Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym

D
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj przeżywamy w Kościele w Polsce – jak zaznaczyłem w tytule – Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. W naszych kościołach odczytywany jest List polskich Biskupów, podejmujący w dość mocny i jasny sposób ten temat. Ze względu na wagę całej sprawy, po rozważaniu zamieszczam w całości tenże List (przepraszam za jakość tego zapisu na blogu, ale tak mi się dziwnie „wdrukowało”). Zachęcam Was, Kochani, do bardzo uważnego jego przeczytania, ale też do tego, abyście zechcieli o tych sprawach porozmawiać w gronie rodziny lub przyjaciół, bo trzeba budzić świadomość, jak jest to bardzo poważny problem – nie tylko dla chrześcijan, ale i dla świata, dla naszej cywilizacji! Naprawdę, to nie są stwierdzenia przesadzone. Pomódlmy się za tych, którzy z powodu wiary w Chrystusa nie mogą być pewni następnej godziny swego życia. 
         Bo nie ma wątpliwości, że ci, którzy mają krew ludzką na rękach, za każdą jej kroplę odpowiedzą, ale w tym czasie, kiedy wydają się być silniejszymi i tak brutalnie niszczą bezbronnych ludzi, potrzeba naszej ogromnej modlitwy, aby ci prześladowani nie załamali się. I aby świat wreszcie zareagował – jednym zdecydowanym przeciwdziałaniem! 
      A jeszcze jeden temat na dziś – to sprawa kończącej się dziś oktawy Uroczystości Wszystkich Świętych. Znajdźcie czas, aby pójść na cmentarz i pomodlić się za Zmarłych, uzyskując dla nich łaskę odpustu zupełnego.
      Na głębokie i religijne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen.
                               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

32 Niedziela zwykła, B,
do
czytań: 1 Krl 17,10–16; Hbr 9,24–28; Mk 12,38–44
CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Prorok
Eliasz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta,
pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i
powiedział: „Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się
napił”. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na
nią i rzekł: „Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba”.
Na
to odrzekła: „Na życie Pana, twego Boga, już nie mam pieczywa,
tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie
zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie
i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy”.
Eliasz
zaś jej powiedział: „Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś;
tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i wtedy mi
przyniesiesz. A sobie i twemu synowi zrobisz potem.
Bo
Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: «Dzban mąki nie wyczerpie się i
baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści
deszcz na ziemię»”.
Poszła
więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona
oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się
i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan
wypowiedział przez Eliasza.
CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Chrystus
wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej
odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz
wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się
często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do
świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy do
stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz, na
końcu wieków, na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego
siebie.
A
jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz
jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz
ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych,
którzy Go oczekują.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
nauczając mówił do zgromadzonych: „Strzeżcie się uczonych w
Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią
pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne
miejsce na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają
długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok”.
Potem
usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał
drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele.
Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli
jeden grosz.
Wtedy
przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam
wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy
kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało;
ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe
swe utrzymanie”.
Boża
ekonomia zupełnie zadziwia człowieka.
Bogactwo, wartość
składanego daru, przeliczanie wartości pieniądza: w ludzkim
rozumieniu, a w rozumieniu Chrystusa, to – jak się okazuje –
dwie zupełnie różne rzeczy. I wyniki takiego porównania
mogą być zaskakujące.
Człowiek
liczy w sposób bardzo drobiazgowy, przelicza złotówki i grosze, i
naturalną jest rzeczą, że kiedy nazbiera tych złotówek dużo, to
jest bogaty,
a kiedy nazbiera
ich niewiele, to po prostu jest biedny – i koniec. I
właściwie po co jeszcze drążyć cały temat?
Może
i rzeczywiście nie zastanawialibyśmy się nad tym, gdyby nie to
zaskakujące spojrzenie Jezusa, który
w dwóch grosikach wdowy, zauważonej przed świątynią,
dopatrzył się nieprawdopodobnego bogactwa.
Okazało się
bowiem, że to właśnie ona złożyła dar największy, chociaż
nominalnie był on z pewnością najmniejszy, bo w końcu co
to jest dwa grosze? A jednak – inaczej widzi człowiek, niż widzi
Jezus.
