjonale naprawdę odpuszcza grzechy?
A cóż takiego dokonuje w czasie Mszy Świętej? Czym się ten człowiek
różni od nas, żeby śmiał nas pouczać?”
Oburzenie! Oburzenie na
księdza, oburzenie na Kościół, oburzenie na samego Boga!
Właśnie,
Kochani, jak reagujemy na Boga? A
jeżeli przychodzi owo znudzenie, czy może zniechęcenie, a może oburzenie – to
skąd się ono bierze?
Dlaczego dzisiaj wielu ludziom, szczególnie młodym, Kościół ze swoją liturgią, ze swoim
nauczaniem, ze swoim stylem wydaje się tak bardzo przestarzały, nienowoczesny,
staroświecki, niemodny
a ostatecznie nudny?
Czemu
tak wielu oburza się na to, czego doświadczają w Kościele, albo nawet nie
doświadczają, bo trzymają się z daleka, ale właśnie stamtąd, z daleka – obserwują Kościół i się oburzają? Czemu
tak reagują?
A
jednocześnie jak to jest, że nie brakuje ludzi, również młodych, którzy bardzo
głęboko związują się z Kościołem
, widzą tu miejsce dla siebie, gorliwie
modlą się codziennie i poszukują bardzo intensywnie kontaktu z Bogiem? Czym
wytłumaczyć taką różnicę postaw?
Czy przyczyn nie należy upatrywać w samym
nastawieniu człowieka?
Zobaczmy,
jak bardzo inaczej reagowali różni bohaterowie dzisiejszej Ewangelii. Czterej
niosący paralityka – i on sam – po to przyszli do Jezusa, aby doświadczyć
Jego miłości i pomocy
. Po to
samo przyszli ci wszyscy, którzy z uwagą słuchali Jezusa. I dlatego wszyscy oni
zostali obdarowani – otrzymali uzdrowienie, otrzymali tak wiele, że mogli z
największym zdumieniem
wypowiedzieć słowa podziwu.
Ale
uczeni w Piśmie, chociaż uczestniczyli w tych samych wydarzeniach, byli
dokładnie w tym samym miejscu, jednak doświadczyli tylko zdenerwowania i
podejrzliwości. Dlaczego?
Czy
przyczyna nie leży w nastawieniu serca człowieka? Czy tą przyczyną nie
jest intencja, z jaką człowiek wychodzi na spotkanie swego Boga? Jeżeli
przychodzi po to, aby coś usłyszeć i wziąć do swego serca, z pewnością coś
usłyszy
z tego co mówi Bóg – i do
serca weźmie.
Jeżeli ktoś natomiast przychodzi z takim nastawieniem, że
znowu to samo i będzie się tylko nudził – na pewno będzie się nudził!
Do
serca znudzonego nie dotrze to, że Bóg czyni wszystko nowe – jak sam mówi w
pierwszym czytaniu. I to za każdym razem, nawet wtedy, gdy dokonywane są te
same czynności lub głoszona ta sama Ewangelia.
Bo
w gruncie rzeczy – to nie jest to samo, czy wszystko jedno. Boże Słowo
za każdym razem może wywołać w nas inne poruszenia serca. I liturgia może nas
za każdym razem inaczej, za każdym razem głębiej poruszyć. A
Spowiedź, nawet jeżeli wydaje się nam, że mówimy zawsze to samo i słyszymy to
samo, może być krokiem za każdym razem dalej uczynionym. To naprawdę od
nas samych zależy – czy przyjdziemy z sercem otwartym i gotowym, z sercem
pytającym:
Panie, co mi dzisiaj powiesz,
co pozwolisz mi zrozumieć, co mi dzisiaj dasz?
– czy też przyjdziemy z
sercem znudzonym
, żeby nie powiedzieć – rozkapryszonym!
