Święci nie są zazdrośni!

Ś
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, siódma Niedziela Wielkanocy jest u nas Uroczystością Wniebowstąpienia Pańskiego, przeniesioną kilka lat temu z czwartku szóstego Tygodnia wielkanocnego. Zapraszam do refleksji nad Bożym Słowem i nad kierunkiem naszego ziemskiego pielgrzymowania, nad jego celem. Czy aby na pewno jest nim Niebo?
   Moi Drodzy, w kontekście wczorajszej dyskusji i rozczarowania niektórych Osób moim słowem wstępnym, chciałbym zaznaczyć, że jako ksiądz – i jako chrześcijanin – jestem zobowiązany do jasnego mówienia i pisania prawdy. Bardzo nie odpowiada mi styl polegający na zamiataniu trudnych spraw pod dywan, lub ubieraniu ich – dla samej tylko zasady – w miłe i dyplomatyczne słówka. 
    W myśl refleksji, zawartych w dzisiejszym rozważaniu, staram się wzorca dla swego postępowania szukać w postawach ludzi wielkich i świętych, a przede wszystkim samego Jezusa. A On właśnie, jeśli była taka potrzeba, nazywał faryzeuszy obłudnikami i grobami pobielanymi, zarzucając im otwarcie nieprawość postępowania i fałsz. A w świątyni jerozolimskiej rozpędził na cztery strony świata kupczące towarzystwo. Jan Paweł II także nieraz grzmiał publicznie na nieprawość postępowania różnych ludzi – także wielkich tego świata! 
    Chcąc pozostać wiernym ideałom, z którymi szesnaście lat temu rozpoczynałem kapłańską posługę, zamierzam dalej nazywać rzeczy po imieniu, także w sposób jednoznaczny i ostry, jeżeli będzie taka potrzeba. Nie mogę i nie chcę pozwolić na to, aby moje świadectwo rozmyło się w gąszczu ładnie brzmiących słówek czy politycznie poprawnej paplaniny. Nie godzę się na takie stanowisko i na takie zabieranie głosu, które polega na tym, iżby tak mówić, żeby nic konkretnego nie powiedzieć. 
   Jeżeli miałbym tak zacząć mówić i postępować, to wolałbym się usunąć gdzieś w cień i w ogóle nie występować publicznie, bo byłoby to sprzeniewierzeniem się prawdzie. A na to ksiądz – żaden ksiądz – w swojej posłudze nie może sobie pozwolić.
    Proszę natomiast – już po raz kolejny – aby przy ocenianiu mojego stanowiska wczytać się dokładnie w to, co napisałem, a nie w to, co się chce w nim wyczytać!
    Na głębokie i radosne przeżywanie tego szczególnego dnia – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Uroczystość
Wniebowstąpienia Pańskiego, A,
do
czytań: Dz 1,1–11; Ef 1,17–23; Mt 28,16–20
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Pierwszą
książkę napisałem, Teofilu, o wszystkim, co Jezus czynił i
nauczał od początku aż do dnia, w którym udzielił przez Ducha
Świętego poleceń Apostołom, których sobie wybrał, a potem
został wzięty do nieba. Im też po swojej męce dał wiele dowodów,
że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o
królestwie Bożym.
A
podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy,
ale oczekiwać obietnicy Ojca. Mówił:
Słyszeliście
o niej ode Mnie: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie
ochrzczeni Duchem Świętym”.
Zapytywali
Go zebrani: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo
Izraela?” Odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czas i
chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty
zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w
Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.
Po
tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał
Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak
wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych
szatach. I rzekli: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i
wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba,
przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Bracia:
Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha
mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego, to
znaczy światłe oczy dla waszego serca, tak byście wiedzieli, czym
jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego
dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy
względem nas wierzących na podstawie działania Jego potęgi i
siły, z jaką dokona dzieła w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z
martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich,
ponad wszelką zwierzchnością i władzą, i mocą, i panowaniem, i
ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w
przyszłym.
I
wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade
wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią
tego, który napełnia wszystko na wszelki sposób.
ZAKOŃCZENIE
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jedenastu
uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im
polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak
wątpili. Wtedy Jezus zbliżył się do nich i przemówił tymi
słowami:
Dana
Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i
nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i
Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam
przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do
skończenia świata”.
Trudno
się w sumie dziwić reakcji uczniów, którzy uporczywie wpatrywali
się w Niebo w momencie, kiedy Jezus tam wstępował. Przecież obraz
kogoś, kto na oczach swoich najbliższych wstępuje do Nieba, nie
jest obrazem codziennym!
Dlatego reakcja Apostołów wydaje się
taka zwyczajna, taka typowa. Chyba każdy z nas zareagowałby
podobnie.
Jak
czytamy w Księdze Dziejów Apostolskich, Apostołowie wpatrywali się
uporczywie, chcąc może dobrze zapamiętać ten niezwykły
moment,
a może chcąc sobie dobrze zapisać w umysłach i w
sercach twarz swojego Mistrza,
którego mieli już tu na ziemi
nie oglądać tak bezpośrednio, jak oglądali przez ostatnie trzy
lata. W każdym razie, było to na tyle uporczywe wpatrywanie się
najpierw w odchodzącego Jezusa, a potem w Niebo, które Go
zasłoniło, iż potrzeba było aż nadzwyczajnej interwencji
niebieskiej,
aby ich z tego zachwytu, z tego oniemienia wybudzić.