Bogactwem
w oczach Jezusa okazało się nie
posiadanie fortuny, nie super konto w banku, ale dobre i
otwarte serce prostej kobiety.
Wartość ogromna, chociaż trudno
ją przeliczyć na jakiekolwiek procenty. Bo jak można przeliczać
wartość serca? W jakich jednostkach?
W
dobrych uczynkach?…
Owszem!
Czemu nie? A może w
posłuszeństwie Bogu, o którym mówi dzisiejsze pierwsze czytanie,
opowiadające o wdowie z Sarepty Sydońskiej? Tak,
na pewno miara posłuszeństwa Bogu staje się miarą
bogactwa duchowego
i ten najwięcej w sercu gromadzi, kogo stać
na to, aby nie liczyć tylko na siebie, ale uwierzyć, że Bóg
też ma dobre rozwiązania i szczerze je proponuje.
A
może miarą duchowego bogactwa jest ilość wypowiedzianych słów?
Chyba w niewielkim stopniu…
Wdowa
z Ewangelii nie powiedziała ani jednego słowa,
prawdopodobnie w ogóle nie chciała, aby ją ktokolwiek widział i
tylko Jezusowi zawdzięczamy,
że
dowiedzieliśmy się o jej
istnieniu. Wdowa z Sarepty Sydońskiej również nie
powiedziała tych słów zbyt dużo. Na początku wyraziła tylko
ubolewanie z powodu trudnej sytuacji, wręcz krańcowej. Ale potem,
kiedy zjawił się Prorok Eliasz i zaproponował dość
zaskakujące rozwiązanie,
kobieta owa bez słów spełniła jego
polecenie, chociaż nie uwierzę, że w pierwszej chwili – a może
i dłużej – bardzo poważnie nie zmagała się z myślami, o co
tu chodzi?
Nie
dość, że nie miała na wykarmienie siebie i syna, to jeszcze
Prorok akurat do niej wprosił się na kolację.
Wdowa jednak nie dyskutowała na ten temat, tylko spełniła
polecenie Proroka. Bóg nie pozwolił długo czekać – niejako
od razu i na miejscu
nagrodził jej pokorę i posłuszeństwo.
Wystarczyło tak bardzo
niewiele, aby otrzymać bardzo dużo. Dziwna Boża ekonomia, nie
mieszcząca się w ludzkich konwencjach,
w ludzkim sposobie
patrzenia na świat.
I
może dzisiaj, kiedy otrzymujemy w darze od Boga to właśnie słowo,
to pouczenie, warto zastanowić się, ile w nas, w naszych
rozmowach, w naszym spojrzeniu, w naszych wzajemnych relacjach –
jest Bożego spojrzenia,
a ile ciągle jeszcze tego ciasnego i
uproszczonego spojrzenia ludzkiego?
Myślę,
że udałoby się uniknąć wielu problemów, udałoby się
uniknąć wielu konfliktów i wielu rozczarowań,
gdyby ludzie
patrzyli na świat i na swoje sprawy przez bardziej pryzmat
Ewangelii. My musimy naprawdę opowiedzieć
się i zdecydować, czy zależy nam na tym, co naprawdę
wielkie i Boże,
czy zadowala nas tylko to, co przyziemne i
tymczasowe.
Oczywiście,
spojrzenie ewangeliczne, spojrzenie
Boże, wymaga pewnego trudu i poświęcenia, wymaga
wiary – jeżeli nie jakieś ogromnej, bo pewnie nikt z nas taką
nie może się poszczycić, to przynajmniej wiary szczerze
poszukującej – taka z pewnością wystarczy! I to właśnie
dzięki takiej wierze będziemy w stanie patrzeć oczyma Jezusa.
A
takie spojrzenie będzie kazało nam dostrzegać nie tylko to, co
widać na zewnątrz, ale spojrzeć w głąb serca, by zauważyć
i poznać prawdziwe intencje serca swojego i innych.
Dlatego
zwykle bogatym przed Bogiem jest ten człowiek, który nie ma
pokaźnych fortun, ale który ofiaruje Bogu swoje cierpienia,
swoje krzyże w jakiejś intencji.
