Panie, każ mi przyjść do siebie po wodzie!

P
Szczęść Boże! Pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby! Serdecznie dziękuję – w imieniu całej swojej Ekipy – tym wszystkim, którzy wczoraj szczerze i życzliwie życzyli nam udanego pobytu. Wierzę, że będzie udany. Obiecuję pamiętać o Was w modlitwie.
        Wczoraj zaś, w przeżywanie Mszy Świętej – pierwszej na tym wyjeździe – włączyła się trójka Turystów z Poznania: ojciec z córką i synem. Ów syn, Krzysztof, okazał się być lektorem, dlatego ubogacił naszą liturgię swoim czytaniem Bożego słowa. Po Mszy Świętej zaś miała miejsce dłuższa, bardzo szczera i sympatyczna rozmowa… Taka miła niespodzianka na pierwszy dzień!
        Dzisiaj, moi Drodzy, z racji wspomnienia Świętego Jana Marii Vianneya, pamiętajmy o naszych Proboszczach, których jest on Patronem. Zwykle na Proboszczów się narzeka – słusznie, lub nie – a dzisiaj jest okazja się za nich pomodlić. To da o wiele więcej, niż narzekanie…
          Życzę Wszystkim błogosławionego dnia!
                                         Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
18 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Jana Marii Vianneya, Kapłana,
do
czytań: Lb
12, 1-13; Mt 14, 22-36

CZYTANIE
Z KSIĘGI LICZB:
Miriam
i Aaron mówili źle o Mojżeszu z powodu Kuszytki, którą wziął
za żonę. Rzeczywiście bowiem wziął za żonę Kuszytkę. Mówili:
„Czyż Pan mówił z samym tylko Mojżeszem? Czy nie mówił
również z nami?” A Pan to usłyszał. Mojżesz zaś był
człowiekiem bardzo skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi,
jacy żyli na ziemi. I zwrócił się nagle Pan do Mojżesza, Aarona
i Miriam: „Przyjdźcie wszyscy troje do Namiotu Spotkania”.
I
poszli wszyscy troje, a Pan zstąpił w słupie obłoku, zatrzymał
się u wejścia do namiotu i zawołał na Aarona i Miriam. Gdy
obydwoje podeszli, rzekł: „Słuchajcie słów moich: Jeśli jest u
was prorok, objawię mu się przez widzenia, w snach będę mówił
do niego. Lecz nie tak jest ze sługą moim, Mojżeszem. Uznany jest
za wiernego w całym moim domu. Twarzą w twarz mówię do niego, w
sposób jawny, a nie przez wyrazy ukryte. On też postać Pana
ogląda. Czemu ośmielacie się o moim słudze, o Mojżeszu, źle
mówić?” I zapalił się gniew Pana przeciw nim. Odszedł Pan, a
obłok oddalił się od namiotu, lecz oto Miriam stała się nagle
biała jak śnieg, od trądu.
Gdy
Aaron do niej się zwrócił, spostrzegł, że była trędowata.
Wtedy rzekł Aaron do Mojżesza: „Proszę, panie mój, nie karz nas
za grzech, któregośmy się nierozważnie dopuścili, i jesteśmy
winni. Nie dopuść, by ona stała się jak martwy płód, który na
pół zgniły wychodzi z łona swej matki”. Wtedy błagał Mojżesz
głośno Pana: „O Boże, spraw, proszę, by znowu stała się
zdrowa”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Skoro
tłum został nakarmiony, Jezus zaraz przynaglił uczniów, żeby
wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi
tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się
modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była
już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był
przeciwny.
Lecz
o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze.
Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się
myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.
Wtedy
Jezus odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”.
Na
to odpowiedział Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi
przyjść do siebie po wodzie”.
A
On rzekł: „Przyjdź”.
Piotr
wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na
widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął:
„Panie, ratuj mnie”.
Jezus
natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu
zwątpiłeś, małej wiary?”
Gdy
wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w
łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem
Bożym”.
Gdy
się przeprawili, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi,
poznawszy Go, rozesłali posłańców po całej tamtejszej okolicy,
znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej
frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się
Go dotknęli, zostali uzdrowieni.

