Jak współpracuję z Niebem?…

J
Szczęść Boże! Moi Drodzy, gdyby ktoś chciał poczytać coś więcej o samym szkaplerzu i o tym, jak to nabożeństwo się rozwijało, zachęcam do zajrzenia do rozważania zeszłorocznego. Natomiast dzisiaj zapraszam wszystkich – zarówno noszących szkaplerz, jak i tych, którzy go nie noszą – do postawienia sobie pytania tytułowego i poszukania na nie szczerej odpowiedzi.
   A jednocześnie po raz kolejny proszę o modlitwę w intencjach, zapisanych – i wciąż dopisywanych – w Wielkiej Księdze.
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel –
Matki
Bożej Szkaplerznej,
do
czytań: Wj 2,1–15a; Mt 11,20–24
CZYTANIE
Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Pewien
człowiek z pokolenia Lewiego przyszedł wziąć za żonę jedną z
kobiet z tegoż pokolenia. Ta kobieta poczęła i urodziła syna, a
widząc, że jest piękny, ukrywała go przez trzy miesiące. A nie
mogąc ukrywać go dłużej, wzięła skrzynkę z papirusu, powlekła
ją żywicą i smołą i włożywszy w nią dziecko, umieściła w
sitowiu na brzegu rzeki. Siostra zaś jego stała z dala, aby
widzieć, co się z nim stanie.
A
córka faraona zeszła ku rzece, aby się wykąpać, jej służące
zaś przechadzały się nad brzegiem rzeki. Gdy spostrzegła skrzynkę
pośród sitowia, posłała służącą, aby ją przyniosła. A
otworzywszy ją, zobaczyła dziecko: był to płaczący chłopczyk.
Ulitowała się nad nim mówiąc: „Jest on spośród dzieci
Hebrajczyków”. Jego siostra rzekła wtedy do córki faraona:
„Chcesz, a pójdę zawołać ci karmicielkę spośród kobiet
Hebrajczyków, która by wykarmiła ci to dziecko?” „Idź”,
powiedziała jej córka faraona. Poszła wówczas dziewczyna zawołać
matkę dziecka. Córka faraona tak jej powiedziała: „Weź to
dziecko i wykarm je dla mnie, a ja dam tobie za to zapłatę”.
Wówczas kobieta zabrała dziecko i wykarmiła je. Gdy chłopiec
podrósł, zaprowadziła go do córki faraona, i był dla niej jak
syn. Dała mu imię Mojżesz, mówiąc: „Bo wydobyłam go z wody”.
W
tym czasie Mojżesz dorósł, poszedł odwiedzić swych rodaków i
zobaczył, jak ciężko pracują. Ujrzał też Egipcjanina bijącego
pewnego Hebrajczyka, jego rodaka. Rozejrzał się więc na wszystkie
strony, a widząc że nie ma nikogo, zabił Egipcjanina i ukrył go w
piasku.
Wyszedł
znowu nazajutrz, a oto dwaj Hebrajczycy kłócili się ze sobą. I
rzekł do winowajcy: „Czemu bijesz twego rodaka?” A ten mu
odpowiedział: „Któż cię ustanowił naszym przełożonym i
rozjemcą? Czy chcesz mnie zabić, jak zabiłeś Egipcjanina?”
Przeląkł się Mojżesz i pomyślał: „Z całą pewnością sprawa
się ujawniła”. Faraon usłyszał o tej sprawie i usiłował
stracić Mojżesza. Uciekł więc Mojżesz przed faraonem i udał się
do ziemi Madian.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów
się dokonało, że się nie nawróciły.
Biada
tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie
działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i
w popiele by się nawróciły. Toteż powiadam wam: Tyrowi i Sydonowi
lżej będzie w dzień sądu niż wam.
A
ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani
zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie
dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego. Toteż powiadam wam:
Ziemi sodomskiej lżej będzie w dzień sądu niż tobie”.
Pismo
Święte opiewa piękno góry
Karmel, na której 
Prorok
Eliasz bronił czystości wiary Izraela w Boga żywego.

Pod koniec wieku XII po Chrystusie, na tej
górze
osiedli pustelnicy, którzy założyli tam zakon kontemplacyjny pod
wezwaniem Najświętszej Maryi Panny.
Dość
szybko zakon ten
zaczął rozwijać
się w Europie, szczególnie
w Anglii, do czego przyczynił się – między innymi – wielki
czciciel Maryi, Święty Szymon Stock, szósty
jego
przełożony
generalny.

To
właśnie on wielokrotnie
błagał Maryję o ratunek dla zakonu. W czasie jednej z modlitw w
Cambridge, w nocy z 15 na 16 lipca 1251 roku, ujrzał Matkę Bożą w
otoczeniu Aniołów.

Podała mu Ona brązową szatę, wypowiadając jednocześnie słowa:
„Przyjmij,
synu, szkaplerz twego zakonu, jako
znak mego braterstwa, przywilej dla ciebie i wszystkich karmelitów.

Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto
znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i
wiecznego zobowiązania.”

To
był początek. Od tamtego czasu wielu Papieży w swoich dokumentach
wypowiadało się bardzo
przychylnie o tej formie nabożeństwa do Matki Bożej,

zalecając ją i jednocześnie upraszczając sam zewnętrzny znak
szkaplerza: o ile bowiem zakonnicy rzeczywiście noszą go na
habitach w
formie wierzchniej szaty,

o tyle dla osób świeckich i duchownych, ale nie będących
zakonnikami, został on uproszczony do
dwóch małych kawałków płótna, połączonych tasiemkami,
spoczywających na piersiach i plecach.

