Wy dajcie im jeść!

W
Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj wraz z Markiem i Rodzicami, oraz z moim Przyjacielem, Księdzem Leszkiem, Jego Mamą i Znajomą – Panią Marią, wyjeżdżamy do Szklarskiej Poręby. Te rodzinne wyjazdy stały się już pewną tradycją, którą realizujemy od kilku lat – zawsze wtedy, gdy Marek jest na urlopie w Polsce. Powrót planujemy – jak Bóg pozwoli – w sobotę. Nie muszę Was zapewniać, że zabieram Was i Wasze sprawy w sercu, aby uczynić intencją codziennych modlitw. 
         Dobrego dnia życzę Wszystkim! I uważajcie na upały, jakie zapowiadają w tych dniach…
                                        Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
18 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Lb 11,4b–15; Mt 14,13–21
CZYTANIE
Z KSIĘGI LICZB:
Na
pustyni synowie Izraela mówili: „Któż nam da mięsa, abyśmy
jedli? Wspominamy ryby, któreśmy darmo jedli w Egipcie, ogórki,
melony, pory, cebulę i czosnek. Tymczasem tu giniemy pozbawieni tego
wszystkiego. Oczy nasze nie widzą nic poza manną”.

Manna
zaś była podobna do nasion kolendra i miała wygląd bdelium.
Ludzie wychodzili i zbierali ją, potem mełli w ręcznych młynkach
albo tłukli w moździerzach. Gotowali ją w garnkach lub robili z
niej podpłomyki; smak miała taki jak ciastko na oleju. Gdy nocą
opadała rosa na obóz, opadała równocześnie i manna.

