Rodzina – czyli „być w sprawach Bożych”…

R
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj mamy Niedzielę Świętej Rodziny. W związku z tym, rozważanie jest o rodzinie – bo o tym jest też słowo Boże. W naszych kościołach natomiast jest odczytywany list Episkopatu, tego tematu dotyczący. 
        Gdyby to jednak nie była niedziela, to przeżywalibyśmy Święto Świętego Jana Apostoła, a to oznacza, że swoje imieniny obchodzi dzisiaj Ksiądz Kanonik Jan Grochowski, Proboszcz Parafii w Trąbkach – i mój pierwszy Proboszcz. Korzystając z tej okazji, raz jeszcze dziękuję Księdzu Kanonikowi za wieloraką pomoc, jaką okazywał mi na różnych etapach mojego kapłaństwa, szczególnie w czasie studiów. Dziękuję za tych kilka lat, przez które miałem możliwość zamieszkania najpierw w Radoryżu, a potem w Trąbkach – zanim doczekałem się tego „własnego kąta”, który mam teraz. Dziękuję Solenizantowi za wzór pięknie przeżywanego kapłaństwa i za autentyczną troskę o sprawy Boże, której świadectwo Ksiądz Proboszcz codziennie daje. Życzę – i modlę się o to – aby tego zapału nigdy nie zabrakło! W tej intencji odprawiam dzisiaj w Trąbkach Mszę Świętą o godzinie 9.00.
     A o godzinie 17.00, w Lublinie, inna przemiła uroczystość. Sakramentalne „tak” wypowiedzą do siebie Łukasz Sulowski i Żanna Nowakowska, dwoje bliskich mi Ludzi, właśnie z Lublina. Mam zaszczyt pobłogosławić to Małżeństwo. Modlę się, aby nowi Małżonkowie byli sobie zawsze wierni – i zawsze wierni Chrystusowi, którego naprawdę chcą czynić swoim Przewodnikiem i Przyjacielem. 
        A gdyby chcieli Wam Oni kiedyś opowiedzieć, w jakich okolicznościach doszło do podjęcia decyzji o wspólnym byciu razem… Ja Wam tego nie opowiem, niech Oni sami to uczynią – jeśli zechcą. Ja tylko wspomnę, że potrzeba było do tego dwóch książek o… kapłańskim celibacie! I jak tu nie wierzyć, że Bóg ma potężne poczucie humoru!
         Na głębokie i radosne przeżywanie tego dnia – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                     Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Niedziela
Świętej Rodziny, C,
do
czytań: Syr 3,2–6.12–14; Kol 3,12–21; Łk 2,22–40

CZYTANIE
Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Pan
uczcił ojca przez dzieci,
a
prawa matki nad synami utwierdził.
Kto
czci ojca, zyskuje odpuszczenie grzechów,
a
kto szanuje matkę, jakby skarb gromadził.
Kto
czci ojca, radość mieć będzie z dzieci,
a
w czasie modlitwy swej będzie wysłuchany.
Kto
szanuje ojca, długo żyć będzie,
a
kto posłuszny jest Panu, da wytchnienie swej matce.
Synu,
wspomagaj swego ojca w starości,
nie
zasmucaj go w jego życiu.
A
jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość,
nie
pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił.
Miłosierdzie
względem ojca nie pójdzie w zapomnienie,
w
miejsce grzechów zamieszka u ciebie.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:
Bracia:
Jako wybrańcy Boży, święci i umiłowani, obleczcie się w
serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość,
znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał
ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy.
Na
to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią
doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy,
do którego też zostaliście wezwani, w jednym Ciele. I bądźcie
wdzięczni.
Słowo
Chrystusa niech w was przebywa z całym swym bogactwem: ze wszelką
mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy,
hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w
waszych sercach. I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem,
wszystko czyńcie w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez
Niego.
Żony,
bądźcie poddane mężom, jak przystało w Panu. Mężowie, miłujcie
żony i nie bądźcie dla nich przykrymi. Dzieci, bądźcie posłuszne
rodzicom we wszystkim, bo to jest miłe Panu. Ojcowie, nie
rozdrażniajcie waszych dzieci, aby nie traciły ducha.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Rodzice
Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał
lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali
po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego
nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie
pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i
znajomych. Gdy
Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy, szukając Go.
Dopiero
po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między
nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy
zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i
odpowiedziami.
Na
ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu,
czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i Ja z bólem serca
szukaliśmy Ciebie”.
Lecz
On Im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie
wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”
Oni
jednak nie zrozumieli tego, co Im powiedział.
Potem
poszedł z Nimi i wrócił do Nazaretu; i był Im poddany. A Matka
Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu.
Jezus
zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u
ludzi.