Czyż
Pan mówił z samym tylko Mojżeszem? Czy nie mówił również z
nami?
pytali dziś Miriam
i Aaron, źli na Mojżesza z powodu Kuszytki, którą
wziął za żonę,
ale
chyba też nieco zazdrośni o dary i łaski, jakie on otrzymał od
Pana, a oni albo nie otrzymali, albo w mniejszym stopniu.
Dlatego
Pan sam upomniał się o cześć dla Mojżesza, gdyż sam Mojżesz
tego nie byłby zapewne w stanie uczynić z uwagi na to, że – jak
słyszeliśmy przed chwilą – był człowiekiem bardzo
skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi, jacy żyli na ziemi.

Stąd właśnie takie
zdecydowane słowa samego Boga, biorącego niejako w obronę swego
najbliższego współpracownika.
Oczywiście,
wiemy, że Miriam ostatecznie została od trądu uwolniona
i to dzisiejsze wydarzenie miało wyłącznie charakter znaku
ostrzegawczego, niemniej jednak było to wyraźnym ostrzeżeniem ze
strony Boga, że wszyscy mają Mojżesza traktować z
należnym mu szacunkiem,
bo to
wypływa z roli, jaka mu
przypadła w udziale i z tego szczególnego wybrania, jakim
go Bóg zaszczycił.
A
swoją drogą, to pytanie, postawione dziś przez Aarona i Miriam,
jest naprawdę ciekawe: Czyż Pan mówił z samym tylko
Mojżeszem? Czy nie mówił również z nami?
Właśnie,
czy mówił tylko z nimi? Z tego zaś wypływa pytanie kolejne:
Dlaczego Mojżesz został w inny sposób obdarowany,
niż Aaron i Miriam? Wszak byli rodzeństwem – czyż zatem nie
mogli otrzymać od Boga „tyle samo”? A może otrzymali „tyle
samo”, tylko w inny sposób?
Patrząc
zaś na całe to wydarzenie w kontekście innego wydarzenia,
opisanego przez Ewangelistę Mateusza, pytamy, dlaczego Piotr
najpierw szedł dość odważnie i pewnie
po wodzie – już samo to, że szedł po wodzie, zasługuje na całą
serię pytań: a w jaki sposób, a jaką mocą, i tak dalej… –
jednak po chwili stracił równowagę
i zaczął tonąć? A Jezus nie dość, że utrzymał się na
powierzchni wody, to jeszcze pomógł Piotrowi, podał mu rękę i
wyciągnął do łodzi?
Oczywiście,
powiemy, że przecież Jezus to Bóg Człowiek, a Piotr to tylko
zwykły rybak, ale jednak możemy zapytać, co tak
najbardziej zadecydowało
o
tym, że Jezus szedł odważnie po wodzie, a Piotr jednak zaczął
tonąć?
Widzimy,
moi Drodzy, w obu tych opisach nawiązanie
do wyraźnego zróżnicowania,
jeżeli idzie o stopień duchowego rozwoju człowieka, intensywność
jego zażyłości z Bogiem; rodzaj zadania, jakie ma do wykonania;
czy w ogóle stan jego wiary. Wydaje się, że zasadniczym błędem
jest jakiekolwiek porównywanie
pod tymi wymienionymi względami – człowieka do człowieka, bo
każda i każdy z nas idzie swoją własną drogą rozwoju
życia duchowego
i każdy sam
osobiście układa swoją relację z Bogiem.
I
może się okazać, że jeden na tej drodze postępuje szybciej,
drugi wolniej; jeden głębiej wchodzi
w tajemnice Boże, drugi potrzebuje więcej czasu i może też
pomocy, aby wejść głębiej… Długo by tu można prowadzić takie
rozważania i rozróżnienia, natomiast bardzo istotne jest to, że
ci, którzy są na tej drodze bardziej zaawansowani;
którzy głębiej weszli
w tajemnice Boże; którym Bóg sam ze swojej wolnej i
niezmierzonej woli
dał w danym
momencie być może rzeczywiście więcej – że wszyscy ci
mają tymi darami służyć innym, a nie wynosić się nad
innymi
z ich powodu!
Zadaniem
owych obdarowanych jest
właśnie podawanie ręki tym słabszym,
wyciąganie ich z odmętów ich rozmaitych problemów i wątpliwości,
z zalewających ich fal różnego rodzaju zła. Owi zaszczyceni przez
Boga szczególnym
wybraniem mają być
– tak, jak Mojżesz – najskromniejszymi ludźmi na
ziemi!
Właśnie po to, aby
ludzie mogli do nich bez obawy podejść
i poprosić o pomoc. A nawet, jeśli o tę pomoc sami nie poproszą,
to żeby nie obawiali się jej przyjąć… Takie właśnie zadanie
spoczywa na tych, którym
Bóg w danym momencie dał być może rzeczywiście nieco więcej…