Na obu tych płócienkach zwykle widnieją wizerunki
Jezusa i Maryi.
I
to właśnie do tego znaku wielu
Papieży przypisało liczne łaski i odpusty,

jakie wiążą się z jego posiadaniem i noszeniem. Jest bowiem
szkaplerz niewątpliwie znakiem
całkowitego oddania się Panu i Jego Matce pod opiekę.

Nie jest jakimś ozdobnikiem czy talizmanem, jakimś
przedmiotem magicznym,
ale
jest
uzewnętrznieniem
najgłębszego nastawienia człowieka,

jego całkowitego powierzenia się mocy Niebios. Wiele osób dzisiaj
nosi ten znak, wiele się do tego skłania, natomiast my
wszyscy możemy i powinniśmy jak najczęściej i jak najchętniej
oddawać się pod opiekę Matki Bożej i Jej Syna, Jezusa Chrystusa.

A
mówimy to sobie, Kochani, niemalże w
przededniu nawiedzenia naszej Parafii przez Matkę Bożą w Jej
Figurze Loretańskiej.

To są wszystko zewnętrzne znaki Jej rzeczywistej obecności i
prawdziwej
opieki,
jaką nam proponuje i z jaką do nas wychodzi,

przy czym trzeba nam może tutaj raz
jeszcze uświadomić
sobie prawdę jakże oczywistą i jakże podstawową – do której
już nawiązywaliśmy w Niedzielę – że to nie
w Figurze jako takiej, ani w dwóch kawałkach płótna tkwi
jakakolwiek moc.

Oczywiście,
znaki te – jako
przedmioty poświęcone i przeznaczone do wyłącznego kultu
religijnego,

a tym samym wyłączone z użytku codziennego i świeckiego –
przedstawiają same w sobie jakąś wartość, jednak
ich zasadnicza moc tkwi w
wierze człowieka,

oddającego się pod opiekę Bożą i
otrzymującego tę właśnie opiekę.
Wspomniane
przedmioty, podobnie jak wszystkie inne medaliki, obrazki i obrazy,
różańce i figury, czy relikwie Świętych, mają kierować
naszą uwagę, nasze serce, nasze skupienie i myśl ku sprawom
niebieskim.

Kochani,
to jest prawda oczywista i od zawsze znana, ale może trzeba nam ją
sobie jeszcze
raz dzisiaj przypomnieć,
żeby
wybronić się przed taką pokusą i takim przeświadczeniem, że
zawieszenie szkaplerza czy
powieszenie na ścianie obrazka, czy ustawienie figury –
przepraszam za wyrażenie – załatwi
nam sprawy wiary, modlitwy i odniesienia do Boga.

Nie, nie załatwi!
I
nie zastąpi naszej osobistej
pracy nad sobą, naszego zmagania się z pokusami do złego, z
koniecznością
pokonywania
skłonności
do grzechu…

Nie zastąpi naszego wysiłku, skierowanego na ciągłe i
konsekwentne pogłębianie więzi z Panem… To się, moi Drodzy, nie
stanie samo z siebie.
I
tego nie
zrobi za nas obrazek, figurka czy szkaplerz.

Bo
cała – jeśli tak można to określić – tajemnica sukcesu tkwi
w tym przypadku w
sercu człowieka, w jego nastawieniu, w jego wierze.

A wspomniane przedmioty – właśnie przez ich wierne i chętne
noszenie i używanie – mają nam przypominać
o tym, że Niebo naprawdę czuwa nad nami

i mają nas mobilizować
do tego, abyśmy się pod tę opiekę w każdej chwili życia
uciekali.
Oto
dzisiejsze pierwsze czytanie pokazuje nam skuteczność
tej opieki w życiu Mojżesza.

I to właściwie od samego początku, bowiem powinien on – podobnie
jak inni chłopcy spośród narodu wybranego – ponieść śmierć
zaraz po urodzeniu. Takie było zarządzenie faraona. On
jednak ocalał,

bo Pan przeznaczył go do szczególnych zadań. Ale też ułatwił mu
ich wypełnienie poprzez to właśnie, że ani
na moment nie wypuszczał go spod swojej opieki.
Ewangelia
natomiast kieruje naszą uwagę na rzeczywistość zgoła przeciwną.
Słyszymy bowiem niezwykle smutne
i bolesne słowa Jezusa, użalającego się nad postawą mieszkańców
miast,

w których dokonało się najwięcej cudów, znaków Bożej opieki, a
wszystkie one zostały zlekceważone,
pominięte, w jakimś sensie zmarnowane…
No
cóż, można i tak… Tylko – co potem?…
Dlatego
dzisiaj, w kontekście przeżywanego przez nas wspomnienia i w
obliczu zbliżającego się spotkania z Matką w Figurze Loretańskiej
raz jeszcze pytamy samych siebie – i to pytamy bardzo poważnie, z
głębokim namysłem i całą szczerością – o to, jak
tak naprawdę wygląda nasza codzienna współpraca z Niebem?

Jak chętnie przyjmujemy otrzymywane stamtąd dary? Jak o nie
prosimy, jak nam na nich zależy? W
jakim stopniu w ogóle w tę pomoc wierzymy?

I ile tych darów w mądry i piękny sposób wykorzystujemy, a ile –
niestety – marnujemy?…

3 komentarze

  • Nie przyjęłam szkaplerza, bałam się kolejnych zobowiązań. Przebacz mi Maryjo, tak jak przebaczył mi Twój Syn w Sakramencie Pokuty i Pojednania.

  • Ależ to nie jest obowiązek pod grzechem! To osobista decyzja każdego. Decyzja, do której trzeba dojrzeć, może wymodlić sobie… Naprawdę, nie wolno się o to oskarżać… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.