Do Jezusa – choćby przez dach!

D
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzi mój Kolega i były Współpracownik z Wydziału Prawa KUL, Ojciec Profesor Ambroży Skorupa, salwatorianin. Życzę Drogiemu Solenizantowi, aby był zawsze tak odważny i dynamiczny, jak Jego Patron. O to będę prosił w modlitwie. 
      A przy okazji, dowiedziałem się wczoraj, że właśnie wczoraj swoje urodziny obchodził Ksiądz Adam Potapczuk, Wikariusz w Miastkowie. Życzę Mu przy tej okazji, aby zawsze odnajdował swą największą życiową radość w pełnieniu kapłańskiej posługi, w tym także – w głoszeniu słowa Bożego. Wszystkiego dobrego!
       Moi Drodzy, we wspomnianym Miastkowie trwają Rekolekcje adwentowe, będące renowacją zeszłorocznych Misji Świętych. Rekolekcje trwają – lub będą trwały – także w wielu naszych Parafiach. A od czwartku – o czym zapewne więcej dowiemy się w środę, w słówku z Syberii – będą też Rekolekcje w Surgucie. Niech zatem modlitwa za rekolekcjonistów i spowiedników adwentowych, oraz za wszystkich uczestniczących w Rekolekcjach stale nam w tych dniach towarzyszy!
                                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
2 Tygodnia Adwentu,
Wspomnienie
Św. Ambrożego, Biskupa i Doktora Kościoła,
do
czytań: Iz 35,1–10; Łk 5,17–26

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Niech
się rozweseli pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i
niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się
rozraduje także skacząc i wykrzykując z uciechy. Chwałą Libanu
ją obdarzono, ozdobą Karmelu i Saronu. Oni zobaczą chwałę Pana,
wspaniałość naszego Boga. Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie
kolana omdlałe!
Powiedzcie
małodusznym: „Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto
pomsta”; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, aby was
zbawić. Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się
otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło
krzyknie. Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie;
spieczona ziemia zmieni się w staw, spragniony kraj w krynice wód,
badyle w kryjówkach, gdzie legały szakale, na trzcinę z sitowiem.
Będzie tam droga czysta, którą nazwą Drogą Świętą. Nie
przejdzie nią nieczysty, gdy odbywa podróż, i głupi nie będą
się tam wałęsać.
Nie
będzie tam lwa, ni zwierz najdzikszy nie wstąpi na nią ani się
nie znajdzie, ale tamtędy pójdą wyzwoleni i odkupieni przez Pana
powrócą. Przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem
wiecznym na twarzach. Osiągną radość i szczęście, ustąpi
smutek i wzdychanie.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Pewnego
dnia, gdy Jezus nauczał, siedzieli przy tym faryzeusze i uczeni w
Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i
Jerozolimy. A była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać.
Wtem
jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był
sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie
mogąc z powodu tłumu w żaden sposób przynieść go, wyszli na
płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem w sam
środek przed Jezusa. On widząc ich wiarę, rzekł: „Człowieku,
odpuszczają ci się twoje grzechy”.
Na
to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić:
„Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może
odpuszczać grzechy prócz samego Boga?”
Lecz
Jezus przejrzał ich myśli i rzekł do nich: „Co za myśli nurtują
w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: «Odpuszczają ci
się twoje grzechy», czy powiedzieć: «Wstań i chodź?» Lecz
abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę
odpuszczania grzechów” – rzekł do sparaliżowanego: „Mówię
ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu”. I natychmiast wstał
wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu,
wielbiąc Boga.
Wtedy
zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni
mówili: „Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj”.

Wśród
wielu kolejnych zapowiedzi Proroka Izajasza, dotyczących powszechnej
szczęśliwości i radości,
jaka zapanuje po przyjściu Pana,
ważne miejsce – jak się wydaje – zajmują słowa zachęty,
skierowane dziś do ludzi, określonych przez Proroka jako
„małoduszni”. A są to następujące słowa zachęty:
Odwagi!
Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta”; przychodzi Boża
odpłata; On sam przychodzi, aby was zbawić.

