Bądźmy medialnie aktywni!

B
Szczęść Boże! Moi Drodzy, wczoraj w rozważaniu zachęcałem do zabierania głosu w obronie naszych wartości w mediach – poprzez wysyłanie maili lub smsów do konkretnych redakcji, na adresy lub numery telefonów wskazane zwykle gdzieś na końcu, albo na pasku, na dole ekranu. Ta moja zachęta została wczoraj określona – w jednym z komentarzy – jako nagonka, a dla mnie jest to zwykła, tak bardzo potrzebna aktywność katolików, tak wygłuszona obecnie niestety w naszej Ojczyźnie. 
           Napastliwe są właśnie owe media, które nachalnie i bezczelnie narzucają opcje, które Polakom zawsze były obce i przed którymi jakoś do tej pory umieliśmy się bronić. I właśnie o to chodzi, żebyśmy ich nadal bronili! Jeżeli zatem wysłanie maila nazywa się nagonką, to o jakiej w ogóle wolności słowa i dyskusji mówimy?! Rozumiem, że w opinii Autora tej wypowiedzi – a wiem, że niestety nie on jeden tak myśli – my katolicy powinniśmy spuścić potulnie głowy i pozwolić, aby nam wpierano każdą bzdurę i każdy absurd, a najlepiej, żebyśmy się grzecznie i bez dyskusji godzili na łamanie prawa Bożego, a jeszcze lepiej byłoby, gdybyśmy sami je łamali i się z tego cieszyli, iż jesteśmy tacy nowocześni. Jeżeli natomiast próbujemy zabrać głos – przy tak nierównych szansach medialnych – w obronie tych wartości, to oczywiście robimy nagonkę, jesteśmy napastliwi, nienawistni i brak nam chrześcijańskiej miłości i przebaczenia! Cóż za piramidalne bzdury! 
      My, katolicy, mamy najświętszy obowiązek występować aktywnie – oczywiście, bez nienawiści, ale zdecydowanie – w obronie naszych wartości. I dlatego właśnie ja wczoraj, zaraz po tym, jak w rozważaniu zachęciłem Was do takiej aktywności, sam napisałem maila do prowadzącego „Poranek w TVP INFO” Redaktora Marka Czyża. Treść maila dotyczyła tego, o czym pisałem w rozważaniu. Nie musiałem czekać długo, bo już przed 9.00 rzeczony Redaktor odczytał mojego maila w całości – był on bardzo krótki, ale i tak: słowa uznania! – po czym go skomentował. Oczywiście, komentarz był bałamutny – właśnie w takim stylu, o jakim pisałem powyżej – ale dla mnie było ważne, że ta wiadomość dotarła do Adresata. Dało się też zauważyć, że wyraźnie go poirytowała – nie był nawet w stanie ukryć. Oczywiście, na to, co mi odpowiedział, ja odpisałem w kolejnym mailu, ale nie miałem czasu dalej śledzić programu, bo miałem inne zajęcia. Nie wiem zatem, czy coś jeszcze odpowiedział, chociaż myślę, że już raczej nic. 
       Natomiast pomyślałem sobie, że gdyby wszyscy katolicy, przekonani do ewangelicznych racji, słysząc różne komentarze i opinie, nachalnie narzucające im światopogląd sprzeczny z tym, w co wierzą, za każdym razem wysłali tak po kilkadziesiąt maili lub smsów, to Pan Redaktor może dłużej zastanowiłby się, zanim by znowu zaczął wszystkich pouczać swoim nieznośnym wręcz, mentorskim tonem. Właśnie o taką aktywność mi chodzi. Nie ma ona nic wspólnego z napastliwością i nagonką, bowiem treścią takich maili nie byłyby przekleństwa, tylko rzeczowe argumenty. Ja wczoraj swojego maila zakończyłem pozdrowieniem i podpisałem się jako „Ksiądz Jacek” – i tak się do mnie Pan Redaktor zwracał. Owszem, był on łaskaw pouczyć mnie, jak mam rozumieć sprawę konkubinatu i związków sakramentalnych, ale wydaje mi się, że przynajmniej z mojej strony nie było tam napastliwości, ani nawet ostrego tonu, tylko rzeczowe przypomnienie, że konkubinat jest grzechem i że norm moralnych nie ustala się przez głosowanie. 
        Moi Drodzy, musimy być bardziej aktywni, naprawdę! Jesteśmy – jako katolicy – pełnoprawnymi obywatelami naszego kraju, równoprawnymi mieszkańcami tego Domu, jakim jest Polska, więc mamy pełne prawo, aby nasze zasady były szanowane w mediach, które z naszych podatków są opłacane. My nie jesteśmy gorszą częścią naszego społeczeństwa, nie możemy ciągle przepraszać, że istniejemy i wierzymy w Boga! Nie możemy być ciągle tak zakompleksieni, zahukani, stłamszeni! 
      Już nie mówię o jakichś wielkich moich oczekiwaniach wobec mediów komercyjnych, chociaż poszanowanie prawdy i podstawowych, ogólnoludzkich zasad powinno charakteryzować wszystkich dziennikarzy, bez względu na reprezentowaną przez nich redakcję, czy jej właścicieli. Natomiast pracownicy mediów publicznych powinni taki styl zachowywać i promować wręcz z obowiązku! Tak jednak nie jest. I dlatego naszym obowiązkiem jest upominać się o to! 
      Wydaje się jednak – a widać to ostatnio także tu, na naszym blogu – że jesteśmy zbyt pasywni, bierni… Ostatnio nawet jakby bardziej… Może coś trzeba zmienić?…
               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
5 Tygodnia Wielkiego Postu,
do
czytań: Lb 21,4–9; J 8,21–30
CZYTANIE
Z KSIĘGI LICZB:
Od
góry Hor szli Izraelici w kierunku Morza Czerwonego, aby obejść
ziemię Edom; podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość. I
zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: „Czemu
wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma
chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny”.
Zesłał
przeto Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi
tak, że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli więc ludzie do
Mojżesza, mówiąc: „Zgrzeszyliśmy szemrząc przeciw Panu i
przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas
węże”. I wstawił się Mojżesz za ludem.
Wtedy
rzekł Pan do Mojżesza: „Sporządź węża i umieść go na
wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego,
zostanie przy życiu”. Sporządził więc Mojżesz węża
miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli
kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego,
zostawał przy życiu.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
powiedział do faryzeuszów: „Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie
szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść
nie możecie”.
Rzekli
więc do Niego Żydzi: „Czyżby miał sam siebie zabić, skoro
powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?”
A
On rzekł do nich: „Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z
wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata.
Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie
uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich”.
Powiedzieli
do Niego: „Kimże Ty jesteś?”
Odpowiedział
im Jezus: „Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele
mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał,
jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od
Niego”. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu.
Rzekł
więc do nich Jezus: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy
poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że
to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał,
jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to,
co się Jemu podoba”.
Kiedy
to mówił, wielu uwierzyło w Niego.
Strasznie
drażliwy był wędrujący przez pustynię lud izraelski i
bardzo łatwo tracił cierpliwość! Oto dopiero co Mojżesz,
na rozkaz Boży, wyprowadził potoki wody ze skały na pustyni, a tu
niedługo potem ludzie znowu narzekają: Czemu
wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma
chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny.