Pierwsze
i drugie czytanie dzisiejszej liturgii śmiało możemy nazwać
poradnikiem życia, przy czym w przypadku
fragmentu Księgi Syracydesa, w pierwszym czytaniu, mamy do czynienia
z poradnikiem życia rodzinnego, a w przypadku fragmentu Listu
Pawła Apostoła do Kolosan jest to poradnik szeroko rozumianego
życia chrześcijańskiego, jednak i ten także fragment
liturgia Kościoła włączyła do tekstów, spośród których
dokonuje się wyboru czytania w liturgii Sakramentu Małżeństwa.

I
jest to bardzo właściwe ustawienie sprawy, bowiem życie
chrześcijańskie najpełniej realizuje się właśnie w
małżeństwie, a potem w rodzinie – można by powiedzieć, że tam
się właśnie kształtuje.
Dlatego takie skojarzenie z pewnością
jest dobre.
Ewangelia
zaś dzisiejsza łączy przesłania obu wspomnianych czytań, bowiem
mamy w niej ukazany epizod z życia rodzinnego, jakim
niewątpliwie było poszukiwanie zagubionego Syna przez stroskanych
Rodziców (ileż takich sytuacji ma miejsce w naszych rodzinach,
szczególnie na płaszczyźnie duchowej), a jednocześnie z ust
dwunastoletniego Jezusa otrzymujemy wskazanie natury bardziej
ogólnej
i dotyczącej właściwie każdej sfery życia
chrześcijańskiego: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być
w tym, co należy do mego Ojca?
I
chociaż rzeczywiście wskazanie to można odnieść do każdej sfery
naszego życia, czy jednak jakoś szczególnie nie odnosi się ono do
życia rodzinnego? „Bycie w sprawach Ojca” – w swojej
rodzinie – owocuje zawsze dobrą atmosferą tejże rodziny.
Jeżeli wszyscy domownicy robią wszystko, co w ich mocy, aby tym, co
myślą, co mówią, co czynią – wszystkimi wzajemnymi
odniesieniami i relacjami – pokazać, że są w sprawach Ojca, to
takie właśnie rodziny są Bogiem silne!
Jeżeli
bowiem Bóg jest w nich na pierwszym miejscu, a ich członkowie
starają się być ciągle „w Jego sprawach”, wówczas Bóg
sam kieruje ich losem
i pomaga zaprowadzić atmosferę zgody i
jedności. Jak jednak w codziennym życiu, w praktyce codzienności –
„być w sprawach Ojca”? Jak to konkretnie wyrazić,
pokazać, potwierdzić?…
Z
całą pewnością, realizując wskazania, zawarte zarówno w
pierwszym, jak i drugim dzisiejszym czytaniu. Wystarczy tylko oba
teksty bardzo spokojnie przeczytać, z namysłem i w duchu
modlitewnego skupienia, a wszystko będzie jasne. Bo trudno nawet
komentować tak czytelne i konkretne wskazania. Natomiast można
szukać jeszcze sposobów ich uszczegółowienia, ich jeszcze
większego ukonkretnienia.
A
tutaj propozycją niech będzie zestaw porad, które
wypracowałem w ramach kursów przedmałżeńskich, jakie
prowadziłem w kilku Parafiach, a dokładniej – w ramach rozmów,
jakie na zakończenie każdego z nich prowadziłem indywidualnie z
poszczególnymi parami Narzeczonych.
To właśnie w tych
rozmowach wypowiadane były bardzo ciekawe stwierdzenia, wyłaniały
się kapitalne refleksje i wnioski, Rozmówcy dzielili się
swoimi spostrzeżeniami i nieraz naprawdę bogatymi przemyśleniami.
I
właśnie z tych rozmów, z tego dzielenia się przemyśleniami, a
także z wniosków, jakie płyną z mojej posługi w Sądzie
Biskupim,
oraz z kilkunastoletniej posługi duszpasterskiej, a
przede wszystkim – z doświadczeń mojego
rodzinnego Domu,
chciałbym wyprowadzić takich oto kilka
szczerych porad, życia rodzinnego dotyczących.
Wszystkie
one wynikają z tego stwierdzenia, które dziś w Ewangelii
wypowiedział Jezus, a które księża bardzo często – chociaż
w nieco innych słowach – wygłaszają
w trakcie homilii ślubnych, a mianowicie: tam,
gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim
właściwym miejscu.
Tak,
to prawda – z tego wszystko inne wynika. Bo
to właśnie Bóg pomaga w zaprowadzeniu pełnego
i trwałego porządku

