Gdyby Szczepan nie patrzył w Niebo…

G
Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj – a może lepiej: od dzisiaj – bardzo mocno wspierajmy Maturzystów w ich zmaganiu intelektualnym. Szczególnie polecam Maturzystów z naszej Blogowej Rodziny – ale też wszystkich pozostałych. Niech nie tylko ten pisemny i ustny egzamin dojrzałości zdadzą jak najlepiej, ale o wiele bardziej także ten, którym jest całe ich życie, w które oby jak najlepiej weszli, dokonując mądrych wyborów i dobrze odczytując swoje życiowe powołanie.
    A ja dzisiaj pod rozważaniem zamieszczam homilię Ojca Świętego Franciszka ze Mszy Świętej kanonizacyjnej. Odpowiadam w ten sposób na prośby kilku Osób, wyrażone w ostatnich dniach ustnie przy różnych okazjach. W najbliższych dniach także zamieszczę homilię Kardynała Comastri  ze Mszy Świętej dziękczynnej, z 28 kwietnia.
    Tymczasem zapraszam do pochylenia się nad dzisiejszym Bożym Słowem…
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
3 Tygodnia wielkanocnego,
do
czytań: Dz 6,8–15; J 6,22–29
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Szczepan
pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu.
Niektórzy zaś z synagogi, zwanej synagogą Libertynów i
Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z
Cylicji i z Azji, wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Nie mogli
jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia
przemawiał.
Podstawili
więc ludzi, którzy zeznali: „Słyszeliśmy, jak on mówił
bluźnierstwa przeciwko Mojżeszowi i Bogu”. W ten sposób
podburzyli lud, starszych i uczonych w Piśmie. Przybiegli, porwali
go i zaprowadzili przed Sanhedryn.
Tam
postawili fałszywych świadków, którzy zeznali: „Ten człowiek
nie przestaje mówić przeciwko temu świętemu miejscu i przeciwko
Prawu. Bo słyszeliśmy, jak mówił, że Jezus Nazarejczyk zburzy to
miejsce i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał”.
A
wszyscy, którzy zasiadali w Sanhedrynie, przyglądali się mu
uważnie i widzieli twarz jego, podobną do oblicza anioła.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Nazajutrz
po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora,
spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej
oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że
Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem
w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie
dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie.
A
kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także
Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali
Jezusa. Gdy Go zaś odnaleźli na przeciwległym brzegu, rzekli do
Niego: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?”
W
odpowiedzi rzekł im Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego,
żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm,
który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn
Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”.
Oni
zaś rzekli do Niego: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali
dzieła Boże?” Jezus odpowiadając, rzekł do nich: „Na tym
polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego,
którego On posłał”.
Do
przedziwnego zderzenia sił doszło w momencie spotkania Szczepana ze
swymi przeciwnikami. Oto oni nie
mogli

[…]
sprostać
mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał,

natomiast
on nie mógł – niestety – w żaden ludzki sposób oprzeć się
sile agresji, z jaką na niego natarli. Kto
w takiej sytuacji okazuje się zwycięzcą?
Wydarzenie
ewangeliczne to także zderzenie
dwóch rzeczywistości:
tego,
co zewnętrzne, co doświadczalne wzrokiem, dotykiem, smakiem – z
jakąś rzeczywistością
ponadziemską,
którą
trudno tu nawet definiować i określać, a jeszcze trudniej
zrozumieć. O tej rzeczywistości Jezus tak mówi: Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli
znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się
nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a
który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą
naznaczył Bóg Ojciec.
Kochani,
czy dostrzegamy ten kontrast? Oto z jednej strony zwykłe
zaspokojenie głodu,
zwykłe
jedzenie chleba aż do fizycznego nasycenia, a z drugiej – jakiś
tajemniczy
Pokarm, który nie ginie, który trwa na wieki,

a którego spożywanie owocuje życiem
wiecznym. Jaki to Pokarm?
My
już dzisiaj wiemy, chociaż trudno chyba stwierdzić, że wszystko
do końca rozumiemy. Raczej rozumiemy mniej, niż więcej, ale
przyjmujemy
wiarą,

a karmiąc się tym Pokarmem, wchodzimy w inną rzeczywistość,
całkowicie przekraczającą
i przewyższającą naszą rzeczywistość ziemską.
Bardzo
wyraźnie wyższość
owej rzeczywistości duchowej nad ziemską

