W Dniu Słońca zbieramy się wszyscy…

W
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dziękuję bardzo serdecznie za wszystkie wypowiedzi na temat zakończonej niedawno Pielgrzymki na Kanonizację Papieży Jana XXIII i Jana Pawła II. Naprawdę, dziękuję Wszystkim – zarówno tym nastawionym pozytywnie, jak i tym, którzy wyrażają opinie krytyczne. 
   Wszystkim dziękuję za odwagę i chęć włączenia się w tę dyskusję, bo myślę, że wymiana myśli zawsze ubogaca rozmówców i uczy coraz większej wzajemnej otwartości. Ja dzisiaj, w ciągu dnia, będę starał się jeszcze raz wszystko spokojnie czytać i coś niecoś odpowiedzieć. A jeżeli ktoś chce jeszcze coś dopisać – to bardzo proszę. Dyskusji nie zamykamy.
    Na piękne i głębokie przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

3
Niedziela Wielkanocna, A,
do
czytań: Dz 2,14.22–28; 1 P 1,17–21; Łk 24,13–35
CZYTANIE Z DZIEJÓW
APOSTOLSKICH:
W dzień
Pięćdziesiątnicy stanął Piotr razem z Jedenastoma i przemówił
donośnym głosem: „Mężowie Judejczycy i wszyscy mieszkańcy
Jerozolimy, przyjmijcie do wiadomości i posłuchajcie uważnie mych
słów: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg
potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg
przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża,
który z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany,
przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg
wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było,
aby ona panowała nad Nim.
Dawid bowiem mówił
o Nim: «Miałem Pana zawsze przed oczami, gdyż stoi po prawicy
mojej, abym się nie zachwiał. Dlatego ucieszyło się serce moje i
rozradował się język mój, także i ciało moje spoczywać będzie
w nadziei, że nie zostawisz duszy mojej w Otchłani ani nie dasz
Świętemu Twemu ulec skażeniu. Dałeś mi poznać drogi życia i
napełnisz mnie radością przed obliczem Twoim».”
CZYTANIE Z
PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PIOTRA APOSTOŁA:
Bracia: Jeżeli
Ojcem nazywacie Tego, który sądzi nie mając względów na osoby,
ale według uczynków każdego człowieka, to w bojaźni spędzajcie
czas swojego pobytu na obczyźnie.
Wiecie bowiem, że z
waszego odziedziczonego po przodkach złego postępowania zostaliście
wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale
drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy.
On był wprawdzie
przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich
czasach się objawił ze względu na was. Wy przez Niego
uwierzyliście w Boga, który wzbudził Go z martwych i udzielił Mu
chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Oto
dwaj uczniowie Jezusa tego samego dnia, w pierwszy dzień tygodnia,
byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt
stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co
się wydarzyło. Gdy
tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i
szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie
poznali.
On zaś ich zapytał:
„Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?” Zatrzymali
się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: „Ty
jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie
wie, co się tam w tych dniach stało”. Zapytał ich: „Cóż
takiego?”
Odpowiedzieli Mu:
„To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem
potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak
arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali.
A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela.
Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to
stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były
rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i
opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż
On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko
tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”
Na to On rzekł do
nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we
wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego
cierpieć, aby wejść do swojej chwały?” I zaczynając od
Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we
wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.
Tak
przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał,
jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z
nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”.
Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u
stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i
dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On
zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie
pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam
wyjaśniał?”
W tej samej godzinie
wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych
Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan rzeczywiście
zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni również
opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu
chleba.
Kiedy wpatrujemy się w
to wydarzenie, które dokonało się w drodze do Emaus – i
potem także już w samej miejscowości, kiedy to uczniowie zasiedli
z tajemniczym Wędrowcem do stołu – to chyba od razu nasuwa nam
się skojarzenie ze Mszą Świętą.
Zobaczmy, na
początku Słowo Boże,
cytowane i wyjaśniane przez owego
napotkanego Człowieka, a potem łamanie chleba. Tak też
dzieje się w czasie sprawowania każdej Mszy Świętej: najpierw
jest Liturgia Słowa, a następnie Liturgia
Eucharystyczna.
Poprzez jedną i drugą naprawdę działa i
jest obecny Chrystus.
Bo to On właśnie
głosi nam swoje Słowo i On je wyjaśnia. Co prawda, konkretną
homilię wygłasza konkretny kapłan,
ale przecież w jej trakcie
nie może on głosić swoich jakichś prywatnych mądrości, ale ma
ściśle trzymać się treści i sensu Bożego Słowa,
autorytatywnie wyjaśnianego przez Ojca Świętego i Urząd
Nauczycielski Kościoła. Z kolei Liturgia Eucharystyczna
koncentruje się wokół tajemniczej obecności Jezusa w chlebie i
winie,
które spożywamy jako Pokarm.
Te dwie zasadnicze
części składały się na Mszę Świętą od samego początku
istnienia Kościoła, chociaż na przestrzeni wieków nieco
zmieniał się sposób sprawowania Najświętszej Ofiary.
Oto jak
to przedstawia Święty Justyn w II wieku po Chrystusie:
„W dniu zwanym Dniem
Słońca
zbieramy się wszyscy razem w jednym miejscu, czy
to z miast, czy też ze wsi, i czyta się wtedy Pamiętniki
apostolskie albo Pisma prorockie
tak długo, jak na to czas
pozwala. Gdy zaś lektor skończy czytać, ten, który przewodniczy,
upomina nas i zachęca do wprowadzenia w życie tych przepięknych
pouczeń.
Następnie powstajemy z naszych miejsc i modlimy
się,
po czym, jak to już powiedziano, gdy przestajemy się
modlić, przynoszą chleb oraz wino i wodę, a ten, który
przewodniczy, zanosi modlitwy dziękczynne,
ile tylko może, a
lud odpowiada: «Amen».
Wreszcie wszystkim obecnym rozdaje
się i rozdziela to, co się stało Eucharystią,
nieobecnym zaś
rozsyła się ją przez diakonów.
Ci, którym się
dobrze powodzi,
dają dobrowolnie ze swego, co tylko chcą, a
wszystko, co się zbierze, składa się na ręce przewodniczącego.
On zaś przychodzi z pomocą sierotom, wdowom i chorym, i tym
wszystkim, którzy dla jakiejkolwiek przyczyny cierpią niedostatek,
a także więźniom i przybyszom z dalekich stron. Jednym słowem,
spieszy on z pomocą wszystkim potrzebującym.
Dlatego zaś zbieramy
się Dniu Słońca,
bo w tym pierwszym dniu Bóg przemienił
ciemności i materię, i stworzył świat. W tym też dniu
zmartwychwstał nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus.
W przeddzień
bowiem dnia Saturna, został On ukrzyżowany, a nazajutrz po owym
dniu, czyli właśnie w Dniu Słońca, objawił się Apostołom
i uczniom oraz pouczył ich o tym wszystkim, co właśnie
przedstawiliśmy Wam tutaj do rozważenia”. Tyle ze świadectwa
Świętego Justyna.
Z pewnością łatwo
zauważyliśmy różnicę pomiędzy ówczesnym, a dzisiejszym
sposobem sprawowania Mszy Świętej.
Jednak tak jak wtedy, tak i
dzisiaj, na całość Najświętszej Ofiary składa się Liturgia
Słowa i Liturgia Eucharystyczna.
I od samego początku Kościół
wierzy bardzo głęboko i z największym przekonaniem, iż w
czasie każdej Mszy Świętej jest naprawdę obecny Jezus Chrystus.

