Pójście za Jezusem to przygoda

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję za wczorajsze komentarze. Nie zapominajmy o modlitwie za gospodarza tego bloga, żeby owocnie przeżył rekolekcje, a po nich odważnie i mądrze trzymał się za sterami. A teraz siądźmy wygodnie i przeczytajmy słowo. Pozdrawiam Was, życząc odwagi.

(Ef 3,14-21)
Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą. Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.

(Łk 12,49-53)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.

Niedawno przeczytałem w jednej książce takie zdanie: „Jeśli wiele odwagi wymaga, by stać się chrześcijaninem, o wiele więcej odwagi potrzeba, aby być chrześcijaninem”.

Dziś proponuję zatrzymać się nad dwoma zdaniami z liturgii słowa. Jedno to zdanie z I czytania, św. Pawła do Efezjan:

Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka.

Drugie z Ewangelii:

Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął.

My jako ludzie, tak po prostu, ze zwykłej ludzkiej natury, dążymy do tego, aby odpocząć, aby mieć wygodny fotel i w nim posiedzieć, aby było spokojnie… To takie oczywiste, normalne, ludzkie. 

Czytając te zdania z dzisiejszych czytań, dodając jeszcze to co dalej jest, że Jezus przychodzi przynieść ziemi rozłam, a nie pokój, zaczyna trochę zastanawiać, jeśli nie przerażać. 

Jezus jakby chciał nas wyrwać z takiego błogiego spokoju.

Jeśli ktoś oglądał film – „Odważni” (wyszedł chyba w zeszłym roku, bardzo polecam, jeśli ktoś nie oglądał), to tam w samej końcówce filmu, jest taki moment, gdy ojciec rodziny, mówiąc przed zgromadzeniem o swojej odpowiedzialności za rodzinę, pyta mężczyzn, kto jeszcze, ma na tyle odwagi, żeby wstać i wziąć na siebie, pełną odpowiedzialność za rodzinę i publicznie przyznać się do tego, przed innymi. I stopniowo zaczynają wstawać mężczyźni, odpowiadając – ja. 

Ta dzisiejsza Ewangelia, to też takie pytanie – kto ma na tyle odwagi, by poddać się prowadzeniu Jezusa, żeby wstać z wygodnego fotela i powiedzieć – ja? (Jeśli to czytasz i jesteś gotów, wstań teraz i powiedz – ja!) 

Jezus pragnie ognia, żaru, iskry. Jezus pragnie dynamizmu, nie wygodnego siedzenia w fotelu. Pójście za Jezusem to przygoda, to niespodzianki, to nieoczekiwane zmiany. Nie byłbym dziś na Syberii, gdybym takiej niespodzianki nie przyjął. To był jeden moment, kiedy trzeba było podjąć decyzję, kiedy trzeba było wstać i powiedzieć – ja! – jestem gotów!

Wspominam to właśnie, jako wyrwanie ze spokojnego, poukładanego życia. I jestem Bogu bezmiernie wdzięczny.

A pamiętamy, niedawno w Ewangelii, spotkanie z bogatym młodzieńcem – zostaw wszystko, sprzedaj, rozdaj i chodź. Nie poszedł. 

Wiele osób tu, w Tomsku, do nas przychodzi, patrzy, obserwuje – nasz kościół, naszą parafię, naszą liturgię. I mówią, że im się bardzo podoba. A potem odchodzą i przepadają. Myślę czasem – czemu? Kiedyś ktoś sam wprost powiedział – bo trzeba by zbyt dużo w życiu pozmieniać. Ognia nie ma, nie ma siły wewnętrznego człowieka, nie ma gotowości na rozłam. 

W homilii na rozpoczęcie roku wiary, papież mówi: „Dlatego uważam, że rzeczą najważniejszą, szczególnie przy tak znaczącej okazji, jak obecna, byłoby rozniecenie w całym Kościele tego pozytywnego napięcia, tego pragnienia, aby głosić ponownie Chrystusa współczesnemu człowiekowi”.
Rozniecenie tego pozytywnego napięcia. Piękne określenie. 

Porywa entuzjazm, porywa życie, nie ospałość. Porywa ogień, żywioł. 

Iść za Jezusem – łatwo nie jest, ale jest radość, jest sens, jest poczucie szczęścia, przygody. Nie przyjąć tego ognia, wydaje się być łatwiejszym, spokojnym, mniej stresów, ale to wpędza w poczucie znudzenia, ospałości, potem i bezsensu.

Co wybierasz?

A jeśli wybieram – iść za Jezusem, co robić? Jak wzmocnić w sobie tę siłę wewnętrznego człowieka? Czasem się chcę, ale nie daję rady. Co robić? 

Przeczytajmy raz jeszcze I czytanie: Zginam kolana moje przed Ojcem, (…) aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka.
Zginam kolana moje przed Ojcem…
Oto recepta, oto siła. 

