Jak przekonać Boga?…

J
Szczęść Boże! Kochani, a u mnie znowu włączyło się ostre tempo różnych spraw i zajęć, z którymi muszę się „na wczoraj” wyrobić, dlatego proszę o cierpliwość. W najbliższym czasie włączę się w nasze blogowe dyskusje. 
     A dzisiaj z czterema Lektorami jadę na miejsce naszego wakacyjnego spływu kajakowego dla poczynienia pewnych ustaleń i dla ogólnego zorientowania się w terenie – chociaż byłem tam już wiele razy – ale też dla wspólnej modlitwy w intencjach naszego Grona Ministranckiego i całej Parafii. Oczywiście, będę także pamiętał o Was, o Waszych sprawach i o Wielkiej Księdze Intencji. Dobrego dnia!
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
14 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Rdz 32,23–33; Mt 9,32–37
CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:
Jakub
wstał w nocy i zabrawszy obie swe żony, dwie ich niewolnice i
jedenaścioro dzieci, przeprawił się przez bród potoku Jabbok. A
gdy ich przeprawił przez ten potok, przeniósł również na drugi
brzeg to, co posiadał.
Gdy
zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do
wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął
jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas
zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: „Puść mnie, bo już
wschodzi zorza!” Jakub odpowiedział: „Nie puszczę cię, dopóki
mi nie pobłogosławisz!” Wtedy tamten go zapytał: „Jakie masz
imię?” On zaś rzekł: „Jakub”. Powiedział: „Odtąd nie
będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z
ludźmi, i zwyciężyłeś”. Potem Jakub rzekł: „Powiedz mi,
proszę, jakie jest twe imię?” Ale on odpowiedział: „Czemu
pytasz mnie o imię?” I pobłogosławił go na owym miejscu.
Jakub
dał temu miejscu nazwę Penuel, mówiąc: „Mimo że widziałem
Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie”. Słońce już
wschodziło, gdy Jakub przechodził przez Penuel, utykając na nogę,
został bowiem porażony w staw biodrowy, w to właśnie ścięgno.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Przyprowadzono
do Jezusa niemowę opętanego. Po wyrzuceniu złego ducha niemy
odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: „Jeszcze się
nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu”.
Lecz
faryzeusze mówili: „Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy”.
Tak
Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych
synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie
choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się
nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające
pasterza.
Wtedy
rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników
mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na
swoje żniwo”.
Bardzo
tajemniczą scenę przedstawia nam pierwsze czytanie: zmaganie się
Jakuba z Bogiem.
Oczywiście, mamy świadomość, że jest to
wydarzenie symboliczne, bo trudno wyobrazić sobie, żeby ktoś z
ludzi mógł zmagać się z całą potęgą Boga i do tego jeszcze
zwyciężyć.
A jednak od czasów Jakuba, a nawet wcześniejszych,
człowiek ciągle zmaga się z Bogiem, próbuje z Nim walczyć, a
czasami Go wręcz zwalczać!
I
oto dzisiaj otrzymujemy sygnał, że Bóg wchodzi w to zmagania, że
na to pozwala, a wręcz prowokuje człowieka do tego. Pozwala na to,
by człowiek zmagał się z Nim, żeby Go wręcz przełamywał,
przymuszał do okazania mu łaski i pomocy.
Jak słyszymy w
pierwszym czytaniu, Jakub mocuje się z Bogiem, a kiedy otrzymuje
sygnał, żeby już dał spokój, wówczas prosi o
błogosławieństwo. I otrzymuje je.
Kochani,
my też tak możemy. Bo nasza modlitwa to nieraz takie tylko
odmówienie paciorka, czy jakiejś modlitewki w obliczu tylu – i
to w dodatku tak trudnych – spraw i problemów,
wobec których
stajemy. Odmówimy jedną modlitwę czy drugą, po czym stwierdzamy,
że nic to nie daje, Bóg nas nie słucha, nie pomaga, nie
interesuje się nami.
A
tymczasem całe Pismo Święte, zarówno w Starym Testamencie, jak i
w Nowym, pełne jest wręcz zachęt i pouczeń ze strony Boga,
byśmy nie tylko Go prosili o taką, czy inną pomoc, ale – właśnie
– byśmy dosłownie szturmowali Niebo, byśmy się dobijali do
Nieba, byśmy się targowali z Bogiem
(chociażby tak, jak
Abraham), byśmy przekonywali Boga do siebie i swoich spraw, byśmy
skłaniali serce Boże do zmiłowania się nad nami, byśmy wręcz
wydzierali Boże błogosławieństwo
dla swoich poczynań. Tak,
Kochani, to tak ma wyglądać!
Jezus
także o tym mówił w niejednej swojej nauce, w niejednej
przypowieści, zachęcając – dosłownie – do natarczywości,
do natręctwa na modlitwie!
Oczywiście, tu nie chodzi o jakąś
arogancję czy pychę wobec Boga, mamy to czynić z wielką pokorą
i miłością, i świadomością, kto jest kim,
ale tak właśnie
ma wyglądać nasze odniesienie do Boga: to ma być zmaganie!
A wtedy przekonamy się, jak wiele rzeczy niezwykłych będzie się w
naszym życiu działo.
Moi
Drodzy, dzisiaj wielu zastanawia się, dlaczego tak niezwykłe
wydarzenia miały miejsce ostatniej soboty na Stadionie Narodowym w
Warszawie.
Relacje z tego spotkania, jakie do mnie docierają, są
po prostu szokujące. I już z niejednych ust słyszałem pytanie,
czym różni się Ojciec John Bashabora od tych pięciuset księży,
którzy tego dnia byli na spotkaniu, że przez jego ręce i przez
jego posługę Bóg takich rzeczy dokonuje.
I
– co więcej – zauważmy i to, że jest on tego pewny, iż
takie a nie inne znaki będą się działy przez jego posługę,