widać zarówno w pierwszym czytaniu, jak i w Ewangelii. Gdyby bowiem
Szczepan nie był zapatrzony w Niebo, z którego czerpał natchnienie
i duchowe siły do odważnego
świadczenia o prawdzie i przeciwstawienia się całej wściekłej
nagonce i agresji

ze strony starszych ludu oraz fałszywych świadków – gdyby w to
Niebo nie był zapatrzony i nie tegoż Nieba nie pragnął, czyżby
się nie wycofał? Nie przestraszył?
Nie
uległby zasadzie „świętego spokoju”?
On
jednak trwał do końca przy swoim, a czym to się skończyło, to
usłyszymy
jutro, choć i tak wszyscy dobrze to wiemy… Szczepan, jakkolwiek
żył na ziemi i tu dotykały go wszystkie trudne okoliczności tego
życia, jednak dążył
do Nieba

sercem i duszą już tam był.

Lud biegający za Jezusem i szukający go w Kafarnaum chyba jednak
bardziej
był przywiązany do rzeczywistości doczesnej, niż wiecznej.
Przynajmniej,
tak ich postawę ocenił Jezus, wyjawiając, z jakich pobudek i dla
jakich przyczyn tak intensywnie Go szukali.

Trzeba
jednak przyznać, że w postawie tych ludzi zaistniało coś, co
bardzo przemawia na ich korzyść. Co to było? Oczywiście, owo
pytanie, z jakim zwrócili się do Jezusa po Jego napomnieniu. A to
pytanie brzmiało: Cóż
mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?

Trzeba
tu oddać honor, że bardzo
sensownie ludzie ci wybrnęli z problemu,

wykazując się zainteresowaniem ową wyższą rzeczywistością. Jak
usłyszeliśmy dzisiaj, Jezus kazał im przede
wszystkim uwierzyć

uwierzyć, że On, Jezus, jest posłany przez Boga. A z tego już
wypłyną dalsze konsekwencje.
Kiedy
tak słuchamy, moi Drodzy, tego wszystkiego i kiedy to sobie
rozważamy, warto zapytać samych siebie, w
której rzeczywistości my żyjemy?
No,
oczywiście, wszyscy zgodnie przyznamy, że jest to rzeczywistość
ziemska, ta doczesna, bo przecież na
tej ziemi egzystujemy, po tej ziemi chodzimy, odczuwamy ból i głód,
staramy się temu jakoś zaradzać

to wszystko jest bardzo normalne i bardzo oczywiste. Pytanie jest
jednak inne: do
jakiej rzeczywistości przywiązane jest
nasze
serce?

Czy
tylko do tej doczesnej, a w związku z tym naszym pragnieniem jest
tylko to, żeby się dobrze
najeść, dobrze zarobić, żyć wygodnie,
zbytnio
się nie napracować, nie wadzić nikomu, mieć święty spokój,
niczym się nie przejmować, czasami dobrze się
zabawić
– czy jednak stwierdzamy
u siebie jakieś pragnienia wyższe, bardziej ambitne, mądrzejsze i
trwalsze?…

W jakiej rzeczywistości żyjemy – i
dla jakiej żyjemy?

Czy nasze
serca
i dusze,
nasze
najbardziej wewnętrzne pragnienia i aspiracje
skierowane tylko ku ziemi, czy jednak wyrywają się ku Niebu?…

Kochani,
od tego naprawdę dużo zależy. Od tego zależy kształt
życia człowieka i jego duchowy poziom.

I to, co chce on w życiu tak naprawdę osiągnąć. Jeżeli chce
czegoś wielkiego, jeżeli
chce być odważny,

jeżeli
nie godzi się na przeciętność, bylejakość, miernotę i
miałkość, jeżeli
nie godzi się na tchórzostwo,
jeżeli sięga po to, co wyższe, ambitniejsze i większe, winien
mieć serce
skierowane ku Niebu, swoje pragnienia tylko tam ulokowane,

