Pamiętajcie o mnie przy ołtarzu Pańskim…

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj z czterdziestką Młodzieży z Parafii Celestynów (i nie tylko) wyruszamy na podbój Czarnej Hańczy i Kanału Augustowskiego – na spływ kajakowy. Dzisiaj na kajakach będziemy raczej krótko, jutro dłużej. Modlimy się o dobrą pogodę i o to, by całe to dzieło pomnożyło chwałę Bożą, a nam – przyniosło duchowy pożytek. Ja, jak zawsze, zapewniam o pamięci w modlitwie o Was i Waszych sprawach. 
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Św. Moniki,
do
czytań:  2 Tes 1,1–5.11b–12;  Mt 23,1.13–22
POCZĄTEK DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN: 
Paweł,
Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu naszym i Panu Jezusie
Chrystusie. Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa.
Bracia,
zawsze winniśmy za was Bogu dziękować, co jest rzeczą słuszną, bo wiara wasza
bardzo wzrasta, a miłość wzajemna u każdego z was obfituje, i to tak, że my
sami w Kościołach Bożych chlubimy się wami z powodu waszej cierpliwości i wiary
we wszystkich waszych prześladowaniach i uciskach, które znosicie. Są one
zapowiedzią sprawiedliwości sądu Boga, celem jego jest uznanie was za godnych
królestwa Bożego, za które też cierpicie. 
Oby
Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, oby z pomocą udoskonalił w was
wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało
uwielbione imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga
naszego i Pana Jezusa Chrystusa.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
przemówił do tłumów i do swoich uczniów tymi słowami: „Biada wam, uczeni w
Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi.
Sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą.
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię,
żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć
bardziej winnym piekła niż wy sami. 
Biada
wam, przewodnicy ślepi, którzy mówicie: «Kto by przysiągł na przybytek, to nic
nie znaczy; lecz kto by przysiągł na złoto przybytku, ten jest związany
przysięgą». Głupi i ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, złoto czy przybytek,
który uświęca złoto? Dalej: «Kto by przysiągł na ołtarz, to nic nie znaczy; lecz
kto by przysiągł na ofiarę, która jest na nim, ten jest związany przysięgą».
Ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę? 
Kto więc przysięga na
ołtarz, przysięga na niego i na wszystko, co na nim leży. A kto przysięga na przybytek,
przysięga na niego i na Tego, który w nim mieszka. A kto przysięga na niebo,
przysięga na tron Boży i na Tego, który na nim zasiada”.
Patronka dnia dzisiejszego,
Monika, urodziła się około 332 roku w Tagaście, w północnej Afryce, w
głęboko chrześcijańskiej rodzinie rzymskiej. Jako młodą dziewczynę wydano ją za pogańskiego urzędnika,
członka miejscowej rady miejskiej. Małżeństwo to jednak nie było dobrane. Mąż miał charakter niezrównoważony i
popędliwy.
Monika jednak swoją dobrocią, łagodnością i troską umiała
pozyskać jego serce, a nawet doprowadziła
go do przyjęcia Chrztu.
Gdy urodził się ich syn
Augustyn, Monika miała dwadzieścia dwa lata. Po nim miała jeszcze syna i córkę.
W 371 roku zmarł mąż Moniki, gdy miała ona trzydzieści dziewięć lat. I wtedy to
zaczął się dla niej – trwający
szesnaście lat – czas niepokoju i cierpień.
A ich przyczyną był Augustyn. Zaczął
on bowiem naśladować ojca i żyć bardzo
swobodnie.
Poznał jakąś dziewczynę i miał z nią dziecko – pomimo, że żyli
bez ślubu. Nadto uwikłał się w błędy manicheizmu.
Zbolała matka nie
opuszczała syna, ale szła za nim wszędzie, modlitwą
i płaczem błagając Boga o jego nawrócenie.
Kiedy Augustyn udał się do
Kartaginy dla objęcia w tym mieście katedry wymowy, matka poszła za nim. Kiedy
potajemnie udał się do Rzymu, a potem do Mediolanu, by się zetknąć z
najwybitniejszymi mówcami swojej epoki, Monika
też była przy nim.