Natomiast bardzo ważnym jest, abyśmy tę Jego obecność
dostrzegli.
Abyśmy ją dostrzegli
także w osobie sprawującego Mszę Świętą kapłana, a wreszcie
– w całym zgromadzonym na modlitwie ludzie Bożym.
Niestety,
przyznać musimy, że owo dostrzeganie Jezusa wcale nie przychodzi
łatwo,
dlatego zazwyczaj dość mocno naszą uwagę absorbuje
osoba kapłana, który tak to a tak przemawia, a tak znowu śpiewa,
a jeszcze jakoś inaczej ogólnie się prezentuje.
Także osoby
obok stojące zwracają na siebie naszą uwagę swoim ubiorem,
swoim zachowaniem, czy w ogóle samym faktem swojej obecności.
Z kolei teksty mszalne
– to jakieś recytacje napisane w języku hermetycznym,
nieprzystępnym,
i ogólnie już są osłuchane, oklepane,
kazania natomiast to zwyczajowe politykowanie księdza, a
Komunia Święta to pobożny i może nawet piękny zwyczaj,
ale
staroświecki i dobry dla staruszków na emeryturze.
Za takim, Kochani,
parawanem naszych osobistych uprzedzeń do Mszy Świętej
raczej trudno dostrzec jej właściwe, najgłębsze znaczenie, a
przybycie na nią w niedzielę nieraz traktujemy bardziej jako
formalny obowiązek,
nakazany prawem moralnym czy prawem
kanonicznym, aniżeli jako spotkanie z kochającym Bogiem.
Dlatego potrzeba owego cudu olśnienia, który dokonał się
tamtego pamiętnego wieczoru w Emaus.
Potrzeba go nam
wszystkim – także nam, kapłanom,
którym niejednokrotnie
grozi rutyna w sprawowaniu tych najświętszych Tajemnic. Ale
potrzeba także wszystkim uczestnikom świętej Liturgii, aby
w kapłanie, który może rzeczywiście nie spełnia ich
intelektualnych i estetycznych oczekiwań – dostrzegli
działającego Chrystusa.
I aby tegoż Chrystusa dostrzegli w
osobach obok stojących,
także tych dobrze od lat znanych – i
to nie zawsze znanych z najlepszej strony. I aby tegoż Chrystusa
dostrzegli w sprawowanych tajemnicach: w głoszonym Słowie, w
Eucharystii.
Bo my także, jak owi
uczniowie, nieraz zdajemy się mówić: A myśmy się
spodziewali
Oni spodziewali się wyzwolenia
politycznego, Jezus zaś podarował im wyzwolenie duchowe. Oni
jednak tego jeszcze w tamtym momencie nie dostrzegli, nie zrozumieli.
Oni się wówczas czego innego spodziewali.…
Myślę, moi Drodzy, że
my także, przychodząc na Mszę Świętą, nieraz spodziewamy się
jakichś wyszukanych wrażeń artystycznych, muzycznych, czy innych
i
przez ich pryzmat oceniamy Mszę Świętą. A kiedy nie jest tak, jak
byśmy chcieli, także zdajemy się mówić: A myśmy się
spodziewali…
A tymczasem tym, który w czasie każdej Mszy
Świętej naucza i ofiaruje się – jest Jezus Chrystus. I
tym, który nas zaprasza, jest właśnie On. To dla Niego tu
przychodzimy – nie dla tradycji, zwyczaju, zachwytu dla księdza,
poczucia przyzwoitości, czyjegoś nakazu, czy przykrego obowiązku.
Przychodzimy dla Jezusa – i ze względu na Niego.
To On jest tu w
centrum, to On jest najważniejszy. Nigdy nie możemy stracić Go
sprzed oczu. Dlatego potrzeba wielkiej wrażliwości, aby serce
pałało w nas, kiedy będzie do nas mówił i Pisma nam wyjaśniał.