Trudno
się więc dziwić Bożej reakcji, która chyba nie tyle była
wyrazem jakiegoś gniewu, co raczej wynikała z zamiaru
otrzeźwienia ludzi w ich ciasnym myśleniu,
które to myślenie
stawało się już coraz bardziej absurdalne.
Zresztą,
kiedy jadowite węże zaczęły kąsać i zabijać, owi zbuntowani
ludzie jakoś nie mieli problemu ze znalezieniem przyczyny
takiego stanu rzeczy. Nie pytali Boga, dlaczego tak się dzieje –
oni to doskonale wiedzieli. Jednak tego typu historie zdarzały
się w czasie wędrówki przez pustynię naprawdę wielokrotnie! I za
każdym razem, kiedy Bóg surowo upominał poprzez kolejne kary,
ludzie natychmiast zwracali się do Niego – bez zbędnej
dyskusji i potrzeby tłumaczenia czegokolwiek.
Bo
ludzie dobrze wiedzieli i rozumieli, o co chodzi, czego od nich
oczekuje Bóg i jak powinni postępować. Wtedy wiedzieli – i
dzisiaj dobrze wiedzą. Co najwyżej, udają, że nie wiedzą!
Ludzie bardzo dobrze – we wnętrzu swego serca i sumienia –
rozróżniają między dobrem a złem.
I
chociaż próbują przekonywać na siłę wszystkich wokół, a
najbardziej samych siebie, że czarne jest białe, lub odwrotnie, to
jednak wewnątrz swego serca – zwłaszcza, jeżeli pozostaną z nim
sam na sam w ciszy – dobrze rozpoznają, a przynajmniej: bez
problemu przeczuwają, że takie a takie zachowanie jest właściwe,
a znowu tamto jest niewłaściwe.
Dlatego
kiedy przychodzi jakieś nieszczęście czy jakaś konkretna
sytuacja, przez którą Bóg chce coś bardzo wyraźnie powiedzieć,
ludzie zwykle wiedzą, o co chodzi i do kogo powinni zwrócić
się o ratunek. I co w swoim postępowaniu powinni zmienić. Inna
sprawa, że bardzo często taka zmiana jest im nie na rękę,
dlatego będą szukać pokrętnych tłumaczeń, albo doraźnych
rozwiązań. Ale to nie jest żadnym wyjściem z problemu…
Mniej
więcej w tym duchu – jak się wydaje – prowadzona była
dzisiejsza dyskusja Jezusa z faryzeuszami. Zgłaszane przez nich
wątpliwości nie po raz pierwszy pokazały, że nie chcą oni dążyć
do prawdy, a do wynalezienia problemu dla samego problemu.
Dlatego zapewne Jezus zwrócił się do nich z dość ostrymi
słowami: Przede
wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do
powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest
prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego.
I
to właśnie dlatego, że wielu ludzi wówczas
było i dziś także jest zablokowanych
i zacietrzewionych w swoim myśleniu, nie mają oni „odruchu”
spoglądania na 
Krzyż,
na którym wywyższony został Boży Syn, aby poprzez to spojrzenie
ratować swoje życie. Izraelici, dotknięci bolesnym
doświadczeniem, szybko
zrozumieli, co robić, aby się uratować.

Czemu zatem dzisiaj tak
wielu
chrześcijan nie wie, że tylko
w Krzyżu Chrystusa jest ich ratunek? Nie wie – czy nie chce
wiedzieć?
I
dlatego może spełnić się na nich owa naprawdę groźna zapowiedź
Jezusa, którą wyraził w słowach: Powiedziałem
wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie,
że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich.

Obyśmy
zatem przestali już udawać i się oszukiwać, a
nazwali wprost
i
odważnie,
co jest prawdziwym źródłem
różnych
naszych problemów – i z nimi wszystkimi zwrócili się od
razru
do Jezusa!
W
tym kontekście pomyślmy:

Co
tak naprawdę myślę, kiedy patrzę na krzyż?

Jak
często i jak dokładnie robię rachunek sumienia?

Czym
najczęściej tłumaczę i
usprawiedliwiam
swoje błędy?

Gdy
wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.