I oto w 387 roku, Augustyn – pod wpływem kazań Świętego Ambrożego,
głoszonych w Mediolanie – przyjął
Chrzest i rozpoczął zupełnie nowe życie.
Szczęśliwa matka spełniła misję
swojego życia. Mogła już odejść po nagrodę do Pana. Kiedy wybierała się do
rodzinnej Tagasty, zachorowała na febrę i
po kilku dniach zmarła w Ostii w 387 roku.
Dokładnej daty śmierci nie
znamy.
Natomiast w swoich „Wyznaniach”
Augustyn, jej syn, późniejszy Święty, opowiadając o jej odejściu, wyraził bezgraniczną wdzięczność dla swojej matki,
pisząc o tym w takich – między innymi – słowach: „Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego świata, dzień, który
Ty znałeś, my zaś nie znaliśmy, zdarzyło się – jak sądzę – dzięki niezbadanym
Twym wyrokom, że znajdowaliśmy się razem, wsparci o okno wychodzące na ogród
domu, w którym zamieszkaliśmy. Było to
blisko Ostii,
gdzie z dala od zgiełku, po trudach długiej drogi, nabieraliśmy
sił do podróży morskiej. Rozmawialiśmy ze sobą z ogromną serdecznością i zapominając
o tym, co przeszłe, i kierując się ku przyszłości, zastanawialiśmy się w świetle Prawdy, którą Ty jesteś, na czym
polega życie Świętych –
to życie, którego oko nie widziało ani ucho nie słyszało,
ani w serce człowieka nie wstąpiło. Chłonęliśmy sercem niebiańskie strumienie wypływające z Twojego źródła, ze źródła życia,
które jest w Tobie.
Mówiłem o tych sprawach,
chociaż nie w ten sposób i nie tymi dokładnie słowami, ale, o Panie, Ty wiesz,
że w owym dniu, gdy tak rozmawialiśmy, a w miarę wypowiadanych słów świat wraz ze wszystkimi przyjemnościami
tracił dla nas znaczenie,
powiedziała: „Mój synu, co do mnie, to żadna
rzecz nie cieszy mnie na tym świecie. Co tu jeszcze czynię i po co jestem, nie
wiem. Niczego już nie spodziewam się na tym świecie. To jedno zatrzymywało mnie dotąd, że chciałam, zanim umrę, widzieć cię
chrześcijaninem katolikiem.
Bóg szczodrzej mnie obdarował, bo zobaczyłam,
że wzgardziwszy powabami świata, stałeś
się Jego sługą.
Na cóż więc jestem jeszcze tutaj?”
Nie przypominam sobie
dokładnie, co jej odpowiedziałem. Tymczasem po pięciu dniach, albo może trochę
więcej, leżała w gorączce. Kiedy chorowała, zdarzyło się któregoś dnia, że straciła przytomność i nie rozpoznawała
obecnych.
Przybiegliśmy, ale szybko odzyskała świadomość, popatrzyła na
stojącego obok brata i mnie i powiedziała do nas, jakby zapytując: „Gdzie
byłam?”
Potem spoglądając na nas
zasmuconych, powiedziała: „Tutaj
pochowacie swoją matkę”.
W milczeniu powstrzymywałem łzy. Mój brat
powiedział parę słów wyrażając pragnienie, aby nie umarła na obczyźnie, ale
wśród swoich. Usłyszawszy to, zaniepokoiła się, i karcąc wzrokiem za takie
myśli powiedziała patrząc na mnie: „Posłuchaj, co mówi”. A potem do nas
obydwóch: „Ciało złóżcie gdziekolwiek – tym się nie kłopoczcie! O jedno tylko
proszę, abyście wszędzie, gdzie będziecie,
pamiętali o mnie przy ołtarzu Pańskim”.