I abyśmy naprawdę poznali Go przy łamaniu chleba.
A z tej umiejętności
dostrzegania Go w czasie Mszy Świętej zrodzi się umiejętność
dostrzegania Go w życiu.
Albowiem droga uczniów do Emaus –
droga, na której dołączył się do nich Jezus – jest symbolem
każdej drogi człowieka przez życie.
I oto na tej drodze po
cichutku dołącza się Jezus:
przychodzi w drugim człowieku, w
takiej czy innej konkretnej sytuacji, w każdym geście ludzkiej
dobroci, przyjaźni, uśmiechu, dobroci. Przychodzi naprawdę,
rzeczywiście towarzyszy w drodze,
podpowiada – a przynajmniej
próbuje podpowiedzieć – rozwiązanie różnych problemów.
Tyle, że dostrzeżenie
Jego obecności i Jego działania wcale nie jest takie proste.
Oczekujemy jakichś wyraźnych znaków Bożego działania, nieraz
nawet cudu, a tymczasem On przychodzi tak zwyczajnie, normalnie,
niezauważalnie…
Jak Go wówczas dostrzec? Jak stwierdzić,
że to Jezus?
Szczególnie trudno
uwierzyć w Jego obecność, kiedy ta nasza droga do Emaus jest
trudna i kręta, kiedy wiedzie przez cierpienie, choroby,
niepowodzenia, osamotnienie.
Oj, nie brakuje tych przeszkód na
naszej życiowej drodze. I nieraz wydaje się nam, że przecież
jesteśmy dość mocno ugruntowani w wierze, jesteśmy dość
dobrze przygotowani na różne życiowe sytuacje,
a tu nagle
pojawia się niespodziewana choroba, pojawia się jakiś
rozczarowanie, jakiś zawód,
sprawiony przez najbliższą osobę,
przez kogoś, kogo uważaliśmy za prawdziwego przyjaciela… I
wszystko zdaje się na głowę walić… I we wszystko wtedy można
uwierzyć, ale nie w to, że Jezus jest obecny, że jest blisko i że
działa.
A jednak Jezus dał się
poznać tym, którzy stracili już w Niego wiarę, którzy czego
innego się spodziewali
i którzy wreszcie nie poznali Go w
drodze, kiedy szedł z nimi i Pisma im wyjaśniał. On tam wtedy
był z nimi,
szedł z nimi tą samą drogą, rozmawiał z nimi,
chociaż im się wydawało, że wszystko skończone i wszystko
przegrane. On był naprawdę z nimi!
Poznali Go po łamaniu
chleba.
Dlatego i my możemy
być pewni, że na naszej drodze do Emaus także nie jesteśmy
sami. On jest z nami!
Także – a może przede wszystkim –
w tych sytuacjach, które uważamy za najtrudniejsze i najmniej dla
nas zrozumiałe!
W tych sytuacjach, w których samo i wręcz na
siłę ciśnie się na usta stwierdzenie: A myśmy się
spodziewali…
A myśmy się
spodziewali, że wszystko inaczej się ułoży, że to życie
będzie nieco prostsze,
że ta choroba nie przyplącze się tak
niespodziewanie, że w rodzinie tak jakoś wszystko wyjdzie na
prostą, że z sąsiadem da się wreszcie dogadać. A myśmy się
spodziewali, że plany, jakie sobie opracowaliśmy, uda się
zrealizować. Myśmy się spodziewali…
I cóż w tym złego?
Czy nie możemy się tego wszystkiego spodziewać? Czy nie możemy
sobie niczego planować?
Z pewnością – możemy! Z
pewnością – mamy prawo spodziewać się dobra dla siebie,
oczekiwać go, modlić się o nie. Możemy także modlić się o
dobro dla innych i tegoż dobra dla innych także się
spodziewać. Trzeba jedynie, abyśmy z tymi planami, zamiarami,
tak bardzo szczerze, jak uczniowie, zwrócili się do Jezusa.
Oni
– co prawda – zrobili to nieświadomie, bo nie wiedzieli, iż to
On sam z nimi idzie. A my, skoro już o tym wiemy, to bardzo
świadomie zwracajmy się do Jezusa
– najszczerzej, jak tylko
umiemy – z tymi pragnieniami, które nosimy w sercu. I z naszymi
obawami. I z naszymi najgłębszymi nadziejami.
Zechciejmy w tym
względzie w pełni skorzystać z doświadczeń, które nabyli
dwaj uczniowie, bohaterowie dzisiejszej Ewangelii. Jakich
doświadczeń? A tych chociażby, iż wiedząc o tym, że w Słowie
Bożym, czytanym i wyjaśnianym w Liturgii sam Chrystus nas naucza –
zechciejmy uważnie słuchać tegoż Słowa, samemu je czytać, w
świetle tegoż Słowa szukać wyjaśnienia swoich wątpliwości i
pytań,
a wreszcie – do tegoż Słowa stosować się w życiu.
Niech pała nasze serce, gdy On do nas mówi!
Rozpoznając zaś
Chrystusa po łamaniu chleba – jak rozpoznali Go uczniowie –
zechciejmy jak najczęściej zasiadać razem z Jezusem do Jego
stołu i tym Chlebem
systematycznie się pożywiać.

