Don Bosco

D

Wspomnienie św. Jana Bosko, prezbitera

(Hbr 10,19-25) Mamy więc, bracia, pewność, iż wejdziemy do Miejsca Świętego przez krew Jezusa. On nam zapoczątkował drogę nową i żywą, przez zasłonę, to jest przez ciało swoje. Mając zaś kapłana wielkiego, który jest nad domem Bożym, przystąpmy z sercem prawym, z wiarą pełną, oczyszczeni na duszy od wszelkiego zła świadomego i obmyci na ciele wodą czystą. Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę. Troszczmy się o siebie wzajemnie, by się zachęcać do miłości i do dobrych uczynków. Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak się to stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem, i to tym bardziej, im wyraźniej widzicie, że zbliża się dzień.

(Mk 4,21-25)
Jezus mówił ludowi: Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. I mówił im: Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pozdrawiam z Syberii. Pozdrawiam, w dzień dla mnie szczególny, w dzień św. Jana Bosko. Czemu szczególny? O tym pisałem rok temu, także 31 stycznia, odsyłam do tego rozważania – nie tylko, żeby zobaczyć, ile dla mnie znaczy Don Bosko, ale żeby przeczytać niektóre dane z jego życia.

A dziś chciałbym przez pryzmat jego postawy, popatrzeć na dzisiejszą Ewangelię.

Mówią, że święci to piąta Ewangelia, to Ewangelia wprowadzona w życia. Trudno się z tym nie zgodzić.

Dziś czytamy: „Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku?”

Przyznam, że sam, w kontekście słów św. Jana Bosko, na nowo odkryłem te słowa. Co znaczy być na świeczniku?

Wspominałem w zeszłym roku, o znanym dziele św. Jana Bosko – List z Rzymu. Piękny list, który może dać wiele do myślenia, zwłaszcza w wychowaniu, ale nie tylko, w budowaniu różnych relacji, polecam.

Ks. Bosko, opowiada o pewnych snach, spotkaniach w snach, ze swoimi dawnymi wychowankami. Chciałbym tu przytoczyć jeden fragment owego listu.

Jeden z dawnych wychowanków pyta ks. Bosko?

– Czy chciałby Ksiądz zobaczyć chłopców, którzy byli dawniej w Oratorium?

– Tak, pokaż mi ich, odpowiedziałem, sprawi mi to wielką przyjemność.

Wówczas Valfre ukazał mi wszystkich chłopców z tamtych czasów, takich, jakimi wówczas byli, tego samego wzrostu i wieku. Zdawało mi się, że jestem w dawnym Oratorium w czasie rekreacji. Był to widok pełen życia, ruchu i wesołości. Jedni biegali, inni skakali lub pomagali skakać drugim. Tu bawiono się w harce, tam w chorągiewkę lub w piłkę. W jednym miejscu gromadka chłopców otaczała księdza, zasłuchana w opowiadanie jakiejś historyjki. Gdzie indziej kleryk zabawiał inną grupę chłopców grą w latającego osła i innymi sztuczkami. Zewsząd śpiewy, wrzawa, a wszędzie klerycy i księża w otoczeniu chłopców, którzy pokrzykiwali radośnie. Widać było, że między chłopcami a przełożonymi panowała jak największa serdeczność i zaufanie. Gdy z zachwytem przypatrywałem się temu widokowi, Valfre powiedział mi: – Widzisz, duch rodzinny rodzi miłość, a miłość budzi zaufanie, które otwiera serca i chłopcy bez obawy zwierzają się ze wszystkim przed nauczycielami, asystentami i przełożonymi. Stają się szczerzy w spowiedzi i poza nią i gotowi spełnić wszystko, co im poleci ten, którego miłości są pewni.

W tym momencie zbliżył się do mnie inny dawny wychowanek, mający śnieżnobiałą brodę i zapytał:

– Księże Bosko, czy zechciałby Ksiądz poznać i zobaczyć chłopców, którzy obecnie przebywają w Oratorium? (Był to Józef Buzzetti).

– Bardzo chętnie, odpowiedziałem, gdyż mija już miesiąc, jak ich nie widzę, l ukazał mi ich.