a tu na ziemi – jak najczęściej karmić
się chlebem,
który
trwa na wieki,

a który daje Jezus Chrystus…
A
oto homilia Papieża Franciszka ze Mszy Świętej kanonizacyjnej:
W
centrum dzisiejszej niedzieli wieńczącej Oktawę Wielkanocy, a
którą Jan Paweł II zechciał poświęcić Miłosierdziu Bożemu,
znajdują się chwalebne
rany Jezusa zmartwychwstałego.
Pokazał
je już po raz pierwszy, gdy ukazał się Apostołom,
wieczorem tego samego dnia po szabacie, w dniu Zmartwychwstania. Ale
tamtego wieczoru nie było Tomasza
i
gdy inni powiedzieli mu, że widzieli Pana, odpowiedział, że jeśli
nie zobaczy i nie dotknie tych ran, nie uwierzy. Osiem dni później
Jezus ukazał się ponownie w Wieczerniku, pośród uczniów i był
tam również Tomasz. Zwrócił się wówczas do niego i poprosił,
by dotknął Jego ran. Wówczas ten szczery człowiek, przyzwyczajony
do osobistego sprawdzania, ukląkł przed Jezusem i powiedział: „Pan
mój i Bóg mój” (J 20,28).
Rany
Jezusa są zgorszeniem
dla
wiary, ale są również sprawdzianem
wiary
.
Dlatego w ciele Chrystusa Zmartwychwstałego rany nie zanikają, lecz
pozostają, gdyż rany te są trwałym znakiem miłości Boga do nas
i są niezbędne,
by
wierzyć w Boga
.
Nie po to, by wierzyć, że Bóg istnieje, ale aby wierzyć, że Bóg
jest miłością, miłosierdziem i wiernością
.
Święty Piotr, cytując Izajasza, pisze do chrześcijan: „Krwią
Jego ran zostaliście uzdrowieni” (1 P 2,24; por. Iz 53,5).
Jan
XXIII i Jan Paweł II mieli
odwagę oglądania ran Jezusa, dotykania Jego zranionych rąk i Jego
przebitego boku.
Nie
wstydzili się ciała Chrystusa, nie gorszyli się Nim, Jego krzyżem.
Nie wstydzili się ciała swego brata (por. Iz 58,7), ponieważ w
każdej osobie cierpiącej dostrzegali Jezusa. Byli to dwaj ludzie
mężni, pełni parezji
[szczerości]
Ducha Świętego i złożyli Kościołowi i światu świadectwo
dobroci Boga i Jego miłosierdzia.
Byli
Kapłanami, Biskupami i Papieżami dwudziestego wieku. Poznali jego
tragedie, ale nie byli nimi przytłoczeni. Silniejszy był w nich
Bóg; silniejsza była w nich wiara w Jezusa Chrystusa, Odkupiciela
człowieka i Pana historii; silniejsze było w nich miłosierdzie
Boga, które objawia się w tych pięciu ranach; silniejsza była
macierzyńska bliskość Maryi.
W
tych dwóch ludziach kontemplujących rany Chrystusa i świadkach
Jego miłosierdzia była „żywa
nadzieja”
wraz
z „radością
niewymowną i pełną chwały”
(1
P 1,3.8). Nadzieja i radość, jaką zmartwychwstały Chrystus daje
swoim uczniom i których nic i nikt nie może ich pozbawić.
Paschalna
nadzieja i radość
,
przeszedłszy przez tygiel odarcia z szat, ogołocenia, bliskości z
grzesznikami aż do końca, aż do mdłości z powodu goryczy tego
kielicha. Oto są nadzieja i radość, jaką dwaj święci Papieże
otrzymali w darze od zmartwychwstałego Pana i z kolei przekazali
obficie Ludowi Bożemu, otrzymując za to nagrodę wieczną.

nadzieją i tą radością żyła pierwsza
wspólnota wierzących
w
Jerozolimie, o której mówią nam Dzieje Apostolskie (por. 2,42–47).
Jest to wspólnota, w której żyje się tym, co
najistotniejsze z Ewangelii
,
to znaczy miłością, miłosierdziem, w prostocie i braterstwie.
Taki
obraz Kościoła miał przed sobą Sobór Watykański. Jan XXIII i
Jan Paweł II współpracowali z Duchem Świętym, aby odnowić
i dostosować Kościół do jego pierwotnego obrazu
,
który nadali mu Święci
w ciągu wieków. Nie zapominajmy, że to właśnie Święci
prowadzą Kościół naprzód i sprawiają, że się rozwija.
Zwołując Sobór, Jan XXIII okazał taktowne posłuszeństwo
Duchowi Świętemu
,
dał się Jemu prowadzić i był dla Kościoła pasterzem,
przewodnikiem, który sam był prowadzony. To była jego wielka
posługa dla Kościoła. Był Papieżem
posłuszeństwa Duchowi Świętemu
.
W
tej posłudze Ludowi Bożemu Jan Paweł II był Papieżem
rodziny
.
Kiedyś sam tak powiedział, że chciałby zostać zapamiętany jako
Papież
rodziny. Chętnie to podkreślam w czasie, gdy przeżywamy proces
synodalny o rodzinie i z rodzinami
,
proces, któremu na pewno On z nieba towarzyszy i go wspiera.
Niech
ci obaj nowi święci Pasterze
Ludu Bożego wstawiają się za Kościołem, aby w ciągu tych dwóch
lat procesu synodalnego był on posłuszny Duchowi Świętemu w
posłudze duszpasterskiej dla rodziny. Niech nas obaj nauczą, byśmy
nie gorszyli się ranami Chrystusa, abyśmy wnikali w tajemnicę
Bożego Miłosierdzia, które zawsze żywi nadzieję, zawsze
przebacza, bo zawsze miłuje.