Często dokonuje on
niesamowitych rzeczy, oczywiście z Bożą pomocą, bo jego ofiara, w
wymiarach tej Bożej ekonomii, jest nieprzeliczalna, jest ogromna, a
bogactwo materialne dziś można mieć, a jutro już można go
nie mieć i można stanąć przed Bogiem z pustymi rękami.
Podkreślam – można, to nie jest koniecznością. Chociaż,
niestety, takie zagrożenie istnieje.
Podobnie
większy dar składa Bogu ten, kto daje innym coś ze swego serca,
na przykład – dobre słowo, uśmiech, czas; kto pomaga w
trudnych chwilach, często nawet nie czekając, aż się go
poprosi.
Dzięki Bogu, nie brakuje takich ludzi!
Niestety,
nie brakuje i takich, którzy nic nikomu nie pomogą, nie są
zainteresowani tym, że inni ledwo wiążą „koniec z końcem”.

Dla takich ludzi najważniejszym jest to, aby im samym dobrze się
powodziło, aby jak najwięcej zarobić. A na zajmowanie się
problemami innych – szkoda im czasu.
I
chyba jest jakimś wielkim paradoksem naszych czasów, że o pomoc
najchętniej zwracamy się do tych, którzy mają mniej, ale
którzy mają dobre serce.
Oni zawsze pomogą, bez wypominania i
podkreślania wyższości. Prawdziwy wdowi grosz! Dziwna ta Boża
ekonomia,
ale ona ma prawdziwe zastosowanie w naszych czasach.
Bo
właśnie według niej, najbardziej bogaci i wartościowi są ci, o
których nigdy by się tego tak po ludzku nie powiedziało. A jak
często zdarza nam się wypowiadać opinie o kimś – opinie
krzywdzące i niesprawiedliwe
– tylko dlatego, że coś tam o
kimś słyszeliśmy, ktoś coś powiedział, na zasadzie: „jedna
pani – drugiej pani”, a potem okazuje się, przy okazji
osobistego spotkania z danym człowiekiem, że jest to ktoś
bardzo wartościowy, bardzo mądrze patrzący na świat,
otwarty
na drugiego człowieka, życzliwy, uprzejmy, po prostu – dobry.
I kiedy porówna się to do tego, co o danym człowieku powszechnie
się mówi, to okazuje się, że są to niesamowicie krzywdzące
opinie,
nawet nie wiadomo skąd wzięte.
Kochani,
to właśnie dlatego powiedziałem na początku, że gdybyśmy
patrzyli bardziej ewangelicznie, bardziej na „sposób
Jezusowy”, to wielu niejasności, wielu konfliktów i nieporozumień
z pewnością udałoby się nam uniknąć. Tak, ponieważ im
bardziej jest to spojrzenie ewangeliczne, tym bardziej jest ono
wewnętrzne,
a to z kolei sprawia, że jest ono bardziej
sprzyjające człowiekowi.
Patrzenie
ludzkie,
patrzenie tylko na to, co zewnętrzne; w oparciu o to,
co powiedzą ludzie, co mówi się o kimś na wiosce czy w
sąsiedztwie – jest to spojrzenie zazwyczaj krzywdzące i nie
mające nic wspólnego z Ewangelią.
Jakże
trzeba nam zmieniać sposób patrzenia. Ewangelia domaga się tego od
nas! Dzisiejszy czas chyba jakoś szczególnie należy do tych,
którzy potrafią patrzeć szeroko,
którzy nie zamykają się w
sobie, nie zamykają się w swoim ciasnym „światku” i swoim
„nieomylnym” poglądzie na wszystko. Dzisiejszy świat
należy do tych, którzy chcą i potrafią kochać, którzy w drugim
człowieku dostrzegają jego niezwykłość i indywidualność.
A przede wszystkim, którzy w drugim człowieku dostrzegają Boga.
Właśnie e tym jest cała istota omawianego przez nas problemu –
aby dostrzegać Boga i Jego działanie.
Wdowa
z Sarepty Sydońskiej dostrzegła Boga w przychodzącym Proroku
Eliaszu. Niemało odwagi wymagało to do niej. A gdyby tak się
okazało, że Prorok Eliasz to jakiś oszukaniec, a nie ktoś, kto
przychodzi w imieniu Boga?