w relacjach międzyludzkich.
Temu
sprzyja stały
stan łaski uświęcającej,
w jakim żyją wszyscy domownicy, a
ten stan osiąga się poprzez Spowiedź, odbywaną po popełnieniu
każdego grzechu ciężkiego i nigdy nie rzadziej, jak co
miesiąc.
Także wówczas, gdy nie stwierdza się popełnienia
grzechu ciężkiego – oby tak zawsze było! – Spowiedź powinna
być nie rzadziej, jak co miesiąc.
Przy
czym Spowiedź powinna być traktowana jako wydarzenie we
właściwym sensie
rodzinne: dobrze byłoby, aby na
przykład w pierwszy piątek miesiąca przystępować do niej całą
rodziną,
a to z kolei byłoby poprzedzone takim czasem w domu,
kiedy to każdy – w ciszy własnego serca – robi sobie
rachunek sumienia i przygotowuje się do Spowiedzi.
Jakże
wówczas ten Sakrament jednoczyłby rodzinę.
Podobną
rolę może spełniać w rodzinie tak serdecznie i w sposób
zaangażowany przeżywana Msza Święta. Dobrze byłoby, aby
była ona wydarzeniem prawdziwie rodzinnym. Dlatego znowu – jakże
piękną jest taka sytuacja, w której cała rodzina udaje się na
Mszę Świętą wspólnie!
To wyjście powinno poprzedzić
wspólne przygotowanie się – także to zewnętrzne, a więc
założenie odświętnego (!) stroju, umycie się, uczesanie…

Powiedzmy
szczerze, że jeżeli dzieci widzą rodziców, jak się przygotowują
do wyjścia na Mszę Świętą, jak się stroją; jak się mama
maluje, a tato zawiązuje krawat i wkłada odświętny garnitur, a
temu wszystkiemu towarzyszy jakaś atmosfera wydarzenia ważnego i
wyjątkowego,
to dzieci w sposób naturalny wejdą w tę
atmosferę i na pewno nie będzie ich trzeba w przyszłości do
kościoła „naganiać”…
Zwłaszcza,
jeżeli potem cała rodzina udaje się na Mszę Świętą – na
czas, bez spóźniania – i wspólnie w niej uczestniczy.
Jeżeli rodzice swoje dzieci do kościoła prowadzą, a nie
wysyłają,
to w ten sposób mogą uniknąć wielu przykrych
rozczarowań. Oczywiście, mam świadomość, że przy obecnych
warunkach pracy – lub jej braku, jej poszukiwania i chwytania się
różnych prac dorywczych – może to być obiektywnie niemożliwe.
Ale nawet wtedy warto wykorzystać takie sytuacje, kiedy jest to
możliwe.
Atmosferę
religijną rodziny z całą pewnością buduje także wspólna
modlitwa wszystkich jej członków.
Oczywiście, trzeba tu
uwzględnić wszelkie uwarunkowania i trudności, natomiast na pewno
trzeba wykorzystać te możliwości, jakie w tej kwestii się
pojawiają.
Dlatego
modlitwa taka może mieć miejsce – jeśli nie jest możliwe
codzienne jej praktykowanie – choćby raz, lub kilka razy w
tygodniu.
Może mieć formę wspólnego pacierza, wspólnego
Różańca, lub wspólnej lektury Pisma Świętego.
Tak, to też
forma modlitwy!
Wspólna
modlitwa to naprawdę piękna katecheza dla dzieci, ale też
sposób na Boże rozwiązanie szczególnie nabrzmiałych problemów
rodzinnych.
W
tym kontekście trzeba jeszcze wspomnieć o poważnym i religijnym
przeżywaniu w rodzinie poszczególnych
Sakramentów, przyjmowanych przez jej członków.
Przygotowanie do ich przyjęcia powinno absorbować nie tylko osoby
bezpośrednio nimi zainteresowane, ale wszystkich członków
rodziny,
jednocząc ich we wspólnej modlitwie; w większym, niż
zazwyczaj, zaangażowaniu w sprawy wiary. Chodzi tu
szczególnie o rodziców, którzy powinni wykazać szczere
zainteresowanie stopniem przygotowania ich dziecka chociażby do
Pierwszej Komunii Świętej, czy Bierzmowania. Dlatego powinni oni
uczestniczyć w spotkaniach, dla nich przeznaczonych, a nade
wszystko – modlitwą wspierać swoje dziecko.
W
tym miejscu należy wspomnieć także o konieczności udziału całej
rodziny w wizycie duszpasterskiej.
Naturalnie, może być taka
sytuacja, że ktoś jest osobą niewierzącą i nie chce brać
udziału w spotkaniu z duszpasterzem. Taka decyzja jest oczywiście
indywidualnym prawem każdego, natomiast powinno to się odbyć w
sposób poważny, to znaczy – duszpasterz powinien wiedzieć, z
kim ma do czynienia,
aby móc choćby uczynić odpowiednią
adnotację w kartotece parafialnej, aby tę decyzję danej osoby móc
uwzględnić przy jej ewentualnym pogrzebie.
Natomiast
nie godzi się – tak to najdelikatniej ujmijmy – chować się
przed księdzem w innym pokoju, w łazience, w szafie lub stodole,