Zegnij dziś kolana przed Ojcem i proś o wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka i o pragnienie Jezusa, żeby ogień wreszcie zapłonął.

5 komentarzy

  • Świetnie Ksiądz trafił z tym filmem. Kilka dni temu poleciła mi go siostra i właśnie dzisiaj wieczorem planowałem obejrzeć go z żoną. Pozdrawiam i dziękuję za wspaniałe słowa – wskazówki

  • Nie do końca zgodzę się z tym co napisałeś dzisiaj x. Marku
    Z własnego doświadczenia, nie powiedziałabym, ze '' pójście za Jezusem to przygoda ''
    Dla mnie to ciągła walka, nie boję się użyć słowa tortura.
    ''
    Zegnij dziś kolana przed Ojcem i proś o wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka i o pragnienie Jezusa, żeby ogień wreszcie zapłonął ''

    Czasem zgiąć kolana, to jak wtoczyć ogromny głaz na olbrzymią górę.

    Chrystus pragnie rzucić na ziemię ogień miłości.Ogień miłości – ogień który oczyszcza, wypala to co w nas niedobre, niedoskonałe. Ogień który rozwesela nasze serca i dodaje sił do walki, inspiruje do budowania, do tworzenia. Nie powinniśmy przed Jego ogniem uciekać, odczuwać strach, lęk.Powinnismy przełamywać instynktowny lęk, by dotknąć płomieni miłości.
    Pragnienie Chrystusa, by już zapłonął pokazuje ogromny szacunek Boga względem nas. Nie zapłonie jeśli my tego nie chcemy. Bóg w jakiś sposób nie mieści w sobie tej miłości. On chce się nią dzielić z nami i to nie tylko w jakieś części, ale w całości, we wszystkim . Trudną rzeczą jest kochać, ale kto tego pragnie nie zwraca uwagi na koszta, wprost płonie, aż to się stanie.Nie zwraca uwagi na owoce lub ich brak, na niepowodzenia i udane kroki, na porażki czy zwycięstwa. Najważniejsza jest miłość. Bóg nigdy nie odpuści, bo miłość nigdy nie ustaje. Jakże często uciekamy od ognia miłości, zakładamy opaski na oczy, albo zaciskamy powieki, by nie widzieć, uszy przykrywamy dłońmi, by nie słyszeć. Jak często się zgadzamy na '' święty spokój ''. Jeśli kochamy, to nie umiemy przestać. Przeszkody zawsze przychodzą z najmniej spodziewanej strony; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu. Nie bójmy się miłości, nawet jeśli przynosi ona trud rozłamu. Zbyt często rezygnujemy. Miłość to ciągła walka na śmierć i życie, bo przecież o życie w tym wszystkim chodzi. Pamiętajmy, że nie zostaniemy w niej nigdy sami. Nawet śmierć nie jest w stanie zgasić ognia miłości. Na pewno stawienie czoła przeszkodom dodaje sił, a dokonywać się to ma w imię Chrystusa. Św. Jan Apostoł woła : Bóg jest miłością, jest Ogniem płonącym nieustannie, dającym każdemu to, co w danym momencie jest najbardziej potrzebne. Każdy z nas jest możliwością miłowania. Obyśmy tę możliwość chcieli i potrafili wykorzystać tu i teraz.

  • Pójście za Chrystusem to ciężka przygoda. Trudna i wzywająca do wielu poświęceń, ofiar. Ale z czasem, wraz z upływem lat i pogłębianiem mojej więzi z Bogiem, doświadczyłam, że jest to jedno wielkie wyzwanie życia składające się z wielu pomniejszych ujawniających się każdego nowego poranka. To prawda, że czasem to wszystko ociera się nieomal o torturę. Ale oczekiwanie na ujrzenie Ojca daje mi codziennie niezwykłą moc do działania. Każdego poranka pobudzam w sobie pragnienie spotkania się z Nim. Oddania Mu każdej czynności. Walki w Jego Imię!

    "[…] Chrystus ze mną, Chrystus przede mną, Chrystus za mną, Chrystus we mnie, Chrystus pode mną, Chrystus nade mną, Chrystus po mojej prawicy, Chrystus po mojej lewicy, Chrystus, gdy się kładę, Chrystus, gdy siadam, Chrystus gdy powstaję! […]" (Pancerz św. Patryka)

    Niech Wszechmogący wspiera Ks. Jacka, pomaga mu w oddanej służbie Kościołowi.

  • Mając wybór chyba zbyt często stawiamy w życiu na tak zwany "święty spokój", a to na pewno nie jest droga za Chrystusem. Jednak nie zawsze mamy wybór. Czasem ten ogień sam przychodzi do naszego życia. Możemy buntować się, albo przyjąć go, a Wtedy : " Zginam kolana moje przed Ojcem, (…) aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka." – taka próba podjęcia walki, wysiłek i starania…próba pójścia za Chrystusem.

    Pozdrawiam

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.