I
zaraz po nich zostają
wyliczone
wspomniane
już pozytywne
skutki
pojawienia się Pana, na
tle których wskazane słowa naprawdę
mocno
się
wybijają.
Całość
zaś
sprawia
takie wrażenie, jakby wszystko, co po tych słowach Prorok wyliczył,
było
ich potwierdzeniem;
jakby
było uzasadnieniem
dla owej odwagi,
której
„małodusznym” brakuje, a którą powinni jednak w sobie mieć.
Dlaczego powinni?
Bo
właśnie Bóg
sam przekonuje ich

do tego swoim działaniem, świadectwami swojej mocy. Co więcej, Bóg
zapewnia, że będzie
brał w obronę

tych, którzy Mu zaufają i będzie ich osłaniał przed złymi
mocami. W prorockiej wizji Izajasza zostało to wyrażone w
następujących
słowach:
Nie
będzie tam lwa, ni zwierz najdzikszy nie wstąpi na nią ani się
nie znajdzie, ale tamtędy pójdą wyzwoleni i odkupieni przez Pana
powrócą. Przybędą na Syjon z radosnym

śpiewem,
ze szczęściem wiecznym na twarzach. Osiągną radość i szczęście,
ustąpi smutek i wzdychanie.

To
jest właśnie uzasadnieniem odwagi, jaka zawsze powinna gościć w
sercach ludzi, blisko związanych z Bogiem. Dzięki tej odwadze
przestaną być oni owymi „małodusznymi”, a staną się ludźmi
prawdziwie wielkimi, wręcz niezwykłymi, oryginalnymi.

A takich ludzi – niezwykłych – stać także na niezwykłe
pomysły i niezwykłe działania.
Z
pewnością, takim niezwykłym działaniem było „wtarganie”
na dach
domu
łoża

z chorym człowiekiem i następnie spuszczenie
tegoż łoża

– właśnie przez odkryty dach – przed samego Jezusa. Kochani,
czy czytając lub słuchając tej ewangelicznej historii,
próbowaliśmy kiedykolwiek
wyobrazić
ją sobie?
Oto
Jezus w środku jakiegoś domu, naucza zebranych. Tych zebranych jest
tyle, że dom „pęka w szwach”. Ekipa niosąca łoże na pewno
próbuje
się przez ten tłum jakoś przedostać,
dlatego
– tak to sobie możemy wyobrazić – przeprasza zgromadzonych,
próbując utorować sobie przejście. Jednak nie przynosi to żadnego
efektu, bo
nikt nie chce ustąpić!

Przecież
każdy tu przyszedł dokładnie po to, aby być jak najbliżej
Jezusa. I każdy
ma swoje jakieś problemy czy bolączki,

dlaczego więc miałby przepuszczać akurat tego człowieka? Owszem,
widać, że jest chory, że leży na noszach. Ale – jako rzekliśmy
każdy
na coś cierpi

i każdy chciałby z tym swoim „czymś” jakoś się do Jezusa
dopchać, dlatego
nie ma co liczyć na to, że ktoś ustąpi.

Ekipa
zatem jasno uświadamia sobie, że jest problem. Odbywa się zapewne
narada, w trakcie
której
– być może – pojawiające się propozycje zrezygnowania z
całego przedsięwzięcia zostają
ostatecznie „przegłosowane” propozycją inną…

Spojrzenia ekipy kierują
się ku
dachowi
– może to jest jakieś wyjście? A dokładniej: wejście?…
Chwila narady – i ekipa rusza.
Trudno
zapewne opisać, jak docierają na dach i stają dokładnie nad
miejscem, gdzie jest Jezus, natomiast możemy sobie z całą
pewnością wyobrazić
miny ludzi, będących najbliżej Jezusa,

kiedy stwierdzili, że dach nad ich głowami zaczyna się odkrywać i
przez powiększający się coraz bardziej otwór widać nie tylko
niebo, ale i sylwetki
pracowitych „odkrywców”.

