Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę…

U
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę sakry biskupiej przeżywa Ksiądz Biskup Henryk Tomasik, obecnie Pasterz Kościoła Radomskiego, a przed laty – Biskup Pomocniczy Diecezji siedleckiej, mój Profesor w Seminarium, a jednocześnie Biskup, który udzielił mi święceń diakońskich. Modlę się dla Księdza Biskupa o to, aby utrzymał ten wysoki styl swej pasterskiej posługi, którym imponuje wielu księżom i osobom świeckim. Niech Pan udzieli Mu swoich łask i mocy w apostolskim posługiwaniu!
     Imieniny zaś dzisiaj obchodzi Kacper Jaworski, za moich czasów – Ministrant w Parafii w Celestynowie. Życzę Mu, aby tak, jak Jego Patron, każdego dnia odnajdywał drogę do Jezusa, podążając za blaskiem Jezusowej prawdy! O to się będę dla Solenizanta modlił.
            Moi Drodzy, wczoraj dowiedziałem się, że w sobotę rano zmarł Pan Jan Stobiński ze Szklarskiej Poręby. Wiadomość dotarła do mnie w chwili, kiedy kończyła się już Msza Święta pogrzebowa. Pan Jan, z Żoną swoją Teresą, jako pierwsi przyjmowali mnie, wraz z moją Młodzieżą, w Szklarskiej Porębie, u początku mojego kapłaństwa. To właśnie od Nich zaczynaliśmy przygodę z tym miastem i z tym miejscem. Niech Jezus, Zwycięzca śmierci, wynagrodzi Panu Janowi ten bezmiar dobra, jaki przez lata okazywał mi osobiście i Młodzieży, z którą przyjeżdżałem. W tej właśnie intencji, w najbliższych dniach, będę sprawował Mszę Świętą.
        A dzisiaj mamy Uroczystość Objawienia Pańskiego, zwaną potocznie Uroczystością Trzech Króli. Przypominam, że z Uroczystością tą wiąże się – spoczywający na każdym katoliku – obowiązek uczestnictwa we Mszy Świętej. A piszę o tym dlatego, że 1 stycznia sporo Osób zupełnie o tym zapomniało! Przypominam zatem dzisiaj o tym obowiązku, który dla człowieka prawdziwie wierzącego nie jest obowiązkiem, a radością serca. Udział w samym Orszaku Trzech Króli nie wystarczy.
        Na głębokie, radosne i religijne przeżywanie dzisiejszej Uroczystości – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Uroczystość
Objawienia Pańskiego,
do
czytań: Iz 60,1–6; Ef 3,2–3a.5–6; Mt 2,1–12
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Powstań,
świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło
i
chwała Pana rozbłyska nad tobą.
Bo
oto ciemność okrywa ziemię
i
gęsty mrok spowija ludy,
a
ponad tobą jaśnieje Pan
i
Jego chwała jawi się nad tobą.
I
pójdą narody do twojego światła,
królowie
do blasku twojego wschodu.
Podnieś
oczy wokoło i popatrz:
Ci
wszyscy zebrani zdążają do ciebie.
Twoi
synowie przychodzą z daleka,
na
rękach niesione twe córki.
Wtedy
zobaczysz i promienieć będziesz,
zadrży
i rozszerzy się twoje serce,
bo
do ciebie napłyną bogactwa zamorskie,
zasoby
narodów przyjdą ku tobie.
Zaleje
cię mnogość wielbłądów,
dromadery
z Madianu i z Efy.
Wszyscy
oni przybędą ze Saby,
ofiarują
złoto i kadzidło,
nucąc
radośnie hymny na cześć Pana.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Bracia:
Przecież słyszeliście o udzieleniu przez Boga łaski danej mi dla
was, że mianowicie przez objawienie oznajmiona mi została ta
tajemnica.
Nie
była ona oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak
teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i
prorokom, to znaczy że poganie już są współdziedzicami i
współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w
Chrystusie Jezusie przez Ewangelię.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy
Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda,
oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest
nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na
Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”.
Skoro
usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima.
Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał
ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz.
Ci
mu odpowiedzieli: „W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok:
«A
ty, Betlejem, ziemio Judy,
nie
jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy,
albowiem
z ciebie wyjdzie władca,
który
będzie pasterzem ludu mego, Izraela»”.
Wtedy
Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o
czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł:
„Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je
znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu
pokłon”. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A
oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż
przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy
ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli
Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon.
I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i
mirrę.
A
otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą
udali się do ojczyzny.
To,
co dzisiaj jest dominującym obrazem, jaki jawi się przed naszymi
oczami po wysłuchaniu wszystkich trzech czytań, to – z jednej
strony – wyraźny i mocny blask światła, a z drugiej:
wielkie rzesze ludzi, za tym światłem podążające.
W
pierwszym czytaniu, Prorok Izajasz ukazuje nam owo światło, jako
blask Bożej chwały, rozjaśniającej Święte Miasto Jeruzalem.
Słyszymy takie słowa: Powstań,
świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło
i
chwała Pana rozbłyska nad tobą. Bo oto ciemność okrywa ziemię i
gęsty mrok spowija ludy, a ponad tobą jaśnieje Pan
i
Jego chwała jawi się nad tobą.