udając potem, przy różnych okazjach, człowieka bardzo wierzącego.
Osoby prawdziwie wierzące w danej rodzinie uczestniczą w spotkaniu
z duszpasterzem. Nie jest to bowiem prywatne spotkanie przy kawie
– chociaż kawa przy okazji może się pojawić – ale jest to
spotkanie duszpasterskie, przeto sposób jego traktowania przez
konkretnego człowieka jest deklaracją wiary, lub jej
zaprzeczeniem.
Rangę tej wizyty powinien też podkreślić
odpowiedni strój domowników (i nie mamy tu na myśli piżamy) oraz
wysprzątane mieszkanie.
Ponadto,
wspólnotę rodzinną na co dzień buduje się także przy stole.
Naprawdę piękną tradycją – ostatnio jakby zaniedbaną i
zapomnianą – są wspólne posiłki przy jednym stole.
Oczywiście, najlepiej, jeżeli mają one miejsce codziennie. Z wielu
względów jednak bywa to trudne do zrealizowania. Natomiast
niedziele i święta powinny jednoczyć rodzinę przy wspólnym
stole.
I
nie chodzi tu o obżarstwo i pijaństwo, jakie nierzadko przy naszych
stołach się zdarza. Chodzi o wspólny posiłek, jako znak
jedności rodziny.
Wszak Jezus uczynił najważniejszym środkiem
do zbawienia swoich uczniów – właśnie ucztę! Ostatnia
Wieczerza – to przecież wspólna kolacja. Msza Święta – to
uczta przy stole Bożego słowa i stole eucharystycznym!
Dlatego
właśnie rodzina powinna do swojego stołu wspólnie zasiadać, nie
jest natomiast dobrze, jeżeli każdy ze swoim talerzem zamyka się w
swoim pokoju. Wspólny posiłek powinno się rozpoczynać i
kończyć modlitwą.
Szczególnego
znaczenie mają w tym kontekście dwa posiłki: wieczerza
wigilijna i śniadanie rezurekcyjne.
Są one opatrzone wieloma
pięknymi tradycjami. Szczególnie wieczerza wigilijna winna się
odbywać w atmosferze wręcz religijnej: rozpoczęta modlitwą,
lekturą Pisma Świętego i śpiewem kolędy,
powinna przebiegać
w atmosferze uroczystej i bardzo rodzinnej. I bez alkoholu! Nie
rezygnujmy z tych pięknych form
i zasad! Nie
zapominajmy o pięknych tradycjach, związanych ze swoistym
„celebrowaniem” takich właśnie spotkań. Możemy tu mówić o
chrześcijańskim wymiarze świętowania przy stole.
W
ten sposób można świętować chociażby imieniny i urodziny
poszczególnych członków rodziny. Oczywiście, dzieci powinny
znać daty zarówno urodzin, jak i imienin swoich rodziców, podobnie
jak rocznicę ich ślubu.
Szczególnie ta ostatnia data powinna
być rodzinnym świętem, obchodzonym także przez wspólne
przeżycie Mszy Świętej w intencji jubilatów.
Więź
pomiędzy rodzicami a dziećmi buduje się również poprzez znak
Krzyża, czyniony przez rodziców swoim dzieciom
na czole
– przed swoim wyjściem do pracy, przed ich wyjściem
do szkoły…
Zewnętrznym
znakiem religijnej atmosfery w rodzinie są emblematy religijne w
domu.
Chodzi tu oczywiście o religijne obrazki, krzyże na
ścianach. Kiedyś w naszych domach ustawiało się ołtarzyki.
Taki ołtarzyk mieliśmy w naszym Domu rodzinnym. Była to półeczka
na ścianie. Stał tam krzyżyk i dwie świeczki, które
zapalaliśmy na czas wspólnego wieczornego pacierza.
Dzisiaj
najczęściej takim „ołtarzykiem” jest telewizor lub
komputer
– tylko ustawić obok świeczki! Czasami natomiast –
zamiast krzyża lub obrazka – można w domach zobaczyć jakieś
amulety, dziwaczne posążki, nie wiadomo skąd
pochodzące. Nierzadko powodują one przeróżne problemy
duchowe
, na co aż nadto często zwracają uwagę
egzorcyści. Dobrze więc może byłoby zainteresować się, czym
są niektóre „pamiątki”,
jakie przywozimy z zagranicznych
wyjazdów. Czy zamiast tego nie lepiej byłoby umieścić przy
drzwiach wyjściowych kropielniczkę na wodę
święconą,
aby wszyscy, wychodzą z domu, mogli uczynić nią
na sobie znak krzyża?…
I
tak już zupełnie na koniec – uwaga natury ogólnej: niech
temat wiary i praktyk religijnych nie
będzie aktualizowany
w
naszych rodzinach

