Ci przyodziani w białe szaty – kim są?…

C
Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Witam po tygodniowej przerwie! W
tym czasie – jak wiecie – przeżywałem swoje kapłańskie
rekolekcje. Bogu i Matce Kodeńskiej dziękuję za ten naprawdę
wyjątkowy czas. O ile można to tak oceniać, to uważam te
rekolekcje za jedne z lepszych w moim kapłańskim życiu. Mam tu na
myśli pewne refleksje i porządkowanie spraw duchowym, z
jednoczesnym spojrzeniem w przyszłość. Wydaje się, że dużo
dobrego tu się dokonało, ale niech potwierdzą to konkretne owoce.
A
wielką pomocą w tym moim porządkowaniu, refleksji i modlitwie były
codzienne rozważania Księdza Marka, które z uwagą czytałem i za
które bardzo, ale to bardzo dziękuję. Podwójnie dziękuję: za
poprowadzenie naszego Gospodarstwa – i za te konkretne refleksje,
które kilka razy były dosłownie „strzałem w dziesiątkę”
moich rekolekcyjnych dociekań. Dziękuję za to codzienne słówko –
i tylko pozostaje nutka żalu, że tak mały odzew z Waszej strony,
moi Drodzy! Tak mało Waszych wypowiedzi… Szkoda!
Dziękuję
jednocześnie Księdzu Markowi i wszystkim Bliskim i Życzliwym za
życzenia urodzinowe. Chociaż, co prawda, nie przywiązuję zbyt
dużej wagi do urodzin, bo ważniejszy jest dla mnie dzień
wspomnienia Patrona i rocznica święceń kapłańskich, to jednak te
dowody Waszej życzliwości, przekazane na blogu, przez telefon, czy
w czasie osobistych spotkań – naprawdę niezmiernie cieszą.
Wczorajszą Mszą Świętą w intencji Bliskich i Życzliwych
chciałem się odwdzięczyć. Podobnie, jak i poprzez codzienną
modlitwę. Nic innego nie mam do zaoferowania.
Mogę
ewentualnie podpisać się pod wczorajszymi życzeniami imieninowymi,
jakie nam wszystkim złożył Ksiądz Marek z okazji dzisiejszej
Uroczystości Wszystkich Świętych. Tak, moi Drodzy, to imieniny nas
wszystkich. Dlatego życzmy sobie nawzajem – świętości! Ja tego
Wam życzę…
A
w sposób szczególny życzę jej dzisiaj Mateuszowi Sętorkowi ze
Wspólnoty Młodzieżowej w Trąbkach – z okazji Jego urodzin.
Życzę Jubilatowi właśnie świętości!
Drodzy
moi, pamiętajcie o tym – i innym przypominajcie – że dzisiaj
każdy człowiek wierzący ma moralny i prawny obowiązek
uczestniczenia we Mszy Świętej! Nie wystarczy zapalenie nawet
pięciuset zniczy na grobach! Trzeba przeżyć Mszę Świętą! Przy
czym przeżyć – wybaczcie uwagę duszpasterza, który trochę już
widział – to nie znaczy przegadać na cmentarzu przy grobach
bliskich w tym czasie, kiedy będzie tam sprawowana Najświętsza
Ofiara. Chodzi o skupione – na miarę możliwości – prawdziwe
uczestnictwo! Nie wolno tego zaniedbać, bo będzie to krok wstecz na
naszej osobistej drodze do świętości.
I
tak już zupełnie na koniec: Moi Drodzy, proszę Was o ostrożność
na drogach! Wydarzyło się już tak dużo wypadków… Oby dzisiaj
wszyscy szczęśliwie osiągnęli cel swoich podróży…
Na
piękne i głębokie przeżywanie Niedzieli, która jest jednocześnie
Uroczystością Wszystkich Świętych – niech Was błogosławi
Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                  Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Uroczystość
Wszystkich Świętych,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: Ap 7,2–4.9–14; 1 J 3,1–3; Mt
5,1–12a
CZYTANIE
Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ja,
Jan, ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca,
mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do
czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i
morzu: „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż
opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego”. I usłyszałem
liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące
opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela.
Potem
ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego
narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed
tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich
palmy. I głosem donośnym tak wołają: „Zbawienie Bogu naszemu,
Zasiadającemu na tronie, i Barankowi”.
A
wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga
Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali
Bogu, mówiąc: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość,
i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki
wieków. Amen!”
A
jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: „Ci
przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” I
powiedziałem do niego: „Panie, ty wiesz”. I rzekł do mnie: „To
ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i
wybielili je we krwi Baranka”.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Najmilsi:
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy
nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś
dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani,
obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło,
czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego
podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest.
Każdy
zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On
jest święty.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus,
widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do
Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi
słowami:
Błogosławieni
ubodzy w duchu, albowiem do nich należy
Królestwo
niebieskie.
.
Błogosławieni,
którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni
cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni,
którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą
nasyceni.
Błogosławieni
miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni
czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni,
którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami
Bożymi.
Błogosławieni,
którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do
nich należy
Królestwo
niebieskie.
Błogosławieni
jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią
kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i
radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w 
Niebie”.
Wiele
razy w ciągu roku przeżywamy liturgiczne wspomnienia różnych
Świętych. I to zarówno
tych, których dobrze znamy i
o których dość dużo wiemy, jak
i tych, którzy
są nam mało znani
,
o których wiemy niewiele – kim byli i kiedy żyli. To ci Święci,
którzy zostali w sposób
uroczysty i publiczny