Wtedy owa resztka mąki nie
wystarczyłaby nawet na ostatni podpłomyk, nie mówiąc już o
zabezpieczeniu na przyszłość.
Dostrzeżenie
Boga i Jego działania w drugim człowieku i w sytuacji, w której
się znajdujemy – zawsze wymaga odwagi!
Ale jako chrześcijanie
jesteśmy do tej odwagi wezwani. Nie wolno nam natomiast patrzeć w
sposób wąski i ciasny. Nie wolno! To nie licuje z godnością
chrześcijańską! Nasza siła i moc płynie od samego Jezusa.
Bo
to właśnie On – jak nas dziś poucza Autor Listu do Hebrajczyków
– wszedł nie do świątyni, zbudowanej ludzkimi rękami, ale do
Nieba.
A Jego Ofiara nie jest ofiarą, jaką zawsze składali
kapłani Starego Przymierza, wchodzący z krwią zwierząt do
świątyni.
Jezus
złożył Ofiarę z własnej Krwi, i to Ofiarę jedyną, skuteczną,
której już nie trzeba
poprawiać, powtarzać. A to, co my przeżywamy w czasie
każdej Mszy Świętej, to nie powtarzanie Ofiary, ale to ta sama
Ofiara, którą złożył Jezus!
Ona
się aktualizuje, granice czasu są tu niejako zawieszone,
Jezus składa swoją Ofiarę w sposób wieczny, ponadczasowy,
ponadterytorialny. I ta właśnie Ofiara dokonuje się w czasie
każdej Mszy Świętej.
To bardzo trudno zrozumieć, tego nie da
się do końca zrozumieć, to jest właśnie – jak mówimy –
wielka tajemnica wiary. A my, wierzący, a przez to także –
w jakimś stopniu
bardziej wtajemniczeni – mamy uczyć się
spojrzenia na tę jedyną Ofiarę w taki sposób, w jaki ona na to
zasługuje.
Jeżeli
będziemy na te rzeczywistości, które tu się dokonują, patrzyli w
taki sposób, to i na drugiego człowieka także łatwiej nam
będzie patrzeć w sposób ewangeliczny.
Powiedzmy to jasno:
wybierając Chrystusa – wybieramy konieczność patrzenia na całą
rzeczywistość Jego oczami. Nie da się pogodzić wiary w Niego i
ciasnoty w spojrzeniu,
ciasnoty w myśleniu, oceniania tylko z
zewnętrznych pozorów, tylko na podstawie opinii innych.
Panie
Jezu, naucz nas swojego głębokiego spojrzenia. Także na ten
problem, który dzisiaj – głęboko przejęci jego powagą –
rozważamy w Polsce, a o którym nasi Pasterze tak piszą w swoim
Liście:

„Umiłowani
w Chrystusie Panu, Siostry i Bracia!
Słowo
Boże ukazuje dzisiaj szczególną bliskość i zatroskanie Boga o
ludzi prostych, pozbawionych środków do życia i zagrożonych w
swojej egzystencji. Chrystus koncentruje naszą uwagę na ubogiej i
pokornej wdowie oraz jej ofiarnym geście, w którym zawiera się
także całkowite zaufanie Bogu. Ona nie ma dokąd iść, więc
przychodzi do Boga i oddając Mu wszystko, poddaje się Jego
Opatrzności. Ufa bezgranicznie dobroci Boga i powierza Mu całe swe
życie. Słowo Boże jest zawsze żywe i aktualne. Dziś, gdy
przeżywamy Dzień Solidarności
z Kościołem Prześladowanym,
to ewangeliczna wdowa jawi
się jako obraz prześladowanego Kościoła. Patrząc na ubogą
wdowę, musimy zobaczyć w niej miliony naszych braci i sióstr
prześladowanych za
wiarę w Chrystusa. Musimy ich zobaczyć, tak jak Chrystus dostrzegł
w świątyni ignorowaną przez wszystkich ubogą i pokorną wdowę.
Nie możemy nie zauważyć brata, który cierpi jak Chrystus i
dla Chrystusa. Zachowalibyśmy się wówczas jak bliscy Chrystusa,
którzy w czasie Jego męki i śmierci obojętnie „stali z daleka”
(por. Łk 23,49). Do nas samych odnosiłyby się wówczas słowa
Psalmisty, który żali się przed Bogiem: „Przyjaciele moi i
sąsiedzi stronią od mojej choroby i moi bliscy trzymają się z
daleka” (Ps 38,12). 