Spore to musiało być zdziwienie na twarzach wszystkich, ale z
pewnością było ono jeszcze większe, kiedy przez powstały otwór
nagle – centralnie, przed samym Jezusem – zaczęły
się, na ich oczach, opuszczać nosze, z leżącym nań człowiekiem.
Przyznaję,
że twarze patrzących na to słuchaczy Jezusa bardzo chciałbym
zobaczyć. Bo musiały mieć one niezwykły
wyraz

– tak, jak niezwykłe było to, co zobaczyli! Dlaczego zaś
tak
obszernie opisuję tutaj swoje wyobrażenie całej tej sceny?
Bo
myślę, że doskonale pokazuje ona działanie
ludzi odważnych! Bardzo odważnych!

Odważnych, pomysłowych, oryginalnych!
A do tego – i to już jest opinia samego Jezusa – bardzo
głęboko wierzących!

Ich postawa jest po prostu przykładem konkretnie zrealizowanej
zachęty Izajasza: Odwagi!
Nie bójcie się! Oto wasz Bóg…

Tak
właśnie wygląda postawa ludzi odważnych. I to przez
takich ludzi Bóg może realizować zbawienie,

może przemieniać oblicze tego świata.
Jednak
na tle tej ich pięknej postawy jakże ostro widać kontrastujący z
nią zupełnie – cynizm
uczonych w Piśmie i faryzeuszy,

którzy akurat tam byli. A swoją drogą, to też ciekawe zjawisko:
tłum w domu ogromny; wielu tych, którzy ze szczerego serca chcieli
spotkać się z Jezusem i znaleźć się przy Nim,
nie mogło tego uczynić, ale
ci jakoś się dostali!

I
miejsce się dla nich znalazło!

Ciekawe, prawda?
Zwłaszcza,
jeśli uświadomimy sobie, że z tej bliskości Jezusa w żaden
sposób nie skorzystali, bo nie
przyszli tam, aby się czegoś nauczyć, albo z czegoś wyleczyć

– chociażby ze swojej pychy – ale po to, by z Jezusem walczyć,
by Go na jakimś słowie „przyłapać”. To ludzie
mali, zakompleksieni,
a
pewnie też bardzo wewnętrznie
zalęknieni

zalęknieni o utratę swojej pozycji społecznej i wydumanego
znaczenia u ludzi.
Na
tle ich małości i podłości tym
jaśniej wybija się odwaga

tych, którzy pokonali wszelkie przeszkody – zarówno te
wewnętrzne, w postaci różnych obaw, jak i te zewnętrzne,
architektoniczne – aby chorego człowieka przynieść jednak przed
oblicze Jezusa. Finał całej sprawy był potwierdzeniem słuszności
podjętego przez nich działania.
Jestem,
moi Drodzy, głęboko
przekonany, że
ich
postawa daje nam coś do myślenia,

jeśli idzie o nasze adwentowe – i nie tylko adwentowe – duchowe
zmagania…
A
myślę, że wiele może nam dać także do myślenia postawa
jeszcze jednego, odważnego człowieka