wyniesieni na ołtarze, zostali ogłoszeni Świętymi czy
Błogosławionymi.
Naturalnie,
ciągle musimy sobie uświadamiać, że to nie dlatego są w
Niebie, że Ojciec Święty ogłosił ich Świętymi,
ale jest
dokładnie odwrotnie: Ojciec Święty ogłosił ich Świętymi, kiedy
nabrał tak zwanej moralnej pewności co do ich świętości,
a ową pewność z kolei uzyskał po przeprowadzeniu długiego i
żmudnego procesu wyjaśniającego, procesu kanonizacyjnego,

którego celem jest dokładne poznanie danego kandydata na ołtarze
oraz rozpoznanie jego świętości. A samo już wyniesienie na
ołtarze dokonuje się po to, aby ukazać Kościołowi tego
konkretnego
człowieka jako wzór do naśladowania, jako
wzór dążenia do świętości.
Wiemy
jednak również, że oprócz tych, o których mówimy, oprócz tych
Świętych, którzy jako tacy zostali rozpoznani i ogłoszeni
uroczyście, jest jeszcze wielu takich, którzy nigdy nie byli i
prawdopodobnie nie będą ogłoszeni Świętymi czy Błogosławionymi

przez Papieża, a są zbawieni w Niebie. To owa apokaliptyczna rzesza
stu czterdziestu czterech tysięcy opieczętowanych.
Oczywiście,
Święty Jan, pisząc Apokalipsę, w
żaden sposób nie mógł policzyć owych Zbawionych,
wymieniona liczba ma znaczenie symboliczne: jest to liczba
dwanaście pomnożona przez siebie – i jeszcze przez
tysiąc –
co przy założeniu, że dwunastka jest symbolem
jakiejś pełni, oznacza wielką pełnię, rzeszę nieprzeliczoną.
Bardzo wielu jest takich, którzy osiągnęli zbawienie. I dzisiaj im
wszystkim oddajemy cześć.
Oddajemy
cześć tym wszystkim Świętym, których może nie znamy z imienia i
nie możemy wpatrywać się indywidualnie w ich drogę do świętości,
ale dzięki ich przykładowi
możemy bardziej świętości pragnąć. Możemy bowiem
razem z nimi stać przed tronem i przed Barankiem, by donośnym
głosem serca wołać: Zbawienie Bogu naszemu, Zasiadającemu
na tronie, i
Barankowi, oraz: Amen.
Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i
cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków.
Aby
się to jednak mogło dokonać, aby można było osiągnąć pełnię
świętości w Niebie, trzeba tą świętością żyć już tutaj
na ziemi.
Trzeba, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, że wielką
miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi
Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy.
[…] Obecnie
jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym
będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni,
bo ujrzymy Go takim, jaki jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim
nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.

