Po co uciekać przed Bogiem?…

P
Szczęść Boże! Kochani, wiadomości o wczorajszym wybuchu gazu, a także o wcześniejszym kataklizmie na Filipinach napawają nas wielkim niepokojem. Nie bądźmy na to obojętni – reagujmy natychmiastową serdeczną modlitwą na ludzkie nieszczęście. Tyle możemy zrobić w miejscu, w którym przebywamy. Tyle możemy – a to jest bardzo dużo. Nie poprzestawajmy jedynie na oglądaniu medialnych przekazów, które – niestety – nie są wolne od podgrzewania atmosfery sensacji…
   Zapraszam do pochylenia się nad dzisiejszym Bożym Słowem!
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Piątek
32 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Mdr 13,1–9; Łk 17,26–37
CZYTANIE
Z KSIĘGI MĄDROŚCI:
Głupi
już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr
widzianych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła
nie poznali Twórcy, lecz ogień, wiatr, powietrze chyże, gwiazdy
dokoła, wodę burzliwą lub światła niebieskie uznali za bóstwa,
które rządzą światem.
Jeśli
urzeczeni ich pięknem wzięli je za bóstwa, winni byli poznać, o
ile wspanialszy jest ich Władca, stworzył je bowiem Twórca
piękności; a jeśli ich moc i działanie wprawiły ich w podziw,
winni byli z nich poznać, o ile jest potężniejszy Ten, kto je
uczynił. Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez
podobieństwo ich Stwórcę.
Ci
jednak na mniejszą zasługują naganę, bo wprawdzie błądzą, ale
Boga szukają i pragną Go znaleźć. Obracają się wśród Jego
dzieł, badają i ulegają pozorom, bo piękne to, na co patrzą. Ale
i oni nie są bez winy: jeśli się bowiem zdobyli na tyle wiedzy, by
móc ogarnąć wszechświat, jakże nie mogli rychlej znaleźć jego
Pana?
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Jak działo się za dni Noego, tak
będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili
się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki;
nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich.
Podobnie
jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i
sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z
Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich:
tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi.
W
owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie
schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do
siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał
zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je.
Powiadam
wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie
wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie
wzięta, a druga zostawiona”. Pytali Go: „Gdzie, Panie?” On im
odpowiedział: „Gdzie jest padlina, tam się zgromadzą i sępy”.
Dlaczego
ludzie nie potrafią dostrzec Boga?
Jedni – jak mówi dziś
pierwsze czytanie – nie potrafią dostrzec Jego wielkości i
mądrości w stworzonym świecie,
a gotowi są poszczególne
elementy „wystroju” wszechświata uważać za istoty samodzielne
i doskonałe. Inni – jak ostrzega Jezus w Ewangelii – nie