jedynie przy
okazji
Chrztu,
Pierwszej Komunii

i to też tylko w wymiarze „imprezowym”. Poważne traktowanie
wiary jest gwarancją szczęścia w małżeństwie i w rodzinie. A
pomocą w takim jej traktowaniu może być przynależność
do jakiejś wspólnoty
rodzin
– na przykład: Domowego
Kościoła…

To
takich kilka bardzo prostych porad, wyprowadzonych z życiowego i
duszpasterskiego doświadczenia. Z pewnością, jest to wybór bardzo
skrócony i ogólny – można zauważyć wiele innych jeszcze spraw
i odnieść się od nich. Ale już
tych kilka, drobnych kroczków, to jakiś konkretny wkład w
budowanie rodziny mocnej, świętej i Bogiem silnej.
Pomyślmy:

Co
robię, aby w mojej rodzinie panowała prawdziwie dobra atmosfera?

Jakich
zachowań i postaw w tym celu unikam?

Na
ile jednoczę we wspólne budowanie tego dobra wszystkich członków
swojej Rodziny?

Pan
uczcił ojca przez dzieci, a prawa matki nad synami utwierdził. 

22 komentarze

  • " Wszystkim rodzinom udziel, Chryste,
    Pokoju, zgody i wesela;
    W Tobie niech znajdą jedność serca
    I pomoc w ciężkich chwilach próby."
    Tą modlitwę z Hymnu Jutrzni dedykuję wszystkim rodzinom.

  • Dziś egzorcyści – jutro inkwizytorzy? Bo ktoś sobie przywiózł z zagranic jakiś egzotyczny gadźet? Gdyby postawił rzezanego siekierą przez pijanego górala świątka, egzorcysta nie byłby potrzebny? Księże Jacku! Mamy koniec 2015 roku!!! Czy godzi się Księdzu korzystać z internetu, który też wymyślili heretycy z niechrześcijanami?
    – Jak dobrze, że my w naszej parafii mamy normalnego kapłana a nie ideologa – demagoga pragnącego dla innych, nie dla siebie, kijem Wisłę zawrócić… Normalnego – cywilizowanego – Nowego Roku życzę…

    • Pomimo obraźliwego, a nawet bezczelnego tonu tej wypowiedzi – która z tego właśnie powodu nie zasługuje na żadną odpowiedź – decyduję się jednak na kilka słów wyjaśnienia, ponieważ podjęta tu sprawa może zainteresować innych, nastawionych życzliwie, a nie z taką nienawiścią, jak powyższy Anonimowy Rozmówca.
      Otóż, słowa o dziwnych posążkach, przywiezionych z innych krajów, to wynik mojej rozmowy, jaką kilka lat temu przeprowadziłem z Egzorcystą, O. Stanisławem Wodzem w Kodniu. O. Stanisław już nie żyje, ale przez jakiś czas spełniał posługę Egzorcysty.
      I to właśnie on został w swoim czasie wezwany do domu, w którym coś straszyło… Jakieś dziwne, niewytłumaczalne odgłosy… Kiedy rozejrzał się po domu, nie znalazł żadnego emblematu religijnego, natomiast jakieś posążki, przywiezione gdzieś, z dalekich krajów, niewiadomego pochodzenia. Poprosił o ich usunięcie, argumentując, że mogły być używane jako amulety, czy do innego rodzaju praktyk magicznych. Gospodarze domu początkowo opierali się tej prośbie, ale w końcu ją spełnili. I dziwne zjawiska ustały.
      Tak mi to relacjonował ś.p. O. Stanisław Wódz, a ja nie mam żadnych wątpliwości, że w końcu 2015 szatan działa o wiele swobodniej, niż w tym rzekomo ciemnym Średniowieczu. A dlaczego tak może działać?
      Dlatego, że wykorzystuje głupotę i naiwność tych, którzy w niego nie wierzą i którzy działania egzorcystów bałamutnie kojarzą z jakąś inkwizycją, czy magią. Doświadczenie życiowe pokazuje, że ci, którzy najbardziej z posługi egzorcystów się śmieją, bardzo potem potrzebują ich pomocy.
      Tyle na ten temat. Ks. Jacek

