Czy Jezus naprawdę „odszedł od zmysłów”?

C
Szczęść Boże! Pozdrawiam po raz kolejny ze Szklarskiej Poręby. Wczoraj nam trochę dopadało śniegu, więc zrobiło się biało… Moja Ekipa „śmiga” na nartach, a ja spaceruję… I nie mogę się nacieszyć pięknem miejsc, do których ciągle wracam i w których naprawdę odpoczywam… I w których także tak dobrze jest się modlić… Pamiętam o Was i o Waszych sprawach w swoich modlitwach!
                       Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
1 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Franciszka Salezego, Biskupa i Doktora Kościoła,
do
czytań: Hbr
9,1–3.11–14; Mk
3,20–21

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia:
Pierwsze przymierze miało przepisy służby Bożej oraz ziemski
przybytek. Był to namiot, w którego pierwszej części, zwanej
Miejscem Świętym, znajdował się świecznik, stół i chleby
pokładne. Za drugą zaś zasłoną był przybytek, który nosił
nazwę „Święte Świętych”.
Ale
Chrystus, zjawiwszy się jako arcykapłan dóbr przyszłych, przez
wyższy i doskonalszy, i nie ręką, to jest nie na tym świecie,
uczyniony przybytek, ani przez krew kozłów i cielców, lecz przez
własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy
wieczne odkupienie.
Jeśli
bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi
skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o
ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył
Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia
z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet
posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się,
żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.

Chrystus,
Arcykapłan dóbr przyszłych – jak Go określa Autor
Listu do Hebrajczyków – wszedł do miejsca „Świętego
Świętych” przybytku nie ręką ludzką uczynionego.
To bardzo
uroczyste i dostojne stwierdzenie oznacza, że Jezus przekroczył
granicę dla ludzi wręcz nieprzekraczalną. Bo miejsce najświętsze
w starotestamentalnej świątyni było w sposób szczególny
zastrzeżone Bogu,
ludzie zaś mogli tam wchodzić tylko w czasie
i w sposób precyzyjnie określony przepisami, ustanowionymi przez
samego Boga.
Skoro
zatem Jezus wszedł do tego miejsca – a w dodatku mowa jest o
zupełnie innej świątyni, aniżeli ta starotestamentalna – to
znak, że mamy do czynienia z zupełnie nową i wielką
rzeczywistością.
Dla
jej ukazania, Autor biblijny dokonuje porównania ofiar składanych
ze zwierząt do doskonałej Ofiary, złożonej przez Chrystusa. A
wyraża to w słowach: Jeśli
bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi
skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o
ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył
Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia
z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu.
Chrystus
zatem złożył tę swoją nową i najświętszą Ofiarę, a poprzez
nią zawarł z nami nowe przymierze, abyśmy dzięki temu zostali
oczyszczeni z
martwych uczynków

– a
tym samym mogli osiągnąć zbawienie. Wszystko więc, co Jezus
uczynił i co przyniósł, co wprowadził i co odnowił – to
wszystko dla nas! Dla naszego dobra! Dla naszego zbawienia!
Dzieło
Jezusa to nie była sztuka dla sztuki. Jezusowi za bardzo zależało
na człowieku. A jak bardzo – to najlepiej i najwyraźniej pokazuje
dzisiejsza Ewangelia, w której czytamy o
wyjątkowym zapracowaniu Jezusa i Jego Apostołów.

Ich
działania były tak bardzo intensywne, że
nawet posilić się nie mogli.

I
może wręcz zabawną wydaje się nam reakcja bliskich Jezusa, o
której Ewangelista tak
pisze:
Gdy
to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać.
Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.

My
się pewnie z tego trochę uśmiechamy, natomiast ci, którzy tego
typu opinie wypowiadali, raczej
się nie uśmiechali – oni musieli być porządnie zaniepokojeni

tym, jak
Jezus poświęca się i jak się totalnie nie oszczędza, jak
się wręcz wyniszcza
dla dobra tłumów,

które w każdej chwili i z każdej strony Go otaczały.
A
Jezus nie zważał na te wszystkie ludzkie opinie, tylko po prostu
robił swoje. I nawet tak radykalna, a wręcz krzywdząca opinia, iż
odszedł
od zmysłów,

nie była w stanie wytrącić
Go z równowagi i zgasić zapału.

Gdyby bowiem pod wpływem takiej opinii zrezygnował z tego, co robi;
gdyby się do tego stopnia przejął troską o samego siebie, że
przestałby nauczać, uzdrawiać i być ciągle z ludźmi i dla ludzi
– czy wówczas byłby
w stanie złożyć ową Ofiarę najwyższą i najświętszą, poprzez
któr
ą
zawarł z ludźmi nowe przymierze?