Gdy
Mojżesz usłyszał, że lud narzeka rodzinami, każda u wejścia do
swego namiotu, wtedy rozpalił się potężny gniew Pana. To wydało
się złe Mojżeszowi. Rzekł więc do Pana:
Czemu
tak źle się obchodzisz ze sługą swoim, czemu nie jesteś dla mnie
łaskawy i złożyłeś na mnie cały ciężar tego ludu? Czy to ja
począłem ten lud w łonie albo ja go zrodziłem, żeś mi
powiedział: «Noś go na łonie swoim, jak nosi piastunka dziecię,
i zanieś go do ziemi, którą poprzysiągłem dać ich przodkom»?
Skądże wezmę mięsa, aby dać temu całemu ludowi? A przecież
przeciw mnie podnoszą skargę i wołają: «Daj nam mięsa do
jedzenia». Nie mogę już sam dłużej udźwignąć troski o ten
lud, już mi nazbyt ciąży. Jeśli chcesz tak ze mną postępować,
to raczej mnie zabij, jeśli jesteś dla mnie łaskawy, bym już nie
patrzył na swoje nieszczęście”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Gdy
Jezus usłyszał o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się stamtąd
w łodzi na miejsce pustynne, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o
tym i z miast poszły za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki
tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych.
A
gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli:
„Miejsce to jest puste i pora już spóźniona. Każ więc rozejść
się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności”.
Lecz
Jezus im odpowiedział: „Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im
jeść”.
Odpowiedzieli
Mu: „Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb”.
On
rzekł: „Przynieście mi je tutaj”.
Kazał
tłumom usiąść na trawie, następnie wziął te pięć chlebów i
dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i
połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli
wszyscy do sytości i zebrano z tego, co pozostało, dwanaście
pełnych koszy ułomków. Tych zaś, którzy jedli, było około
pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.
Nie
do pozazdroszczenia była sytuacja Mojżesza wśród Izraelitów.
Ciągle miał z nimi jakieś problemy! Posługując się naszym
polskim porzekadłem, można by rzec, że znalazł się niejako
pomiędzy młotem a kowadłem.
Z
jednej strony Bóg, który jasno określał swoje stanowisko w każdej
sprawie i oczekiwał ze strony ludu posłuszeństwa, z drugiej
strony lud, który buntował się na każdym kroku, nie
potrafił zupełnie docenić dobrodziejstw Bożych, a nawet – jak
dziś słyszeliśmy – narzekał na mannę, którą Bóg wprost z
nieba zsyłał,
aby uchronić ich od głodu. Narzekanie to było
o tyle obelżywe, że lud wprost domagał się powrotu do
egipskiej niewoli,
gdzie rzekomo jadł wszystkiego do syta.
W
obliczu takich postaw i zarzutów, Mojżesz chyba tylko tak mógł
zareagować, jak zareagował: zwrócił się do Pana z pełnym
bezradności – o ile nie desperacji – błaganiem o pomoc.
Ale i Pan także zapałał gniewem na swój lud. Nie pierwszy
zresztą raz.
Bo
cóż można powiedzieć i jak zareagować, kiedy ktoś stara się
innym pomagać, okazywać im życzliwość i dobroć, poświęca się
dla innych, a z ich strony nie dość, że nie doczeka się
zwykłego: „Dziękuję”,
to jeszcze usłyszy wyrzut, że
niepotrzebnie się stara, po co się w ogóle wtrąca w czyjeś
życie, a to, co zrobił lub podarował, jest całkowicie
bezwartościowe. Co w takiej sytuacji? Ręce po prostu opadają i nie
chce się – naprawdę się nie chce – żadnego dobra czynić.
Jak
wielka zatem była wspaniałomyślność Mojżesza, i o ile większa
jeszcze była wspaniałomyślność Boga, że ten zbuntowany lud
nie zginął,
ale chociaż ciągle karany i wręcz
zdziesiątkowany, to jednak ocalał i doszedł do Ziemi
Obiecanej. Jakaż wielka cierpliwość i dobroć Boga – i jaki
wielki styl Mojżesza, że chciał być wierny zleconemu zadaniu i
chciał je dobrze do końca wypełnić.
Aczkolwiek
dzisiaj słyszymy, że już miał dość, już chciał się
tego ludu pozbyć. Zresztą, Bóg przyszedł mu w którymś momencie
z pomocą i dał mu pomocników. Jednak do końca swych dni to
Mojżesz pozostał przywódcą ludu i na nim ciążyła za niego
osobista odpowiedzialność.
A
przecież tak nie musiało być! Przecież mógł Mojżesz cieszyć
się razem ze swym ludem
Bożymi darami, codziennie dziękując
Bogu za to, że daje mannę i nie pozwoli nikomu głodować. I mógł
się sam Bóg cieszyć miłością swego ludu, wdzięcznego Mu
za tyle dobrodziejstw, których nawet wyliczyć nie sposób. Tak
mogło być. Ale nie było.
Bo
uległy swojej opornej naturze człowiek zawsze szukał i ciągle
szuka „dziury w całym”.
Ciągle coś mu się nie podoba,
ciągle coś nie odpowiada. Gdyby rzecz cała dokonywała się w
naszych czasach, prawdopodobnie manna zostałaby już zgłoszona do
reklamacji, a rzecznik praw konsumenta prowadziłby dochodzenie.
Wszak nasze czasy odznaczają się szczególnym nastawieniem
roszczeniowym
tak wielu ludzi.
Ludziom
się zawsze i wszystko należy, ludziom mało co odpowiada, ludzie
ciągle narzekają. Gdyby tak spytać, ile z siebie dają i ile od
siebie wymagają
– czy tyle samo, co od innych – to
mielibyśmy ciekawy rachunek. Tymczasem jednak, nasza konsumpcyjna
kultura oduczyła nas prawie zupełnie wdzięczności Bogu za
Jego dary. Co więcej, ktoś nam wbił do głowy, że mamy same tylko
prawa i możemy jedynie stawiać wciąż nowe wymagania.
Bolesnym
tego przykładem jest przekonanie człowieka, że należy mu się
także…
drugi człowiek! Stąd cały bój o in vitro.
Dziecko nie jest już postrzegane jako dar Boży. Bo jeżeli tak
byłoby postrzegane, to trzeba by również zdać sobie sprawę z
tego, że można tego daru nie zyskać. Oraz
że trzeba o niego prosić, starać
się, czekać na niego,
docenić jego wartość i
wielkość. Tymczasem,
człowiek kształtujący swoją mentalność pomiędzy półkami
supermarketu i w gąszczu tysiąca i jednej promocji, także dziecko
uważa za kolejny produkt, który mu się należy.
Jeżeli zatem
go nie otrzymuje w sposób naturalny, to go sobie wyprodukuje! Bo
mu się należy! A jeżeli produkt okaże się nie taki, na jaki było
zamówienie, to się go odda do reklamacji. I odrzuci. I wyrzuci –
do kosza.
Jak zbędną rzecz! Jak popsutą zabawkę!
Do
tego, Kochani, prowadzi kultura konsumpcyjna oraz styl
roszczeniowy, przyjmowany przez tak wiele osób, którym się
wszystko należy… Ze strony innych ludzi – i ze strony Boga. A
jak natychmiast nie otrzymają tego, co chcą, to jest bunt.
Dokąd tą drogą dojdziemy?…
Dlatego
dobrze byłoby, moi Drodzy, żebyśmy znaleźli sobie wygodne miejsce
w tej kilkutysięcznej rzeszy ludzi, którzy dzisiaj zasiedli na
trawie, aby wraz z nimi wyciągnąć ręce do Jezusa i wziąć
z Jego rąk dary – nie w postawie żądania i pretensji, ale
właśnie wdzięczności za wszelkie Boże dobrodziejstwa.
Ukształtowanie takiej postawy i takiej relacji wobec Boga pomoże
kształtować podobne odniesienie do drugiego człowieka…
W
tym kontekście zastanówmy się:

Czy
potrafię prosić i czekać, czy tylko żądać i zgłaszać
pretensje?