    1.
    Współczesne prześladowanie chrześcijan
Prześladowanie
chrześcijan jest dzisiaj faktem niezaprzeczalnym. Aby się o tym
przekonać, wystarczy uważnie obserwować wydarzenia, które
dokonują się na naszych oczach lub docierają do nas poprzez środki
masowego przekazu. Prześladowania
chrześcijan wpisują się w szerszy kontekst eskalacji przemocy
i agresji, którą obserwujemy w otaczającym nas świecie.
Gwałt i przemoc pojawiają się tam, gdzie naruszając godność
człowieka, usiłuje się narzucić mu jakiś rodzaj zachowania,
system społeczny, religijny lub wymusić na nim rezygnację z tego,
co mu się słusznie należy.
Prześladowanie
chrześcijan przybiera dziś różne formy: od ośmieszania,
marginalizacji i usuwania z przestrzeni publicznej aż do odbierania
życia. Kontynent europejski, który
po upadku Cesarstwa Rzymskiego odbudował się pod sztandarem
Krzyża, dzisiaj jest odcinany od znaku swojej tożsamości, kultury,
a przede wszystkim od chrześcijańskich korzeni. Krzyż Chrystusa i
inne chrześcijańskie symbole stają się w niektórych częściach
Europy zakazane. Coraz częściej na naszym kontynencie dochodzi też
do profanacji miejsc kultu i cmentarzy.
W
historii współczesnej odnajdziemy wiele przykładów masowych
prześladowań chrześcijan. W tym roku przeżywamy setną rocznicę
ludobójstwa w Turcji. W 1915 roku rozpoczęto planową eksterminację
o charakterze ludobójczym chrześcijan zamieszkujących od wieków
obszary zajmowane przez Imperium Tureckie. Ludobójstwo pochłonęło
około
dwóch milionów ofiar, z tego najliczniejszą grupę ofiar byli
Ormianie (około
półtora miliona zamordowanych), następnie syryjscy chrześcijanie,
Asyryjczycy (około
300 tysięcy) oraz Grecy (około
200 tysięcy). W czasie samego ludobójstwa, z chwilą masowych
egzekucji przedstawicieli ormiańskich elit, ujawnił się motyw
zbrodniczej działalności oprawców – nienawiść do
chrześcijaństwa. By ją bardziej rozbudzić, odwoływano się do
tradycyjnego w islamie obrazu chrześcijan jako „niewiernych”.
Tysiące wyznawców Chrystusa postawionych przed tą alternatywą
dokonywało heroicznego wyboru Jezusa i Jego Krzyża.
Przemiany,
jakie dokonują się w Europie, wpisują się w dramat konfliktów i
prześladowań chrześcijan, do których dochodzi w innych częściach
świata. Według Raportu Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc
Kościołowi w Potrzebie”, w
roku 2014 w 116 krajach świata dochodziło do łamania wolności
religijnej, z czego w dwudziestu krajach sytuacja jest dramatyczna
(por.
Pomoc Kościołowi w Potrzebie Religious Freedom in The World –
Report 2014 http://www.aidtochurch.org/report2014/) Ponad
100 tysięcy
chrześcijan każdego roku jest brutalnie mordowanych, a jedynym
motywem odebrania im życia jest wyznawana przez nich chrześcijańska
wiara.
Los
chrześcijan oraz ich obecność w Iraku, Syrii, północnych stanach
Nigerii ciągle stoi pod znakiem zapytania. Na oczach całego świata
fundamentaliści z „państwa islamskiego” dokonują rzezi na
wyznawcach Chrystusa, przybijając ich do krzyża, zadając tortury,
dokonując rytualnych egzekucji. W samym Iraku przed dwunastoma laty
żyło 1 milion 450 tysięcy
chrześcijan, dzisiaj jest ich niecałe 100 tysięcy.