Oczywiście, że nie byłoby to możliwe.
Tymczasem,
Jezus we wszystkim, co robił i czego się podejmował – był
skoncentrowany
na dobru i szcz
ęściu
wiecznym człowieka. Wszystko czynił dla niego!
Droga
do tej największej i najświętszej Ofiary biegła przez codzienne
ofiarowanie się Jezusa ludziom

– przez codzienne, zwyczajne i praktyczne, poświęcanie im czasu,
sił, zmęczenia, zdrowia, trudu; dosłownie: wszystkiego! W sposób
taki zwyczajny, taki normalny, a jednocześnie – w
sposób totalny!

Aż do zupełnego wyczerpania, aż
wręcz niejako
do utraty zmysłów!
A
my, Kochani, co na to? Czy my we wszystkim, co robimy, co mówimy, co
planujemy – jesteśmy
tak samo skoncentrowani na Jezusie,

czy tylko od czasu do czasu? I czy jesteśmy tak
bardzo skoncentrowani na sprawie wiecznego zbawienia?

Czy potrafimy być tak bardzo zapracowani, zaangażowani w tworzenie
dobra wokół siebie –
wręcz niejako do utraty zmysłów?

Czy potrafimy się aż tak zaangażować w jakiekolwiek dobro? Czy
codziennej naszej
pracy i podejmowanym
przez nas wysiłkom
przyświeca ten nadrzędny
i najważniejszy cel, jakim jest świętość?
Przykład
takiego nastawienia daje nam Patron dnia
dzisiejszego, Franciszek Salezy. Urodził się on
w Sabaudii, w roku 1567. Jako kapłan wiele zdziałał w
swojej ojczyźnie w dziedzinie odnowy wiary katolickiej. Wybrany
biskupem Genewy, okazał się gorliwym pasterzem duchowieństwa i
wiernych, pouczając ich o wierze słowem i pismami. Stał się
przykładem życia chrześcijańskiego dla wszystkich. Zmarł w
Lyonie 28 grudnia 1622 roku.
Pochowany został w Annecy 24
stycznia 1623 roku.
Przez
całe swoje życie Franciszek promował pobożność roztropną i
– powiedzielibyśmy – praktyczną.
To nie była pobożność
wielkich uniesień, ekstaz i tanich wzruszeń. Swoimi naukami i
pismami Patron nasz wskazywał, jak być roztropnie pobożnym w
najbardziej zwyczajnych okolicznościach życia –
z
uwzględnieniem przy tym odrobiny dobrego humoru…
I
to właśnie jego przykładem i wstawiennictwem wsparci, zastanówmy
się w ciszy swego serca:

Czy
w swoim dobrym postępowaniu jestem wytrwały i konsekwentny?

Jak
w praktyce wyrażam miłość do Jezusa?

Czy
szczerze pragnę świętości?

Przez
własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy
wieczne odkupienie…

2 komentarze

  • PSALM 42
    Jak łania pragnie wody ze strumieni,
    tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże.
    Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego,
    kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?
    Łzy są moim chlebem we dnie i w nocy;
    "Gdzie jest twój Bóg?" pytają mnie co dzień.
    Rozpływa się we mnie moja dusza,
    gdy wspominam, jak z tłumem kroczyłem do Bożego domu
    W świątecznym orszaku,
    wśród głosów radości i chwały.
    Czemu zgnębiona jesteś, duszo moja,
    i czemu trwożysz się we mnie?
    Ufaj Bogu, bo jeszcze wysławiać Go będę:
    On zbawieniem mojego oblicza i moim Bogiem!
    A we mnie samym dusza przygnębiona,
    przeto wspominam Cię z ziemi Jordanu,
    z ziemi Hermonu i góry Misar.

    Głębia przyzywa głębię hukiem wodospadów.
    Wszystkie Twe nurty i fale nade mną się przewalają.
    Niech Pan udzieli mi we dnie swej łaski,
    a w nocy będę Mu śpiewał,
    będę sławił Boga mego życia.
    Mówię do Boga: Opoko moja, czemu zapominasz o mnie?
    Czemu chodzę smutny, gnębiony przez wroga?
    Kości we mnie się kruszą,
    gdy lżą mnie przeciwnicy,
    Gdy cały dzień mówią do mnie:
    "Gdzie jest Bóg twój?"
    Czemu zgnębiona jesteś, duszo moja,
    i czemu trwożysz się we mnie?
    Ufaj Bogu, bo jeszcze wysławiać Go będę:
    On zbawieniem mojego oblicza i moim Bogiem!

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.