Jak
słyszymy w pierwszym czytaniu, stanęli przed nimi dwaj mężowie w
białych szatach i bardzo zdecydowanie postawili im pytanie: Mężowie
z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się
niebo?
Ten Jezus, wzięty od was do 
nieba,
przyjdzie tak samo, jak wiedzieliście Go wstępującego do 
nieba.
Być
może ta niezwykła interwencja – jakby mało było jeszcze
rzeczy niezwykłych tego dnia!
– a być może obietnica, iż w
przyszłości ujrzą Jezusa, spowodowała, że Apostołowie
otrząsnęli się i wrócili do rzeczywistości,
od której na
pewno chcieliby się oderwać, aby podążyć za swoim Mistrzem.
Dzisiaj
o tym nie słyszymy co prawda w czytaniu, ale dobrze wiemy, ile
Apostołowie uczynili w młodym Kościele, jak bardzo energicznie ten
Kościół organizowali,
jak bardzo zdecydowanie i jednoznacznie
świadczyli o Chrystusie. Przecież dzisiaj Kościół, oddając im
cześć, obchodzi ich liturgiczne wspomnienia w kolorze szat
czerwonym, bo przecież absolutna większość z nich – poza
Świętym Janem – złożyła swoje życie w ofierze
na
świadectwo o Chrystusie. A na takie świadectwo z całą pewnością
nie zdobyłby się ten, kto tylko i wyłącznie wpatrywałby się w
Niebo.
Zatem,
po chwilowym zauroczeniu niezwykłym wydarzeniem, po chwilowym
zachwycie i swoistym – jak byśmy dzisiaj powiedzieli –
„zatrzymaniu akcji”, wszystko wróciło do normalnego trybu.
Apostołowie zabrali się do realizacji zadań, zleconych im przez
Jezusa i chociaż zapewne w ich sercach żyły wspomnienia tej
niezwykłej chwili i tego zachwytu, jakiego doznali, to jednak
niejednokrotnie doświadczyli także brutalności
tego, co otaczało ich tu na ziemi.
Ale oni nie załamywali się
z tego powodu.
Zauważmy,
że te niezwykłe znaki, które widzieli, kiedy byli obok Jezusa, a
więc uzdrowienia, wskrzeszenia, rozmnożenia chleba i ryb, a
wreszcie – Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie, nie
spowodowały, że Apostołowie jakoś rozmarzyli się i tylko o tych
znakach myśleli,
i wzdychali do Nieba, tęsknili za nim, a w
związku z tym swoje codzienne zadania tu na ziemi spełniali jakby
od niechcenia. Nie! Było dokładnie odwrotnie!
Oni
zrozumieli dobrze, że droga do osiągnięcia szczęścia wiecznego
tam w Niebie, gdzie Jezus poszedł przygotować im miejsce, wiedzie
właśnie przez dokładne wypełnienie tych jak najbardziej
ziemskich i zwyczajnych zadań!
Dlatego tak szybko otrząsnęli
się z duchowego letargu i zabrali się do pracy.
Oczywiście,
nie byli sami. Jezus powiedział im wyraźnie, że będzie
z nimi aż do skończenia świata.
I historia życia każdego z
Apostołów, czego potwierdzenie mamy chociażby w Księdze
Dziejów Apostolskich,
odczytywanej w Liturgii Kościoła właśnie
teraz, w Okresie Wielkanocnym – historia życia i pracy każdego z
nich jednoznacznie potwierdza, iż Jezus słowa dotrzymał.
Poza
tym, wszyscy oni otrzymali niezwykły dar: dar Ducha Świętego.
Zostali uzbrojeni – jak mówił Jezus – mocą z wysoka po to,
aby byli świadkami Dobrej Nowiny aż po krańce ziemi. Zatem, nie
zostali sami, Jezus
rzeczywiście był z nimi, On sam
udzielał im swoich darów.
Co nie zmienia faktu, iż tu na ziemi
nieraz doznali przeciwności, trudności, rozczarowań, bólu…
Oni
jednak, mając w pamięci to wszystko, co przeżyli, czego
doświadczyli, czym zachwycili się, będąc z Jezusem, wytrwale
do tego dążyli drogą codziennych trudów.
I chociaż nie udało
im się swym wytężonym wzrokiem, jakim odprowadzali odchodzącego
do Nieba Jezusa, wypatrzeć jak to tam jest w tym Niebie, to
jednak – jak obiecał sam Jezus – otrzymali światłe oczy dla
swoich serc
i w ten sposób została im w jakiejś części
objawiona rzeczywistość Nieba.
W
drugim czytaniu słyszymy, jak Paweł mówi dzisiaj do Efezjan, ale i
do nas wszystkich: Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec
chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym
poznawaniu Jego samego, to znaczy światłe oczy dla waszego serca,
tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym
bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny
ogrom Jego mocy względem nas wierzących na podstawie działania
Jego potęgi i siły…
Tak
właśnie rzeczywistość Nieba widział Apostoł Paweł, a widział
owymi światłymi oczami serca – bo przecież nie mógł
zobaczyć inaczej. I do takiego Nieba konsekwentnie dążył. On i
wszyscy pozostali Apostołowie, i Uczniowie, i członkowie młodego
Kościoła, których przecież z każdym dniem przybywało. I do
takiego Nieba my wszyscy jesteśmy zaproszeni.
Ale także –
samą drogą!
Drogą codziennego zmagania się z trudnościami,
drogą takiego zwykłego, nieraz – niestety – także dość
uciążliwego trudu.
Na
tej drodze otrzymujemy i my wyraźne znaki, w postaci przykładu
postaw ludzi niezwykłych, świętych,
którymi niejednokrotnie
się zachwycamy, o których mówimy ze szczerym podziwem. I dlatego
wpatrujemy się w nich, aby czerpać wzór z ich postawy
niezwykłej,
a przecież realizowanej w zwykłych
okolicznościach życia.
Niedobrze jednak byłoby, gdyby miało
zakończyć się na samych zachwytach. A tak niekiedy chyba się
zdarza.
Myślę,
że sztandarowym przykładem jest sposób, w jaki odnosimy się do
Świętego Jana Pawła II. Dużo ostatnio na jego
temat mówiło się we wszystkich mediach – nawet tych najbardziej
nieprzychylnych Kościołowi – i wiele słów zachwytu
wypowiedziano przy okazji Kanonizacji
. Swoją drogą, już
wszystko ucichło,
a więc – wróciło do normy… Ale przez
jakiś czas mogliśmy zobaczyć i przypomnieć sobie na nowo wiele
przejawów jego świętości,
zachwycając się nimi raz jeszcze.