19 komentarzy

    • Dodam, że JKM jest nie z mojej bajki m. in. dlatego, że jego poglądy bywają biegunowo odległe od nauczania KK 🙂 – przynajmniej w kwestiach społecznych. Podobnie jest z wartoscią ludzkiego życia: zgadzam się z tym, że czasami są takie sytuacje, że zycie należy poswięcić, ale to wcale nie oznacza, że nie jest na tym swiecie wartoscią nadrzędną. Niby dlaczego KK potępiał samobójstwo – to "honorowe" również? Ofiara ludzkiego życia jest bezcenna i najwieksza, o czym świadczy Męka Pańska i ta Największa Ofiara z ludzkiego, świętego życia Jezusa. Dlatego sądzę, ze ofiara życia ma również wymiar transcendentny, ponieważ człowiek, który poswięca np. własne życie dla ratowania innego życia oddaje najcenniejszy dar jaki otrzymał od Boga. Nie bez przyczyny nauczanie św. Jana Pawła II mocno akcentowało godnosć człowieka, rodzinę i ochronę ludzkiego życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Wydaje mi mi się dlatego, że na przyszłym papieżu mocno odcisnęło się to, czego doswiadczył poprzez obcowanie z dwoma kataklizmami ludzkiego upadku w braku poszanowania wartosci ludzkiego życia: komunizmem i nazizmem.

    • Poszanowanie życia jaką wartość przedstawia jeśli zostanie nakazane z góry. Będzie jak znienawidzona i wymuszona konieczność płacenia podatków. Pasożytowanie na wszelkiego rodzaju socjalnych przywilejach pogłębia jedynie wszelkiego rodzaju patologie. JKM jako jedyny to dostrzega i niezachwianie o tym mówi od wielu lat. Można oczywiście mieć inne zdanie i zaproponować coś lepszego.

      Dasiek

    • "Poszanowanie życia jaką wartość przedstawia jeśli zostanie nakazane z góry" – jest wartoscią obiektywną, zatem nie człowiek je wartosciuje, ale oczywiscie w swojej pysze robi to bardzo często :). Oczywiscie narzucenie z góry ochrony zycia (prawo) nie spowoduje tego, że jeden z drugim zaczną je szanować, ale byłoby to namacalne i symboliczne zaakcentowanie kierunku, w którym podąża dane społeczeństwo, cywilizacja. Porównanie ochrony życia z podatkami jest trochę nie na miejscu, podobnie jak korwinowskie porównanie smieciówek z pracą w Auschwitz.
      Nie chodzi o to, żeby podatków nie było w ogóle (formy solidaryzmu społecznego towarzyszyły człowiekowi od wspólnot plemiennych, kiedy to ludzie zauważyli, że wspólnie można lepiej się obronić, łatwiej złapać mamuta itd.), ale chodzi o to, zeby były na takim poziomie, aby nie zabijać aktywnosci obywateli, nie rozbudowywać biurokracji i nie tworzyć nadmiernego systemu pasożytniczego w wymiarze socjalnym, bo zgadzam się, że to pogłębia patologie. JKM nie dostrzega tych zagadnienń jako jedyny, ale jest postrzegany przez opinię publiczną jako jedyny, który o tym mówi (głównie ze względów celebryckich – poprzez media, ktore nagłasniają jego filipiki).
      BTW. Ja zgadzam się z wieloma jego bon motami, ale nie jestem w stanie zaakceptować całosci jego światopoglądu :). Nie trafia do mnie w 100% człowiek, który poniekąd przeczy sam sobie ;).
      https://www.youtube.com/watch?v=tAEq_x9bvVM