– odważnego, gdy idzie o totalne zaufanie do Jezusa i podążanie
za Nim po naprawdę ciekawych drogach życia. Mówimy tu o Patronie
dnia dzisiejszego, Świętym
Ambrożym, Biskupie Mediolanu.
Urodził
się on w
Trewirze, około roku 340,
w rodzinie rzymskiej. Studiował w
Rzymie, karierę państwową rozpoczął w Srijem, w dzisiejszej
Jugosławii. W roku 374, gdy przebywał w Mediolanie, został
nieoczekiwanie wybrany Biskupem tego miasta i
przyjął sakrę biskupią 7 grudnia tegoż roku.
Od razu rozdał
ubogim cały swój majątek. I zajął się głoszeniem przy
każdej okazji
słowa Bożego, uważając to za
swój podstawowy pasterski obowiązek. Sam również w każdy Wielki
Post przygotowywał osobiście katechumenów na przyjęcie w Wigilię
Paschalną Chrztu Świętego.
W
rządach był łagodny, spokojny, rozważny, sprawiedliwy, życzliwy.
Kapłani mieli więc w swoim Biskupie najpiękniejszy
wzór dobrego pasterza!
Dał się poznać jako pasterz rozważny,
wrażliwy na krzywdę ludzką. Wyróżniał się silną wolą,
poczuciem ładu, zmysłem praktycznym. Ideałem przyświecającym
działalności Świętego Biskupa było państwo, w którym
Kościół i władza świecka wzajemnie udzielają sobie pomocy, a
wiara spaja cesarstwo.
Z
kolei, dla odpowiedniego przygotowania duchowieństwa diecezjalnego,
założył seminarium – klasztor – tuż za murami miasta. Życiu
przebywających tam kapłanów nadał regułę. Sam też często
ich nawiedzał i przebywał z nimi.
Brał chętnie udział w
licznych synodach, szczególnie wtedy, gdy trzeba było zwalczać
błędy arian.
Cieszył
się ogromnym autorytetem. Potwierdzeniem tego jest fakt, że kiedy
cesarz Teodozjusz Wielki w 390 roku krwawo stłumił zamieszki w
Tesalonikach,
mordując siedem tysięcy ludzi, Ambroży
wystosował do niego list pełen czci, ale i wyrzutu, prosząc
Teodozjusza, aby za tę publiczną, głośną zbrodnię podjął
publiczną pokutę.
I – o
dziwo! – cesarz pokutę wyznaczoną przyjął i
przez trzy miesiące nie wstępował do kościoła (jako grzesznik).
Pod wpływem kazań Świętego Ambrożego nawrócił się
przecież także Święty Augustyn! Zmarł
nasz dzisiejszy Patron w Wielką Sobotę, dnia 4 kwietnia
397 roku.
O
jego duchowości, mądrości, głębokiej wierze – i w ogóle, o
sposobie myślenia – niech świadczy fragment listu, jaki skierował
do biskupa Konstancjusza. W liście tym czytamy:
„Przyjąłeś
urząd kapłański i siedząc przy sterze Kościoła przeprowadzasz
ten statek przez wiry morskie. Trzymaj więc mocno ster wiary,
abyś się nie poddał potężnym falom nawałnic tego świata!

Wielkie to i rozległe morze, ale się go nie lękaj! […] Jest
pewne, że wśród zmiennego świata Kościół Pana, zbudowany na
fundamencie Apostołów, pozostaje na nim niewzruszony
mimo iż wkoło niego burzy się rozpętane morze. Uderzają weń
fale, lecz nie mogą nim zachwiać, a chociaż często prądy świata
z szumem rozbijają się o niego, pozostaje on dla wszystkich
zbawiennym i bezpiecznym portem.
[…]
Niech
więc Twoje słowa płyną obficie, niech będą przejrzyste i
jasne.
W ten sposób dasz Twojemu ludowi pouczenie, które go
pociągnie, a lud ten urzeczony tym, co mówisz, pójdzie za Tobą
z dobrej woli
tam, dokąd go prowadzisz. Twoje słowa niech będą
pełne treści. […] Niech to, co mówisz, będzie oczywiste i
zrozumiałe samo przez się,
a wtedy twoje wywody nie będą
potrzebowały innego jeszcze uzasadnienia, lecz będą same w sobie
dowodem. I niech nie wychodzi z twoich ust żadne słowo
zawieszone w próżni i pozbawione znaczenia.”
Mądre, prawda?
Mając
na uwadze te słowa Ambrożego, jak i świadectwo całego jego życia,
jak wreszcie przesłanie dzisiejszego Bożego słowa, pomyślmy:
– Czy
mogę o sobie powiedzieć, że jestem chrześcijaninem odważnym –
i co o tym świadczy?
– Ile
jest chrześcijańskiego radykalizmu w moich postanowieniach i
działaniach?
– Jakie
obawy, kompleksy – czy inne, duchowe przeszkody – utrudniają mi
kontakt z Bogiem?

Wtedy
zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni
mówili: „Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj!”

5 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.