A jeśli dzisiaj Bóg zaprosi – po raz ostatni?…

A

Szczęść Boże! Witam serdecznie i pozdrawiam, dziękując jednocześnie za wszystkie Wasze wpisy i wypowiedzi z ostatnich dni. Udało mi się wreszcie spokojnie wszystko przeczytać, przemyśleć, coś tam odpisać tu i ówdzie. Naprawdę, bardzo wdzięczny jestem za Waszą cierpliwość, przepraszam, że musieliście czekać – zwłaszcza ci, którzy na stronie „Napisz do mnie” zwrócili się z konkretnymi pytaniami. Będę się starał na przyszłość bardziej sprężać. Natomiast raz jeszcze dziękuję za Waszą aktywność, budując się ogromną mądrością, jaką odnalazłem w Waszych refleksjach… Odwzajemniam się codzienną modlitwą za Was! 
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek 31
tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań:  Flp 2,5–11;  Łk 14,15–24
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN: 
Bracia:
Niech was ożywia to dążenie, które było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w
postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz
ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi
i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się
posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg wywyższył Go
nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło
się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki
język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy
Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: „Szczęśliwy
ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”.
Jezus
mu odpowiedział: „Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy
nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym:
«Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe». Wtedy zaczęli się wszyscy
jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: «Kupiłem pole, muszę
wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Drugi
rzekł: «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za
usprawiedliwionego». Jeszcze inny rzekł: «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę
przyjść». 
      Sługa powrócił i oznajmił to
swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: «Wyjdź co prędzej na
ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych».
Sługa oznajmił: «Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce». Na
to pan rzekł do sługi: «Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia,
aby mój dom był zapełniony». Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy
byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”.
Ujmując sprawę tak czysto
po ludzku, to można powiedzieć, że ów gospodarz, który zaprosił wielu na ucztę,
a który się swoich gości nie doczekał, po
prostu się zdenerwował.
I w sumie trudno się dziwić, bo został zlekceważony. Tak całkowicie. Owszem, każdy z
zaproszonych czymś tam się tłumaczył: a to zakup pola, a to zakup pięciu par
wołów, a to poślubienie żony… Wszystko ważne, a jednak… Właśnie, pojawia
się jakieś „jednak”, jakieś „ale”
Okazało się bowiem, że gospodarzowi
te tłumaczenia nie wystarczyły. Okazało się, że gospodarz bardzo, ale to bardzo się zdenerwował! I kazał zapraszać
dosłownie kogokolwiek, bo żaden z tych, którzy byli wcześniej zaproszeni, jego uczty już nie skosztuje.
Oczywiście, nie ma tu
pełnej analogii do działania Pana Boga, bo Bóg nie będzie na nasze miejsce – o
ile my go w Niebie nie zajmiemy – zapraszał kogokolwiek, to miejsce pozostanie puste. Natomiast z tego dzisiejszego
pouczenia winniśmy wziąć tę właśnie myśl, że zaproszenia Bożego nie można lekceważyć! Nie można! Bo Bóg – w
przeciwieństwie do tego ewangelicznego gospodarza – zaprasza wielokrotnie. I oczekuje, i daje szansę, i ciągle czeka… A
jednak któreś z tych zaproszeń okaże się
ostatnim!
Za którym razem Pan powie: niestety,
nie skosztujesz mojej uczty!
I nie dlatego, że się
zdenerwuje i zabraknie Mu cierpliwości, bo Pan Bóg nie jest taki, jam my, kapryśny. Bóg po prostu uszanuje w którymś
momencie wybór człowieka i słysząc jego wielokrotne: nie!, nie!, nie! – powie: dobrze, niech będzie, jak chcesz… Bóg
spełni wolę człowieka, ale dla człowieka
będzie to prawdziwą tragedią!
Z Boga bowiem żartować nie można. I nie można Go traktować jak
kumpla,
z
którym można się zabawiać tak, czy owak. Nie
można!
Przynajmniej z dwóch powodów. Po
pierwsze: dlatego, że jest Bogiem. Po drugie: dlatego, że On nas traktuje
bardzo poważnie.
Mówi o tym jasno pierwsze czytanie. On to właśnie posłał do
nas swego Syna, który istniejąc w
postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz
ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi
i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się
posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej
.
Nie można było dać
więcej, nie można było człowieka potraktować bardziej poważnie, z większą troską i miłością… Po prostu – już bardziej
nie da się ofiarować i nie da się poświęcić, jak w ten sposób, że oddaje się całego siebie i samego siebie. Czy taką
miłość można zlekceważyć?
Pewnie, że
można… Niestety – można… Kochani, my się często nie zastanawiamy, nie myślimy o
tym, kto nas zaprasza i z kim mamy do
czynienia.
Zauważmy to, iż w kontaktach z Bogiem my naprawdę często
zapominamy, kto jest kim i jak należy
traktować Boga, który jest – no właśnie – Bogiem!
To nie jest
kumpel! To nie jest ktoś, kogo można sobie tak zwyczajnie pominąć, a Jego propozycja
nie jest jedną z wielu ofert handlowych,
pomiędzy którymi można przebierać, biorąc rzekomo najkorzystniejszą; nie jest też jednym z wielu artykułów,
leżących na półkach supermarketu, spośród których coś można sobie wybrać, a
czegoś nie wybrać: włożyć do koszyka, albo odłożyć na półkę… To nie tak!
Bóg przychodzi – Bóg zaprasza. Daje wszystko
– ale się narzuca. Czeka – ale nie bez końca. Zaprasza wiele razy – aż wreszcie
przyjdzie ten raz ostatni.
I nikt nie powiedział, że ten ostatni raz nie
nastąpi – dzisiaj