Tymi słowami Święty Jan – tyle tylko, że w drugim czytaniu,
wyjętym z Jego Pierwszego Listu – zachęca
nas, abyśmy
dąż
yli do świętości.
Dzisiejsza
bowiem Uroczystość to doskonała okazja do tego, aby nad problemem
świętości głębiej się zastanowić, aby tej świętości na nowo
zapragnąć. I aby spojrzeć na świętość tak, jak ona na
to zasługuje – w sposób rzetelny i poważny, aby wyzwolić się
z obiegowych opinii na jej temat.
W obiegowych opiniach bowiem
świętość to takie półsenne „klepanie” pacierzy, nie w pełni
świadome przesuwanie paciorków różańca i ciągłe drzemanie w
kościelnych ławach… Świętość kojarzy się
najczęściej ze starszym już wiekiem,
kiedy człowiek już
„wyszumiał się” do woli, użył życia, wziął z życia to, co
„najlepsze” i teraz może się zająć tak zwaną świętością,
kiedy już nic ciekawszego nie ma do roboty.
Innym
znowu świętość kojarzy się z jakimś „cukierkowatym”
obrazem osoby z aureolą na głowie i egzaltowanym, nieziemskim
spojrzeniem,
skierowanym w nieokreśloną przestrzeń. Przyznaję,
że gdyby świętość polegała na czymkolwiek takim, to osobiście
również bardzo bym się bronił, aby przypadkiem nie zostać
Świętym. Bo to rzeczywiście bardzo nudny obraz świętości. Na
szczęście – nieprawdziwy!
Życie
bowiem wielu spośród tych, którym dzisiaj oddajemy cześć
pokazuje najdobitniej, że świętość nie była dla nich czymś,
czym sobie zawracali głowę jedynie na starość, nie była też
jakimś stanem „cukierkowatym”, jakimś słodkim
bezruchem, ciągłym bezwiednym składaniem rąk czy czymś w tym
rodzaju. Świętość była dla nich sposobem na życie, świętość
była dla nich receptą na szczęście, drogą do drugiego człowieka,
sposobem na rozwiązywanie przeróżnych życiowych problemów
.
Świętość była dla nich jednocześnie i drogą, i celem. A
często była siłą do walki – ze swoimi słabościami, z różnymi
przeciwnościami, których nie szczędziło życie.
Nieraz
dawała też siłę do znoszenia prześladowań i przykrości, ale
zawsze – dawała poczucie głębokiego sensu w życiu,
poczucie głębokiego zjednoczenia z Bogiem, poczucie wielkiej
wewnętrznej radości i pokoju w sercu, którego to pokoju nikt inny
z pewnością dać nie może.
Takiej
właśnie świętości potrzeba nam wszystkim. Tu i teraz!
Kochani, nie czekajmy na lepsze i bardziej odpowiednie czasy – bo
na pewno lepszych czasów do praktykowania świętości nie
będzie.
Każdy czas jest najlepszy do tego, aby żyć
świętością. I w każdych warunkach da się żyć blisko Boga. Nie
trzeba – wręcz: nie można! – czekać dopiero na starość.
Wtedy może się okazać, że już jest za późno. Zresztą –
starości wcale nie musimy dożyć. Więc
nie czekajmy! Żyjmy świętością już teraz!
Żyjmy
duchem Ośmiu Błogosławieństw Jezusa – to jest właśnie
świętość. Świętość, której nam bardzo potrzeba. Nam
wszystkim! Potrzeba jej ludziom młodym, którzy
szczerym sercem poszukują sensu życia i często go, niestety, nie
znajdują, bo świat dorosłych przygniata ich swoją obłudą i
różnymi machinacjami, w związku z czym pojawia się pytanie – po
co to wszystko?
A potem już tylko frustracje i niejednokrotnie
krok samobójczy, który ma rozwiązać problem, ale w rzeczywistości
jeszcze bardziej wszystko komplikuje.
Potrzeba
także świętości ludziom będącym w pełni sił i wieku. Im
często się wydaje, że poradzą sobie sami: są czynni
zawodowo, dobrze „ustawieni”, po co więc mieszać w to wszystko
jeszcze Boga? Ale tymczasem Bóg jest tam bardzo potrzebny,
może nawet bardziej, niżby się to mogło wydawać. Potrzebny jest
po to, aby ludzie traktowali się… bardziej po ludzku!
Potrzeba
także świętych ojców i świętych matek dla naszych
rodzin, aby tworzyli atmosferę Bożej Rodziny. A jakże potrzeba
świętych nauczycieli, którzy nie tylko przekażą młodemu
człowiekowi określoną porcję wiedzy, ale też zachwycą go tym,
co nieprzeciętne i pociągną ku temu, co oryginalne, wielkie i
wspaniałe.
Jak
bardzo potrzeba nam świętych dyrektorów firm, świętych
właścicieli zakładów.
Kochani, to naprawdę nie przesada:
potrzeba świętości i na tych szczeblach. Bo wtedy ludzie będą
traktowani jak ludzie, a nie jak tania siła robocza, bez prawa głosu
i skazana na marną wegetację.
A
jak potrzeba nam świętych lekarzy, którzy bezwzględnie
bronić będą życia i którzy potraktują pacjenta jak brata, a nie
jak numerek, wystawiony w rejestracji czy anonimowy statystyczny
przypadek chorobowy. I – co oczywiste – potrzeba nam także
świętych księży, którzy pokażą, że da się żyć tak,
jak tego sami nauczają.
Potrzeba
świętości na każdym odcinku –