    • Ale wystarczy oddać się Chrystusowi – tylko tak na serio, szczerze, nie po łebkach – aby zagrożenia duchowe nie miały do nas dostępu (przy czym sprawę stawiam jasno i nie w odniesieniu do sformułowania Ks. Jacka: wrzucanie różnych spraw do jednego worka z napisem "okultyzm" uważam za duże nadużycie).

    • Oczywiście – spotkałem się z tym, że do worka "okultyzmu" wrzucane jest chociażby używanie ziół :D, mieszane są obok siebie rzeczywiste zagrożenia duchowe z nurtami filozoficznymi różnych epok i kontynentów (oczywiście bez klarownych wyjaśnień i interpretacji). Myli się przyczyny ze skutkami, skutki z przyczynami itd.

  • "Józef musiał zdecydować czy wychowa "nie swoje" dziecko i czy to zaakceptuje. Musiał podjąć decyzję. Maryja również musiała podjąć trudną decyzję, przecież mogła zostać ukamienowana. Również ich Syn wiedząc, że jest Bogiem musiał być posłuszny rodzicom, a potem zgodzić się na te wszystkie okrucieństwa ze strony ludzi. Każdy z Nich, cała rodzina musiała podjąć trudną decyzję, musieli walczyć. Walczmy i my dzisiaj o swoje rodziny!"

    "W życiu małżeńskim najważniejsza jest żona i mąż, a nie dzieci czy rodzice. Mąż powinien słuchać żony, a nie robić tak jak chce jego mama. Mąż powinien się liczyć ze zdaniem żony, a nie słuchać tylko swojej mamy. Również żona jak urodzi dziecko nie powinna zapominać o mężu. W końcu to oni są połączeni sakramentem kościelnym . "

    To kilka "skrótów" z dzisiejszego kazania, które było połączone z przeczytaniem fragmentów listu.

    Gosia

    • Nazwisko O. Piotra Kieniewicza, coś mi mówi i informacje z Google potwierdziły skąd. Licheń – Sanktuarium MB, czerwiec tego roku, rekolekcje przygotowujące do Sakramentu Pokuty z całego życia. Prowadzącym był Kustosz tego Sanktuarium O. Wiktor Gumienny a spowiedzi słuchało ze 7 księży. O. Piotr Kieniewicz przydzielony został mojej grupie, więc był moim spowiednikiem. Niech Bóg będzie uwielbiony w Ojcu Piotrze, w Jego wielorakiej posłudze i Duch Święty działa w Nim i poprzez Niego. Chwała Panu.

    • Jestem pod osobistym wrażeniem wygłoszonej przez Niego homilii, a potem – rozmowy osobistej. To naprawdę głęboki człowiek… Bardzo się cieszę, że mogłem Go osobiście poznać. Pozdrawiam! Ks. Jacek