I
zaraz potem, padają następujące słowa: I
pójdą narody do twojego światła,
królowie
do blasku twojego wschodu. Podnieś oczy wokoło i popatrz: Ci
wszyscy zebrani zdążają do ciebie. Twoi synowie przychodzą z
daleka,
na
rękach niesione twe córki.

W
dalszej części Proroctwa ukazany jest nam obraz owych rzesz
wędrujących
za światłem

– a może dokładniej: do
światła

– w taki sposób, iż od razu nasuwa się nam skojarzenie z
wędrówką trzech tajemniczych Królów
– Mędrców – Magów,

jak zwykło się określać owych tajemniczych przybyszów.
W
prorockiej przepowiedni Izajasza słyszymy: Wtedy
zobaczysz i promienieć będziesz,
zadrży
i rozszerzy się twoje serce, bo do ciebie napłyną bogactwa
zamorskie, zasoby narodów przyjdą ku tobie. Zaleje cię mnogość
wielbłądów, dromadery z Madianu i z Efy. Wszyscy oni przybędą ze
Saby, ofiarują złoto i kadzidło,
nucąc
radośnie hymny na cześć Pana.

A
Ewangelista Mateusz relacjonuje pokłon Mędrców w taki oto sposób:
A
oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż
przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy
ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli
Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon.
I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i
mirrę.

Zobaczmy,
jak bliskie są te opisy: zarówno ten ewangeliczny, jak i ten
Izajaszowy, zredagowany
jakieś osiemset lat wcześniej. Po prostu, widać w tym wszystkim
bardzo
konkretne
i
jednolite
działanie
Boga,

podejmowane
na przestrzeni wieków, a
ukierunkowane
na dobro i zbawienie człowieka. W
tym celu także,
w określonym czasie, w bardzo konkretnym punkcie historii, Bóg
objawia
swego Syna całemu światu –
również
przedstawicielom narodów pogańskich. Bo bohaterowie dzisiejszego
dnia są właśnie przedstawicielami narodów pogańskich.
I
tylko dla porządku przypomnijmy, że mówiąc o narodach pogańskich,
nie mamy na myśli jakichś ludów gorszych, czy potępionych. To w
naszej, potocznej mowie, określenie:
„poganin”
oznacza człowieka odwracającego się plecami do Boga, lekceważącego
wiarę i jej zasady

– chociaż ci, którzy innych tak
nazywają,
sami często lepsi nie są. Ale to już zupełnie
inna
sprawa.
Natomiast
w przekazie biblijnym, narody pogańskie to te, które nie
wyznają wiary w Boga Jedynego, Boga Jahwe,
ale
które jednocześnie

jak słyszymy – są bardzo
często życzliwie nastawione i otwarte na blask prawdy. Doskonale
pokazuje to postawa naszych dzisiejszych bohaterów – a konkretnie:
wytrwałość,
z jaką zmierzali do celu i wielkie ich pragnienie zobaczenia Syna
Bożego.