dostrzegają, a może dokładniej: nie spodziewają się przyjścia
Pana
i Jego interwencji w konkretnym czasie historii.
Za
dni Noego tylu ludzi zginęło, bo nawet na myśl im nie przyszło,
że może nastąpić tak straszliwe Boże rozstrzygnięcie. Za
nic sobie mieli upomnienia i ostrzeżenia ze strony Boga – oni
mieli w tym czasie swoje sprawy, swoje życie, swoje „coś tam”,
dlatego nie interesowało ich działanie Noego, który skrzętnie
budował swoją arkę. No, może o tyle się interesowali, żeby go
wyśmiać, wyszydzić… Podobnie rzecz się miała z Sodomą – i
podobnie rzecz będzie się miała w przyszłości, kiedy Pan
zawezwie ziemię na Sąd!
Wtedy
już za późno będzie szukać Boga, bo On objawi się w całej
pełni. Za późno też będzie przepraszać Go, szukać z Nim
kontaktu, bo wtedy już wszystko się ostatecznie rozstrzygnie i
rozsądzi.
I będzie tak, że jeden będzie wzięty, drugi
zostawiony,
chociaż obaj będą mieszkać i pracować w
jednym domu. Kto będzie się
starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa
je.
Tak
właśnie będzie w tym dniu ostatnim, ale czy
rzeczywiście musi on dla nas być takim groźnym?
Czy
musi być taki straszny i nieubłagany? Czy
nie może to być dzień radosnego spotkania człowieka ze swoim
Bogiem, dziecka z Ojcem?
Oczywiście,
że może – i tak być powinno! Ale to naprawdę zależy od nas
samych i od tego, czy na
co dzień będziemy dostrzegali Boga i na co dzień będziemy się z
Nim liczyli.
Jeżeli
bowiem komuś Bóg nie jest do niczego potrzebny, to i potem na końcu
nie powinien zabiegać o spotkanie z Nim.
Kochani,
mówiliśmy już sobie o tym z tego miejsca, ale ta sytuacja, którą
dziś
rozważamy, ma przełożenie na konkretne nasze postawy. Jeżeli
bowiem ktoś całe życie nie interesował się Bogiem i Kościołem,
to
po co rodzina zabiega o katolicki pogrzeb po jego śmierci?
I
jeżeli tak samo nie interesowały go sprawy Boże, gdy był silny i
zdrowy, to po co – przepraszam za wyrażenie – ciągnąć
do niego księdza z namaszczeniem, kiedy straci on przytomność?
I
jeżeli rodzice dziecka w ogóle nie interesują się sprawami Bożymi
i życiem religijnym, to
po co im Chrzest dziecka?
I
tak można by długo wymieniać, aż dojdziemy do tego wspomnianego
dzisiaj ostatecznego rozstrzygnięcia i tego najbardziej
dramatycznego pytania: Jeżeli
Bóg nie był
mi
potrzebny za życia, to po co
mi
On w tym ostatnim dniu?
Tak,
tyle że wtedy wszystko będzie zupełnie inaczej wyglądało. Czy
zatem nie lepiej już teraz wejść w kontakt z Bogiem?
A
tak w ogóle – to czemu
ludzie od tego swego Boga ciągle uciekają, czemu boją się do
Niego zbliżyć, boją się do Niego przyznać?…
Czyżby
obawiali się, że coś stracą? Czyżby myśleli, że Bóg odbierze
im wolność? Że
za dużo będzie żądał, oczekiwał, wymagał?…
Czemu
ludzie uciekają od swego Boga? Czemu
sami skazują się na życie bez sensu i 
tułaczkę
bez
określonego celu?
Te
i inne pytania można i trzeba sobie stawiać, zwłaszcza kiedy się
widzi, jak ludzie sami
pozbawiają się szczęścia i harmonii, w których mogliby żyć,
gdyby Boga postawili na pierwszym miejscu.