  • Czytając codzienne rozważania i pytania do Słowa zawsze zastanawiam się jak wyglada to u mnie, w mojej rodzinie. Różnie bywa z odpowiedzią. W niedzielę uczestniczymy we mszy św. całą rodziną, gdyż wnuczka śpiewa w scholi i godzinę wcześniej ma próbę na którą ją trzeba zaprowadzić, a po mszy odebrać. Jest to msza dla dzieci, więc już się przyzwyczaiłam, że dzieci różnie się zachowują w zależności od wieku i postawy rodziców. Nie ukrywam, że czasami denerwują mnie dzieci, którym rodzice dają maskotki na mszę albo autka. Często dzieci biorą czynny udział przez różne stroje w zależności od sytuacji: np we Wszystkich Świętych przebierały się za świętych, Dzień Misyjny za różne osoby z całego świata, a teraz przez cały czas śpiewania kolęd przynoszą różne instrumenty, mogą być zrobione własnoręcznie i przygrywają Jezusowi.
    Po mszy jeśli jest ładnie idziemy na spacer całą rodziną.
    Wieczorem jest wspólna modlitwa z wnuczkami: mama lub dziadkowie zaś z wnukiem tata. Na czole obowiązkowo krzyżyk na dobranoc. Modlitwą rozpoczynają wyjazd do szkoły i przedszkola. Dzięki temu najmłodsza 5-letnia bardzo ładnie się modli. Cała trójka uczęszczała do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne i to też widać w ich wychowaniu. Średnia wnuczka w tym roku szkolnym przystąpi do Pierwszej Komunii, a już w czasie wakacji poprosiła na swoje imieniny na prezent Pismo Święte.
    Jeśli chodzi o różne figurki i amulety to bardzo dobrze, że ksiądz Jacek o tym mówi i przypomnina, bo ludzie naprawdę nie zdają sobie z tego sprawy jakie to jest złe. To samo jest z różnymi zabawkami dla dzieci. Wystarczy przeczytać o tym w internecie, aby się dowiedzieć, które powinny zniknąć z domu jeśli takowe są.
    U nas znikły drzewka szczęścia, słoniki i zabawki z Hello Kity. Na szczęście, że znikły. Wspominam swoich rodziców, którzy mieli tyle przesądów, że się to mi dziś w głowie nie mieści: podkowy, czarny kot, kominiarz, jakieś zioła dawane zwierzętom, już nawet nie pamiętam co.
    Wszystkiego dobrego w nowym nadchodzącym roku dla wszystkich.
    Z Panem Bogiem.
    Wiesia.

    • Po przeczytaniu Pani komentarza zdecydowałam się napisać swój a mianowicie denerwuje Panią to,że rodzice przychodzą z dziećmi do kościoła które bawią się zabawkami na mszy a czy nie denerwuje Pani jak starsze Panie przychodzą na msze niby się pomodlić a rozmawiają całą msze?albo jak wchodzi do kościoła starsza osoba i nie wycisza tel.i w czasie mszy ktoś dzwoni do niej mało tego zamiast wyłączyć tel albo co najmniej wyjść z kościoła odbiera go i rozmawia w czasie mszy?.Mnie osobiście bardzo takie zachowanie denerwuje wydaje mi się,że rodzice nie robią tego na złość Pani czy innym ludziom a robią to po to aby zachęcić swoje dzieci do chodzenia do Kościoła bo pomimo,że to dziecko bawi się w tym kościele to coś z tej mszy zapamięta i wyniesie chociaż by to kiedy powinno wstać a kiedy uklęknąć.Dzieci są mądre i dużo obserwacja a przez obserwacje się też uczą.Co do scholi ja jako mała dziewczynka chodziłam co niedziela do kościoła i jak Pani wnuczka śpiewałam w scholi nie powiem bardzo długo trwało to moje śpiewanie chodzenie na rożnego typu występy i byłam bardzo często w kościele.Dzisiaj sama mam syna który przygotowuje się do Pierwszej Komunii i powiem Pani szczerze moje życie tak się zmieniło,że przez dobre 9 lat w kościele bywałam sporadycznie przy okazji mszy za kogoś z rodziny i tylko dlatego np;że nie wypadało nie pójść albo dlatego,żeby nie usłyszeć jaka to ja nie jestem zła.Moje dzieci dopiero od września zaczęły chodzić do kościoła i nie ukrywam nie było dobre to,że jak byli młodsi nie chodziłam z nimi do kościoła teraz chodzą bo jeden idzie w 2016 a drugi w 2017 do Komunii pytanie pewnie się nasuwa samo poco w ogóle idą do tej komunii skoro mama nie wierzy w Boga chodzi do kościoła powiedzmy jak by pod przymusem i zmusza tym samym dzieci do tego a odpowiedz jest prosta uważam,że skoro ja dostałam takie sakramenty to moje dzieci też je będą miały aż do bierzmowania a później zdecydują sami co będzie dalej.I teraz może Pani powiedzieć,że jestem złą mamą bo nie uczyłam moje dzieci chodzić do kościoła nie uczyłam ich jak powinni się zachować w tym kościele jednak to,że dzieci będą chodziły co niedziele do kościoła bo rodzice wierzą czy babcia wierzy też nie oznacz,że w dorosłym życiu tak będzie być może i Pani wnuki będą chodziły i wierzyły w Pana BOGA w dorosłym życiu czego im szczerze życzę,ale może się okazać,że będzie jak ze mną.A tak na koniec jakiś czas temu był szał dzieci na wszystko co wiąże się z Monster high w szkole Katecheta podjął walkę z rodzicami aby nie kupowali dziewczynką zabawek tego typu i co się okazało katecheta poszedł na urlop roczny bo rodzice zażądali zmiany i w tym wypadku uważam,że źle się stało bo te lalki były koszmarne a rodzice powinni sobie to uświadomić a nie zadać zmiany katechety.Osobiście uważam,że nie ma nic złego w posiadani drzewka szczęścia czy słonika bo wszystko jest dla ludzi jak aniołki itp to tylko figurki.Pozdrawiam M