Zobaczyłem Oratorium i was wszystkich na rekreacji. Nie było już słychać radosnej wrzawy ani śpiewów i nie widziało się już ani tego ruchu ani życia, jak w poprzednim obrazie. W ruchach i na twarzy wielu chłopców znać było nudę i zniechęcenie, zadąsanie i nieufność, co mnie bardzo zmartwiło. Widziałem wprawdzie wielu, którzy biegali i bawili się beztrosko, lecz tylu innych stało samotnie, oparci o filary, oddani posępnym myślom; drudzy błąkali się po schodach, korytarzach lub tarasach od strony ogrodu, aby nie brać udziału we wspólnej rekreacji; inni zaś przechadzali się grupkami wolnym krokiem i rozmawiali ze sobą półgłosem, spoglądając wkoło podejrzliwie i złośliwie, wybuchając czasem śmiechem, któremu towarzyszyły spojrzenia takie, że nie tylko nożna było przypuszczać, ale być pewnym, że św. Alojzy musiałby się zarumienić, gdyby się znalazł w ich towarzystwie; również wśród bawiących się niektórzy byli tak znudzeni, że było wyraźnie widać, że nie znajdują żadnej przyjemności w tych rozrywkach.

– Czy widzi Ksiądz swoich chłopców? – zagadnął mnie dawny wychowanek.

– Widzę ich, odrzekłem z westchnieniem.

– Jakże bardzo różnią się od tych, jakimi my byliśmy swego czasu! – zawołał ów dawny wychowanek.

– Niestety. Co za ociężałość w tej rekreacji!

Dalej można znaleźć jeszcze kilka odpowiedzi, wskazówek, czemu tak i co z tym robić.

Jednak chciałbym przenieść to na nasze podwórka…

Ja podobny problem widzę i tutaj w zachowaniu młodzieży i nie tylko młodzieży, widziałem to i pracując w Polsce. Może to nie ich problem, może mój. To problem często w ogóle ludzi wierzących.

To często ludzie ospali, bez entuzjazmu. Gdzieś w tym coraz bardziej widzę, że giniemy wśród wesołej konkurencji tego świata. Jesteśmy smutni, ospali, nieuśmiechnięci. W nas nie ma życia.

Wczoraj czytałem w internecie, że w lipcu, na stadionie narodowym mają być rekolekcje z ks. Bashobora. I tak zastanawiałem się nad fenomenem tego kapłana i jemu podobnych, nad fenomenem ruchów ewangelizacyjnych, Mszy z modlitwą o uzdrowienie… Czemu to przyciąga tłumy ludzi?

I gdzieś tu też znajduję odpowiedź – tu czuje się życie, tu czuje się entuzjazm, jakąś wielką wewnętrzną miłość i przekonanie o niej i przekonanie do niej.

Może i nam, trzeba po prostu wstać z wygodnego fotela i podejść do człowieka i zacząć się do niego uśmiechać, zacząć z nim z miłością rozmawiać, słuchać go, interesować się jego życiem – być dla niego kimś na świeczniku, kogo on spotyka widzi, kto w jego życiu świeci. To wydaje mi się duchem ks. Bosko.

Na koniec jeszcze dwie myśli z tego Listu:

„Nie wystarczy ich kochać, trzeba, żeby oni poznali, że są kochani”.

„Niech przełożeni polubią to, co się podoba chłopcom, a wtedy oni polubią to, co się podoba przełożonym”.

Pozdrawiam serdecznie.

2 komentarze

  • Ja taki entuzjazm wiary pierwszy raz zobaczyłam na XVIII czuwaniu , Odnowy w Duchu Świętym 19 maja 2012,które odbyło się w Częstochowie. To był dla mnie pozytywny "szok", wówczas opuścił mnie pesymizm w stosunku do młodzieży i tylu ludzi dorosłych i nabrałam optymizmu, że " świat nie jest taki zły". Dziś odsłuchałam Mszy Świętej z modlitwami o uwolnienie, uzdrowienie z dn.19 stycznia br prowadzonymi przez o. Daniela- pustelnika i egzorcysty, które można odsłuchać na stronie:
    http://czatachowa.pl/category/spotkania/
    Tam też gromadzi się tak wiele osób, że muszą przenieść się ze Sanktuarium św. Józefa do Hali w Olsztynie k/ Częstochowy a ile osób z różnych krajów słucha i łączy się w modlitwie przez internet i doznają łask, spoczynków, uzdrowień i charyzmatów Ducha Świętego. Chwała Panu za nową ewangelizację. Niech będzie Bóg uwielbiony, teraz i zawsze.

  • Amen. Aczkolwiek trzeba umieć te wielkie poruszenia przenieść na codzienność, bo nie da się w każdej chwili żyć w atmosferze "trzęsienia ziemi", codzienność jest zwykle bardziej jednostajna, natomiast nie oznacza to, że ma być szara lub smutna… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.