Jeżeli jednak na miejscu Boga wolą widzieć inne rzeczywistości
materialne, albo innych ludzi, albo wreszcie samych siebie, to trudno
się dziwić, że w
ich życiu ciągle panuje bałagan.
I
nic nie pomogą jakieś półśrodki, nic nie pomogą doraźne
rozwiązania,
na nic się zda także ciągła ucieczka przed problemami. Te
problemy i tak człowieka dogonią, bo największym
problemem takiego człowieka jest on sam, a przed sobą samym nigdzie
się nie ucieknie.
Tyle
tylko – żeby to jeszcze raz mocno powtórzyć – po
co uciekać? Po co?
Po
co sobie życie komplikować, po co kombinować po swojemu, umęczyć
się tylko, a i tak nic z tego nie zyskać? Po co? Czy nie proście,
nie łatwiej byłoby po
prostu zaufać Bogu, dostrzec Go? I zaprosić Go do swego życia?
Z
całą pewnością, długo nie będzie trzeba czekać na to, aby się
przekonać, że to
był bardzo dobry wybór.

Właściwie – jedyny możliwy i sensowny!
Oto
bowiem – jak mówi Autor Księgi Mądrości – głupi
już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr
widzianych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła
nie poznali Twórcy.
[…]
Bo z
wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich
Stwórcę.
A
Jezus mówi: Kto
będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je
straci, zachowa je.
Odkrywajmy
zatem obecność Boga w swoim życiu! Uczyńmy Mu miejsce w naszej
codzienności! Nie
bójmy się Mu zaufać! Odważmy się oddać Mu całe swoje życie!
Sami
na tym najwięcej zyskamy…

2 komentarze

  • W dzisiejszych czasach wiele osób w sposób bezgraniczny zaufało rozumowi. Próbują oni w sposób racjonalny, naukowy wyjaśnić każdą napotkaną sytuację, zagadnienie. Inni z kolei, tak jak Ksiądz słusznie zauważył, boją się zwrócić do Boga, ponieważ często myślą, iż konsekwencjami takiego działania będą: rezygnacja z dotychczasowego stylu życia, w znacznej mierze nastawionego na konsumpcję, używanie, a także przymus przestrzegania ogromnej ilości "niepotrzebnych" zakazów i nakazów, wydatnie ograniczających "wolność". Jednak jak wiemy, i jak zostało to zaznaczone w rozważaniu, nie mają oni racji, ponieważ właśnie w Bogu i tylko w Bogu człowiek odnajduje pełnię życia, jego sens, cel, może być pewny ostatecznego sukcesu, zwycięstwa.
    Ludzie często przypominają sobie o Panu w chwilach kryzysu, gdy wszystkie znane im środki rozwiązania problemu zawiodły. Niektórzy z kolei traktują Boga jako swoistą "polisę ubezpieczeniową", bądź zwracają się do Niego z przyzwyczajenia, tradycji panującej w rodzinie, wciąż obowiązujących w społeczeństwie przekonań. O ile szafowanie Sakramentami dla takich osób jest dosyć kontrowersyjnym pomysłem (zwłaszcza, gdy nie wyraziły skruchy za swoje dotychczasowe postępowanie), to nawet w opisanej sytuacji warto moim zdaniem udzielić Chrztu dziecku (tylko ze względu na nie), aby otworzyć przed nim bramy Kościoła i obdarzyć Bożą łaską. Może przysięga, którą składają rodzice przed udzieleniem Sakramentu sprawi także, że zaczną oni poświęcać więcej czasu na rozwój duchowy swój i swojego potomka?
    Szczęść Boże!
    Artur

  • Oby tak było. Jeżeli jednak rodzice – pomimo wypowiedzenia słów owej przysięgi – nie zamierzają niczego zrobić ze swoim życiem, to naprawdę trzeba Chrzest odłożyć. Naprawdę, to nie jest jakaś krzywda uczyniona dziecku. Musimy stale pamiętać, że Twórcą Sakramentów i ich Dawcą jest sam Bóg, zatem nie jest On nimi w jakikolwiek sposób związany. Jeżeli więc będzie On chciał zabrać to dziecko do siebie, to na pewno nie skrzywdzi go na wieczność. Natomiast do natury każdego Sakramentu należy konieczność jego rozwijania, konieczność współpracy z Bogiem. Sakramentu nie można przyjąć i zapomnieć o nim, bo będziemy musieli za to odpowiedzieć przed Bogiem. My sobie w ogóle nie zdajemy sprawy z tej odpowiedzialności. A tak w ogóle – musimy też sobie szczerze i jasno powiedzieć, że jeżeli rodzice tak naprawdę nie wierzą, to nawet przyjęcie Chrztu niczego tu nie zmieni i nie uratuje – oni na pewno nie będą w dziecku rozwijali daru wiary, więc otwarte przed dzieckiem wrota do Królestwa Niebieskiego pozostaną bezużyteczne. To już naprawdę lepiej, żeby dziecko dorosło i samo poprosiło o Chrzest, który potem świadomie będzie rozwijało… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.