    • Nie do końca się zgadzam ze stwierdzeniem "to tylko figurki" – wyjaśniłem to powyżej, w swojej wcześniejszej odpowiedzi. Co do zachowania starszych, o którym Pani pisze, to zgadzam się z tym, że jest ono niedopuszczalne (komórki w kościele, gadanie, itd.). I że od starszych można więcej wymagać, niż od dzieci.
      Natomiast jestem za tym, żeby jednak uczyć dzieci odpowiedniego zachowania w kościele. I jednak byłbym za tym, żeby nie zabierać do kościoła lalek czy samochodzików, czy jakichś cukierków lub ciastek, bo jednak kiedyś trzeba będzie dzieci (już zapewne starsze) tego oduczyć. Kiedy? Oczywiście, nie chodzi mi o to, żeby to robić na siłę, aby zniechęcić dziecko do chodzenia do kościoła. Ale myślę, że jak się będzie dziecku spokojnie, ale konsekwentnie przypominało o dobrym zachowaniu w kościele, to jednak z czasem zakoduje sobie w głowie i w sercu, że kościół to miejsce na tyle ważne, iż trzeba się w nim odpowiednio zachować. Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • Ja wiem ze ma Ksiadz racje,ale sa ludzie ktorzy ida z dzieckiem do koscioła z zabawka i to dziecko lepiej sie zachowuje jak bez niej z czasem moze sie okazac ze z pomoca rodzicow bedzie lepsze to niz nie chodzenie wogole chociaz by dlatego ze nasze dziecko jest niegrzeczne a ludzie patrza na nas z pod byka.Badz kazanie dziecku isc na msze bo Ksiadz w nagrode funduje wycieczke wszystkim dziecia ktore beda w kosciele.M

    • Droga M – uciekajmy jak najdalej od myśli, które z jakiegoś banalnego powodu (a to ksiądz niedobry, a to ludzie się patrzą, a to setki innych wymówek) odwodzą nas od przyjścia "do kościoła": zacznijmy od nie "chodzenia do kościoła", ale od chodzenia do Chrystusa. Na patrzące się osoby na trochę niesforne dziecko moją metodą było patrzenie się prosto w oczy tych patrzących: uciekali wzrokiem bardzo, bardzo szybko :). Wiele dają mszy dla dzieci – w miarę możliwości warto takie wybierać i jeżeli na takiej mszy znajdzie się ktoś "krzywo patrzący", to odwzajemnić mu krzywą cechę charakteru serdecznym uśmiechem :). BTW. chodzę na mszę w różnych godzinach i praktycznie zawsze są jakieś dzieci i baaaaardzo, baaardzo rzadko zdarza mi się widzieć jakieś negatywne spojrzenia na nie. Owszem, czasem tak – ale zdecydowanie częściej ludzie spoglądają z dobrocią w twarzy. Jeśli komuś dziecko przeszkadza w modlitwie, słuchaniu kazania, skupieniu na mszy, to lepiej niech zacznie od pracy nad sobą – ewidentne problemy z koncentracją ;). Uważam podobnie jak Ks. Jacek: mimo iż to trudna sztuka, to dziecku należy przykładem i atmosferą starać się pokazać wyjątkowy charakter miejsca, jakim jest Dom Boży, ale przecież nie "zamordyzmem" ;).

  • Masz racje Robert często jest tysiąc wymówek żeby nie iść do kościoła a co do mszy osobiście w moim kościele nie ma typowej mszy dla dzieci i tak sobie myślę,że mój kościół nie jest jedynym kościołem w którym nie ma takiej mszy,ale to nie ważne w sumie bo ja raczej jestem z typu rodziców pod przymusem może nie jest to dobre,ale uważam że lepiej tak niż wcale.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.