Mógł tylko nic nie mówić…

M
Szczęść Boże! Widzę, że na blogu zaczyna się znowu „życie”. A zatem, Komentatorzy powoli wracają z urlopu. Dzięki Bogu!
     I wielkie podziękowanie Bogu za szczęśliwą podróż Marka. O 3.52 naszego czasu otrzymałem wiadomość, że wylądował w Tomsku. Raz jeszcze wyrażam wdzięczność Bogu i samemu Markowi za ten niespełna miesiąc w Polsce, za spotkania w Rodzinie, ale też i za to dobro, które dokonało się w pięciu Parafiach zarówno Diecezji Warszawsko – Praskiej, jak i Siedleckiej. Niech to dobro przynosi błogosławione owoce. A Markowi życzymy teraz odpoczynku po bardzo pracowitym urlopie… (taki mały paradoks…).
    Moi Drodzy, z wielką radością dzisiaj składam najserdeczniejsze życzenia urodzinowe mojej Siostrzenicy, Weronice Niedźwiedzkiej, która właśnie dzisiaj kończy trzy lata. Życzę, aby tę swoją niespożytą energię, którą widać na każdym kroku, rozwijała na chwałę Bożą. Aby była wielką radością swoich Rodziców i nas wszystkich! A Rodzicom oczywiście serdecznie gratuluję takiej Córy! Niech Pan ma Ją w swojej opiece – o co modlę się przez wstawiennictwo Patronki, Świętej Weroniki.
     Życzę Wszystkim bardzo owocnego w dobre uczynki dnia!
                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Męczeństwa Św. Jana Chrzciciela,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: Jr 1,17–19; Mk 6,17–29
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Pan skierował do
mnie następujące słowa: „Przepasz swoje biodra, wstań i mów
wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie
napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą
warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi,
przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej
ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię
zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą, mówi Pan, by cię ochraniać”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Herod kazał
pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu
Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan
bowiem wypominał Herodowi: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”.
A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić,
lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako
męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go
posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go
słuchał.
Otóż chwila
sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił
ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w
Galilei. Gdy córka Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się
Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: „Proś
mię, o co chcesz, a dam ci”. Nawet jej przysiągł: „Dam ci, o
co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa”.
Ona wyszła i
zapytała swą matkę: „O co mam prosić?” Ta odpowiedziała: „O
głowę Jana Chrzciciela”. Natychmiast weszła z pośpiechem do
króla i prosiła: „Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę
Jana Chrzciciela”. A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd
na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz
też król posłał kata i polecił przynieść głowę jego. Ten
poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na
misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce.
Uczniowie Jana,
dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli
je w grobie.
Na temat dzisiejszego
liturgicznego wspomnienia Ojciec Święty Benedykt XVI tak mówił
na Audiencji generalnej, w dniu 29 sierpnia 2012 roku:
Dziś przypada
liturgiczne wspomnienie Męczeństwa Świętego Jana Chrzciciela,
Poprzednika Jezusa. Jest to jedyny Święty, w którego przypadku w
kalendarzu rzymskim obchodzone jest zarówno narodzenie, 24
czerwca, jak i męczeńska śmierć.
Dzisiejsze wspomnienie
związane jest z poświęceniem krypty w Sebaste w Samarii, gdzie
już od połowy IV wieku otaczano czcią jego głowę. Kult
rozprzestrzenił się później w Jerozolimie, w Kościołach
wschodnich i w Rzymie, pod nazwą: Ścięcie Świętego Jana
Chrzciciela.
W „Martyrologium Rzymskim” mówi
się o drugim odnalezieniu cennej relikwii, przeniesionej
wówczas do kościoła Świętego Sylwestra na Polu Marsowym w
Rzymie.
Te wzmianki historyczne
pozwalają nam zrozumieć, jak dawne i głębokie jest nabożeństwo
do
Świętego Jana Chrzciciela. W Ewangeliach
dobrze ukazana jest jego rola w odniesieniu do Jezusa. W
szczególności Święty Łukasz opowiada o jego narodzinach, życiu
na pustyni, przepowiadaniu, Święty Marek w
dzisiejszej Ewangelii mówi o jego dramatycznej śmierci.
Jan Chrzciciel
rozpoczyna swoje głoszenie za czasów cesarza Tyberiusza, w 27 –
28 r
oku po Chrystusie, i w wyraźny sposób wzywa
ludzi, którzy przybywali, by go słuchać, do przygotowywania drogi
na przyjęcie Pana, do prostowania krzywych ścieżek własnego
życia poprzez radykalne nawrócenie serca.
Chrzciciel nie
ogranicza się jednak do głoszenia pokuty, ale uznając, że Jezus
jest «Barankiem Bożym», który przyszedł, by zgładzić grzech
świata,
z głęboką ufnością wskazuje na Jezusa jako na
prawdziwego wysłannika Boga, usuwając się w cień, aby Chrystus
mógł wzrastać, być słuchany i naśladowany.
Przelanie własnej krwi
na świadectwo wierności przykazaniom Bożym, jest ostatnim aktem
Chrzciciela, który nie ugiął się i niczego nie wyparł,