I wreszcie – nie
bójmy się stawiać Jezusowi bardzo szczerych i odważnych pytań,
nie bójmy się dzielić z Nim swoimi wątpliwościami:
na
modlitwie, przy lekturze Pisma Świętego, w czasie Spowiedzi, czy w
rozmowie z kapłanem poza Spowiedzią. Nie bójmy się o tych
sprawach – tak często trudnych – rozmawiać w gronie rodziny, w
gronie najbliższych. Jezus coraz bardziej będzie się przed nami
w ten sposób odkrywał, coraz bardziej będzie dawał nam się
poznać,
coraz bardziej też będzie czynił nasze serca skorymi
do wierzenia we wszystko, czego nauczają Święte Pisma.
Z Jego pomocą łatwiej
nam będzie pewne trudne rzeczy zrozumieć, poznać, zgłębić… I
wreszcie także – przyjąć! Przyjąć – z tą jednak wiarą, że
On ostatecznie zwycięży. Tak jak zwyciężył śmierć.
A
zwyciężył śmierć, gdyż – jak przekonywał dzisiaj Piotr w
pierwszym czytaniu – niemożliwe było, aby ona panowała nad
Nim.
Właśnie! Niemożliwym jest, aby istniała
jakakolwiek siła, jakakolwiek słabość czy trudność, której
Jezus nie byłby w stanie zwyciężyć. Trzeba tylko
Jemu – Jezusowi – bezgranicznie zaufać, trzeba Go rozpoznać w
drodze, trzeba Go w tę swoją osobistą drogę do Emaus zaprosić.
Trzeba zrobić
wszystko, co w naszej mocy, aby w naszym życiu spełniły się te
słowa, które zapisał Apostoł Piotr – tyle, że w drugim
czytaniu: Wy przez Niego uwierzyliście w Boga, który wzbudził
Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak ze wiara wasza i nadzieja
są skierowane ku Bogu.

