Emmanuel – czy słodki bobasek?…

E
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, przepraszam za małe opóźnienie, ale u nas od rana ostra praca – w konfesjonale i nie tylko. Święta idą – na całego! Wszystko, co w związku z tym chciałbym powiedzieć, zawarłem w rozważaniu. W sumie – to nic nowego…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen.
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

4
Niedziela Adwentu, A,
do
czytań: Iz 7,10–14; Rz 1,1–7; Mt 1,18–24
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Pan
przemówił do Achaza tymi słowami: „Proś dla siebie o znak od
Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze”.
Lecz Achaz odpowiedział: „Nie będę prosił i nie będę
wystawiał Pana na próbę”.
Wtedy
rzekł Izajasz: „Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam
naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu?
Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna i
nazwie Go imieniem Emmanuel”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Paweł,
sługa Chrystusa Jezusa, z powołania apostoł, przeznaczony do
głoszenia Ewangelii Bożej, którą Bóg przedtem zapowiedział
przez swoich Proroków w Pismach świętych. Jest to Ewangelia o Jego
Synu, pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym
według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy
Synem Bożym, o Jezusie Chrystusie, Panu naszym.
Przez
Niego otrzymaliśmy łaskę i urząd apostolski, aby ku chwale Jego
imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze.
Wśród
nich jesteście i wy powołani przez Jezusa Chrystusa. Do wszystkich
przez Boga umiłowanych, powołanych świętych, którzy mieszkają w
Rzymie: łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa
Chrystusa.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Z
narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego,
Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się
brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który
był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie,
zamierzał oddalić Ją potajemnie.
Gdy
powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i
rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie
Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się
w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On
bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.
Stało
się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane
przez proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu
nadadzą imię Emmanuel, to znaczy «Bóg z nami»”.
Zbudziwszy
się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański:
wziął swoją Małżonkę do siebie.
Zakupy
już w większości zrobione. No, może jeszcze niektóre prezenty…
Okna pomyte. Lodówka pełna wszystkiego, co potrzebne na świąteczny
stół, a prodiż nie gaśnie i kuchenka aż czerwona od ciągłego
gotowania. Idą Święta! Będzie radośnie, będzie
rodzinnie, a w niektórych mediach to mówią, że będzie jeszcze
magicznie…
Będzie błogo i wesoło.
Tylko
dla Józefa to Boże Narodzenie nie było takie beztroskie. Wręcz
przeciwnie – on musiał pokonać wiele wewnętrznych wątpliwości
i zewnętrznych komplikacji.
Najpierw to bolesne zdziwienie i
totalna dezorientacja, związana z faktem stanu błogosławionego
Maryi, o czym on zupełnie nie wiedział, a następnie konieczność
ucieczki przed krwawym Herodem. A ile tych codziennych trudności
i obaw musiał jeszcze podjąć i pokonać,
o czym nawet
Ewangeliści nie wspominają, bo musieliby napisać księgi
kilkakrotnie grubsze…
Tak,
tamto jedyne Boże Narodzenie dla Józefa i Maryi – jeśliby tak
spojrzeć od strony ludzkiej – wcale nie było czasem błogim i
beztroskim.
To była twarda walka o przeżycie, walka o kawałek
miejsca, gdzie można by się schronić, kiedy dla Maryi nadszedł
czas rozwiązania.
Tak wyglądało tamto Boże Narodzenie.
Oczywiście, ono przerodziło się w ogromną radość, w
wyśpiewywanie której włączyły się nawet chóry anielskie, ale
na początku było bardzo trudno.
I
zapowiedzi tego Narodzenia wygłaszane były w kontekście wielu
trudnych wydarzeń i okoliczności Starego Testamentu.
Oto w
pierwszym czytaniu słyszymy, jak Pan sam zachęca Achaza, króla
judzkiego, aby zwrócił się po pomoc Bożą w obliczu czekającej
go walki z wrogiem.
Ale Achaz, udając pokorę i szacunek do
Boga, mówi, iż nie chce Boga wystawiać na próbę. W
rzeczywistości po prostu bał się on Boga, bo zdawał sobie
sprawę z tego, iż sympatyzuje z kultami bóstw pogańskich, gdyby
zatem chciał skorzystać z pomocy Boga jedynego, musiałby
zmienić swoje życie, nawrócić się.
A to było dla niego za
trudne, on wolał pozostać w swoim grzechu.
W
obliczu takiego nastawienia, Izajasz w imieniu Boga ogłasza, że Bóg
w takim razie sam da znak: Oto
Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel.