    • Nie przymus lecz dobra wola, która wypływa z prawdy, bo „ Prawda czyni człowieka człowiekiem i stanowi o jego człowieczeństwie …”
      Dzieci w szkole zmuszane są do nauki z upośledzonymi w imię tolerancji. Tolerancja stała się religią ponad wszystkie. Urzędnicy zawsze wiedzą lepiej co jest dobre. Stanowią przepisy i rozporządzenia dzięki którym czuja się potrzebni. Nikt inny niż JKM nie potrafi dać recepty na zwalczenie tych patologii.
      Formy "solidaryzmu" są też gdy powstają: szajki, kliki, bandy, partie, itp.
      Na Ukrainie płacono za urodzenie dziecka grube tysiące by przypodobać się wyborcom, które to pieniądze później rozchodziły się na łapówki dla urzędników. Teraz ludzie oddaliby te fanty aby tylko panował spokój, ale niestety jest już za późno.
      Nie myśl sobie, że jestem jakimś agitatorem partyjnym lecz drażni mnie ta rzeczywistość w której żyjemy i nie potrafimy wybrnąć. Kontrasty które przedstawia JKM mogą wielu razić lecz czy nie było tak gdy Pan Jezus poruszyć i pobudzić sumienia nie posługiwał się dosyć ostrymi przypowieściami czy określeniami.

      Dasiek

    • "Nie przymus lecz dobra wola, która wypływa z prawdy, bo „ Prawda czyni człowieka człowiekiem i stanowi o jego człowieczeństwie …”" – nie rozumiem, czy to się odnosi do prawnej ochrony życia? Jesli tak, to pójdźmy dalej: po co prawna ochrona własnosci prywatnej? po co w ogóle system izolacji socjopatów przed społeczeństwem? Przecież wszystko załatwi i unormuje dobra wola, która wypływa z prawdy. Dasku, czy twoim zdaniem postulaty ludzi działajacych w ruchach pro-life, a także te zawarte w nauczaniu KK to czcze gadanie?
      "Dzieci w szkole zmuszane są do nauki z upośledzonymi w imię tolerancji. Tolerancja stała się religią ponad wszystkie." – to jest kolejne korwinowskie sprowadzenie sprawy do absurdu. Tolerancja nie jest sama w sobie zła, ba – to jest piękna cecha charakteru, o ile nie jest przedefiniowana, zideologizowana, bo to własnie z tym mamy do czynienia. A najważniejsze, żeby miała okreslone granice :). Postawienie spraw na głowie, narzucenie fałszywego obrazu swiata, a co ważniejsze zafałszowanie prawdziwych wartosci stanowi zagrożenie, a nie tylko „ tolerancja”. Dla przypomnienia z poczatków chrzescijaństwa: to my tolerowaliśmy, a nawet akceptowalismy tych, ktorych inni odrzucali :). W starozytnym Rzymie dzieci, które rodziły sie z widocznymi wadami były zrzucane ze skał, ot takie pozbycie sie kłopotu by „żyło się lepiej” – niczym dzisiaj z aborcją. Rozumiem, że to jest rozwiazanie optymalne Dasku? No bo przecież wówczas nie byloby "uposledzonych" dzieci, na które zmuszone są od czasu do czasu patrzeć te zdrowe, nasze, pełne sił witalnych – no samo sedno, zeby nie powiedzieć "aryjskiego" narodu. Otóż nie! Chrzescijanie robili inaczej, a społeczeństwo – słowo, które nie za bardzo przechodzi przez gardło w niektórych środowiskach – to jest cały przekrój, koloryt ludzi, ich postaw złych i dobrych, potrzeb, a także…… chorób i ułomnosci. Mnie Chrystus uczy pomagać chorym, nie drwić z kalek, nie odwracać od nich głowy, pomagać słabym, po prostu uczy mnie empatii, a ciebie? Zatem z przykroscią stwierdzam, że niektóre „strzały” JKM po prostu mnie zatykają, bo zalatują prymitywnym darwinizmem (legalizacja narkotyków spowoduje naturalną eliminację słabych genów z tkanki społecznej i takie tam inne jego wynurzenia) i eugeniczną filozofią Nietzschego – ponieważ jest mi o wiele bliżej do św. JP II, jak już wspominałem. No, ale skoro, dla niektórych ten święty, to był jedynie ” toleras”, ktory splamił tron papieski oraz ołtarz wrażą tolerancją sciskajac się z szamanami w Asyżu, to może i tak jest dla JKM? CDN.