Ich
postawa wyraża pragnienia niezliczonych rzesz ludzi, szczerze
dążących do spotkania z Bogiem! Nie wiemy, ilu tych
ludzi jest
– podobnie, jak nie wiemy, ilu było Mędrców. Zauważmy, że
Mateusz
wcale nie mówi,
iż
było ich trzech.
To
Tradycja ustaliła taką liczbę – jak się uważa: na
podstawie liczby darów, które złożyli.

Ale ilu ich naprawdę było – nie wiemy.
To
także jest symbolem owej nieprzeliczonej
liczby ludzi,

dążących przez wieki do Boga, do zbawienia, a również jest to
symbolem tego, że Jezus swego przyjścia nie
ogranicza tylko do jednego narodu,
ale
objawiając się dzisiaj przedstawicielom całego świata, wysyła
jasny sygnał, iż
do
całego świata, do wszystkich ludów i narodów, do każdego
człowieka

przyszedł tamtej pamiętnej Nocy w Betlejem.
Dobitnie
tę prawdę, o której tu sobie mówimy, podkreśla Paweł Apostoł w
dzisiejszym drugim czytaniu, będącym fragmentem Listu do Efezjan.
Stwierdza
on tam, że poganie
już są

współdziedzicami
i
współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w
Chrystusie Jezusie przez Ewangelię.

I
może
zapytamy: cóż w tym takiego nadzwyczajnego? Dla nas
może rzeczywiście nic, dlatego, że przyzwyczailiśmy się do tego,

Kościół
dzisiaj obejmuje swoim zasięgiem cały świat.

Ale wtedy, u jego początków, sporo było niejasności, a nawet
napięć, spowodowanych tym, że niektórzy wymagali
od pogan, aby najpierw przyjęli religię żydowską

z jej wszystkimi wymogami (jak chociażby obrzezanie),
a dopiero z
tej płaszczyzny aspirowali do wspólnoty Kościoła. Wiemy, że
sprawę tę Apostołowie
rozstrzygnęli
w
ten sposób, iż poganie
mogli
bezpośrednio przyjmować chrześcijaństwo.

I dzisiaj o tym pisze Święty Paweł.
A
dla nas, całe to rozważanie i wszystko, co tu sobie mówimy, jest
przypomnieniem, że i my także
jesteśmy w liczbie tych, do których przyszedł Jezus;

i my także jesteśmy adresatami wszystkich darów, jakimi chce On
obdarować człowieka, ale – uwaga! – jesteśmy również w
liczbie tych, którzy Chrystusa mają innym zanieść;

którzy Chrystusa mają innym objawić! Tak – objawić!
To
nie są jakieś przesadne, nadmierne, zbyt napuszone słowa. My,
którzy jesteśmy od lat w wierze wychowywani, którzy od lat żyjemy
w świetle Bożej nauki i Bożej łaski, mamy objawiać
Jezusa tym, którzy dzisiaj są owymi „poganami”.

I znowu, podkreślmy to bardzo mocno: są oni tymi „poganami” nie
w tym sensie, że są od nas gorsi lub głupsi, ale dlatego, że albo
nie wyznają w ogóle wiary chrześcijańskiej, ale wierzą słabo,

bez przekonania, praktykują niesystematycznie, nie są w tej
postawie konsekwentni… Nie potępiamy ich, ani nie krytykujemy, bo
częstokroć znaleźli się oni w takiej sytuacji nie
ze swojej winy!
Dlatego
zamiast dużo mówić, komentować i oceniać – lepiej pokazać im
drogę do Jezusa, pokazać im prawdziwe
Światło,
blask Gwiazdy,

za którym to blaskiem mogliby oni podążyć. Jak to zrobić? Jak
przełożyć te piękne, biblijne obrazy, na konkret w naszym życiu?