Czy
„umiem” nie otrzymać daru, o który proszę?

Czy
jestem wdzięczny za wszystko, co od Boga i od ludzi otrzymuję?

Nie
potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść!

25 komentarzy

  • Modlitwa św.Jana Pawła II do Ducha Świętego

    Duchu Święty, proszę Cię
    o dar mądrości do lepszego poznawania
    Ciebie i Twoich doskonałości Bożych,
    o dar rozumu do lepszego zrozumienia
    ducha tajemnic wiary świętej,
    o dar umiejętności,
    abym w życiu kierował się zasadami tejże wiary,
    o dar rady, abym we wszystkim u Ciebie szukał rady
    i u Ciebie ją zawsze znajdował,
    o dar męstwa, aby żadna bojaźń ani względy ziemskie
    nie mogły mnie od Ciebie oderwać,
    o dar pobożności, abym zawsze służył Twojemu Majestatowi z synowską miłością,
    o dar bojaźni Bożej, abym lękał się grzechu,
    który Ciebie, o Boże, obraża.

    Modlitwy tej nauczył Jana Pawła II jego ojciec Karol Wojtyła, kiedy pewnego dnia zauważył, że syn niezbyt gorliwie wypełnia obowiązki ministranta.

    Tak to zdarzenie po latach wspominał papież: „W wieku dziesięciu, dwunastu lat byłem ministrantem, ale niezbyt gorliwym. Mój ojciec, spostrzegłszy moje niezdyscyplinowanie, powiedział pewnego dnia: «Nie jesteś dobrym ministrantem. Nie modlisz się do Ducha Świętego». I pokazał mi jakąś modlitwę. Nie zapomniałem jej… Z jakim on przekonaniem do mnie mówił! Jeszcze dziś słyszę jego głos”.

    Jan Paweł II polecał właśnie tę modlitwę młodzieży na spotkaniu przy kościele św. Anny w Warszawie podczas pierwszej pielgrzymki do Polski w 1979 roku. Powiedział wtedy: „Przyjmijcie ode mnie tę modlitwę, której nauczył mnie mój ojciec i pozostańcie jej wierni”.

    Owocem ducha jest:
    miłość, cierpliwość, dobroć, pokój.

    Ześlij na nas, Ojcze,
    nowe tchnienie Ducha,
    abyśmy mogli godnie kroczyć
    drogą chrześcijańskiego powołania
    ofiarowując światu świadectwo
    prawdy ewangelicznej
    i działając z ufnością
    dla połączenia wierzących
    więzią pokoju.

    21 stycznia 1993
    Jan Paweł II

  • Wy nie cofniecie życia fal!
    Nic skargi nie pomogą –
    Bezsilne gniewy, próżny żal!
    Świat pójdzie swoją drogą…

    1. Protestowano w przeszłości przeciwko zniesieniu niewolnictwa, uwłaszczeniu chłopów, demokracji, kształceniu kobiet na uniwersytetach, wydobywaniu ropy naftowej, szczepieniom, transfuzji krwi, przeszczepom.. I co to dało?
    2. – Co człowiek, który – formalnie rzecz biorąc – nigdy nie zostanie ojcem. ma do powiedzenia o rodzicielstwie? Tyle samo, ile Beduin uczący Pigmejów polowania na morsy… Może więc więcej pokory nad s a k r a m e n t e m macierzyństwa i prawem do rodzicielstwa [tak, to nie przejęzyczenie], a mniej demagogii o "wyrzucaniu do kosza produktu"?
    3. Można próbować nagonkę czynić przeciwko Prezydentowi Rzeczypospolitej… Prezydent RP jest wyższy ponad moralność pogłowia Terlikowskich… Pan B. Komorowski – ową jakże "katolicką" inicjatywę ks. Oko, abpa Hosera i wymyślającego od od "Hitlerów" szui toruńskiej jednak osobiście na pewno odczuje…
    4. Można oczywiście chwycić kij i zawracać Wisłę… Wisła ani nie poczuje…

    Można próbować rozpalać [medialne tylko niestety] stosy Inkwizycji…

    5. Można próbować zrozumieć innego czlowieka, ale – po co niby?

    Stary dobry katolik Adam Asnyk uśmiecha się z zaświatów….