5 komentarzy

  • jakiś czas temu usłyszałam takie zaproszenie Boga, czekał blisko dwa lata..aż dojrzeję do momentu, kiedy Jego Miłośc wygra z moją własną, i faktycznie dusza czuje, gdy czas się kończy, gdy trzeba podjąć dezyzję, trudno zrezygnować z tego co sie ma ale nie można już żyć bez tego co ofiaruje Bóg i przychodzi strach,że to ostatni moment, że przez swoją głupotę, upór, pychę..można odtrącić Boga

    to trochę tak jakby statek sie topił a my chcemy uratować z niego swoje skarby, do czasu, gdy mamy zapas powietrza to jeszcze walczymy ale przychodzi moment, gdy trzeba podjać decyzję..wybieramy swoje skarby i tracimy życie..czy wybieramy życie i zastawiamy wszystko za sobą, wypływamy na powierznię nie wiedząc kompletnie co nas czeka..a jeszcze jak ktoś jest słabym pływakiem to..próba wypłynięcia i unoszenia sie na morzu wydaje sie całkowitym szaleństwem..

    bez zaufania, że to zaprasza nas sam Bóg, bez swiadomości Kim On Jest, bez pewności,że Jego słowo jest Prawdą..nie ma szans,żeby podjąć właściwą decyzję..trudno zrezygnować z czegoś realnego na rzecz..no własnie..tylko wtedy ,gdy Bóg stanie się dla nas realny jest możliwa zmiana
    Ania

  • Ewangeliczna przypowieść o zaproszonych na uczcie, powinna być przestrogą dla wielu z nas. Ta wielka uczta, zwyczajem ludów Wschodu zapowiedziana była od dawna, a zaproszenie wiele razy ponawiane. Niezrozumiałe jest zachowanie wymawiających się gdy nadszedł czas uczty. Bóg cały czas zwraca się do człowieka : Przyjdźcie,bo już wszystko jest gotowe.
    Ewangelista podkreśla, że wszyscy jednomyślnie zaczęli się wymawiać. Tak jakby się umówili. A czy my nie znamy przysłowia kto z kim przystaje takim się staje, albo jeszcze bardziej wymowne ręka rękę myje, lub też jak wejdziesz między wrony to kraczesz jak one. Skąd sa nam bliskie takie mechanizmy ? By się tylko nie wychylać, by wszystkich zadowolić, po co drażnić lwa. A pojęcia wolności, tolerancji, czy poprawności politycznje już się nam odbijają. Wiemy przecież, co za dużo to niezdrowo. Tutaj wchodzi patrzenie na to, co powiedzą inni.
    Taka uczta nie odbywa się codziennie, ale w wieczności będzie ona trwać non stop.
    Taka uczta to niebywałe święto, a przecież do świętowania również jesteśmy stworzeni. Jak bardzo banalne są usprawiedliwienia, a podkreślają jedno : zaproszeni nie chcieli być na tym spotklaniu. W tym miejscu jesteśmy świadkami patrzenia na siebie. Egoizm oślepia.
    Smutne to, że o rzeczach najważniejszych myślimy na samym końcu. Rodzi się tylko wątpliwość czy zdążymy na czas. Codzienność nie jest winna temu. Kupno pola, wołów do orki czy ożenek nie są przeszkodą w myśleniu o szczęściu. To my z codziennością robimy, co nam się podoba.
    Musimy pamiętac o tym, że jesteśmy pielgrzymami nie mającymi stałego miejsca zamieszkania. Zaaferowanie samą podróżą nie powinno nas zaćmić , nie powinniśmy zapominać celu podróży skupiając się na poszczególnych jej etapach. Osiadły tryb życia to prowadzić będziemy dopiero w wieczności. Teraz próba zakorzenienia na stałe prowadzi do zamknięcia.
    Bóg chce by dom się zapełnił i to nie po to, że zmarnowałyby się przygotowane rzeczy. Bóg każdemu z nas przygotował miejsce w niebie. Każdy z nas ma miejsce przy tym stole, na tej uczcie. On chce by wszyscy byli zbawieni, dlatego też wezwani jesteśmy do modlitwy za tych, którzy jednomyślnie się wymawiają dając absurdalne usprawiedliwienia.

  • Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca.
    Już parę razy brałem udział na polach Lednickich tam śpiewamy tańczymy a gdy jest czas na modlitwę jest to czas wyjątkowy, a szczególnie czas adoracji wtedy cała młodzież jest skupiona na modlitwie. Tam przez parę minut na adoracji potrafi być całkowita cisza.

  • Przyjdźmy na ucztę – dopóki mamy czas… Aby nie było za późno… A póki co – wyciszmy nasze serca, aby w chwili głębokiej refleksji uświadomić sobie, czy w dobrą stronę idziemy: na ucztę, czy właśnie w stronę przeciwną… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.