Myślę,
że dokonuje się to każdego dnia, kiedy jedni
dla drugich jesteśmy pomocnikami,

doradcami, przewodnikami po drogach życia – po prostu: kiedy
jesteśmy autorytetami.
Jest
przecież rzeczą oczywistą, że każdy z nas, jak tu jesteśmy,
mógłby wyliczyć kilka, czy kilkanaście osób,
które w jego życiu odegrały bardzo istotną rolę,

które były dlań wzorami (często niedoścignionymi!),
przewodnikami, opiekunami, nauczycielami – autorytetami
właśnie.
Każdy
z nas na pewno takie osoby mógłby wyliczyć, nieraz ocierając przy
tym łzę wzruszenia, bo owo piękne wspomnienie zapewne i z tym
byłoby związane… Zwłaszcza, jeśli przyszłoby
wspomnieć rodziców,

będących pierwszymi
nauczycielami i nierzadko największymi autorytetami w życiu; albo
kiedy wspomniałoby się swoje
pobożne
babcie,

czy innych członków rodziny, albo
nauczycieli, albo duszpasterzy…

Z wieloma być może ciągle utrzymujemy kontakt, niektórzy może
już odeszli do Pana – ale ze wszystkimi wiążą się nasze miłe
wspomnienia i nasza
przeogromna wdzięczność

za dobro, które nam pozostawili, którym nas ubogacili…
A
to, że tak ich dzisiaj wspominamy, pokazuje tylko i potwierdza, jak
bardzo zawsze było potrzeba i jak dzisiaj potrzeba – prawdziwych
autorytetów! Naprawdę!
Potrzeba
autorytetów, przewodników, nauczycieli! To się może wydawać
stwierdzeniem nieprawdziwym, bo dzisiaj ludzie
rzekomo
nie
lubią, jak się ich poucza,

jak się im coś doradza, czy chce się im pomóc. Podobno tak
uważają.
Tylko
ciągle
okazuje się, że
kiedy zobaczą przed sobą człowieka
z charyzmą
;
człowieka, który ma coś sensownego do powiedzenia, który
piastując jakiś urząd – nawet państwowy, polityczny – potrafi
pełnić go w sposób godny, natychmiast
lgną do 
niego!
I nie przeszkadza im, że – na
przykład – Prezydent, w chwili objęcia urzędu, miał zaledwie czterdzieści dwa lata. To zupełnie nie było przeszkodą do tego,
aby na
spotkanie z nim przychodziły wielkie rzesze ludzi,

dla których zaszczytem było uściśnięcie mu ręki, zrobienie z
nim zdjęcia, czy zamienienie kilku zdań.
I
naprawdę nie chodzi mi tu o promowanie konkretnego człowieka, czy
konkretnej partii, ale o
zjawisk
o
społeczn
e,
które można było zobaczyć w mediach; zjawisko
– dla
mnie osobiście – fenomenalne!
Fenomenalne
– ale nie zaskakujące.
Bo potwierdza ono
tylko
wspomnianą
prawdziwą
potrzebę autorytetu, jaką nosi w sobie każdy człowiek.

Tak,
każdy z nas, Kochani, jak tu jesteśmy, chce się na kimś wzorować,
chce mieć w życiu jakiś punkt
oparcia i punkt odniesienia.
Chce
mieć taką gwiazdę,
za blaskiem której będzie podążał,
zachowując
pewność,
że nie zbłądzi na drogach współczesności, które to drogi tak
często, niestety, ogarnięte
są mrokiem różnych wątpliwości, obaw, niepewności jutra,
różnych lęków…
Dlatego
właśnie ludzie
noszą w sercu prawdziwą
potrzebę autorytetu.

Ale – także na podstawie dzisiejszego słowa Bożego –
doprecyzujmy: ludzie noszą w sercu prawdziwą
potrzebę autorytetu prawdziwego!