Tylko
w tym wszystkim to jest dziwne, że jeżeli uskarżamy się na znudzenie tym, co
się dzieje w kościele albo na modlitwie – czemu nie uskarżamy się na
znudzenie tym, co pokazują w telewizji?!
Tym dopiero można się znudzić! Dokładnie
zawsze to samo i to bez większej zazwyczaj wartości. Ale to nas jakoś nie nudzi
telewizor może grać cały wieczór, a my cały wieczór możemy przed nim
siedzieć.
Podobnie
– jeżeli oburza nas takie czy inne stanowisko Kościoła w różnych kwestiach – czemu
nie oburzają nas nasze własne grzechy i błędy?
Z tych, z reguły, łatwo się
usprawiedliwiamy i wszystko jest w porządku. Tylko jest jeszcze jedno
niebezpieczeństwo: ktoś, kto tak łatwo może się znudzić tym, co przynosi Bóg, zapewne
też łatwo będzie się nudził tym, co dzieje się w jego życiu.
Dlaczego
nie miałby się bowiem znudzić życiem małżeńskim – zawsze z tym samym małżonkiem! – czemu nie miałby się znudzić tym
samym życiem rodzinnym, tymi samymi problemami w pracy, tymi samymi sprawami w
sąsiedztwie? Tym wszystkim też się można szybko znudzić. Tylko jak potem wytrzymać z takim
człowiekiem, którego wszystko nudzi?
Więc
może nie należałoby ulegać uczuciu znudzenia, ale zmienić wewnętrzne
nastawienie.
Wskazaniem niech będą nam słowa Pawła z dzisiejszego drugiego
czytania, wyjęte z Listu do Koryntian: Bóg mi świadkiem, że w tym, co do was
mówię, nie ma równocześnie: „tak” i „nie”. Syn Boży, Chrystus Jezus,
Ten, którego głosiłem wam ja i Sylwan, i Tymoteusz, nie był „tak” i „nie”, lecz
dokonało się w Nim „tak”. Albowiem ile tylko obietnic Bożych, wszystkie są w
Nim „tak”.
To
może takie obrazowe pokazanie stanowiska Pawła, ale ilustruje ono bardzo
określoną postawę Apostoła: jest on bardzo jednoznaczny w swoim
świadectwie, w swoim przeżywaniu Chrystusa, jak i sam Chrystus jest bardzo
jednoznaczny
i nastawiony na to, aby czynić człowiekowi dobro i tym dobrem
zawsze go obdarzać. Takie samo nastawienie Boga wyraźnie widać w pierwszym
czytaniu.
I
teraz cały problem w tym, aby człowiek był tak samo jednoznacznie nastawiony
na Boga
, na to, aby jak najwięcej skorzystać z każdego z Nim spotkania, aby
za każdym razem doświadczyć czegoś nowego, czegoś fascynującego, aby po
każdym spotkaniu z Nim na modlitwie lub na Mszy Świętej, ale też – po każdym spotkaniu
z Nim w drugim człowieku czy
doświadczywszy Jego działania w różnych sytuacjach życiowych – móc powtórzyć za
bohaterami dzisiejszej Ewangelii: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś
podobnego
!
W
tym kontekście zastanówmy się:
·       
Czy
uczestnicząc we Mszy Świętej, staram się przeżyć ją jak najgłębiej, czy też znudzony
– wyczekuję tylko końca?
·       
Co
nowego usłyszałem i zabiorę ze sobą z dzisiejszego Bożego Słowa?
·       
Czy
nie okazuję wszystkim wokół swojego znudzenia codziennością rodzinną i
zawodową?
Lecz ty,
Jakubie, nie wzywałeś Mnie, bo się Mną
znudziłeś, Izraelu…