wypełniając do końca swoją misję. Święty Beda, mnich z IX
wieku, tak mówi w swoich „Homiliach”: «Święty
Jan za Chrystusa oddał swoje życie, choć nie kazano mu wyprzeć
się Jezusa Chrystusa, kazano mu tylko przemilczeć prawdę».

Nie przemilczał prawdy i umarł za Chrystusa, który jest Prawdą.
Właśnie z miłości do prawdy nie poszedł na kompromis i nie
lękał się upominać w ostrych słowach
tych, którzy zagubili
Bożą drogę.
Patrzymy na tę postać,
tę gorącą pasję, która opiera się możnym. Pytamy: skąd
bierze się to życie, ta wielka siła wewnętrzna, tak prawa, tak
konsekwentna, tak całkowicie oddana Bogu i przygotowaniu drogi
Jezusowi?
Odpowiedź jest prosta: z więzi z Bogiem, z
modlitwy,
która jest nicią przewodnią całej jego egzystencji.
Jan jest darem Bożym,
o który długo prosili jego rodzice, Zachariasz i Elżbieta; wielkim
darem, na który po ludzku nie mogli mieć nadziei,
ponieważ
oboje byli w podeszłym wieku, a Elżbieta była bezpłodna […].
Zapowiedź tych narodzin nastąpiła właśnie w miejscu modlitwy,
w świątyni jerozolimskiej,
i to wręcz w momencie, gdy
Zachariasza spotkał wielki przywilej, by wejść do przybytku w
świątyni i złożyć Panu ofiarę kadzenia.
Również narodzinom
Chrzciciela towarzyszy modlitwa:
pieśń radości, uwielbienia i
dziękczynienia, którą Zachariasz wznosi do Pana i którą
odmawiamy codziennie rano w Jutrzni, «Benedictus», uwydatnia
działanie Boga w historii i profetycznie wskazuje misję jego syna
Jana:
poprzedza on Syna Bożego — który stał się ciałem —
by Mu przygotować drogi.
Całe życie
Poprzednika Jezusa ożywia więź z Bogiem,
w szczególności
okres spędzony na pustkowiu; pustkowie jest miejscem kuszenia, ale
też miejscem, gdzie człowiek odczuwa swoje ubóstwo, bo jest
pozbawiony oparcia i bezpieczeństwa materialnego, i rozumie, że
jedynym trwałym punktem odniesienia jest sam Bóg.
Jednakże Jan
Chrzciciel nie jest tylko człowiekiem modlitwy, utrzymującym stały
kontakt z Bogiem, ale również przewodnikiem w tej relacji.
Ewangelista Łukasz, przytaczając modlitwę, której Jezus uczy
swoich uczniów, Ojcze nasz…, odnotowuje, że uczniowie
wyrażają swoją prośbę następującymi słowami: Panie,
naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów.
Drodzy Bracia i
Siostry, obchody Męczeństwa Świętego Jana Chrzciciela
przypominają również nam, współczesnym chrześcijanom, że nie
jest możliwy kompromis z miłością do Chrystusa, do Jego słowa,
do Prawdy.
Prawda jest Prawdą, nie ma kompromisu. Życie
chrześcijańskie wymaga
że tak powiem
«męczeństwa» codziennej wierności Ewangelii,
a więc odwagi,
potrzebnej, by pozwolić Chrystusowi, by wzrastał w nas i nadawał
kierunek naszym myślom i uczynkom. Może to nastąpić w naszym
życiu tylko wtedy, kiedy więź z Bogiem jest mocna.
Modlitwa nie jest
czasem straconym, nie jest odbieraniem czasu działaniu, nawet
apostolskiemu,
a wręcz przeciwnie: tylko wtedy, gdy potrafimy
pielęgnować życie modlitwy wiernej, stałej i ufnej, Bóg
da nam zdolności i siłę, by żyć w sposób szczęśliwy i
pogodny, pokonywać trudności i z odwagą dawać Mu świadectwo.
Niech Święty Jan Chrzciciel wstawia się za nami, abyśmy
potrafili zawsze dawać pierwszeństwo Bogu w naszym życiu.”