Zobaczmy,
wielcy Mędrcy ze Wschodu dali
się poprowadzić światłu prawdziwemu,

a więc temu, którym ich drogę rozjaśnił sam Bóg! Nie zrobiły
na nich natomiast
wrażenia
świecidełka,
którymi – jak każdy ówczesny władca w tamtych rejonach –
dosłownie obwieszony był Herod. Jego blask był dla nich takim
właśnie tanim
świecidełkiem, jakimś marnym odblaskiem,
jakąś
lichą atrapą,

dlatego załatwiwszy z nim to, co koniecznie
trzeba
było
załatwić, więcej się już u niego nie zjawili. Poszli
natomiast za światłem prawdziwym,
za
tym blaskiem chwały Bożej, o którym mówi nam dziś Izajasz w
pierwszym czytaniu.
W
naszych czasach również nie brakuje autorytetów
sztucznych,

ludzi „znanych z tego, że są znani”, przewodników
samozwańczych, fałszywie i przesadnie promowanych w przychylnych im
mediach. Ci ludzie roszczą sobie jakieś dziwne pretensje do
wskazywania innym życiowych dróg, do
pouczania lub upominania innych,

chociaż ich własna
postawa
i życiowe dokonania pozostawiałyby wiele do życzenia.
Można
by powiedzieć, że owo rzekome światło, którymi chcieliby oni
rozjaśniać ludzkie drogi, to w rzeczywistości te
same odblaski i tanie świecidełka, którymi obwieszony był Herod.
Za
takimi autorytetami nie należy iść, bo szybko okaże się, że
jesteśmy na manowcach i błądzimy bardzo daleko od właściwej
drogi, wiodącej do zbawienia. Za
kim zatem należy pójść?

I które światło –
w całej tej panoramie wielu świateł i światełek,
niczym panorama wielkiego miasta, widzianego nocą – jest
tym jedynym światłem i prawdziwym; tym, za którym trzeba nam
pójść?
Myślę,
że odpowiedź nasuwa nam się sama: światłem prawdziwym jest tylko
to, które pochodzi od Jezusa.
Albo
jeszcze precyzyjniej: to,
którym jest On sam!
I
ci ludzie mogą i powinni być naszymi
autorytetami, którzy żyją w
pełnym zjednoczeniu z Jezusem,

którzy Jego światło i blask Jego chwały ukazują ludziom swoim
życiem, swoją postawą, każdą swoją decyzją, każdą swoją
wypowiedzią. Wszyscy inni, choćby mamili nas wielokolorowymi i
różnorodnymi świecidełkami i błyskotkami – oszustami
są i basta!

Spróbujmy
zatem z treści, jakie płyną z dzisiejszego Bożego słowa – i z
całego dzisiejszego Święta – wyprowadzić dwa konkretne wnioski.
Po
pierwsze: mamy
szukać prawdziwych autorytetów, autentycznych świadków, ludzi
Bożych i Boże światło niosących

– i tylko za tymi podążać. Nasza osobista
godność i szacunek do siebie samych

nie powinien nam pozwolić na to, by bezwiednie podążać za każdym,
kto ładnie się uśmiechnie przed kamerą, czy omami nas jakimś
„okrągłym” słówkiem. Tylko
za prawdziwymi autorytetami powinniśmy podążać!
To
po pierwsze.
A
po drugie: takimi
autorytetami dla innych my sami
także
powinniśmy
się stawać!
Owszem,
nam jest o wiele łatwiej i wygodniej ustawiać się w roli – jeśli
tak można powiedzieć – odbiorcy”
autorytetu.

Łatwiej jest bowiem ustawić się w takiej pozycji, że to inni mają
być dla nas autorytetami, przewodnikami, nauczycielami, a my
będziemy sobie spokojnie za nimi podążać, ale
od nas samych to niech nikt niczego nie oczekuje,

bo gdzież my się tam będziemy wychylać – my, tacy prości,
zwyczajni ludzie…
Otóż,
tak jest może i wygodniej, ale
tak
iej
postawy przyj
mować
nie
wolno!
Bo tak jest nieuczciwie!
Jak
bowiem
można
tylko brać, a od
siebie
nic nie dawać?
Dlatego
każdy
ojciec rodziny i każda matka

– wobec swoich dzieci; każdy małżonek
– wobec współmałżonka; każdy starszy
członek rodziny

– wobec młodszego; każdy przełożony
– wobec swoich podwładnych; każdy nauczyciel
i wychowawca

– wobec swoich uczniów; każdy duszpasterz
– wobec swoich wiernych; i w ogóle: każdy przyjaciel
– wobec swego przyjaciela; każdy chrześcijanin
– wobec tych, wśród których na co dzień żyje, ma
się stawać takim
prawdziwym
autorytetem, wzorem do naśladowania, przekazicielem Bożego światła!