Przykład
takiej
właśnie postawy
dawał
Patron
dnia dzisiejszego, Jan
Vianney.
Urodził
się w
Dardilly koło Lyonu, w 
dniu
8 maja 1786 roku.
Musiał
pokonać wiele trudności, zanim doszedł do kapłaństwa. Wkrótce
został proboszczem w Ars, w diecezji Belley. Zobojętniałą
parafię odrodził przez swoją miłość do parafian, modlitwę i
umartwione życie.
Tłumy
ludzi ściągały do Ars, by
się u niego wyspowiadać lub zasięgnąć rady.

Wyczerpany nadludzką pracą i umartwieniami, zmarł
w Ars,
w
dniu

4 sierpnia 1859 roku.
Ojciec
Święty Benedykt XVI mówił o nim: „Proboszcz
z Ars był
niezwykle pokorny.

Lecz jako kapłan był świadomy, że jest dla swych wiernych
ogromnym darem: „Dobry
pasterz, pasterz według Bożego serca, jest największym skarbem,
jaki dobry Bóg może dać parafii i jednym z najcenniejszych darów
Bożego miłosierdzia”.

Mówił o kapłaństwie, tak jakby nie mógł się przekonać o
wielkości daru i zadania powierzonego ludzkiemu stworzeniu: „O
jakże kapłan jest wielki! Gdyby pojął siebie, umarłby… Bóg
jest mu posłuszny: wypowiada dwa słowa, a na jego głos Nasz Pan
zstępuje z nieba i zawiera się w małej hostii…”.
Niech
dzisiejsze Boże słowo i przykład Świętego Patrona skłoni nas do
zastanowienia się:

Na
jakim etapie rozwoju duchowego ja obecnie jestem: czy żyję blisko
Boga, czy jednak bardzo daleko od niego?

Jak
– o ile w ogóle – tę duchową więź z Bogiem na co dzień
rozwijam?

Jak
służę innym swoimi duchowymi charyzmatami?

Jezus
natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu
zwątpiłeś, małej wiary?”