Tyle z katechezy Benedykta XVI.
Myślę,
że z całego bogactwa myśli i treści, jaka zwykle przebija z
każdego tekstu tego Papieża, warto wyodrębnić niezwykle mocne i
wymowne zdanie Świętego Bedy, iż Jan
nie musiał wypierać się Jezusa. Wystarczyłoby, gdyby tylko nic
nie mówił, nie protestował – gdyby tylko zamilkł…
Ale
on nie zamilkł!
Wypełnił
w ten sposób polecenie, jakie przez Jeremiasza Bóg sam daje swoim
heroldom, swoim głosicielom. W pierwszym czytaniu słyszeliśmy
takie słowa: Przepasz
swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się
ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja
czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem
spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich
przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi.
Tak,
Bóg
sam wlewa odwagę w serca swoich wysłanników, swoich heroldów, ale
każdy z nich musi także zdobyć się na ową odwagę serca, odwagę
działania, aby
mówić, upominać, przestrzegać – nie milczeć!
Kochani,
jest to dla nas bardzo cenne pouczenie i przypomnienie, iż nie
wystarczy, że nie robimy niczego złego,
aby
dobrze wypaść w oczach Bożych i uważać się za dobrych
chrześcijan. Problem jest także
wtedy, kiedy nie robimy niczego dobrego;

kiedy
nie zabieramy głosu w sytuacji, w której trzeba go zabrać,

w której trzeba bronić wartości, gdy
trzeba bronić czyjegoś dobrego imienia, gdy
trzeba kogoś upomnieć, przestrzec przed złem… Ktoś,
kto przyjmuje taką postawę, jest wielkim
szkodnikiem w sprawach Bożego Królestwa!

I
nie zmieni tej krytycznej oceny ani jego wysokie przekonanie o sobie,
ani wysokie tytuły naukowe, ani wysokie stanowiska w hierarchii
społecznej, ani nawet wysokie kościelne godności. Chrześcijanin
tchórzliwy, chrześcijanin milczący, chrześcijanin hołdujący
zasadzie świętego spokoju,

chrześcijanin unikający bezpośredniej konfrontacji i tematów
niewygodnych – jest fałszywym świadkiem Chrystusa!
A czy ja jestem
odważnym chrześcijaninem? Czy stać mnie na jasne i konkretne
świadectwo – bez względu na okoliczności i osobistą wygodę?… 

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.