    MN
    P.S. Będac człowiekiem wykonującym zawód księdza, byłbym skłonny dyskretnie nie poruszać problemu "konsympcyjnego stylu życia"…Ot tak, na wszaelki wypadek…

    Udanych dalszych wakacji życzę…

  • "Stary dobry katolik Adam Asnyk uśmiecha się z zaświatów…." – Adam Asnyk:
    "[…] Kochać się w skar­gach jest rzeczą niewieścią,
    mężom przys­toi w mil­cze­niu się zbroić." – więc drżyjcie posępne tęczowe zastępy, w milczeniu zbroją się mężowie ;).

  • A propos Asnyka (szkoda, że nie ma, możliwości pogrubienia tekstu, bo pogrubiłabym słowa "ale nie depczcie przeszłości ołtarzy…"

    Do młodych

    Szukajcie prawdy jasnego płomienia!
    Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg…
    Za każdym krokiem w tajniki stworzenia
    Coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia,
    I większym staje się Bóg!

    Choć otrząśniecie kwiaty barwnych mitów,
    Choć rozproszycie legendowy mrok,
    Choć mgłę urojeń zedrzecie z błękitów,
    Ludziom niebiańskich nie zbraknie zachwytów,
    Lecz dalej sięgnie ich wzrok.

    Każda epoka ma swe własne cele
    I zapomina o wczorajszych snach…
    Nieście więc wiedzy pochodnię na czele
    I nowy udział bierzcie w wieków dziele,
    Przyszłości podnoście gmach!

    Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
    Choć macie sami doskonalsze wznieść;
    Na nich się jeszcze święty ogień żarzy,
    I miłość ludzka stoi tam na straży,
    I wy winniście im cześć!

    Ze światem, który w ciemność już zachodzi
    Wraz z całą tęczą idealnych snów,
    Prawdziwa mądrość niechaj was pogodzi –
    I wasze gwiazdy, o zdobywcy młodzi,
    W ciemnościach pogasną znów!

    Sissi

    PS. I czekam na peany na cześć prezydenta Dudy. Bo legalnie wybranej władzy należy się przecież szacunek…

  • Niestety, w sprawie in vitro ludzie bywają oszukiwani i naciągani przez "medyków" siedzących w tym biznesie. To też jest sprawa, o której warto mówić głośno.

  • Ad. 2.
    Być może Moje Nazwisko ma rację i księża rzeczywiście nie powinni mówić o rodzinie, wychowywaniu dzieci.
    Ale czy w takim razie powinny o tym mówić bezdzietne, wojujące feministki?
    Czy powinny o tym mówić osoby, które z różnych, często niezależnych względów (nie dlatego, że nie chcą) nie założyły rodziny? Nie mam na myśli osób konsekrowanych, ale osoby żyjące "w świecie".
    Czy powinny o tym mówić małżonkowie, którzy nie mogą mieć dzieci, a nie zdecydowali się na in vitro?
    Komu jeszcze mamy zamknąć usta?
    Tym, którym się nie udało, wychować, bo dziecko zeszło na złą drogę? Kogoś zabiło, okradło, wpadło w nałóg?

    PS. Nikt z nas nie pochodzi z Księżyca. Księża wyrośli w rodzinach, mają kontakt z dziećmi w szkole, z rodzinami w parafiach.

    Sissi

    • Według mnie Księża właśnie powinni mówić o rodzinach i zająć konkretne stanowisku w tym temacie.
      Jak uważasz Sissi jeśli nie Księża to kto ?
      Pozdrawiam 😉

    • Proszę pamiętać, że księża wyrabiają swój pogląd na wszystkie ludzkie sprawy poprzez bardzo osobisty kontakt z ludźmi, szczególnie w konfesjonale… Ks. Jacek

    • Mam nadzieję, że Ksiądz zrozumiał mój post. GoSzia22 chyba nie do końca…
      Nie napisałam, że księża nie powinni mówić o rodzinie, wychowywaniu. Tylko ma się pretensję do księży, a już się nie ma do często bezdzietnych z wyboru feministek chcących zapewnić nastolatkom antykoncepcję i aborcję od 15-16 roku życia i to bez wiedzy rodziców.

      Jeśli Moje Nazwisko uważa, że księża nie powinni mówić o tych sprawach, bo nie mają dzieci…
      Nie tylko księża nie mają dzieci (przynajmniej większość).

      Zresztą nawet doktorat z psychologii i pedagogiki nie gwarantuje dobrego wychowania dziecka.

      Sissi.

    • Wydaje mi się, że dobrze zrozumiałem treść wpisu Sissi. Dziękuję za całą tę dyskusję. Nie musimy się ze sobą zgadzać, ale rozmawiać na poziomie zawsze możemy. Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.