Arcybiskup Mosulu w sierpniu ubiegłego roku wysłał informację do
Ojca Świętego, że w jego diecezji po 1400 latach przestała
istnieć wspólnota chrześcijańska. Podobne wieści możemy już
niedługo usłyszeć z Aleppo w Syrii i z wielu innych diecezji,
gdzie coraz brutalniej eliminuje się chrześcijan.
Jednym
z bolesnych przejawów współczesnej przemocy jest także zabijanie
misjonarzy, najczęściej pracujących i dających świadectwo
Chrystusowi wśród najuboższych mieszkańców naszego globu. Według
statystyk publikowanych przez watykańską Kongregację Ewangelizacji
Narodów, każdego roku ginie do 20 do 30 katolickich misjonarzy. Są
wśród nich także Polacy, jak choćby młodzi franciszkanie, o.
Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek, którzy za kilka
tygodni będą przez Papieża Franciszka ogłoszeni Błogosławionymi.
Zostali
oni zamordowani przed ponad dwudziestu laty przez terrorystów
marksistowskiego ruchu „Świetlisty Szlak”, który dążył
zbrodniczymi metodami do zmiany ustroju w Peru. Dwaj trzydziestoletni
misjonarze z Polski zostali zabici za to, że głosili Ewangelię,
ale również dlatego, że troszczyli się o potrzeby Indian
cierpiących skrajne ubóstwo, zapewniając najuboższym chleb i
odzienie oraz budując wspólnotę solidarności i wzajemnej pomocy
wśród andyjskich górali.Takich
wstrząsających wydarzeń jest więcej. 
    2.
    Chrześcijańska postawa wobec prześladowań
Jako
chrześcijanie nie możemy patrzeć na te wydarzenia obojętnie.
Społeczny wymiar zła i
grzechu, prowadzący do prześladowań chrześcijan, domaga się
odpowiedzi ze strony wierzących. Musimy
zająć stanowisko zaangażowane i ewangeliczne.
    a)
    Solidarność z
    prześladowanymi
    W
    dzisiejszej liturgii obrazem prześladowanego Kościoła staje się
    uboga wdowa. Wdowa należała do tej grupy ludzi, o których Pan Bóg
    się upomina, wzywając do otoczenia ich opieką ze strony możnych i
    pomocy od wszystkich życzliwych ludzi. Również i dziś mamy prawo
    domagać się od możnych tego świata – od instytucji rządowych,
    organizacji międzynarodowych, mediów – zdecydowanej reakcji i
    obrony prześladowanych chrześcijan.
    Niestety,
    kryzys wartości, niechęć do
    chrześcijaństwa powodują, że media, zwłaszcza europejskie,
    milczą na temat dyskryminacji czy przemocy wobec chrześcijan na
    naszym kontynencie. Również organizacje powołane do obrony pokoju
    na świecie zdają się być w tym względzie zbyt opieszałe. Dziś
    musimy udzielić swego głosu tym wszystkim, którzy nie mogą się
    bronić i wykrzyczeć całego dramatu swego cierpienia. Musimy
    pamiętać, że Jezus
    Chrystus, którego jesteśmy uczniami, stawał po stronie
    prześladowanych i poniżanych, sam
    przecież umierał na krzyżu jako niesprawiedliwie osądzony i
    poniżony. Jako ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan życia jest Bożym
    Słowem sprzeciwu wobec każdej agresji i przemocy!Również
    i my nie możemy pozostać obojętni na cierpienie
    prześladowanych. Solidarność z nimi jest naszym obowiązkiem oraz
    formą wyrazu naszej własnej wierności Chrystusowi Panu i naszemu
    sumieniu. Głośno wypowiadamy więc naszą niezgodę
    na niesprawiedliwe traktowanie prześladowanych sióstr i braci w
    wierze. Mówimy prześladowcom za Chrystusem Panem cierpiącym
    dzisiaj w naszych braciach: „Jeżeli źle powiedziałem,
    udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego mnie
    bijesz” (J 18,23).