14 komentarzy

  • Myśli zawarte w kilku zdaniach czytanych NAJPIERW zwyczajnie z góry do dołu, a następnie z … dołu do góry – linijka po linijce. (Zapożyczyłam je od innego kapłana. Bardzo mi się spodobały i chciałabym by inni też mogli je przeczytać)

    Dziś był absolutnie najgorszy dzień
    I nie próbuj przekonać mnie, że
    W każdym dniu jest coś dobrego
    Bo jeśli przyjrzysz się bliżej
    Świat jest złym miejscem
    Nawet jeśli
    Dobro przebija się czasami
    Radość i szczęście nie trwają długo
    I nie jest prawdą, że
    Wszystko jest w umyśle i sercu
    Gdyż
    Prawdziwe szczęście można osiągnąć
    Tylko jeśli otoczenie jest dobre
    Nieprawdą jest, że dobro istnieje
    Na pewno się zgodzisz, że
    Rzeczywistość
    Stwarza
    Moje nastawienie
    To wszystko jest poza moją kontrolą
    I nigdy, nawet za tysiąc lat, nie usłyszysz jak mówię, że
    Dziś był dobry dzień

    Które myśli częściej pojawiają się u mnie?
    Maria

  • Ja wspominam swojego nieżyjącego proboszcza z Opaczewskiej w Warszawie bardzo dobrze. Będąc dzieckiem czułam w Kościele tą atmosferę wspólnoty, jedności, radości i modlitwy, że nigdy nie było sytuacji, że nie chciałam iść na niedzielną Mszę św. Było mi tam dobrze i myślę, że jeśli nie ma tego czegoś stworzonego przez Proboszcza i księży, to dzieci, a potem już jako młodzież i dorośli zniechęcaja się do chodzenia do Kościoła i mamy "wierzących niepraktykujących"…Ania2.

    • Nie chcę oczywiście zaburzać piękna tego obrazu, ale muszę – z kapłańskiego obowiązku – przypomnieć, że wiara nie może zasadzać się na emocjach. Uczucia w stylu "było mi dobrze" mogą spełniać rolę pomocniczą i świetnie, jeśli towarzyszą praktykowaniu wiary, ale nie mogą stanowić jej sedna. W związku z tym, do kościoła trzeba chodzić także wówczas, gdy na coniedzielnej Mszy Świętej "nie jest mi dobrze"… Ks. Jacek

    • Ponieważ do kościoła nie chodzimy dla kapłana, tylko idziemy do Chrystusa :). Niemniej, atmosfera tworzona przez księży jest elementem wspomagajacym (wówczas można mówić o dobrych pasterzach) lub odpychającym (wówczas można mówić o złych pasterzach), ale oczywiste jest to, że taki czy inny ksiądz nie może zasłaniać Pana. Niestety, ten argument bardzo często słyszę w rozmowach o wierze z różnymi ludźmi, co już dawno uświadomiło mi proces tego, że ludzie często nie wiedzą po co chodzą do kościoła….. 🙁

    • Tak to bywa z tym "elementem wspomagającym" lub "odpychającym"… Dodam tylko, że nie ksiądz nie może popaść w jeszcze inną skrajność – tę mianowicie, że przesadną "kreatywnością" w czasie liturgii będzie swoją osobą przesłaniał Chrystusa… Ks. Jacek

  • Upaly i gorace lato sprzyjaja tez goracej dyskusji i zabieraniu glosow. To dobrze.
    Pozdrawiam bardzo goraco wszystkich czytajacych i udzielajacych sie.
    Wiesia.

  • "W związku z tym, do kościoła trzeba chodzić także wówczas, gdy na coniedzielnej Mszy Świętej " nie jest mi dobrze". Dokladnie!

    Zdarza się, że podczas Mszy Świętej myślę o problemach. Częściej niż podczas dnia codziennego. I chociaż próbuje się skupić, to czasem nie daje rady. Kiedyś się zastanawiałam dlaczego tak ? Usłyszałam od pewnego Księdza, że może to właśnie dobrze, że te myśli najczęściej się kłębią gdy jestem tak blisko Boga? Nie wiem czemu sama wcześniej tak nie pomyślałam. Wręcz odwrotnie…
    Gosia

    • Podpisuję się pod argumentacją tego Księdza. Także uważam, że te myśli, które w czasie Mszy Świętej lub modlitwy uporczywie cisną się do głowy, trzeba po prostu oddać Bogu! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.