    • Z tą "tolerancją" trochę jest jak z tęczą: jako symbol została ukradziona przez współczesnych marksistów, zboczenców i róznych innych ulepszaczy, co to o niczym innym nie marzą jak tylko o nowym swiatowym porządku. Po czym jak go zaprowadzą (a zaprowadzają nieustannie i kilka razy juz, już prawie się udało 🙂 ), to tolerancja wróci u nich na swoje miejsce, czyli na najbardziej zakurzoną półkę w najdalszych czelusciach ich człowieczej świadomości.
      "Urzędnicy zawsze wiedzą lepiej co jest dobre. Stanowią przepisy i rozporządzenia dzięki którym czuja się potrzebni. Nikt inny niż JKM nie potrafi dać recepty na zwalczenie tych patologii." – pełna zgoda co do pierwszej częsci, co do drugiej, to juz napisałem, że Korwin nie jest jedyny i nie jest pierwszy, ani ostatni. poza tym nie ma też żadnej recepty (BTW. JKM jest przeciwnikiem recept , chce żeby mozna było wszystko kupować w aptece bez przepisanego przez lekarza swistka 😉 )
      "Formy "solidaryzmu" są też gdy powstają: szajki, kliki, bandy, partie, itp. " – ooooo, tutaj zupełnie się z tobą nie zgodzę. Wręcz przeciwnie to o czym piszesz nie jest formą solidaryzmu społecznego, ale elitaryzmu :). Solidaryzm społeczny, o którym pisze jest bardziej związany ze Społeczna Nauką Koscioła i dotyczy podejmowania wspólnego wysiłku jednostek i grup silniejszych w celu ochrony słabszych będących w tym samym konglomeracie społecznym, oczywicie na tyle umiarkowanie, aby nie doprowadzić do sytuacji patologicznych, pasożytniczych.
      "Nie myśl sobie, że jestem jakimś agitatorem partyjnym lecz drażni mnie ta rzeczywistość w której żyjemy i nie potrafimy wybrnąć" – ależ dla mnie możesz być agitatorem na rzecz JKM, nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie. Każdy ma prawo do takich przekonan i pogladów jakie uważa za słuszne i dobrze kiedy sie nimi dzieli z innymi i wszystko jest OK w imie dobrze pojetej tolerancji :), dopóki wymiana zdań zamyka się w ramach zachowan ogólnie przyjętych za kulturalne, co w dzisiejszym swiecie zaczyna być wartoscią reglemntowaną (dlatego m.in. cenię sobie blog Ks. Jacka :)). Natomiast brak owej dobrze pojętej tolerancji może w skrajnych wypadkach powodować to, że za owe poglądy ja będę chciał zabić ciebie, a ty mnie 😉 i zaczniemy budować szafoty…. jak pamiętamy z historii 🙂
      Co do Ukrainy się nie wypowiadam….teraz.
      BTW. Na zakończenie dodam, że w sumie lubię słuchać JKM, a już naprawdę dużym szacunkiem darzę S. Michalkiewicza 🙂

    • Szkoda mojego czasu na prostowanie tych wszystkich wywodów i insynuacji. Wszystko życie zweryfikuje. Pozdrawiam.
      Dasiek

    • @Dasiek – po co prostować rzeczy dosć proste? A co do "insynuacji" …. tego stwierdzenia nie będe komentował. Co do czasu poswieconego na pisanie posta – może masz rację, ale mogłem i ja tak napisać, czas jednak poswięciłem, bo są to rzeczy ważne, przynajmniej dla mnie.
      @Józefa – trafny cytat, szczególnie przydatny w kontekscie słuchania tego co mają do powiedzenia różni politycy.

  • A, czy Ksiądz zrezygnował z wstawianiem relacji z spotkań katechetyczno-dyskusyjnych? Jestem bardzo zainteresowany tymi relacjami.

    AreX

  • Relację ze spotkania katechetyczno – dyskusyjnego zamieściłem. A co do wypowiedzi JKM, to słuchanie go jakoś mi "nie szło"… Nie mogę się połapać, o co facetowi tak naprawdę chodzi…
    Co się zaś tyczy dyskusji na forum, to każdy może się tu wypowiadać i każdy bierze odpowiedzialność za swoje poglądy. Każdy może się z innymi zgadzać lub nie zgadzać. Będę tylko osobiście wdzięczny za spokojny i rzeczowy sposób prowadzenia dyskursu. W tym sensie argumenty przeciwne nie muszą być insynuacjami… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.