6 komentarzy

  • Dziś Pan Jezus bardzo mocno zaprosił mnie, na nowo do czytania Pisma Świętego,( tydzień biblijny) którego w ferworze wydarzeń Wielkiego Tygodnia nie otwierałam i cierpliwie do dziś czeka na ponowne pochylenie się nad Nim. Jedyne co zdołałam kontynuować przez cały czas, to 3-4 krotna modlitwa brewiarzowa. Dobrze się składa, bo od wtorku rozpoczynamy spotkanie się ze Słowem w ramach rekolekcji REO, gdzie Pan m.i. będzie nam objaśniał Pisma. Proszę o modlitwę, by wszyscy uczestnicy spotkali Pana na tej drodze i rozpoznali Go a prowadzących wypełnił swą mocą Duch Święty.

  • Dziękuję za dzisiejszą bardzo wartościową katechezę. Z racji młodego wieku nie miałem wielu okazji na oglądanie naszego Świętego Papieża Jana Pawła II, dlatego teraz próbuje to jakoś na wszelkie sposoby nadrabiać. Miło się słuchało relacji z pielgrzymki, ale i wspomnień innych ludzi o wielkości Jana Pawła II. Zgadzam się też z Księdzem, iż nasza pamięć o Papieżu powinna zaczynać się od nas samych, to my sami w domowym zaciszu winniśmy wspominać Świętego poprzez czytanie np. Jego homilii czy też modlitwę, a dopiero potem starać się przenosić naszą pamięć o Papieżu na innych. Szczęść Boże

  • Szczerze podziwiam aktywność Anny w sprawach duchowych! Ciągle informuje nas o nowych inicjatywach, jakie podejmuje. Myślę, że jest to wspaniała zachęta dla nas wszystkich.
    Maciejowi dziękuję za dobre słowo o naszym wczorajszym spotkaniu katechetyczno – dyskusyjnym w Tłuszczu. Rzeczywiście, czymś pięknym są te wszystkie świadectwa, dotyczące osobistych duchowych relacji z Janem Pawłem II, a także z Janem XXIII.
    Józefie zaś dziękuję za podsumowanie – krótkie, a konkretne! Ks. Jacek

    • Księże Jacku, jeśli będzie to dla kogoś zachętą, to chwała Panu, lecz biada mi, gdyby te moje tutaj wypowiedzi były przyjęte jako chwalenie się, czy poczytane byłyby za pychę.
      Prawda jest taka, że czas życia, który mi Pan raczy darować, chcę wykorzystać jak najowocniej ku mojemu wzrostowi duchowemu. W ramach rekolekcji dziś medytuję słowa Koh 2,8-11 ( bo " wszystko (inne) to marność i pogoń za wiatrem! Z niczego nie ma pożytku pod słońcem")

  • Ani przez moment nie myślałem tu o żadnym chwaleniu się, czy eksponowaniu własnej pychy. Wręcz przeciwnie – to świadectwo osobiście przeżywanej wiary. I za to bardzo dziękuję! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.