Inne
zapowiedzi narodzenia się Bożego Syna pojawiały się także w
kontekście trudności i zła, a pierwsza z nich, wygłoszona
jeszcze
w Raju – w
kontekście grzechu pierwszych rodziców.
Doprawdy,
trudno w tych wszystkich przypadkach mówić o jakiejś słodyczy,
magii czy beztrosce. Boży
Syn przychodzi na świat, aby zmierzyć się ze złem, grzechem,
zniewoleniem – i wybawić człowieka z całego tego przykrego
balastu.

I właśnie o takim Jezusie i o takim Jego przyjściu mówi także
Święty Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu. Zresztą, on sam na
sobie doświadczył po wielekroć, ile kosztuje go fakt bycia
Apostołem Jezusa.
Jest
to misja bardzo trudna, chociaż – co trzeba podkreślić – jest
to też
misja
zwycięska i przynosząca owoce. Jak bowiem sam o tym dzisiaj pisze,
jest Paweł wezwany do
głoszenia Ewangelii Bożej, którą Bóg przedtem zapowiedział
przez swoich Proroków w Pismach świętych. Jest to Ewangelia o Jego
Synu, pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym
według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy
Synem Bożym, o Jezusie Chrystusie, Panu naszym.
I
dalej Paweł stwierdza: Przez
Niego

czyli przez Jezusa – otrzymaliśmy
łaskę i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać
wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze.
Po
co sobie o tym wszystkim dzisiaj mówimy, Kochani? Czy po to, żeby
zepsuć
radość zbliżających się Świąt?
Nie,
nie po to, aby ją zepsuć, ale aby
ją pogłębić.
I
właściwie ukierunkować. Jeżeli
bowiem całą uwagę skoncentrujemy tylko na prezentach, zakupach i
na tym, o czym nam mówią w telewizji i na plakatach w
supermarketach, to rzeczywiście radość z tych Świąt zajaśnieje
wraz
z pierwszą gwiazdką

w wieczór wigilijny – i
wraz z nią zgaśnie.
Albo
po zjedzeniu świątecznych smakołyków. Albo po wyjeździe gości.
W najlepszym razie – uda się ją utrzymać do
końca czasu wolnego,
ale
już po powrocie do pracy i do szkoły czar Świąt pryśnie i nic
już po nim nie zostanie.
A
przecież Jezus nie po to przyszedł na świat, aby nam sprawić
chwilę przelotnej uciechy i jednorazowego zadowolenia. Jezus
przecież po to przyszedł, aby odmienić nasze życie!
Bo
Jego przyjście w naszym życiu dokonuje się – podobnie, jak w
życiu Maryi i Józefa – w
kontekście wszystkich trudności, obaw, lęków, niepokojów i
problemów, które niesie codzienność.
To
właśnie w taki nasz osobisty życiowy kontekst wchodzi Jezus. Bo
takie jest właśnie nasze życie!
I
do takiego życia, do takiej codzienności powrócimy po zakończeniu
Świąt!
Kochani,
my od tego nie uciekniemy! Kiedy pryśnie baśniowy czar, przyjdzie
mało baśniowa rzeczywistość. I nie mówcie mi tutaj, że Wam
psuję dobry nastrój przedświąteczny, bo
dobrze wiecie, że mam rację!
Ale
właśnie teraz chodzi o to, aby tak nie było – aby nie było tak,
jak zawsze, jak co roku. Aby
teraz było inaczej – lepiej, mądrzej, głębiej…
I
może tak być! Kochani, tak
właśnie może być!
Te
Święta nie muszą się skończyć w czwartek 26 grudnia. Tego
dnia skończy się to wszystko, co zewnętrzne. No, może prawie
wszystko, bo w lodówce jeszcze coś tam zostanie, a i dzieci przez
tydzień jeszcze pocieszą się zabawkami, jakie dostały pod
choinką. Jednak wewnętrzna
radość nie musi się tego dnia skończyć – o ile tylko
rzeczywiście będzie radością wewnętrzną!
O
ile będzie budowana na modlitwie, w czystości serca. I o ile już
dzisiaj nastawimy się na to, że świętujemy Narodzenie
Jezusa Chrystusa, naszego Pana, Boga i Przyjaciela,