I
to nie jest tylko
„taka
sobie” możliwość, którą ewentualnie można uwzględnić – w
swoich osobistych planach i w swojej postawie. To
jest obowiązek!
To
jest obowiązek, wynikający z faktu przyjęcia przez nas Chrztu
Świętego! Ale także i z tego, że w ten sposób mamy możliwość
odwdzięczenia się

wobec tych, którzy byli naszymi autorytetami i przewodnikami. Zwykle
nie mamy możliwości bezpośredniego odwdzięczenia się im samym,
mamy
za to możliwość bycia autorytetami dla innych.

I od
tego obowiązku nie powinniśmy się uchylać.
Oczywiście,
cały czas
mamy na myśli
autorytet
prawdziwy,

czyli taki, który swoją pozycję i swój przekaz buduje na
Chrystusie. A symbole, które poświęconą kredą dziś wypiszemy,
niech będą dla wszystkich, pukających do naszych drzwi znakiem, że
za tymi drzwiami mieszkają właśnie
tacy ludzie:
ludzie,
żyją
cy
na co dzień w blasku Bożej chwały
i
pragnący
tym blaskiem dzielić się
z
każdym
– z
każdym, bez
wyjątku! – kto tylko progi
ich domu przekroczy… 

7 komentarzy

  • Poemat Boga-Człowieka
    I wyruszają w drogę z odległych Indii, z mongolskich pasm górskich, nad którymi szybują tylko orły i sępy, a Bóg przemawia przez szum wichrów i [szmer] potoków, wypisując tajemnicze słowa na bezkresnych stronicach [pokrytych] śniegiem. [Jeden wyrusza] z ziem, z których wytryska Nil i płynie żyłą zielonego lazuru do błękitnego serca Morza Śródziemnego. I ani góry, ani lasy, ani piaski wyschniętych oceanów i bardziej niebezpieczne od nich wody mórz nie powstrzymują ich marszu. Gwiazda jaśnieje nad nimi nocami, nie pozwalając im zasnąć. Gdy bowiem szuka się Boga, wtedy zwierzęce nawyki [ciała] muszą ustąpić przed niecierpliwością [serca] i nadludzkimi potrzebami.

    http://www.voxdomini.com.pl/valt/valt/v-01-057.htm
    Dasiek

  • Nie wiem czy ja jestem głupi albo źle to rozumuję ale cytuję:
    ,,każdy małżonek – wobec współmałżonka'' nie jest tutaj popełniony błąd? Nie powinno być ''wobec współmałżonki''?

    • Nie jesteś wcale taki głupi – tak powinno być… Bo małżeństwo to zazwyczaj kobieta i mężczyzna… Ale widzisz bywają już małżeństwa złożone z [dwóch] małżonków lub [dwóch] małżonek… A nawet mówi się u nas o dwóch bliźniakach, kiedy już jeden bliźniak wystarczy niekiedy. "Myślę, że ludzie mają w życiu naprawdę większe problemy"…

    • Widać jesteś taki głupi skoro szukasz dziury w całym bo niby po co dla swojego ja?.A może chcesz zabłysnąć tylko jakoś nie bardzo Ci to wychodzi.Popieram Ks.Jacka ludzie mają większe problemy. M

    • Dziękuję za ten rozsądny głos M. No cóż, jak ktoś nie ma problemów prawdziwych, to musi sobie poszukać. I jeszcze innych w nie wciągać. I to jest rzeczywiście problem… Ks. Jacek
      P.S. A Anonimowemu Mędrcowi zwracam uwagę, że nie jesteśmy ze sobą na "Ty"

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.