skoro zaprasza na spotkanie tylu ludzi i z całą pewnością
wychodzi do nich, a te znaki mają miejsce. Przecież gdyby się
to okazało jakimś kłamstwem czy mistyfikacją
– jak się
okazał niejeden bardzo okrzyczany i zapowiadany koncert różnych
wątpliwych gwiazd muzycznych – to przecież zawiedzeni ludzie
daliby mu to odczuć.
On na pewno ma tego świadomość, a pomimo
tego zaprasza sześćdziesiąt tysięcy ludzi wiedząc, iż nie
zostaną zawiedzeni.
Dlaczego?
Skąd ma tę pewność i – żeby jeszcze raz powtórzyć pytanie –
czym różni się ten kapłan, pracownik kurii biskupiej w
jednej z ugandyjskich diecezji, od innych kapłanów, obecnych
chociażby na tym spotkaniu?
Pozwólcie,
że zostawię to pytanie Wam do rozstrzygnięcia. Może tylko jako
pewien przyczynek do refleksji i do poszukiwania odpowiedzi
zaproponuję uważne wczytanie się w dzisiejszą Ewangelię, która
pokazuje nam dwa sposoby reagowania na cuda, dokonywane przez Jezusa.
Oto jedni nie mogli wyjść z podziwu, a inni – dopatrywali się
w cudach Jezusa działania złego ducha!
Kochani,
czy nam to niczego nie sugeruje? I czy nie podpowiada już w tym
momencie odpowiedzi na postawione wcześniej pytania, gdzie szukać
źródła tak wielkiej siły i mocy do dokonywania rzeczy tak
niezwykłych, jak te z ostatniej soboty,
ale także jak tych
wiele innych, które się dzieją, a o których się coraz częściej
dowiadujemy?… Gdzie szukać źródła owej wielkiej mocy i
siły?…
Moi
Drodzy, przeanalizujmy sobie – tak tylko dla samych siebie –
swoje relacje z Bogiem, swoje modlitwy. Chociażby te z ostatnich
dni, czy tygodni.
Jak rozmawialiśmy z Bogiem o swoich
problemach, jak prosiliśmy Go o pomoc w naszych sprawach, ale też
jak dziękowaliśmy, jak przepraszaliśmy?… Jak – i czy w
ogóle – słuchaliśmy Go?… A może tylko mówiliśmy, mówiliśmy,
mówiliśmy?…
I czy nasza modlitwa to takie pełne wiary i
bezgranicznego zaufania, pełne miłości zmaganie się z Bogiem,
przekonywanie i swoiste przełamywanie serca Bożego,
czy taka
postawa powątpiewania, niedowierzania, czy wręcz wyśmiewania tych,
którzy z wiarą się modlą?… I tylko jakaś jedna czy druga
modlitewka, zaliczona dla tak zwanego świętego spokoju?…
Kochani,
czy stać nas na odwagę, by zmagać się z Bogiem? Nie
walczyć z Nim, nie zwalczać Go, ale – zmagać się z Nim z
miłością i bezgranicznym zaufaniem?…

4 komentarze

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.