Podobnie
mówimy i myślimy o wielu innych świętych i niezwykłych
ludziach
– żeby wspomnieć Papieża Jana XXIII, Księdza
Jerzego Popiełuszkę, Matkę Teresę z Kalkuty, Ojca Pio, Prymasa
Wyszyńskiego…
Można
by bez końca mnożyć takie przykłady zachwycać się
pięknymi postawami ludzi wielkiego ducha, wielkiego formatu.
I
bardzo dobrze, że się w nich wpatrujemy, że się nimi zachwycamy.
Tylko nie mówmy przy tym, że oni to byli wielkimi ludźmi, więc
im było łatwiej,
a my to tacy zwyczajni, szarzy ludzie, więc
cóż my możemy… Nieprawda! Nie uwierzmy nigdy w nic takiego!
Apostołowie
też byli zwykłymi rybakami. I gdyby tak cały czas stali i
wpatrywali się tylko w Niebo, i nic więcej nie robili, to
pozostaliby dalej zwykłymi rybakami, o których nikt nigdy nie
usłyszałby.
A tymczasem to w nich dzisiaj wpatrujemy się z
takim samym podziwem, z jakim oni wtedy wpatrywali się w Jezusa.
Dlaczego?
A
właśnie dlatego, że oni wtedy nie poprzestali na samych
zachwytach, ale wzięli się solidnie do pracy.
I my także do
tego jesteśmy wezwani, bo trzeba nam ciągle pamiętać, że my
także jesteśmy zaproszeni i wezwani do wielkości! Nikt nie jest
skazany na przeciętność! Człowiekiem szarym i przeciętnym jest
się tylko i wyłącznie na własne życzenie!
Każdy jest
zaproszony do wielkości, każda i każdy z nas ma w swoim sercu
ogromny potencjał wielkości i świętości.
I
także w nas inni mogą wpatrywać się z zachwytem, i także my
możemy – a nawet powinniśmy – być dla innych dobrym
przykładem i punktem odniesienia.
W dążeniu do wielkości i
świętości mamy mierzyć wysoko, jak najwyżej, starając się
wręcz przerosnąć Jana Pawła II i innych Świętych! A
przynajmniej im dorównać!
Naprawdę, to nie pomyłka i nie
jakieś dziwne „bajanie” rozkojarzonej głowy. To jest właściwe
nastawienie każdego chrześcijanina: dążyć do doskonałości,
zdobywać świętość, mierząc przy tym jak najwyżej!
W
czymże bowiem jesteśmy gorsi od Jana Pawła II? Czy z jakiejś
niższej kasty społecznej pochodzimy? Jestem najgłębiej
przekonany, że ani Jan Paweł II, ani Ojciec Pio, ani nikt z
wielkich Świętych nie będzie zazdrosny o swoją wyjątkowość
i wielkość,
ale wręcz będą się cieszyć, jeżeli my
będziemy starali się im dorównać.
To
jest możliwe! To jest wręcz naszym zadaniem!
Ale stanie się
tak wówczas, jeżeli nie poprzestaniemy na samych tylko zachwytach,
ale zrozumiemy dobrze i przekonamy się, iż droga do wielkości,
droga do Nieba, wiedzie przez te zwyczajne, codzienne, nieraz
niełatwe
nasze życiowe zadania, do
których za chwilę powrócimy, aby je dalej cierpliwie spełniać –
z miłością… Nie ma innej drogi! Tylko ta właśnie, ta
jedyna. Na jej końcu – jest Niebo!
A
tam już czeka na nas przygotowane przez Jezusa miejsce. I sam Jezus
czeka, i Matka Najświętsza, i wszyscy Święci – zupełnie
niezazdrośni o swoją wielkość… 