i to począwszy
od tych najbardziej prozaicznych sytuacji,
jakie niesie nam życie. Zauważmy, Kochani, że Kościół zawsze –
a w ostatnich czasach jakby częściej – ogłaszał Świętymi nie
tylko bohaterskich Męczenników

czy tych, którzy wsławili się czymś szczególnym, ale także
tych, którzy w sposób święty przeżywali zwyczajną
codzienność.
Dlatego
słyszymy a to o świętych Rodzicach, a to o jakiejś świętej
Zakonnicy, a to o świętym Proboszczu… Wszyscy oni wsławili się
tym, że… robili to, co do nich należy,
ale w taki sposób, że Kościół chciał ukazać nam ich za wzór.
Bo oni świętość realizowali i pokazywali w takich najprostszych i
najbardziej codziennych gestach miłości.
O
jakich tu gestach myślimy? Przypomina
mi się w tym momencie wypowiedź byłego Rzecznika prasowego Stolicy
Apostolskiej, Joaquína
Navarro–Valls
a, który
w jednym z filmów, poświęconych Janowi Pawłowi II opowiedział
drobny epizod.
Otóż
zdarzyło się, że jego – czyli Navarro–Vallsa – matka
znalazła się w szpitalu.
Postanowił on zatem udać się do niej jak najszybciej, zwolnił się
więc z bieżących zajęć i pojechał. Ktoś go zastąpił – tym
bardziej, że wokół Papieża akurat sporo się działo i
było to trzeba relacjonować.

On zaś
udał się do szpitala. Kiedy już, po skończonych odwiedzinach,
znalazł się w domu, usłyszał dzwoniący domowy telefon. Po
drugiej stronie, jak się okazało, był… sam Jan Paweł
II.
Z pytaniem: „I
jak się czuje Mama?”
Navarro–Valls
nie relacjonował dalej tej rozmowy, tylko skomentował gest Papieża
jednym zdaniem: „To jest właśnie świętość”.
Tak,
moi Drodzy, o czymś takim mówimy: o każdej, nawet najdrobniejszej
sytuacji, w której człowiek, w imię miłości do Boga,
pomyśli z troską o drugim człowieku.
Aby
mu pomóc. Aby mu sprawić niespodziankę. Aby mu podarować odrobinę
radości.
Oczywiście,
to nie wyczerpuje całego znaczenia pojęcia: „świętość”, bo
świętość to konsekwentna postawa.
Ale od tego się zaczyna: od drobnych znaków i gestów,
świadczących o tym, że ja dostrzegam drugiego człowieka, że o
nim myślę, że mu dobrze życzę, że chcę mu sprawić troszkę
radości. Często
mówi o tym Papież Franciszek,
zachęcając do takich prostych gestów chociażby w rodzinach. Pisał
o nich
Ksiądz Marek w rozważaniu z 27 października – warto tam jeszcze
raz zajrzeć…
Ale
można je czynić w każdej sytuacji i na każdym kroku. Nie tak
dawno, kiedy stałem w kolejce do kasy z jednym bochenkiem chleba w
ręku – pani, stojąca
przede mną z obładowanym
koszykiem, przepuściła mnie, mówiąc, że jej zejdzie
dłużej, więc żebym ja podszedł do kasy przed nią.

Bardzo drobny
gest, ale bardzo mnie ucieszył.
A
jeśli już jesteśmy przy temacie
kasy, to staram się
– kiedy już od
niej odchodzę – dopowiedzieć
Pani kasjerce na
pożegnanie: Dobrego dnia życzę”.
To naprawdę nic szczególnego, ale już nieraz widziałem uśmiech
na twarz
y kobiety, która
za marne pieniądze musi tam godzinami siedzieć. A czasami
wywiązywała się jakaś krótka, sympatyczna rozmowa…
Zresztą,
taka rozmowa, takie „zagadanie” do kogoś, czy choćby uśmiech,
czy przepuszczenie w drzwiach, czy
sms wysłany z jakimś miłym słówkiem, zupełnie bez okazji
– to są kolejne drobne, ale piękne gesty.