a nie świętujemy choinki, prezentów i całej tej nieznośnej,
hałaśliwej komercji, od której już głowa boli.
A
jak zrobić, żeby to świętowanie było właściwe, głębokie,
mądre, pobożne?… Przede wszystkim, trzeba przeżyć
– jeżeli jest tylko taka możliwość – Rekolekcje adwentowe.

Trzeba się też porządnie
wyspowiadać

i to nie w Wigilię rano, albo dzień wcześniej, z ciągle tym samym
tłumaczeniem, że u Spowiedzi byłem przed Wielkanocą, bo ja
przecież nie miałem czasu,
bo ja pracuję, bo ja się uczę, bo ja to, bo ja tamto… Ciągle
te same dyrdymały!
Wszystko
zawsze najważniejsze, tylko to,
co naprawdę jest najważniejsze – na szarym końcu…
Zatem,
porządna
Spowiedź, potraktowana tym
razem poważnie.
I Komunia Święta, i modlitwa, i śpiew kolęd

– z taką ogromną
radością w sercu i świadomością, że Jezus naprawdę się
narodził

i przynosi mi radość i nadzieję, przynosi
mi wewnętrzną moc,
dzięki
której po powrocie do tej tak zwanej szarej codzienności nie
przestraszę się stojących przede mną wyzwań, ale podejmę
je z całą mocą i rozwiążę stojące przede mną problemy,
i
odbuduję moje życie rodzinne, i z nowym zapałem wezmę się za
swoje obowiązki, i nawiążę nowe, lepsze relacje z ludźmi.
Kochani,
tak
może być, naprawdę!
Ale
to wszystko rozgrywa się właśnie dziś
i
w dniach najbliższych. Bo to wszystko zależeć będzie od tego, czy
Jezus nowonarodzony to jest dla mnie jedynie taki słodki bobasek z
kolorowej karteczki lub figurka z szopki, czy jest to naprawdę
Emannuel – Bóg z nami – Bóg aktywnie obecny w moim życiu.
Wszystko
tak naprawdę jest w moich rękach – i w moim sercu… 

3 komentarze

  • Rozmowa ze św. Józefem

    Powiedz, co czułeś, Józefie święty
    w godzinę twego zwiastowania,
    kiedy Bóg odebrał Ci wszystko,
    i wszystko dał Ci w zamian.

    Jest taka miłość, która godzi ogień z wodą,
    i wolność taka, co dla swej woli zamyka drogę.
    Jest taka radość, która pulsuje milczeniem,
    i pewność taka, co się upewnia nierozumieniem.

    Powiedz, co czułeś, Józefie święty
    gdy uszy twe ciągle słyszały,
    jak synem cieśli był nazywany
    Król Chwały nieskończonej.

    Powiedz, co czułeś, Józefie święty,
    gdyś siadał wraz z Miriam przy stole
    i zwykłym chlebem Jezusa karmił –
    Chleb Żywy wszech pokoleń.

    http://pl.gloria.tv/?media=294105

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.