    Głos
    chrześcijan wołających o pomoc powinien znaleźć odzew wśród
    wszystkich ludzi dobrej woli, którym rzeczywiście na sercu leży
    troska o pokojowe współżycie rodziny ludzkiej. Krzywda drugiego
    człowieka, niezależnie od wyznawanej wiary, nie powinna umykać
    uwadze tych, którzy mienią się obrońcami ludzkich praw i
    krzewicielami cywilizacji. Apelujemy, zachęcamy i prosimy o
    solidarność z prześladowanym Kościołem.
    b)
    Wyrzeczenie się przemocy i ufne powierzenie się Bogu
    Zło
    obecne w świecie może być zwyciężone jedynie przez heroiczne
    dobro i otwarcie na moc Boga, który nigdy nie posługuje się
    przemocą i agresją.
    Musimy zatem w naszych rodzinach i
    innych wspólnotach wiary kształtować
    postawy miłości, braterstwa, szacunku dla innych ludzi i
    odpowiedzialności za dobro wspólne. Nade wszystko zaś
    musimy stać się naśladowcami Chrystusa, który „gdy Mu
    złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził” (1 P
    2,23). To właśnie pokora i cierpliwość Jezusa stała się znakiem
    Jego wielkości i początkiem Jego zwycięstwa. Warto w tym
    kontekście przypomnieć słowa Świętego Jana Chryzostoma: „Jak
    długo pozostajemy owcami, zwyciężamy; otoczeni niezliczoną
    gromada wilków, jesteśmy mocniejsi. Gdy jednak stajemy się
    wilkami, ulegamy, ponieważ jesteśmy pozbawieni pomocy Dobrego
    Pasterza. Wszak nie jest On pasterzem wilków, ale owiec.”
    („Homilia
    do Ewangelii Świętego
    Mateusza”, LG IV, s. 474).
    Postawie
    tej winno towarzyszyć ufne powierzenie się Bogu, wzorem ubogiej
    wdowy z Ewangelii. Była ona cichą owieczką całkowicie oddającą
    się opiece Boga, Wielkiego Pasterza owiec, który – jak
    śpiewaliśmy w dzisiejszym Psalmie – „wiary dochowuje na wieki,
    uciśnionym wymierza sprawiedliwość, chlebem karmi głodnych,
    wypuszcza na wolność więźniów” (Ps 146). Ci,
    którzy doświadczają cierpień za wiarę, niech zaufają Bożej
    Mocy i Miłości jak ewangeliczna wdowa, która oddała Bogu całe
    swe życie; jak sam Chrystus, który na krzyżu wołał: „Ojcze, w
    Twoje ręce powierzam ducha mojego!” (Łk 23,46).
    c)
    Zjednoczenie z Ofiarą Chrystusa    
    Chrześcijanie
    prześladowani za wiarę swoje męczeństwo wpisują w jedyną
    Ofiarę, którą Pan Jezus złożył sam z siebie dla zbawienia
    świata. W ich życiu
    realizuje się ewangeliczna zapowiedź Jezusa: „Podniosą na was
    ręce i będą was prześladować. I z powodu Mojego imienia
    będziecie w nienawiści u wszystkich.” (Łk 21,12.17). Również i
    my winniśmy być gotowi na cierpienie w obronie chrześcijańskiej
    wiary.
    W
    Eucharystii, którą sprawujemy, uobecnia się Ofiara
    Chrystusa na krzyżu i Jego chwalebne Zmartwychwstanie.
    Niech przyjęcie słowa i ciała Zbawiciela uzdolni nas wszystkich do
    zjednoczenia się z Jego Ofiarą
    na krzyżu, abyśmy i my potrafili złożyć swe życie w ofierze
    Bogu i ludziom. Niech Chrystus pomoże nam codziennie umierać wraz z
    Nim (por. 1 Kor 15,31).
    Przyszłość
    Europy i świata zawierzmy Maryi Matce Kościoła, która jest także
    Królową Wyznawców i Królową Męczenników. Razem z Nią módlmy
    się słowami dzisiejszej modlitwy liturgicznej: „Wszechmocny i
    miłosierny Boże, oddal od nas łaskawie wszelkie
    przeciwności, abyśmy wolni od
    niebezpieczeństw duszy i ciała, mogli swobodnie pełnić Twoją
    służbę”.
    W
    łączności z Kościołem prześladowanym, na mężne trwanie w
    wierze i dawanie świadectwa o Chrystusie, z serca wszystkim
    błogosławimy.”

Podpisali:
Pasterze Kościoła katolickiego w Polsce

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.