12 komentarzy

  • … Piszmy księgę – autobiografię

    Niezapisane umyka z głowy. Pisać księgi. Nie tylko oglądać obrazki, ale wziąć do ręki pióro i naskrobać kilka linijek. Nie co ślina na język przyniesie czy pstre myśli naniosą, ale o wszystkim, co Pan Jezus czynił. Zbyt często powtarzamy jak zdarta płyta, że nie widzimy działającego Boga, że zazdrościmy innym, że tak mają, że to widzą itd.
    Nie widzimy, bo nie zapisujemy, po pierwsze w sercu i głowie (nieuświadomione pozostaje niezapisanym), po drugie na skrawkach naszych słów w osobistym dzieleniu się (bo o czym to rozmawiamy na co dzień), po trzecie w pamiętnikach, do których nie wracamy, bo ich nie mamy. Wstydzimy się zapisywać koleje naszego życia i przecieka nam między palcami codzienność i piękno w niej obecne.
    Taki zapis wydarzeń sprawia, że mamy do czego wracać i czasami po latach odkrywamy dopiero powiązania, a raczej więzi i dziękujmy, że tak a nie inaczej się stało! A na krótszy dystans staje się on pomocą w ogarnięciu całości.

    Chodzić po ziemi

    Takie pisanie nie ma nic wspólnego z uporczywym wpatrywaniem się w niebo. Takie trochę zawieszenie, bo nie wiadomo, co teraz robić.
    Niekiedy słyszę: było, minęło, a życie toczy się dalej – tak, było, minęło, życie toczy się dalej, ale to już nie jest to samo życie. Wydarzenie są jak rylec, który naznacza stronice żywota. Pozostają tam i nie da się ich wymazać. Ale też nie idzie o to, by stały się one centrum wokół którego wszystko krąży.