Całą
gamę takich gestów można wykonać na ulicy, jadąc
samochodem:
zjechać lekko, gdy
ktoś chce wyprzedzić; wpuścić kogoś do ruchu z podporządkowanej,
kiedy za nami rządek samochodów, i tak dalej. Niestety, my wiemy,
że na ulicach to raczej
odwrotny proces
częściej się dokonuje.
A
przecież tak niewiele potrzeba, żeby było
inaczej, żeby było
lepiej…
Jeśli
zaś przy tym jesteśmy, to dla mnie takim znakiem, czy ktoś myśli
o innych, czy jedynie o sobie, jest sposób parkowania w
miejscach, gdzie jest dość ciasno.
Na
bieżąco „przerabiam” to tam,
gdzie mieszkam. Jeżeli ktoś
ustawia
samochód tak, że od razu blokuje
dwa miejsca, to wyraźny znak, że myślał tylko o sobie. Na pewno
nie pomyślał o innych. Bo
gdyby pomyślał
o innych, to może nawet
parę minut pomanewrowałby
tym samochodem, ale ustawiłby go tak, żeby
komuś jeszcze miejsce pozostawić…
Biskup
Henryk Tomasik – obecny Biskup Radomski – kiedy był jeszcze
Biskupem pomocniczym naszej Diecezji, nieraz na wykładach w
Seminarium przypominał nam
niektóre sytuacjepielgrzymki
pieszej na Jasną
Górę, kiedy to w miejscowościach, w których wodę dowożono
beczkowozami z powodu braku
wody zdatnej do picia, ktoś rozchlapywał lekkomyślnie
tę przywiezioną wodę, albo w zbiorniku, z którego mieli czerpać
wszyscy, umył sobie ręce.
I
Ksiądz Biskup zawsze to ciekawie komentował, mówiąc:
„Czy osoba, która tak postępuje, grzeszy? Raczej nie…
Ale czy osoba taka myśli? Niestety, też raczej nie”…
A na pewno – nie myśli o innych.
Zapewne
każdy z nas byłby w stanie wiele podobnych przykładów tu
wymienić, ale chyba nawet nie o to chodzi. Natomiast może warto
uważniej przyjrzeć się naszej codzienności – gdzie i
komu możemy uczynić jakieś drobne dobro?

Moi
Drodzy, tych sytuacji, w których możemy je
uczynić, jest naprawdę
bardzo, ale to bardzo wiele. W
rodzinie, w sąsiedztwie, w szkole, w miejscu pracy, przy okazji
różnych spotkań z ludźmi – naprawdę, jest
ich bardzo dużo!
Tylko my nie
zwracamy na nie uwag
i. Może
więc warto spróbować dostrzec,
wyłapać i wykorzystać nadarzające się ku temu okazje? Spróbujmy,
a przekonamy się, że jaśniejszą
będzie się stawała nasza codzienność.
Bo
ci wszyscy, którym dzisiaj
oddajemy cześć – i
których wstawiennictwa dzisiaj wzywamy –
swoją zwyczajną świętością i świętą zwyczajnością
przekonują nas, że świętość jest
w zasięgu
naszych rąk. A
może precyzyjniej – w zasięgu naszych serc.
Bo
świętość zaczyna się wtedy, kiedy człowiek codziennie
patrząc na Boga – myśli o drugim człowieku.
A patrząc na drugiego człowieka – myśli o Bogu.

Świętość
zaczyna się wtedy, kiedy jeden o drugim myśli z troską…
Świętość
zaczyna się od najprostszych gestów zwykłej, ludzkiej dobroci… 

2 komentarze

  • A propos świętości: oby każdy człowiek, od momentu poczęcia, miał szansę realizować swoją drogę do świętości. Oby nikt nie podejmował decyzji "życia lub śmierci" bezbronnych istot w imię obłędnych ideologii sprzęgniętych z biurokratycznymi kołami różnych instytucji, których to podwaliny i pierwotne założenia dawno już zostały wypaczone i teraz stanowią karykaturę samych siebie:
    http://citizengo.org/pl/30472-w-obronie-okien-zycia-piszemy-do-onz

    • Działania podejmowane w obronie życia to bardzo duży krok w kierunku świętości. To świętość realizowana w praktyce. Pozdrawiam i błogosławię+! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.