7 komentarzy

  • U mnie dziś na Mszy Św. Ksiądz skupił się bardziej na grzechu/spowiedzi. "Uzdrowienie fizyczne jakby postawił na drugim miejscu….Ten wstał i poszedł." Ks. Jacek bardziej na "znudzeniu się" Panem Bogiem i trochę na grzechu. Jakże różne interpretacje 🙂

    Wiele razy zastanawiałam się skąd biorą się "te różnice postaw". Po części towarzystwo/presja. Jednak myślę, że największą rolę odgrywa tu wychowanie, dorastanie w rodzinie. Przykład rodziców. Aczkolwiek też nie do końca. Ile jest rodzin z kilkoma dziećmi i np. jedno z tych dzieci odrzuca Pana Boga. Tu właśnie tego myślenia, tego dziecka – potem dorosłej osoby – nie rozumiem.

    Miałam kiedyś tak w swoim życiu, że z problemów uciekałam w pracę, naukę. Nie znudziłam się wtedy Panem Bogiem tylko o nim zapomniałam. Wpadłam w taką rutynę, że każdy dzień był taki sam. Nie "odczuwałam" czy to weekend, niedziela czy zwykły dzień tygodnia. Na szczęście się opamiętałam 🙂

    Miałam też tak, że Kościół był miejscem gdzie dużo myślałam o problemach. Nie chciałam, ale myśli same się nasilały. Nigdzie mnie tak nie dręczyły, męczyły jak właśnie w Kościele. Wydawały się takie ogromne…Próbowałam z tym walczyć , ale na daremno. Z czasem mi przeszło.

    Jest wiele przyczyn "różnych postaw". Wiem, że nie są i nie powinny być usprawiedliwieniem!

    "Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy." Jakże ważne słowa, a jak ciężko się do nich dostosować. Trzeba żyć teraźniejszością i iść na przód!

    A czy można się znudzić Panem Bogiem? Wszystkim można się znudzić. Ale zaczynając od znudzenia się jakąś drobnostką , możemy skończyć na znudzeniu się życiem. Tu nawet nie chodzi o rutynę. Trzeba widzieć sens w tym co się robi. Czy to modlitwa, praca czy nauka. Robienie na siłę ( pójdę do Kościoła, bo rodzice każą) nie ma najmniejszego sensu, bo na dłuższą metę nie damy rady.

    Pozdrawiam i życzę wszystkim dobrej niedzieli 🙂

  • Znudzenie jest chyba zaraźliwe, bo i mnie właśnie dopada gdy widzę gdy w naszej grupie marnowane są przez prowadzącego księdza wszystkie wysiłki i trudy poprzednika. Może to nadmiar obowiązków przyczynia się do tego, lecz wygląda to jakbyśmy byli jak piąte koło u wozu. Jesteśmy tylko owcami i bez zaangażowanego pasterza rozpierzchniemy się po tym świecie.

    Dasiek

    • Niestety, zdarza się i tak, że zawodzi ten, który do Chrystusa powinien prowadzic, ale przecież to nie powód aby przed Chrystusem uciekac ;).

    • Daśku, Ty chociaż masz jakieś spotkania. U mnie kiedyś było oazowe. Na pierwsze spotkanie przyszło bardzo dużo osób. Większość, jak zresztą i ja z ciekawości. Ze spotkania na spotkanie coraz mniej. Na ostatnim przed wyjazdem była tylko moja przyjaciółka i chłopak. Razem ze mną 3 osoby. Nie licząc Księdza i "prowadzących". Po wakacjach już tych spotkań nie było. Nie mamy już w parafii żadnych spotkań tego typu dla młodzieży 🙁

    • Nie oczekuję żadnych fajerwerków lecz odrobiny żywego zainteresowania naszym trudem. Chyba tak musi być, że "złoto próbuje się w ogniu, a ludzi miłych Bogu w piecu poniżenia." Jak patrzeć na to gdy zaczyna to wszystko marnieć i usychać gdyż zostały wyznaczone inne parafialne priorytety.

      Dasiek

  • Znudzenie wiarą to chyba najgorsze co może się nam przytrafić.
    Znudzony lud, znudzona służba liturgiczna, znudzeni duszpasterze.
    To dramat.
    To umieranie naszej miłości względem Boga, tracenie z Nim jakichkolwiek więzi.
    Rutyna to wszystko pochłania; ta cała fascynacja relacją gdzieś wyparowuje.

    Nasza wiara może się jedynie cofać (i stać się niewiarą) kiedy nie pragniemy
    odkrywania nowych ścieżek prowadzących do Boga.

    A tęsknota za Stwórcą ma w nas budzić twórcze postawy i twórcze myślenie.
    Tak jak ci przyjaciele paralityka, tak i my, mamy szukać Boga na każdy sposób
    – nawet ten najbardziej niekonwencjonalny.
    Musimy ciągle próbować, bo do Boga prowadzi wiele ścieżek.

    Nie pozwólmy na to by Credo wypowiadane przez nas co tydzień
    było zlepkiem przypadkowych słów.
    Jedynie realne dążenie do zmiany jest gwarantem przekreślenia jednostajności wiary.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.