    Oddzielić plewy od ziarna

    Piszemy, by się dzielić. Mam coś do powiedzenia – mogą to być plewy, ale też może to być ziarno. Zależy z jakiego źródła czerpie mój żywot.
    Co by było, gdyby ewangeliści nie poddali się działaniu Bożego Ducha? To było ich życie, ich doświadczenie spotkania z Panem Jezusem, które pod natchnieniem Ducha Świętego przelali na papier.
    Skoro czytamy tzn. że do nas dociera. Nie mówię o tym, że każdy z nas ma być pisarzem. Nie idzie o tworzenie fikcji literackiej, ale o żywe świadectwo. Tyle wieków i ewangelia o Jezusie Chrystusie (obojętnie który z ewangelistów ją pisał) nadal z mocą przemawia. Czyż nie jest to wypełnienie misji, którą zostawił apostołom Pan?
    Dzieje się tak, bo oni żyli mocą i władzą Jezusa Chrystusa. I na mocy tej właśnie władzy poszli i nauczali i udzielali chrztu. Sami zachowywali to, co Mistrz im przekazał i nieśli to innym.

    W czyjej obecności?

    Tak więc pisząc pamiętnik codzienności Bożej pamiętajmy, że Pan jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Piszmy więc naszą ewangelię, Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie. Wstąpił do nieba, aby nam miejsce przygotować …

    • Jestem za tym, żeby zapisywać jakieś swoje doświadczenia, przemyślenia, dokonania – w formie czegoś, co Święty Jan XXIII nazwał "Dziennikiem duszy". A czasami mógłby to być zwykły pamiętnik. Kilka razy w życiu zabierałem się za to, ale wytrwałości starczało mi na krótko… Kiedy jednak po latach wracałem do tamtych – nawet krótkich – zapisków, widziałem, jak bardzo są one cenne. I tu nie chodzi nawet o sentymentalne, nostalgiczne wzdychanie za przeszłością, ale o naprawdę wartościowe doświadczenia, z których warto skorzystać w kształtowaniu swojej postawy.
      Tyle tylko, że w zestawie różnych zajęć, które trzeba podjąć i zrobić "na wczoraj", pisanie dziennika – pamiętnika jest zdecydowanie na ostatniej pozycji… Ks. Jacek

  • ale całą Prawdę dotyczącą zmarłych zna tylko Pan Bóg, nie Ksiądz, nikt z nas i to próbowałam Księdzu powiedzieć..

    już więcej nie będę zakłócała spokoju tego miejsca
    z Panem Bogiem
    Ania

  • Zgodnie z życzeniem. A co do prawdy o zmarłych, którą zna tylko Bóg, to całkowicie się z tym zgadzam. Ani jednym zdaniem temu nie zaprzeczyłem. Pisałem tylko o publicznych hołdach i czynieniu bohaterem człowieka, który pozostawił po sobie tak wiele ludzkiej krzywdy, za którą jednym słowem nie przeprosił. Proszę przez chwilę pomyśleć, co w dniu pogrzebu Jaruzelskiego myśleli najbliżsi Ofiar stanu wojennego i innych zabitych, opłakujący swoich zmarłych krewnych i nie mogący doczekać się ani słowa przeproszenia z niczyjej strony i rehabilitacji swoich synów, ojców, braci… Jeżeli to wszystko nie ma dla Pani znaczenia, to rzeczywiście się nie dogadamy. Bo ja zawsze będę występował w obronie sprawiedliwości i będę ostro protestował przeciw krzywdzeniu ludzi w majestacie niesprawiedliwego prawa i w imię wybielania czyjejś przestępczej przeszłości! Ks. Jacek

  • "Chcąc pozostać wiernym ideałom, z którymi szesnaście lat temu rozpoczynałem kapłańską posługę, zamierzam dalej nazywać rzeczy po imieniu, także w sposób jednoznaczny i ostry, jeżeli będzie taka potrzeba." – I Chwała Bogu Najwyższemu 🙂

  • Świeci, zazdrośni na pewno nie są, bo mieliby grzech :). Mnie niekiedy nachodzą inne myśli, że moja modlitwa zanoszona przez wielu ulubionych Świętych orędowników, może się Im i Bogu nie podobać się, gdyż świadczy że nie do końca ufam we wstawiennictwo jednego Świętego, jak również że i Bogu nie wystarczająco ufam i wierzę w Jego pomoc. Choć z drugiej strony wiem, że Bóg zawsze wysłuchuje naszych próśb w swoim czasie i prowadzących dla naszego ostatecznego dobra, jeśli tylko są godziwe i szlachetne.

  • To nie jest tak. Nie możemy patrzeć na relacje: Święci – Bóg jak na zwykłe relacje międzyludzkie. To nie w tym rzecz, który Święty ma więcej do powiedzenia i czyje wstawiennictwo jest ważniejsze. Niebo to jedna wielka wspólnota miłości. Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.