Wymówiwszy z trudem te słowa,
zamilkła. Choroba zaś postępowała wzmagając cierpienia.” Tyle z księgi „Wyznań”
Świętego Augustyna.
A my, słuchając Bożego
Słowa, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, słyszymy w
pierwszym czytaniu pochwałę wiary
Tesaloniczan,
wypowiedzianą przez Pawła Apostoła, a w Ewangelii – bardzo surową krytykę obłudy faryzeuszów.
Możemy mówić wręcz o zderzeniu się dwóch zupełnie przeciwstawnych
rzeczywistości, możemy mówić o postawach
całkowicie ze sobą kontrastujących.
Do owego zderzenia dochodzi bardzo
często. Najciekawiej, gdy dochodzi w
życiu jednego człowieka – jak w życiu i postawie Świętego Augustyna.
Oczywiście, o nim dziś nie
będziemy dużo mówić, bo jego wspomnienie przypada jutro, niemniej jednak trzeba
nam nawiązać do jego życia, do jego nawrócenia, bo wielką w tym zasługę odegrała matka, dzisiejsza Patronka, Święta
Monika.
Ona była jednolita w swojej postawie i w swoim świadectwie. Cały
czas trwała przy Bogu, przyczyniając się
do nawrócenia męża, a potem syna.
To spowodowało, że swoją wiarą doprowadziła
do tego, iż słowa pochwały, jakie Paweł Apostoł dziś wypowiada, można było odnieść
już nie tylko do niej, ale i do jej bliskich. Tak wiele spowodowała dobra swoją wiarą, swoją cierpliwością, swoją
modlitwą, nierzadko też – łzami
Jej postawa staje się dla
nas niezwykle cennym przykładem i wskazaniem, abyśmy sami konsekwentnie
wyznając wiarę, świadczyli o niej wobec innych, pomagając im nieraz także w powrocie do Boga i nie zrażając się tym, że
nie dokonuje się to od razu
Mając na uwadze powyższe
refleksje, zastanówmy się:
·       
Czy
moje odniesienie do Boga nie zależy od chwilowych nastrojów i życiowego
powodzenia?
·       
Czy
nie zniechęcam się zbyt szybko do modlitwy o nawrócenie osób oddalonych od Boga?
·       
Czy
moja postawa może stanowić zachętę do czyjegoś powrotu do Boga?
Aby w was zostało uwielbione imię Pana
naszego Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa
Chrystusa.

3 komentarze

  • Patrząc na życie współczesnych ludzi, wydawać się może, iż żyjemy w jakimś amoku. Jakbyśmy nieustannie byli na jakiś prochach, albo w stanie upojenia alkoholowego. Skąd taka myśl ?
    Bo zazwyczaj się bierze narkotyki, lub spożywa się alkohol lub inne uzywki, po to, by utracić kontakt z rzeczywistością , by zapomnieć. A to oznacza brak, utratę świadomości tego, co się myśli, co się mówi, co się czyni. Jednym słowem nie chce się wiedzieć co się wokół nas dzieje. Jak bardzo potrzeba nam dzisiaj wartości. W świecie , który pokazuje tyle systemów wartości, a wybiera te, które mu odpowiadają i to nie w całości, ale tylko te elementy z nich, które mu bardziej odpowiadają. Człowiek bez wartości staje się wrakiem, nieokreślonym, nie wiadomo dokąd zmierza i co robi, bo wszystko jest dla niego relatywne. Hierarchia podstawowych wartości nie zmienia się tak łatwo i zbyt pochopnie nie należy ich odrzucać. O wartości trzeba walczyć, ich rozwojem się zająć, nie na postawić. To nic innego jak wołanie o wytrwałość. To krzyk o wierność wartościom na których budujemy.
    Mało mówimy o naszych wartościach, bo tak naprawdę mało je znamy , bo nie myślimy o nich, bo nie zastanawiamy się dlaczego tak, a nie inaczej postępujemy. Powracamy do myśli o tym, że społeczeństwo nie żyje świadomie, czyli w konsekwencji , ślepnie.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.